jako osoba, która przez wiele lat zajmowała się pisaniem o tym i owym (zdarzały się też komiksy), powiem tylko tyle, że - jeśli już używamy agrarnego porównania - wioską jest czekanie na egzemplarz recenzencki i obrażanie się (sic!), że się go nie dostało. oczywiście, że każda szanująca się redakcja powinna skompilować sobie bazę firm, które chętnie egzemplarze do recenzji podsyłają, ale żerowanie li tylko na nich jest... płytkie.
dla mnie sytuacja jest prosta:
1) jeśli piszę o czymś (weźmy, że o komiksach), to sie na tym znam - jeśli nie wiem, kto to Moebius, ani jak nazywał się trzeci tom Thorgala lub ile razy umierał Superman, to zajmuję się lizaniem znaczków na poczcie, a nie recenzowaniem komiksów.
2) jeśli znam się na tym, o czym piszę, czytam to.
3) jeśli czytam, muszę skądś mieć egzemplarze - jedni niczym bydło okupują podłogi empików i paluchami mielą komiksy, które później ktoś musi kupić, bo innych nie ma; drudzy, zasiadając w redakcji szanownego portalu lub szanownej gazety, czekają na listonosza; trzeci zaś, z pasji, podkreślam: z pasji, nie tylko czytają egzemplarze recenzenckie, nie tylko przeglądają komiksy w empiku, ale przede wszystkim kupują je za własne pieniądze, bo je po prostu lubią. okej, rozumiem, że nie sposób kupować wszystko, ale właśnie po to mamy własny gust, by chłam odrzucać, a perły hołubić.
4) jeśli mam skądś egzemplarze, robię selekcję. wiadomo, że kupuję to, co może mnie zainteresować. oczywiście zdarzają się nietrafione zakupy, tak samo jak nietrafione egzemplarze recenzenckie przesłane przez wydawcę. po to robię selekcję, żeby napisać o tych komiksach, które: a) trafiają w mój gust (oczywistą sprawą jest, że jeśli moją domeną są, dajmy na to, horrory, to nie będę w stanie napisać rzetelnej recenzji mangi dla panienek - analogicznie w muzyce: jeśli pasjonuje mnie blues i jazz, nie biorę się za recenzowanie black metalu), b) przynajmniej trochę mi się podobają - uważam, że pisanie o ewidentnych gniotach to sytuacje wyjątkowe, gniot bowiem po to jest gniotem, żeby gnił sobie w zapomnieniu, po co to reklamować?
5) jeśli zrobiłem już selekcję, piszę sobie o komiksie, wierny staro-machinowej tezie: "jesteśmy subiektywni", cokolwiek bowiem by na ten temat nie płodzić, recenzja zawsze, ale to zawsze jest subiektywna (przy czym odróżniamy tu recenzję od tekstu reklamowego).
i już. proste? oczywiście. tymczasem pretensja do wydawcy, że nie przesłał egzemplarza jest pasożytnictwem najczystszej wody. recenzując komiks nie reklamujemy bowiem wydawcy, lecz - o ja naiwny! - krzewimy kulturę pośród tej części społeczeństwa, której obce jest gładkie układanie myśli w słowa.