gildia.pl

Gildia Komiksu (www.komiks.gildia.pl) => Komiks - tematy ogólne => Wątek zaczęty przez: LordDisneyland w Luty 02, 2017, 07:37:05 pm

Tytuł: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Luty 02, 2017, 07:37:05 pm
 Taka propozycja-  może chętni podsumowaliby każdy miesiąc lektur i zakupów?
Osobom dysponującym słabszym zapleczem finansowym niż mniemcy byłoby łatwiej stwierdzić, na co przeznaczyć ciężko zgromadzoną kasę....No i  można też[ głównie] odradzić tytuły niewarte splunięcia.
Proponowałbym następujące kategorie:
1-Najlepszy komiks zakupiony
2-najlepszy komiks przeczytany
3-najgorszy komiks zakupiony
4-najgorszy komiks przeczytany
5-najwieksze zaskoczenie - tak na plus, jak na minus.
 
Nie wiem, czy to dobry pomysł -ale spróbujmy. Moje typy stycznia-
1. Wytches vol1- rewelacyjnie nastrojowa praca Snydera i Jocka, dla ojców dodatkowa porcja emocji...i dzięki temu TPB zacząłem doceniac pracę kolorystów- Hollingsworth robi tu rzeczy pomnikowe. Snyder bardzo dobrze- i szczerze, jak sądzę- opisuje relacje ojca z córką...jeszcze kilkanaście lat temu uznałbym ten scenariusz za  raptem dobry.
2. j.w.
3.X-Men-Bitwa Atomu. Oczekiwałem czegoś wiecej, niż ogólne bezhołowie... Miszmasz jest dobry, gdy chodzi o drinki, ale i tam umiar jest wskazany. Tu mamy zmagania, jak polepić wątki i wyjść z tego z twarzą...err....to znaczy z kasą. Ale Bachalo nadal rysuje fajnie...tyle że na kilkaset stron, to może kilkadziesiąt wartych jest uwagi. I ERibic też słabo wypada.
Najlepszy żart- to, że czekałem na ten komiks, jakby było na co...
4. L.Mann-Thoughts From Iceland. No nie wiem, co napisać. Homoseksualny hipster, nowojorski żyd  jadzie ci ja panie na Islandię, i ja cię kręcę, bezpiecznie zwiedza okolicę. Dość powiedzieć, że nocą na pustej ulicy zastanawia się , gdzie tu pęcherz opróżnić, a przez cały [parę dni tam spędził, luuudzie!] pobyt zastanawia się, która sojowa latte [Islandia nie kojarzyła mi się dotąd z tym czymś] najlepsza i czemu inny zboczeniec go nie wyrwał .  Poza tym dostajemy jeszcze amerykański przewodnik, co kupić- tu zaskoczyło mnie PrincePolo.  Zboczone te porady turystyczne zostały mi polecone przez złośliwą koleżankę, wiedzącą, jak mnie zirytować. Dziękuję jej niniejszym- a wszystkim wielbicielom komiksu odradzam.
5. Pozytywne zaskoczenie? Na pewno  Wytches, Indestructible Hulk Waida, w ogóle Hulkowe komiksy przeczytane w tym miesiącu były powyżej normy. Zaskoczył mnie też Romero-"Empire of the Dead Act1" jest naprawdę niezłe, mimo, że temat ograny jak "SmokeOnTheWater" przez początkujących gitarzystów.
 
No i tyle- może polecicie i odradzicie jakieś tytuły.
 
 
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: Death w Luty 02, 2017, 08:12:50 pm
Moim zdaniem powinniśmy się ograniczyć tylko do przeczytanych. Nie ma znaczenia czy kupiłeś, ukradłeś, czy pożyczyłeś. Przecież jeśli najlepszy kupiłeś i przeczytałeś, to będzie ten sam w obu punktach. A jeśli inny kupiłeś, a inny pożyczyłeś i masz dwa różne, bo ten pożyczony był lepszy, to przecież dla użytkowników forum i tak nie będzie miało znaczenia czy go kupiłeś czy pożyczyłeś, bo to twoje życie. :biggrin: Niczego to nie zmienia w jaki sposób ogarnąłeś dany komiks i czy po lekturze leży na twojej półce, u kumpla czy w Empiku...
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: greg0 w Luty 02, 2017, 09:10:30 pm
Może być.
Ja bym  faktycznie ograniczył do kategorii nr. 2 , 4 , 5
Proponuję  -,,najgorszy komiks przeczytany,,  zmienić na - ,, komiks który mi nie podszedł,, -  dla spokojności ( nerwowe komentarze ultrafanów niektórych tytułów i autorów).
...
Muszą być uzasadnienia czy wystarczy podać tytuły ?

Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: kenji w Luty 02, 2017, 09:14:57 pm
A czy sie różni najlepszy komiks zakupiony od przeczytanego ???
Temat fajny , ciekawy, i do dopracowania
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: Leyek w Luty 02, 2017, 09:43:35 pm
A czy sie różni najlepszy komiks zakupiony od przeczytanego ???


Wg mnie zakupiony to kupiony w aktualnym miesiącu (nowość), a w przeczytany może być coś z "kupki wstydu", co już np. nie jest dostępne w pierwszym obiegu. Myślę że taki podział ma sens aczkolwiek może należałoby jakoś nazwy dopracować.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Luty 02, 2017, 09:57:35 pm
A czy sie różni najlepszy komiks zakupiony od przeczytanego ???
Temat fajny , ciekawy, i do dopracowania
Fakt, dopracować trzeba. A na pytanie - pkt4, dostałem do przeczytania komiks, który wywraca mię flaki.Brzydzę się i odradzam.
Ale uważam, że jakaś mutacja tematu może i byłaby przydatna...

@ leyek- masz rację, chodzi o dany miesiąc- co znaleźliśmy z  nowych, ale i komiksy kupione na rynku wtórnym , i te, które aż palą oczy- chociaż spodziewaliśmy się cudów.

Dawajcie, panie i panowie typy, w walce będziem organizować modyfikacje.

PS- panowie, mam kilka komiksów, których wskutek upośledzenia językowego nie jestem w stanie przeczytać już 20 lat bez mała- a i tak z kolekcji nie wypadają, bo rysownicy się bronią :) Ale rozumiem, ze dla uproszczenia kategorii no.1 i no.2 można w jedno scalić. Tylko błagam- opisujcie swoje typy, bo wkrótce nas pożrą kwestie formalne.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Luty 03, 2017, 08:06:33 am
Żeby trochę rozruszać (wydaje mi się ) dosyć ciekawy temat, zacznę swoje typowanki, skupiając się tylko na komiksach przeczytanych.

Osobiście czytam jeden komiks tygodniowo + to co przeczytam wspólnie z synem, a więc nie wychodzi tego wiele. Ruszy się coś bardziej kiedy z synem skończymy lekturę. Tak więc w styczniu przeczytałem (w tej kolejności): Alias 1 (drugie czytanie, Mucha), Alias 2 (Mucha), Sam strach cz. 1 i 2 (drugie czytanie, WKKM), Tajna inwazja (drugie czytanie, WKKM), Elektra Assassin (Egmont), Miracleman (Mucha).
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Luty 03, 2017, 01:27:48 pm
Dzięki za rozruszanie. :cool:   Ile syn ma lat? Iznogud już mu się podoba?

PS- nie wiem, jak czytać te białe literki. GoatDamnIt....

Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Luty 03, 2017, 02:04:10 pm
Dzięki za rozruszanie. :cool:   Ile syn ma lat? Iznogud już mu się podoba?
Na chwilę obecną 10, a jak będzie miał tyle, że już go nie będzie interesowało wspólne czytanie z ojcem, to już drugi mi dorasta - obecnie 1,5 roku.

PS- nie wiem, jak czytać te białe literki. GoatDamnIt....
Po prostu zaznacz tekst przytrzymując lewy przycisk myszy. Mam nadzieję, że jest to opcja tymczasowa i funkcja spojler w końcu się pojawi.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: pucek_miszcz w Luty 04, 2017, 12:34:15 am
Podoba mi się taka dyskusja, będzie wiadomo co brać, a czego się wystrzegać :D
1. Wonder Woman - Kości: dobre zakończenie najlepszego runu z New 52 w Polsce. To chyba jedyna seria z Nowego DC co do której jestem pewny, że jej nie sprzedam za jakiś czas
2. Batman - Śmierć w rodzinie: nie jest to bardzo zły komiks, ale w styczniu miałem wysoki poziom przez co akurat temu tomowi się oberwało
3. Valerian - Długo się opierałem przed rozpoczęciem tej serii ale jak już wypożyczyłem pierwszy tom to teraz lecę po kolei z całością. Cieszę się na dodruk bo z pewnością kupię całość dla siebie
4. Brak zaskoczenia na minus
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Luty 04, 2017, 11:02:42 am
@Pucek- Valerian to zupełnie nie moja bajka, ale może zerknij na to-
http://www.komiksy.info.pl/w-sprzedazy/valerian-vol-5-6-7-8-sc-eng-bdb-bdb-detail.html
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: pucek_miszcz w Luty 05, 2017, 09:21:00 am
Dzięki za info, preferuję jednak polskie wydania ;)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Marzec 01, 2017, 11:59:29 am
Lektury lutowe: Wonder Woman t. 1-3 (drugie czytanie), Wonder Woman t. 4-5, Oblężenie (drugie czytanie), Pierwsi Avengers (drugie czytanie), Shadowland. Kraina cieni (trzecie czytanie).
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Marzec 01, 2017, 12:39:20 pm
 
Luty roku 2017
1.Jednak "Injection vol.1" - tomik wyjątkowo wpisał mi się w nastrój tego miesiąca. Znakomita, choc nie odkrywcza, rozedrgana fabuła Ellisa, dobra praca grafików.  Ale konkurencja w lutym była zażarta, doskonały "Indestructible Hulk" i  prześmieszny  "Lockjaw & Pet Avengers" były blisko podium.... że nie wspomnę o "Zagładzie Gotham"- ale to od dawna jeden z moich ulubionych tomów. Plus dla WKKDC za dołączoną dodatkową historię Mignoli&Nixeya, nie znałem wcześniej,  bardzo miłe zaskoczenie.
2. Rewelacyjne wrażenia towarzyszyły lekturze ''Spider-Gwen v.00 - Most Wanted? ".
Komiks lutego, bez dwóch zdań... Świetny  scenariusz Latoura  i wspaniale wspólgrająca z nim  kreska nieznanego mi wcześniej Rodrigueza. Nie przeszkadzała mi nawet wszechobecność różu, a nienawidzę tego koloru bardziej niż  zsiadłego mleka. Powiew świeżości! Jeden z dowodów na to, że Marvel  nadal jednak potrafi wydawać dobre pozycje. No i po raz kolejny przekonuję się, że wszelkie elsewordy to jest to - twórcy cieszą się duzo większą swobodą i zazwyczaj potrafią to wykorzystać.
Aha- bardzo podoba mi się Matt Murdock jako uberbadass :smile: Chętnie przeczytałbym komiks poświęcony tylko tej wersji postaci.
3. "JLA- Wieża Babel" , w której podobał mi się tylko Batman o ubeckiej strukturze mentalnej , autorze , czemu? No i ta  słabizna graficzna....sporym rozczarowaniem był też "Star Wars Komiks- Poe Dameron", najsłabszy chyba z tomów tej serii. Ale oba te komiksy to i tak nic, gdyż nadciąga pkt4:
4. Zdecydowanie porażka lutego - ''The Humans Vol.1- Humans For Life".
Słaaaaba kreska, scenariusz mocno wtórny... spore rozczarowanie, zwłąszcza, że ostatnio co sięgałem po tomik z Image, to byłem po lekturze zadowolony.  Małpy- bikersi  w czasach wojny wietnamskiej okazały się jednak porażką.  Rysunki kojarzą mi się z komiksami tworzonymi  długopisem w ogólniaku na  nudnych lekcjach fizyki. Ale nawet nostalgia za młodością nie sprawi, że spojrzę na to wydawnictwo łaskawym okiem. Odradzam. I oby dla nikogo nie był to pierwszy komiks, bo się zrazi do nich na wieki.
                           
5.Aha, byłbym zapomniał- zaskoczeniem miesiąca była powtórna lektura "The Lovecraft Anthology Vol.II" wydawnictwa SelfMadeHero. Dwa lata temu zwróciłem uwagę na zupełnie inne prace, niż teraz- a nadal jest to bardzo dobra lektura.

Ogólnie- lektur komiksowych w  lutym: 25. Nie liczę PCRussella -nie ma jak czytanie "Pierścienia Nibelunga" przy zapaleniu oskrzeli , dopracowne, szczegółowe rysunki Russella ożywają , gdy człowiek ma powyżej 38.4 st.C. :biggrin: Ale i tak żałuję, że nie mam tego komiksu na własność.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: Zakrza w Marzec 01, 2017, 01:18:54 pm
1. Superbohaterowie Marvela - Wolverine. W lutym kupiłem jedynie trzy pierwsze tomy z tej kolekcji w prenumeracie. Spośród nich Wolverine był najlepszy. Podobała mi się zarówno część archiwalna jak i współczesna. Szerzej o tym tomie i dwóch pozostałych rozpisywałem się w temacie o kolekcji.


2. Anihilacja. Z tego co widzę to skończyłem czytać pierwszego lutego, więc liczy się chyba jako lutowa;) Świetna komiks superhero, przystępny dla nowego czytelnika. Polecam każdemu. O nim pisałem więcej w temacie "Klasyka Marvela od Egmontu".


3.,4. Supoerbohaterowie Marvela - Iron Man. Przebrnięcie przez ten tom było drogą przez mękę. Tu nie gra ani część archwialna ani współczesna. Liczba facepalmów jest niemożliwa do obliczenia.


5. Zaskoczenie na plus - Uncanny X-men - spodziewałem się niesamowitej liczby nieznanych mi postaci i wątków ciągnących się przez kilka lat i serii, a dostałem zrozumiałą, spójną historię. W dodatku całkiem przyjemną.


Zaskoczenie na minus - Ms Marvel - miała być najlepszą serią Marvel Now, a okazał się być najsłabszą spośród tych, które czytałem. Nie jest to komiks zły, ale spodziewałem się po nim więcej.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Marzec 02, 2017, 07:47:15 am
Zakrza, dzięki za opinię, ale możesz coś z tym podpisem zrobić? Strasznie zaśmieca wątek, utrudniając lekturę- a w sumie to ma być jednak coś w rodzaju poradnika komiksiarze-komiksiarzom... przyjazny czytelnikowi. Także proszę- zmień tę listę ocen na coś krótkiego i nieszkodliwego.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: Wolf85 w Marzec 02, 2017, 10:38:52 am
1-Najlepszy komiks zakupiony: Invincible Compendium t.1 i t.2 -czytałem wcześniej, teraz sobie po prostu zakupilłm "na zbiorczo". Na spokojnie mogę powiedzieć, że nie żałuję, bo przeczytałem sobie wszytko od początku jeszcze raz i miałem chyba jeszcze więcej frajdy.
2-najlepszy komiks przeczytany - chyba Skalp tom 2 - byłem naprawdę pod dużym wrażeniem, zwłaszcza, że jedynka była u mnie na takie 4+
3-najgorszy komiks zakupiony - JLA t.1 (Morrison), nawet nię będę komentował, po prostu nic mi sie nie podobało
4-najgorszy komiks przeczytany - jw
5-najwieksze zaskoczenie :
na plus - Outcast t.1, t2, t3, po prostu bardzo mi przypadły do gustu, klimatyczne nieskomplikowane komiksy
na minus - Wytches - spodziewałem sie więcej, a dostałem typowego Snydera, czyli S. King 2.0. BTW wyszło to w końcu po polsku?
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Marzec 02, 2017, 11:06:38 am
Nawet kolorysta nie ratuje dla ciebie "Wytches"?  :cool:
No patrz, a mi się ten komiks tak podobał :) Co do wydania pl....Chyba na zapowiedziach Muchy się na razie skończyło.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: Wolf85 w Marzec 02, 2017, 01:19:46 pm
Rysunki Jocka + kolory Hollingwortha są bardzo fajne, ale żeby jakies ultra przełomowe, to nie powiem, widziałem porjekty każdego z tych panów które bardziej mi sie podobały. Także nie, nie ratuje, to jest pozimo jakiego od nich oczekuję, ale nic ponadto.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: spence w Marzec 02, 2017, 08:54:04 pm
Wytches trochę nierówne scenariuszowo, ale kolory (co ciekawe Jock podobno namawiał i podkręcał Hollingswortha żeby bardziej ekspresyjnie robił) i grafika (Okładki  :shock:  ) i szczerość Snydera (zwłaszcza w tych eseikach końcowych i niektóre listy fanów wspaniałe). Mocna historia o depresji, bullyingu, kolory pięknie paranoję i niepokój nakręcają w sumie bardziej dramat rodzinny i historia o problemach psychicznych niż horror (bo w komiksach horror to chyba Ito, tudzież Carroll). Ciekawe jak dwójka w sumie. Chociaż i trochę się martwię, ale no zobaczymy, może wyciągną chłopaki ładnie.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Kwiecień 05, 2017, 11:10:14 am
Rachunek sumienia za miesiąc marzec 2017
Lektury: Wonder Woman N52 t. 6, Staruszek Logan (drugie czytanie), Batman: Śmierć w rodzinie, Batman: Hush cz 1 i 2 oraz Początki Marvela: Lata siedemdziesiąte, Spider-Man: Śmierć Stacych (drugie czytanie) - łącznie 7.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Kwiecień 05, 2017, 01:20:41 pm
 1-Najlepszy komiks zakupiony: Ralph Azham... chociaż przy Trondheimie zawsze mam wrażenie, ze sam nie do końca wie , dokąd zmierza. Ale 5 pierwszych tomów mi się spodobało.
O włos przed  Essentialem "Hulka" t.5 i "Zomnibusem". Pierwszy kontakt z komiksową książką telefoniczną oceniam na piąteczkę.
2-najlepszy komiks przeczytany-" Detektyw Fell: Zdziczałe miasto".  Ellis i Templesmith mnie ostatnio irytowali, a tu proszę....w dodatku czytałem to przy "TheThing" lecącym w TV ;)
3-najgorszy komiks zakupiony- Nie należy kierować się kilkoma kadrami, "Spiderman-Fever" tego dowodem. Chyba za mało grzybiarza we mnie...
4-najgorszy komiks przeczytany- tu zwycięzcą bezapelacyjnie jest "Vertigo Quarterly SFX -POP!"  Gdyby w tym tomiku nie było "EarwigOut" z rysunkami Kudrańskiego,  to  miałbym poczucie , że komiksy to dziadostwo.
5-najwieksze zaskoczenie - tym razem dwa- "Deathlok" wyrastający poza marvelową rzeczywistość, no i przypadkiem kupiony komiks Igorta "5 to liczba doskonała".  Wziąłem po przeczytaniu dwóch dymków [tak jak i przy "Fever"], a rzecz warta była zakupu- przypomina mi francuskie filmy kryminalne z Gabinem.  Nawet ta koślawa kreska mi się kojarzy z czasami, gdy montaż nie decydował o fabule.
 
Ogólny rachunek sumienia- 23 komiksy przeczytane, 38 kupionych.  Za dużo.
 
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: skil w Kwiecień 05, 2017, 04:46:05 pm
W kontekście informacji (wprawdzie oficjalnie nie potwierdzonej), że Egmont wznowi Staruszka, apeluję do wszystkich, którzy jeszcze tego nie czytali: BRAĆ, NIE GADAĆ

Przeczytałem ten komiks w zeszłym tygodniu zachęcony pozytywnymi opiniami i czegas tak złego nie czytałem od dawna, nie tylko w tym roku, ale i ubiegłym. Jedyny plus, że dzięki tej lekturze przypomniałem sobie, dlaczego przestałem czytać jakiekolwiek superbohaterskie gówno. 
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: gascan w Kwiecień 05, 2017, 05:40:58 pm
Oczywiście opinii brak najlepiej napisać, że "superbohaterskie gówno"...
Chciałbym żeby każdy komiks superhero był przynajmniej takim gównem jak "Staruszek Logan".
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: BlaskowitzPartTwo.rar w Kwiecień 05, 2017, 09:15:51 pm

Miesiąc minął pod znakiem ponownego czytania kilku rzeczy.


zaskoczenie na +
Thor Simonsona. Zawsze lubiłem ten run, ale jakoś zapamiętałem go jako dużo trudniejszy do czytania. Wcześniej te ciągłe przeskoki z miejsca na miejsce i specyficzna narracja jakoś mnie męczyły. Teraz, kiedy już nie gonię za fabułą wszystko wypada jeszcze lepiej.


zaskoczenie na -
Multiversity. Zapamiętałem tę serię lepszą niż jest. Teraz w sumie najchętniej poczytał jakieś historie na innych ziemiach. Na tej nazi. Albo wampirów. A cała ta meta zabawa drugim razem już tak nie chwyta.


najlepszy komiks
Powoli kończę swoją przygodę z Fatale i to była genialna jazda. Aż mi głupio, że nie nadgoniłem wcześniej. Patrząc po tym, że tomy są w sumie łatwo dostępne, wielu czytelnikom też powinno być głupio i powinni nadganiać. ;)

Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Kwiecień 06, 2017, 09:23:31 am
O patrz, a mnie Simonson na spółkę z Thorem wyjątkowo zirytowali w "The Indestructible Hulk- Gods And Monster", ale drażniły mnie głównie rysunki, Waid ratował sytuację :)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Kwiecień 30, 2017, 01:31:00 pm
 No to lecim z kwietniem... Nie był to udany dla mnie miesiąc, ale cuś tam przeczytałem.
1-Najlepszy komiks zakupiony: dwa TPB Doom Patrol - "Crawling..." i "PlanetLove". Powoli do przodu. Może kiedyś uda sie komplet na półce ustawić.
2-najlepszy komiks przeczytany- "Merv Pumpkinhead: Agent of Dream" Willinghama i Buckinghama. Dawno nie miałem  okazji czytać komiksu tak pełnego autentycznego humoru.
3-najgorszy komiks zakupiony- tu ciężko coś wybrać.  Chyba mangowe tomiki z serii "Priest" Hyunga. Ale dramatycznie słabe nie są- ot, takie sobie po prostu
4-najgorszy komiks przeczytany- " Carnage: It's A Wonderful Life". Absolutna strata czasu.
5-najwieksze zaskoczenie - czytam teraz  Hawkeya i jestem z lekka rozczarowany, najwyraźniej oczekiwałem czegoś epokowego...natomiast pozytywnie zaskoczyła mnie zaczęta ostatnio lektura essentiala "Tomb Of Dracula Vol4". Stylowy staroć, choć w paru miejscach strony przypominają kserówki. Znakomite ilustracje.
W całym miesiącu 18 komiksów kupionych, 20 przeczytanych... Zaległości niestety rosną, ale cóż zrobić.
 
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: BlaskowitzPartTwo.rar w Kwiecień 30, 2017, 08:08:52 pm
Dalej czytam jakieś staroci i rzeczy wydane w PL przed wiekami. ;)

najlepszy komiks
Uzumaki Junji Ito. Jakoś nigdy nie wierzyłem, że horror w komiksie może mnie przerazić. Spróbowałem. Może nie przeraża, ale niepokoi, obrzydza i daje to cudowne uczucie dyskomfortu psychicznego. Jak ktoś się zastanawiał to polecam.

najgorszy komiks
Man Thing Claremonta. Po kilku wpisach o potworach z bagien i innych takich naszło mnie na zrobienie sobie uzupełnienia do runu Gerbera, który czytałem wcześniej. Jakie to było wymęczone, jaki to był brak zrozumienia dla postaci. Dodatkowo na pożegnanie Claremont postanowił powielić zabieg metanarracyjny zastosowany wcześniej przez Gerbera polegający na umieszczeniu siebie w komiksie. Tylko zrobił to bez pomysłu i wyczucia. U Gerbera czułem więź twórcy z postacią i siłę emocjonalną tego pożegnania. Gerber żegnał się z przyjacielem. Claremont zrobił z siebie Man-Thinga, bo byłoby za mało żenady. Jezu, męka.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Kwiecień 30, 2017, 08:12:33 pm
To znaczy , że ten komiks Ito jeszcze przebija "Gyo" , jeśli chodzi o poziom obrzydliwości? To jedyny tytuł tego autora, jaki znam.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: BlaskowitzPartTwo.rar w Kwiecień 30, 2017, 08:14:24 pm
Uzumaki to jedyny tytuł tego autora jaki ja znam. :D
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: absolutnie w Kwiecień 30, 2017, 08:28:42 pm
To znaczy , że ten komiks Ito jeszcze przebija "Gyo" , jeśli chodzi o poziom obrzydliwości? To jedyny tytuł tego autora, jaki znam.


Nie potrafię porównać poziomu obrzydliwości, ale znam oba komiksy i uważam, że "Uzumaki" jest lepszym tytułem.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: amsterdream w Kwiecień 30, 2017, 08:47:42 pm
To znaczy , że ten komiks Ito jeszcze przebija "Gyo" , jeśli chodzi o poziom obrzydliwości? To jedyny tytuł tego autora, jaki znam.

Jeśli chodzi o poziom obrzydliwości to jest podobnie, ale w Uzumaki jest kilka motywów, które dużo bardziej oddziałują na psychikę czytelnika i niepokoją. Akurat Gyo to chyba najsłabsza rzecz od Ito, którą u nas wydano i którą i tak warto mieć na półce dla nowelki na końcu tomu, o dziurach w górze :)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: Deg w Kwiecień 30, 2017, 08:56:50 pm
Pod względem "obrzydliwości" wyżej stawiałbym "Gyo", pod względem jakości i "straszności", "Uzumaki"  :smile:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Maj 02, 2017, 09:21:26 am
U mnie, podobnie jak u @LordDisneyland, również kwiecień wypadł blado, tylko, że moja skala bladości jest zupełnie nieporównywalna niż do kolegi. Wystarczy nadmienić, że przeczytałem raptem 5 komiksów.
Lektury: Batman: Syn Batmana, Batman: Zagłada Gotham, Catwoman t. 1 (drugie czytanie) oraz Inhumans i Avengers: Wojna Kree ze Skrullami - łącznie 5.
*Nie jest to woda na młyn pewnego użytkownika, a jedynie moje subiektywne odczucie.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Maj 04, 2017, 07:54:11 pm
Dzięki za reakcję.
Chciałem przeprosić twórców "Hawkeye- My Life ....". To dobry komiks jednak jest, niepotrzebnie sugerowałem się poczatkowymi planszami z psem...
I w końcu przeczytałem " Vendettę"Moore'a - warto było czekać od grudnia. Mogę się nie zgadzać z poglądami politycznymi, ale jako czytelnik uważam, że to kawał dobrej twórczości.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Czerwiec 01, 2017, 12:32:53 pm
1-Najlepszy komiks zakupiony: po pierwszym przejrzeniu- "Mroczne zwycięstwo". Obfita lektura mi się szykuje ;)
2-najlepszy komiks przeczytany: "Prosto z piekła". Lekturę odkłądałem od listopada, warto było. Oj, świetna rzecz.
3-najgorszy komiks zakupiony-  może"Pajęcza wyspa"? Ale tylko dlatego, że kupowałem same cymesy w zasadzie, a ktoś przegrać musiał.
4-najgorszy komiks przeczytany- nie było jakichś dramatycznie słąbych tytułów....
5-najwieksze zaskoczenie -udało mi się w końcu skompletować  careyowskiego "Lucyfera" :D A już traciłem nadzieję :)
Komiksów zakupionych- 7, przeczytanych - 15. Co miesiąc mniej kupuję, może to i lepiej.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: kosmoski w Czerwiec 01, 2017, 03:10:21 pm
1 - Najlepszy komiks zakupiony
Z przeczytanych – Chew #06, Wounded #01, Quantum and Woody #01 i Kościsko.
Z zaczętych - Bernard Prince #01.
Z nieprzeczytanych – Gnat #01, Hellboy w Piekle #02, Jason Athos in America oraz DC Universe by Mike Mignola.

2 - Najlepszy komiks przeczytany
Trudny wybór – świetny kolejny tom Vadera, rewelacyjny Punisher MAX #01, czy wciągające Wounded #01 – coś z tej trójki… Jest jeszcze Kościsko… Coś z tej czwórki :smile:

3 - Najgorszy komiks zakupiony
Tragedii nie ma, ale wybór raczej prosty - Hexenberg #01.

4 - Najgorszy komiks przeczytany
SM #2 – Wolverine – bo wynudziłem się okrutnie.

5 - Największe zaskoczenie - tak na plus, jak na minus.
Na plus Quantum and Woody #01 (śmieszne i wciągające) i Wounded #01 (świetny debiut, bardzo mi się podoba bezpardonowe podejście głównego bohatera).

I przede wszystkim Asteriks – zacząłem czytać od początku i po 9 tomów jestem bardzo zadowolony, po kilkunastu latach ciągle czyta się je doskonale :smile:

Na minus Lobo - Ostatni Czarnian – kiedyś mi się bardziej podobało…

Ogółem przeczytanych – 44 komiksy
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Czerwiec 02, 2017, 08:39:02 am
No to teraz moja kolej. W tym miesiącu "zaszalałem".
Lektury: Catwoman t. 2: Nie ma lekko, Joker, Harley Quinn: Preludia i fantazje, Wonder Woman: Krąg, Green Arrow: Kołczan cz. 1 oraz Dzień Defenders, Wojna Avengers z Defenders i Thor: Opowieści z Asgardu (drugie czytanie) - łącznie 8.
1-Najlepszy komiks zakupiony: po pierwszym przejrzeniu- "Mroczne zwycięstwo". Obfita lektura mi się
Zazdroszczę pierwszej lektury. Osobiście uważam, że kontynuacja Długiego Halloween nie jest wcale gorsza niż pierwowzór.


Ogółem przeczytanych – 44 komiksy
Ale w maju, czy od początku roku?
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: kosmoski w Czerwiec 02, 2017, 10:22:10 am
Ale w maju, czy od początku roku?

tylko w maju, w tym roku staram się wreszcie nadrabiać zaległości :)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Lipiec 03, 2017, 06:08:09 pm
Kolejny miesiąc za nami. Bardzo udany był ten czerwiec.

Kupiłem wiele komiksów, na których bardzo mi zależało...w sumie 23 tytuły. Przeczytanych- 30.

1 - Najlepszy komiks zakupiony

Bardzo ciężki wybór- chyba tetralogia Cooke'a "Richard Stark- Parker" . Cudo po prostu. Tym bardziej żal, że artysta już więcej nie stworzy- na moje szczęście, nie czytałem jeszcze wielu jego komiksów, nawet tych wydanych w Polsce.
Od razu widzę, że trzeba będzie odgrzebać jakieś tytuły RossaMacDonalda :wink: , bo zatęskniłem za tego typu kryminałem.

2 - Najlepszy komiks przeczytany

Jak wyżej. Na drugim miejscu także rewelacyjny Lemire i "Essex County". Autentycznie wzruszająca praca... Szkoda, że nie wiedziałem, że był kiedyś wydany w Polsce.

3 - Najgorszy komiks zakupiony

"Marvel What If?" - a wiązałem z tym tomem spore nadzieje, lubię takie gdybanie....nie podobał mi się także scenariusz "Elektra- Bloodlines", ale to tylko  pierwszy numer, może potem się rozkręca.

4 - Najgorszy komiks przeczytany

Bezapelacyjnie "Gotham Girls" nr1-5. Fajna kreska i niewiele ponadto. Ale chyba taki to miał być komiks, pościg bez trzymanki... może to był tytuł skierowany do młodego czytelnika?

5 - Największe zaskoczenie -  "Essex County", bo nic o tych tomach wcześniej nie słyszałem.
Na minus-
 "Jam jest Legion", pierwsza część była bardzo zachęcająca....a to niezły komiks, ale myślałem że będzie lepszy. A Cassaday nie umie rysować uzbrojenia  :badgrin: !


I na koniec:  zaskoczyły mnie zakupy na WCC w Nadarzynie- udało mi się kupić m.in. nawet zeszytówki DoomPatrol z '93, pierwszą część "Parkera", a to wyczerpany tytuł, oraz "Vader-Cienie i tajemnice", którego bezskutecznie poszukiwałem od dłuższego czasu. No i koszulkę Hydry :biggrin: W sam raz na wakacje...a wszystko po atrakcyjnych, nawet bardzo, cenach.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: adam and arluk w Lipiec 07, 2017, 12:06:45 pm
5. Monte Cassino Tomeckiego i Becli - przerażający obraz walk żołnierzy (ale przede wszystkim ludzi) ich strach, rozpacz, zagubienie opowiedziany bez moralizatorstwa i "ułańskiej fantazji". Świetna rzecz, autorzy autentycznie mną wstrząsnęli ukazując ogrom cierpienia i beznadziei, bezsensownej utraty ludzkich istnień. Opowieść ukazująca również sytuację po "zwycięskiej" bitwie, po której na próżno szukać optymizmu.
Prawdziwie szczera opowieść, POLECAM.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Lipiec 10, 2017, 12:24:42 pm
Długo zbierałem się z komentarzem, ale byłem wykluczony cyfrowo ze względu na chorobę syna. Bądź co bądź parę komiksów w czerwcu przeczytałem
Lektury: Green Arrow: Kołczan cz. 2, Superman: Człowiek ze stali, Superman: Ostatni syn Kryptona, Luthor (wyd. Egmontu), JLA: Rok pierwszy cz. 1 i 2 oraz Iron Fist: Poszukiwanie Coleen Wing - łącznie 7.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Sierpień 08, 2017, 07:19:33 pm
Za mną dość dziwny miesiąc. W lipcu kupiłem  17 komiksów,  przeczytałem 49, z czego większość stanowiły komiksy wypożyczone z biblioteki- a i tak najmilej wspominam lekturę Top10, kupionego ponownie po latach, już w kompletnym wydaniu.

1-Najlepszy komiks zakupiony:  "Top10". Wart każdej złotówki. Który to już raz komiks ze scenariuszem Moore'a figuruje na tym miejscu zestawienia?

2-najlepszy komiks przeczytany- jak wyżej. Mało komu uszło by na sucho ubicie zgrabnej, nagiej Azjatki, ale Moore'owi się wybacza ;)

3-najgorszy komiks zakupiony.... trudna decyzja, większość zakupów stoi na półce i czeka na swój czas. Chyba "Barras" cz.1. Nie zachęcił mię ten komiks do skompletowania wszystkich wydanych w Polszcze odcinków.

4-najgorszy komiks przeczytany. Albo "Dzieci i ludzie"- banalny i niezbyt wiarygodny hymn ku czci wierności prawdzie, albo też "I Hate Image". Younga znałem dotąd ze śmiesznych okładek, nie znam "I Hate Fairyland", więc ocena pewnie jest niesprawiedliwa.

5-najwieksze zaskoczenie - na plus: seria "Alois Nebel"- jest w tym ta sama czeska atmosfera , którą lubię  w prozie Pavla czy Skvoreckiego. Żałuję, że dotąd nie wiedziałem o istnieniu tego komiksu.
Druga rzecz-  "Cinema Purgatorio". Podoba mi się nie tylko komiks ze scenariuszem Moore'a, podoba mi się niemal wszystko. Zaakceptowałem nawet kreskę w opowieści o dziewiętnastowiecznych zmaganiach z owadami...
Nie moge się doczekać lektury kolejnych zeszytów.
Nie podobał mi się "Nowy Jork" Eisnera, ale - jak to u mnie- miałem ogromne oczekiwania z tym tomem związane. Może przez ten wszechobecny pesymizm, nie był to dobry moment na raczenie się podobnymi tytułami.

Aha- jeszcze jedno zaskoczenie- koleś noszący koszulkę polskiego Graveland w "Hellboyu"   :D


Jak widzę, coraz mniejsza liczba osób jest skora podzielić się swymi wrażeniami- choć gwoli ścisłości , tłumów to w tem wątku nigdy nie było :)  -  no trudno, może nie zostanę tu całkiem sam ;)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Wrzesień 01, 2017, 10:43:18 am
Czas na moje wakacyjne lektury. Z powodu urlopu połączyłem dwa miesiące. Myślałem, że będzie tego mniej, ale pod koniec sierpnia trochę podgoniłem i ostatecznie (biorąc pod uwagę moje standardy) wyszło nawet nieźle.
Lektury: JLA: Ziemia dwa, JLA: Wieża Babel, JLA: Sprawiedliwość cz. 1 i 2 oraz Kapitan Marvel (wyd. SBM), Życie i śmierć Kapitana Marvela cz. 1 (trzecie czytanie) i 2 (drugie czytanie), Deadpool Classic t. 1, Elektra: Assassin (drugie czytanie), Vision, Top 10, 300 - łącznie 12.
Mala refleksja do mojego zestawienia: z przeczytanych komiksów tylko dwa były spoza wielkiej amerykańskiej dwójki i oba to były komiksy najlepsze.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Wrzesień 07, 2017, 10:25:03 am
Sierpień. Po raz kolejny przyzwoita liczba lektur, głównie wypożyczanych z biblioteki...  43 komiksy przeczytane,  tylko 19  :) kupionych.

1-Najlepszy komiks zakupiony- z tych, które zdążyłem przeczytać, zdecydowanie , bezapelacyjnie, bez dwóch zdań  ,,Silver Surfer" Slotta i Allreda.  Nic mi tak humoru w tym miesiącu nie poprawiło tak, jak ten komiks. Oczywiście, można nie lubić duo Allred/Allred, ale uważam, że do tych scenariuszy pasują jak ulał. Slott po raz kolejny udowadnia, że umie pisać rzeczy pełne humoru... tak jak już pisałem w wątku kolekcyi- walkę Radda z Zedem pamiętał będę długo. Czasem proste rozwiązania i proste grepsy są najlepszym rozwiązaniem.

2-najlepszy komiks przeczytany- miałem wymienić komiksy Otta, ale jednak najlepszy był Gaiman...konkretnie "Dni pośród nocy". Dla samego "Przytul mnie" warto przeczytać ten tom - może nierówny, może miejscami  drażniący...ale świetny.

3-najgorszy komiks zakupiony. Hmmm. "Walkiria" . Po Bunnie spodziewam się więcej, na szczęście jako odtrutkę zapodałem sobie drugi tomik "Harrow County".  Opowieści z "Fearless Defenders" zawiodły mnie tak scenariuszowo, jak i rysunkowo. Slimeya wysłałbym na jakiś kurs rysowania twarzy - zwłąszcza półprofilu i 3/4. Tyle zdrowych lasek, a on zawodzi . Ech.

4-najgorszy komiks przeczytany:  o "Walkirii" już było, to teraz o drugiej słabiznie..."Hulk i Wolverine: 6 godzin". Mógłbym się spokojnie obyć bez znajomości tego dzieła - non stop przypominał mi się fragment starego kawałka o Żbiku: "pomaga dzieciom i chorej klaczy".Tacy to już dobrzy i porządni gieroje...

5-najwieksze zaskoczenie - po niezłej Latarni Johnsa kupiłem "Vision" tegoż samego autora. Jednak spore rozczarowanie, choć nie jest to jakiś gniot straszny. Zawiodłem się też pierwszym w życiu Tintinem [ "Afera Lakmusa" ] , bo chyba oczekiwałem cudów niewidów: a to niezły komiks, ale powinienem go przeczytać kilkadziesiąt lat temu, nie dziś.
Natomiast zaskoczeniem na plus była seria "Queen and Country", za mną 3 tomy, na deser zostawiłem sobie "Odtajnione".  Czuję się, jakbym czytał powieść G.Greene'a albo Le Carre.
I tyle.

Aha- laf, dzięki za odzew, bo już myślałem o porzuceniu wątku.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Wrzesień 07, 2017, 11:09:22 am
43 komiksy przeczytane,  tylko 19  :smile: kupionych.
Mój Boże, kiedy ja będę miał taki przelicznik

Najlepszy komiks zakupiony- z tych, które zdążyłem przeczytać, zdecydowanie , bezapelacyjnie, bez dwóch zdań  ,,Silver Surfer" Slotta i Allreda.
Cieszy mnie kolejna pozytywna opinia na temat tego komiksu, bo miałem go sobie odpuścić, ale po dobrych zdaniach innych forumowiczów ostatecznie go kupiłem.

najgorszy komiks zakupiony. Hmmm. "Walkiria" .
najwieksze zaskoczenie - po niezłej Latarni Johnsa kupiłem "Vision" tegoż samego autora. Jednak spore rozczarowanie
Po przeczytaniu Visiona i pierwszym przejrzeniu Walkirii miałem myśli czy nie rzucić prenumeraty w cholerę. Vision był słaby scenariuszowo (to naprawdę napisał Johns???), a Walkiria graficznie (choć jeszcze nie czytałem). Na razie jeszcze to ciągnę m.in. dzięki naprawdę dobrej Pochodni i zabawnym Wojom Trzem (więcej jeszcze nie czytałem), ale zobaczymy, jak to dalej będzie.

Aha- laf, dzięki za odzew, bo już myślałem o porzuceniu wątku.
Spoko. Parę miesięcy to na pewno jeszcze pociągnę i pomęczę innych forumowiczów swoimi opiniami i wrażeniami :wink: . Liczę również na Twoje dalsze posty w tym temacie :biggrin:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Wrzesień 07, 2017, 11:17:55 am
@ laf  -Owszem, walka trwa :)
Swoją drogą, dzięki temu wątkowi wziąłem się za parę tytułów, po które bym raczej nie sięgnął-  więc uważam, że podsumowanie miesięczne jest jakoś tam przydatne.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Wrzesień 07, 2017, 11:28:40 am
Zgadza się. Dlatego też tak bardzo się dziwię dlaczego tylko nas dwóch zostało na placu boju. :sad:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: rebejakub w Wrzesień 07, 2017, 02:35:49 pm
Tytuł wątasa jest dość enigmatyczny i dopiero po wejściu wiadomo o co chodzi, tak że to też może być przyczyna niewielkiego ruchu J
No i pewnie nie wszyscy mają duży komiksowy przerób, sam już od dłuższego czasu daję sobie spokój z coraz większą liczbą nowości, które normalnie był brał, a teraz zazwyczaj najpierw sprawdzam je w Empiku i ¾ spokojnie wypada z koszyka, bo po prostu przy czytaniu nic nie „klika” za bardzo, a wyrzucanie prawie stówki ot, tak boli bardziej niż kiedyś.
 
Ale dosyć ględzenia. Przyłączając się do zabawy J
W sezonie wakacyjnym wpadło mi w ręce sporo dobra, z rzeczy wybijających się jakoś na tle innych wyglądałoby to tak:
Najlepszy / Najgorszy – to zostawiam, to są na tyle kategoryczne nazwy że aby być uczciwym musiałbym trzaskać „obiektywne” recenzje, zamiast pisać że „dla mnie to kit”, tak że wrzucam to wszystko w kategorie poniżej coby sumienie nie gryzło.
Zaskoczenie na plus:
„Southern Cross” – przypadkowo namierzony, zdaje się przy okazji jakiejś polecanki odnośnie space-horrorów. Komiks bardzo utrafił w mój gust, mimo że tak szczerze pisząc, rysunki są przeciętne i ogólnie trochę to takie campowe momentami się wydaje. Ale za to jest lekko klaustrofobiczny klimacik, są tajemnice, ogólnie to jest taki defaultowy kosmiczny thriller ale te wszystkie oklepane elementy bardzo fajnie się tu spinają w całość. Prosta rzecz, a bardzo cieszy.
„Pasażerowie wiatru, cykl 1” – po genialnych „Towarzyszach zmierzchu” ten komiks początkowo mnie znużył, do tego stopnia mi się nie podobał że skończył na stercie pozycji kibelkowych. Odłożyłem go na prawie pół roku, zmęczywszy około połowy (nawet rysunki mi się nie podobały, szczególnie jeden błąd na rysunku tak mi się rzucił w oczy że dokumentnie obrzydził na jakiś czas komiks). Aż tu nagle – kolejne czytanie z kronikarskiego obowiązku, tak żeby w końcu jakoś dociułać do końca i łubudu!, niespodziewanie historia robi się epicka. To chyba dlatego że pod koniec losy bohaterów się rozchodzą i to napięcie między ich osobistymi tragediami powoduje, że opowieść zaczęła mnie nie tylko w końcu obchodzić, ale też i wywarła koniec końców spore wrażenie.
Cieszę się że dotrwałem do końca, bo to wielki komiks jest, posypuję głowę popiołem że początkowo w Bourgeona zwątpiłem.
 
Zaskoczenie na minus
„Paper Girls” – z mojego punktu widzenia totalna wtopa. Rysunki świetne, od czasu do czasu ściągam album z półki żeby nacieszyć oko planszami, ale fabuła była zupełnie niestrawna. Przede wszystkim kto w ogóle wpadł na pomysł, żeby reklamować to jako poprzednika „Stranger Things” – jedyny punkt styczny to ten, że w pewnym momencie bohaterowie obydwu historii jadą nocą rowerami przez miasteczko. No i fakt, że w „PG” akcja dzieje się w okolicach Helloween może mylić i sugerować, że będzie jakiś dreszczyk – nic z tego, „PG” to jest komiks s-f o laskach podróżujących w czasie. Do tego napisany moim zdaniem tak sobie pod względem językowym, ta angielszczyzna po prostu nie brzmi dobrze, na pewno nie są to żadne zapadające w pamięć one-linery jak, nie wiem, w jakichś Batmanach, Hellboyu czy Star Wars. Dialogi brzmią drętwo i sprawiają wrażenie wymuszonych. Prawdopodobnie polskojęzyczna wersja sporo tu zyska więc jeśli już brać, to według mnie właśnie ją.
Ale ogólnie to bym nie brał J A miał być sztos.


„Nestor Burma” Tardiego – tego akurat jeszcze nie czytałem, ale wizualnie rozczarowało mnie samo ogromniaste wydanie. Bez bicia przyznaję się że nie wiem, czy to tak samo wyglądało w oryginale, czy może oryginalne wydanie jest nieco mniejsze, ale na tych gigantycznych planszach rysunki wyglądają po prostu pusto i biednie, jakby rysownikowi nie chciało się dodawać szczegółów.
 Na mniejszym formacie byłoby w porządku.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: kosmoski w Wrzesień 07, 2017, 08:43:31 pm
Cytuj
„Nestor Burma” Tardiego – tego akurat jeszcze nie czytałem, ale wizualnie rozczarowało mnie samo ogromniaste wydanie. Bez bicia przyznaję się że nie wiem, czy to tak samo wyglądało w oryginale, czy może oryginalne wydanie jest nieco mniejsze, ale na tych gigantycznych planszach rysunki wyglądają po prostu pusto i biednie, jakby rysownikowi nie chciało się dodawać szczegółów.

A mi się bardzo podoba to wydanie, właśnie ze względu na te urbanistyczne tła. Piękne jest miasto w wykonaniu Tardiego, czasem może i doła można dostać, jak się widzi jak człowiek przytłoczony jest jego ogromem, ale nigdy nie zanegowałbym poziomu szczegółowości tych rysunków.

Sam komiks świetny, odradzam tylko oglądanie mapki na drugiej stronie okładki, bo można sobie ostro zaspojlerować fabułę…

ps. postaram się też niedługo napisać coś i o moich ostatnich lekturach :wink:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: eduardo w Wrzesień 07, 2017, 09:42:00 pm
Zaskoczenie na minus „Paper Girls”
Mam takie same odczucie po lekturze "Paper Girls". Przereklamowane, wymuszone, postaci nie wzbudzające większych emocji, a im dalej tym w moim odczuciu coraz słabiej/ gorzej. Jeden ze słabszych tytułów spod pióra Vaughana.


 Na mniejszym formacie byłoby w porządku.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: rebejakub w Wrzesień 08, 2017, 07:40:01 am
A mi się bardzo podoba to wydanie, właśnie ze względu na te urbanistyczne tła. Piękne jest miasto w wykonaniu Tardiego, czasem może i doła można dostać, jak się widzi jak człowiek przytłoczony jest jego ogromem, ale nigdy nie zanegowałbym poziomu szczegółowości tych rysunków.


To znaczy uściślając - mnie się te rysunki bardzo podobają, jedyie ich wielkość powoduje że wydają mi się takie trochę "łyse", gdyby to było w zwykłym formacie frankofona to byłoby idealnie. Nie wykluczam jednak, że w trakcie czytania jednak mi się zmieni i się przyzwyczaję. Wiadomo, różnie bywa - jak pisałem, to było dopiero pierwsze wrażenie po otwarciu albumu.


Dzięki za ostrzeżenie przed mapką :)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Wrzesień 08, 2017, 08:26:58 am
Zaskoczenie na minus
„Paper Girls” – z mojego punktu widzenia totalna wtopa. Rysunki świetne, od czasu do czasu ściągam album z półki żeby nacieszyć oko planszami, ale fabuła była zupełnie niestrawna.

Mam takie same odczucie po lekturze "Paper Girls". Przereklamowane, wymuszone, postaci nie wzbudzające większych emocji, a im dalej tym w moim odczuciu coraz słabiej/ gorzej. Jeden ze słabszych tytułów spod pióra Vaughana.

A ja jestem zaskoczony Waszym negatywnym zaskoczeniem. Komiksu w ogóle nie mam zamiaru kupować, bo to nie moja bajka, ale za każdym razem kiedy natknąłem się na jakiekolwiek opinie o nim to ZAWSZE były, delikatnie rzecz ujmując, pozytywne. A tu nagle z marszu dwa zupełne odrębne zdania. No cóż, może faktycznie komiks jest przereklamowany.  :sad: Czekam na opinie pozostałych forumowiczów po polskiej premierze.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: rebejakub w Wrzesień 08, 2017, 09:18:09 am
A ja jestem zaskoczony Waszym negatywnym zaskoczeniem. Komiksu w ogóle nie mam zamiaru kupować, bo to nie moja bajka, ale za każdym razem kiedy natknąłem się na jakiekolwiek opinie o nim to ZAWSZE były, delikatnie rzecz ujmując, pozytywne. A tu nagle z marszu dwa zupełne odrębne zdania. No cóż, może faktycznie komiks jest przereklamowany.  :sad: Czekam na opinie pozostałych forumowiczów po polskiej premierze.


Opinie pewnie będą wszelakiego rodzaju, zresztą można się tego spodziewać - każdy ma swoje gusta i czasem sprowadza się to po prostu do tego, że u jednych jakaś historia "chwyci" od razu, a u innych nie. U mnie kompletnie nie chwyciła, smaczki z lat 80-tych były ok ale odkąd nagle zaczęły się podróże w czasie i ogólnie zrobiło się dziwacznie, straciłem z komiksem kontakt zupełnie. Po prostu zwyczajnie w pewnym momencie nie byłem w stanie wyczuć klimatu i "wyrzuciło" mnie z historii, zamiast wywołać "zaczytanie" (czyli to, co się w końcu udało "Pasażerom wiatru" z pierwotnego posta).


No i z tymi pochlebnymi recenzjami też nie jest tak zupełnie różowo, np. na goodreads seria faktycznie zbiera prawie komplet gwiazdek ale głosy krytyczne właśnie do tego się sprowadzają - do wrażenia chaosu i przypadkowych wrzutek fabularnych, skutkujących tym że zamiast wsiąknąć w czytanie i przejmować się bohaterami, ludzie piszą że czytają to jakby z zewnątrz i w sumie równie dobrze mogliby nie czytać.
U mnie było to samo, pod koniec pierwszego TP to już było w zasadzie doczytywanie na zasadzie: odbębnić i zaliczyć, bo nie lubię nie dokańczać książek ani komiksów.


Tak że masz rację, też jestem ciekaw jak się to u nas przyjmie i jaki będzie ogólny odbiór.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: skiba w Wrzesień 08, 2017, 10:41:27 am
A jesteście w stanie odnieść się od razu do "Sagi" tego samego autora? Macie podobne odczucia?
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: rebejakub w Wrzesień 08, 2017, 11:00:39 am
Ja niestety nie (tzn. nie jestem w stanie się odnieść). Od dłuższego czasu staram się nie wchodzić w długie serie i "Sagę" odpuściłem, a teraz rozrosło się to już na tyle że nawet nie wiem czy dałbym radę w ogóle nadrobić.


Przy czym ludzie, którzy chłodno pisali na forach itp. o "PG", niemal zawsze dodawali że "Sagę" uwielbiają, przynajmniej w tych opiniach które czytałem.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: Gr8responsibility w Wrzesień 08, 2017, 11:12:58 am
Mi też Saga nie podeszła. Jak ktoś lubi czytać o ludzikach z telewizorami na głowach to ich sprawa.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: gobender w Wrzesień 08, 2017, 12:44:09 pm
Podobnie z ludzikami w rajtuzach....  :roll:


Saga jest bardzo spoko. Ale obawy rozumiem, bo np Y kompletnie mi nie podszedł. Jak dla mnie jakby to pisało 2 róznych autorów.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: kosmoski w Wrzesień 08, 2017, 04:22:01 pm
Pierwsza długa historia z Sagi bardzo mi się podobała, kolejna już niezbyt. A Paper podobnie jak część poprzedników oceniam bardzo nisko... niestety... Fabuła jest nudna, postacie nijakie, tylko rysunki trzymają poziom.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Wrzesień 09, 2017, 04:21:37 pm
No patrzcie państwo- a mi pierwszy TPB PaperGirls bardzo się podobał...do tego stopnia, że planuję zakup dwójki. Ech, czasy reaganowskie w Hameryce były dużo ciekawsze, niż w Peerelu :)
Saga- przejrzałem ze 3 zeszyty, nic mnie nie wciągnęło.

Cieszy napływ nowych ludzi do wątku- zamieście może swoje listy, dooobra?  8)

Już myślałem, że z lafem będziem tu we dwóch tworzyć:
(https://vignette.wikia.nocookie.net/muppet/images/1/1a/FTB_episode14.jpg/revision/latest/scale-to-width-down/200?cb=20070415003409)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Wrzesień 10, 2017, 04:36:07 pm
Fajny temat, chociaż tytuł nic nie mówi i punkt najlepszy komiks zakupiony jest chyba trochę bezsensowny bo skąd wiadomo, że najlepszy jak się go nie przeczytało?
 Ogólnie rzecz biorąc czytam 1 czy 2 komiksy na tydzień, także raczej więcej kupuję niż czytam. W zeszłym miesiącu nadrabiałem kolekcje.
1. Najlepszy przeczytany : "Warlock tom.1" fantastyczny (w każdym znaczeniu tego słowa) komiks, jeden z najlepszych wydanych w ramach WKKM, jest tu wszystko co trzeba przygoda, bijatyka, rozterki moralne i problemy społeczne,dramat i odrobina humoru, zabójcze femme fatale, czarny charakter z afro, dziwaczne kosmiczne stwory na modłę Star Wars i kwasowe odjazdy autora. Mimo, że napisana w latach siedemdziesiątych historia mocno wyprzedza swoje czasy, to się naprawdę czyta. Tych co nie mieli do czynienia z tą pozycją i fanów kosmicznego Marvela mocno zachęcam (mocno to zbyt mało powiedziane).
   I drugi, którego nie mogłem ominąć. "Catwoman: Wielki Skok Seliny". Megafajny, wraz z "Człowiekiem ze stali" to chyba najlepsza pozycja jaka się ukazała w WKKDC (nie wszystko jeszcze czytałem). Rysunki Darwyna Cooke to się chyba albo lubi albo nie, mi osobiście się podobają aczkolwiek sądziłem, że nie będą pasować. Na szczęście się myliłem i wyglądają tutaj bardzo dobrze. Fabuła to połączenie scenariusza jakiegoś heist movie z czarnym kryminałem. Nie jest to z pewnością najoryginalniejsza rzecz jaką przeczytałem, ale lektura była ogromną przyjemnością, wszystkie elementy mimo że ograne umieszczone są  z wielką wprawą i wyczuciem. Jeżeli ktoś lubi kryminały a nie przeszkadzają mu motywy obecne w kinie od czasów filmów z Humphreyem Bogartem powinien natychmiast sięgnąć po tę pozycję.
2. Najgorszy przeczytany: bezapelacyjnie "Ziemia Dwa". Pomimo obłednych rysunków Quitely'ego i fajnego pomysłu wyjściowego, ten komiks jest ogólnie nonsensowny. Czyta się to jakby co druga strona została wyrwana a te co pozostały zostały jeszcze losowo rozmieszczone, wątki albo nie mają początku albo nie są dokańczane, co chwila jakieś przeskoki pomiędzy scenami i czarny charakter ze swoim planem zniszczenia wyciągnięty totalnie z du...y. Charakterystyka postaci to totalne zero z całego komiksu się dowiedziałem, że "zły Flash" to jakiś narkoman, "zła Wonder Woman" jest puszczalska a "zły Batman" lubi pokombinować sobie na boku a poza tym jedno wielkie nic, wszystkie postacie wycięte z papieru. Wogóle zauważyłem, że Morrison ma kłopoty z przekazaniem "co autor miał na myśli", mam zamiar wystrzegać się gościa jak ognia. Ogólnie rzecz biorąc miałem wrażenie, że czytam jakiś konspekt do prawdziwego komiksu, który gdzieś tam istnieje sobie.
3. Zaskoczenie na plus "Wieża Babel" nie jestem fanem ani nowoczesnego Batmana ani ogólnie rzecz biorąc Ligi Sprawiedliwości i na dodatek uważam, że Ras Al-Ghul to jedna z najbardziej fajansiarskich postaci w świecie Nietoperza i spodziewałem się średniego lub nawet słabego czytadła zapominając, że Waid to utalentowany scenarzysta i dostałem całkiem przyjemną historię. Co prawda prędzej bym uwierzył że po ugryzieniu przez radioaktywnego psa zyskam umiejętność drapania się nogą po głowie niż w powodzeniu tego planu Rasa, ale myślę że działanie tej kretyńskiej maszyny miało być hołdem dla komiksów Srebrnej Ery. Ale poza tym mamy solidnie i sensownie napisaną historię z Batmanem w roli ubeka, do mnie to trafia i jest wiarygodne. Solidne 7/10.
   Zaskoczenie na minus "Długie Halloween". To nie jest zły komiks. To jest bardzo dobry komiks, tylko że po opiniach i tym co Loeb i Sale pokazali w "kolorowym" Marvelu spodziewałem się czegoś genialnego, a ten komiks wcale taki nie jest. Historia wprost ocieka klimatem Gotham, które tak 20 lat temu pokochałem a którego próżno szukać w obecnie wydawanych pozycjach i świetnie rozpisane pełnokrwiste postacie ale to właściwie wszystko co ma do zaoferowania. Przed lekturą sądziłem, że boskie rysunki Tima Sale, talent pisarski Jepha Loeba i historia w duchu kryminału noir będą pasować do postaci Batmana jak wódka do kieliszka albo Tytus do Romka i A'Tomka, ale Loeb jednak nie udźwignął troche tematu. Otrzymujemy tak naprawdę kryminalną zagadkę do rozwiązania bez zagadki. W dwóch tomach czyli kilkuset stronach scenarzysta podsuwa nam właściwie tylko jeden fałszywy trop a poza tym nie ma nic co by pozwoliło wskazać mordercę, żadnych wskazówek, żadnych zmyłek więcej. Przyjmujemy w systemie zero-jedynkowym że najbardziej oczywisty kandydat zabił/nie zabił i czekamy na potwierdzenie lub zaprzeczenie przez autora na końcu bo nie mamy szansy odkryć tego wraz z Batmanem. Bohaterowie niby prowadzą śledztwo a tak naprawdę nic z tą sprawą nie robią a żeby ukryć fakt, że scenariusz tkwi na mieliźnie Loeb funduje nam serię pojedynków z bardziej znanymi villainami, którzy wyskakują ze stron niczym klauni z garbusa, co wybija czytelnika z nastroju. Joseph, chyba powinien odpuścić sobie kryminalne historie, bo tego samego próbował w Hushu i też średnio tam to wyszło, chociaż z innych powodów.  7/10, momentami 8/10 a byłem pewien, że będzie 11/10.
 
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: skiba w Wrzesień 11, 2017, 10:27:45 am
Zaskoczenie na minus "Długie Halloween".

Mnie właśnie irytuje to, że na ogół jak ktoś pyta jaką historię o Batmanie przeczytać na początku, bo chce zacząć przygodę z komiksem to ludzie ślepo piszą: "Hush to kicha, nie czytaj, weź 'Długie Halloween'" :( Ja przy Halloween się nieźle wynudziłem. Takie zwykłe popychanie fabuły do przodu jednym torem bez opcji jakiejkolwiek rozkminy na temat potencjalnego głównego złego. Od czasu lektury Halloween "Mroczne Zwycięstwo" leży na półce nieruszone i nie wiem czy kiedyś po nie sięgnę ;-)

Zupełnie nie rozumiem czemu ludzie się tak zachwycają tym komiksem :-(
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: mkolek81 w Wrzesień 11, 2017, 01:15:24 pm
Trochę dziwię się na to narzekanie na 'Długie Halloween' osób zachwyconych "Hushem" tym bardziej, że to ten sam scenarzysta.

DH skupia się mocno wokół pracy detektywistycznej Batmana (czyli coś czego wielu osobom brakuje w obecnych historiach), coś co w Hushu jest tylko lekko zarysowane i ustępuje miejsca akcji (czyli to co obecnie dominuje w historiach z Nietoperzem, a na co tak wszyscy narzekają ostatnio). Dodatkowo Loeb snuje opowieść w najlepszym stylu gangsterskich filmów (Ojciec Chrzestny, Rodzina Soprano), czy nawiązując do licznych dzieł, np. "Milczenia owiec". Tego nie ma w Hushu, tam akcja pędzi z jednego miejsca do drugiego. Pomimo nagromadzenia złoczyńców w obu historiach to jednak w DH mają oni jakiś cel niż zwykłe ich odhaczenie jak w Hushu. W większości przypadków w DH złoczyńca jest wątkiem pobocznym w celu tylko zmylenia tropu w zagadce kryminalnej, ale czytelnik dostaje kolejną część układanki/tropu. W Hushu musi być częścią głównej intrygi, co w pewnym momencie robi się nużące, bo wiadomo, że kolejny i tak nie będzie tym głównym złym. No właśnie co do tego głównego złego to właśnie w DH czytelnik na końcu będzie mieć większą satysfakcję z rozwiązania zagadki (którą mógł prowadzić równocześnie z Batmanem) niż w Hushu. Bo podpowiedzi, które dostaje czytelnik przez całą historie, nie są jednak na tyle mocne, aby zepsuć niespodziankę ostatnich stron, która od razu spowoduje chęć przyjrzenia się wszystkiemu jeszcze raz od samego początku. Bo konia z rzędem temu kto nie domyślił się po 5 minutach tożsamości Husha i nie mówię tu o nagłym zwrocie akcji z końca historii (na marginesie jeśli ktoś nie czytał DH-CRW-MZ to nie będzie mieć też pełnej satysfakcji z prześledzenia wątku Ridllera, której Hush jest kulminacją). Rozumiem, że nie każdemu będę podobać się rysunki Sale'a, ale one świetnie pasują i uzupełniają tą historię kryminalną. I nie uważam ich za minus jak wiele osób sugeruje, ale za najmocniejszą stronę tego komiksu (ja stawiam je wyżej niż sam scenariusz). Zdecydowanie polecam zapoznać się z Mrocznym Zwycięstwem, tam intryga kryminalna jest jest jeszcze lepiej poprowadzona niż w DH, ale tylko w wypadku znajomości DH, bo to jest dalsza część tej historii.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Wrzesień 11, 2017, 04:11:12 pm
  Poważnie, są ludzie zachwyceni Hushem? To dobry akcyjniak i nic więcej na dodatek  z niezbyt rozsądnie przemyślanym czarnym charakterem.
  Co do "Długiego Halloween" zgodzę się tylko z jakością rysunku i gangsterskim klimatem. Historia nie angażuje czytelnika do wysiłku umysłowego bo nie dostarcza żadnych danych a Loeb co chwila maskuje dziury w scenariuszu coraz mniej wiarygodnymi zbiegami okoliczności. No i zakończenie wydaje się jednak nieco idiotyczne.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: kosmoski w Wrzesień 24, 2017, 07:05:05 pm
Obiecane podsumowanie wakacji :wink:

1 - Najlepszy komiks zakupiony – wymieniam to, co kupiłem, a czego nie zdążyłem przeczytać (od czerwca do sierpnia):
2 - Najlepszy komiks przeczytany – wbrew pozorom aż takiego szału nie było, chociaż parę perełek się trafiło. Tym razem jednak wybór najlepszego był jednak w miarę prosty:
3 - Najgorszy komiks zakupiony:
4 - Najgorszy komiks przeczytany – tutaj też nie mam problemu w wyborze:
5 - Największe zaskoczenie - tak na plus, jak na minus. Niestety przeważają minusy…
     
+
-
W wakacje czytałem ok. 30 komiksów miesięcznie, powoli kupka wstydu robi się coraz mniejsza. Niestety coraz bardziej odczuwam, że trzeba się trochę naszukać, żeby trafić na naprawdę coś dobrego… 
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Wrzesień 26, 2017, 09:56:55 pm
Robi się niepokojąco wokół P-Girls- kolejna już opinia , że dwójka słaba. A ja tak czekam na ten tom  :-? ...może nie będzie tak źle, może to tzw syndrom "drugiej płyty"?
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 02, 2017, 09:32:36 am
Czas na wrześniowe podsumowanie. W końcu zebrałem się i zacząłem lekturę Nowego DC (bez wcześniej czytanych Supermana i Wonder Woman) i przez najbliższe miesiące będę oceniał głównie komiksy z tej właśnie serii komiksowej. Na koniec postaram się zrobić jakieś podsumowanie tej inicjatywy (a przynajmniej serii, które kupuję).
Lektury: Batman t. 4: Rok zerowy. Tajemnicze miasto (trzecie czytanie), Batman t. 5: Rok zerowy. Mroczne miasto (drugie czytanie), Batman. Detective Comics t. 1: Oblicza śmierci, Batman t. 1: Trybunał sów (trzecie czytanie), Batman t. 2: Miasto sów (drugie czytanie), Batman. Detective Comics t. 2: Techniki zastraszania, Szpon t. 1: Utrapienie sów (trzecie czytanie) oraz Ludzka Pochodnia (Jim Hammond) i Wojów trzech - łącznie 9.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Październik 02, 2017, 04:35:31 pm
Oj, laf, nie wiem, czy nie przeżyjesz gorzkiego rozczarowania przy dalszych tomach SBM  :sad:



Minął wrzesień, miesiąc wyrzeczeń finansowych dla każdego oćca dziecka w wieku szkolnym  :)  Nie było jednak najgorzej- kupiłem 20 komiksów, tyleż samo, chociaż w zasadzie innych, tytułów przeczytałem. 

1-Najlepszy komiks zakupiony we wrześniu to chyba "Czarny Młot" spółki Lemire/Ormston.  Przynajmniej, jeśli chodzi o komiksy już przeczytane...
Znakomity, pełen niedopowiedzeń scenariusz, no i  rysunki jednego z moich ulubieńców. A wiadomosć o tym, że Ormston rysował to po przebytym udarze była dla mnie zaskoczeniem- patrząc na ilustracje trudno uwierzyć, że miał tak poważne kłopoty zdrowotne.
2-najlepszy komiks przeczytany- sporo dobrych tytułów mi się kolejny raz trafiło. Na miejscu pierwszym ląduje " Silver Surfer : Nowy Świt". Nawet praca duetu Allred/Allred mi się podobała, a to mi się rzadko zdarza. Scenariusz Slotta jest świetny, taki mały klejnocik... :)  Jest też  zarazem sporym wyjątkiem- toć to kameralna opowieść  w świecie bombastycznych historii rodem z kosmosów Marvela... Zastanawiam się, czy nie kupić ciągu dalszego, na polską wersję chyba nie ma co liczyć.
Tuż za wesołą przygodą uplasowały się "Odtajnione" - kolejny przeczytany przeze mnie tom "Queen&Country", nie wiem, czy nie lepszy od dwóch pierwszych....no i "DC Nowa Granica" Cooke'a, tu pochwała nie tylko za sam komiks , ale i za posłowie, bo przyznam, ze wiele smaczków by mi umknęło. Duże wrażenie zrobiły też "Kroniki Jerozolimskie"- cos mi się ostatnio spodobały komiksy Kanadyjczyka.
3-najgorszy komiks zakupiony- tu wybór jest ciężki, bo nie kupiłem we wrześniu ani jednego {!}  naprawdę złego- ale chyba "Punisher", SBM19.
 Męczyłem się i meeeeeęczyłem podczas lektury, a to przecież niezbyt skomplikowany komiks. Dodatkowo drażniły mnie te dziwaczne szczeny, jakimi  Zeck obdarował  bez umiaru bohaterów komiksu  :D
4-najgorszy komiks przeczytany- "Walkiria", SBM18.
Nie chce mi się wierzyć, że kupiłem to dobrowolnie. Odmawiam też przyjęcia do wiadomości, że autorem historii jest Bunn- dotąd uważałem go za sprawnego scenarzystę. Rysunki wołają o pomstę do Cthulhu- autor ląduje na czarnej liście.
W grupie pościgowej - twórczość Hickmana...już chyba się do niego nie przekonam.
5-Zaskoczenie [ze wszech miar pozytywne] miesiąca i jeden z najlepszych komiksów, jakie ostatnio miałem okazję poznać... "Age of Reptiles Omnibus" autorstwa R.Delgado. Pasjonująca opowieść o dinozaurach- zacząłem przeglądać  i już się nie oderwałem. Teraz planuję zakup tego tytułu, ale nie jest chyba zbyt łatwo dostępny... Prawdziwa uczta dla oczu.
Zaskoczyło mnie także to, że na liście nie zdołały się przebić świetne rzeczy Pedrosy, Brubakera, Delisle'a [nadal nie wiem, jak zapisywać to nazwisko w odmianie :) ], Dixona. Nic , tylko się cieszyć.
Zaskoczenie na minus? Nie było.
Na październik planuję rozpoznanie walką zbiorów obcojęzycznych dzielnicowej biblioteki- wyniuchałem w katalogu parę ciekawych rzeczy po angielsku. Życzcie mi powodzenia.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: amsterdream w Październik 02, 2017, 10:37:59 pm
Najlepszy komiks przeczytany - Czarny Młot
Połączenie Opowieści z Hrabstwa Essex, Składu Głównego, horrorów EC Comics z lat 50-tych i komiksów superhero ze złotej ery. Mieszanka nietypowa, ale tutaj zagrało to idealnie. Spokojne snucie opowieści, czuć tu jakiś taki melancholijny nastrój, postaci są z krwi i kości a w tle pełno tajemnic, które powolutku są odsłaniane. Widać w tym komiksie ogromną miłość autora do gatunku superhero i klasycznych horrorów. Jest to jednak przede wszystkim komiks obyczajowy. Rysunki świetnie współgrają z treścią i aż trudno uwierzyć, że autor w trakcie prac nad tym tomem miał wylew.

Najgorszy komiks przeczytany - Grzech pierworodny
Poziom absurdów we współczesnym Marvelu zaczyna przekraczać wszelkie normy. To było tak nonsensowne i niepotrzebne, że bardziej się już chyba nie da. Chaos narracyjny, natłok postaci plątających się bez celu. Lektura tego komiksu to kompletna strata czasu. Aaron się wypalił zupełnie.

Największe zaskoczenie na minus - Paper Girls
Zaczęło się dobrze, niczym jakaś obyczajówka, gdzieś w połowie jednak Vaughan kompletnie odleciał. Komiks ma 140 stron, ale fabuła jest tak zdekompresowana, że jego lektura nie zajmuje nawet 20 minut. Historia pędziła w jakimś dziwnym kierunku, ale nie potrafiła w ogóle mnie zaabsorbować. Duży minus to niesamowicie papierowe postacie - po przeczytaniu pierwszego tomu jedyne co wiedziałem o bohaterkach to to, że jedna z dziewczyn ma matkę alkoholiczkę a druga lubi grać w gry. Komiks Vaughana jak nie komiks Vaughana. Jestem mocno na nie.

Rozczarował mnie też Miracleman: Złota Era. Kilka pierwszych historyjek niezłych a potem coś się popsuło. Gaiman miał intrygujące pomysły, ale zupełnie nie potrafił przekuć tego w fabułę, którą dobrze by się czytało.

Największe zaskoczenie na plus - Erased. Miasto, z którego zniknąłem
Główny bohater mimowolnie potrafi cofać się w czasie, gdy ma się wydarzyć coś złego. Niby banalne, ale jak dobrze się to czyta. Świetny thriller psychologiczny z bardzo mocno nakreślonymi postaciami i trzymającą w napięciu intrygą. Postacie są bardzo ludzkie, nie ma tu taniej psychologii niczym w mangach Urasawy.

Pozytywnie zaskoczyło mnie też Manhole (niezły kryminał w estetyce gore) i drugi tom Planetes. W porównaniu do pierwszego tomu, mamy tu dużą zmianę tonu opowieści - mniej humoru i sci-fi a dużo więcej dramatu i poważniejszych treści jak chociażby choroby psychiczne i fobia społeczna.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 03, 2017, 08:07:47 am
Mam wrażenie, że niezależnie od tego na jaki wątek forum wejdę to będzie tam chwalony Czarny Młot. Premiera tego komiksu spłynęła po mnie jak woda i w ogóle się nim nie interesowałem. Świetne oceny na goodreads, a przede wszystkim opnie forumowiczów sprawiają, że komiks ten ląduje do listy zakupów. Nie mogę tylko doszukać się informacji na temat kontynuacji. Coś wiadomo w tym zakresie?

Z drugiej strony kolejna niepochlebna opinia o Paper Girls utwierdza mnie w słuszności decyzji o nie zakupowaniu tego komiksu. Z pakietu NSC miałem do wyboru właśnie PG lub Kill or be killed, no i teraz wiadomo już co będę kupował  :cool:

Co do Miraclemana to miałem świadomość, że nie będzie to poziom Moore'a (choć nazwisko nowego scenarzysty jest nie mniej zacne), ale jednak nie będę rezygnował z zakupu tego komiksu.

Oj, laf, nie wiem, czy nie przeżyjesz gorzkiego rozczarowania przy dalszych tomach SBM  :sad:
Do tej pory przeczytałem raptem 4 tomy i na razie wynik jest 3 - 1 na korzyść kolekcji. Wcześniej czytałem jeszcze Kapitana Marvela i Visiona. Marvel, pomimo tego, że był dosyć siermiężny w lekturze, stanowił bardzo miły prolog do najlepszych klasycznych tomów wydanych w ramach WKKM, czyli Życia i śmierci Kapitana Marvela. O Visionie natomiast chcę jak najszybciej zapomnieć i wyparłem już informację, że komiks ten popełnił Geoff Johns (o nie, znowu sobie o tym przypomniałem  :???: )

Na październik planuję rozpoznanie walką zbiorów obcojęzycznych dzielnicowej biblioteki- wyniuchałem w katalogu parę ciekawych rzeczy po angielsku. Życzcie mi powodzenia.

No cóż, widzę, że nie tylko @Garf ma taki szeroki dostęp do komiksowego dobrodziejstwa. Nic tylko pogratulować  :smile:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: skil w Październik 03, 2017, 08:18:31 am
Nie mogę tylko doszukać się informacji na temat kontynuacji. Coś wiadomo w tym zakresie?

W styczniu w USA wychodzi tp 2.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: JanT w Październik 03, 2017, 08:28:18 am
Z drugiej strony kolejna niepochlebna opinia o Paper Girls
Było też kilka pochlebnych  :smile: Ja jestem bardzo na tak. Najlepiej samemu sprawdzić a cena super.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 03, 2017, 08:43:01 am
Najlepiej samemu sprawdzić a cena super.
Niby tak, ale nie chcę rozpoczynać kolejnej tak długotrwałej serii. Mam już tyle rozgrzebanych serii, że powoli sam się w tym wszystkim gubię, a na dokładkę dochodzą mi jeszcze Uncanny X-Force i Daredevil. Wprawdzie na ukończeniu jest już Alias, Gotham Central i Nowe DC (z którego zostało mi do zakupu jeszcze parę tomów), ale to nadal całe mnóstwo komiksów do zakupu i przeczytania. No i nie mogę jeszcze zapominać o kolekcjach. Eeeech, jak tu żyć  :razz:

W styczniu w USA wychodzi tp 2.
Dzięki. Ciekawe kiedy to Egmont ogarnie.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Październik 04, 2017, 10:14:36 pm
To może ja teraz. W zeszłym miesiącu po raz kolejny nadrabiałem kolekcje.

1. Najlepszy "Silver Surfer - Nowy Świt". Świetny pod każdym względem, nowo (?) wprowadzona postać kobieca od początku wzbudza sympatię a widok pocącego się na jej widok Silver Surfera (okazuje się, że lekko bufonowatego z charakteru - to chyba jakaś nowość) jest wprost uroczy. Fabuła bardzo zabawna nie sposób podczas lektury nie uśmiechnąć się pary razy ale jest i miejsce na kilka melancholijnych momentów, Slott wydaje mi się zresztą ma talent do pisania takich rzeczy i po przeczytaniu kilku jego innych komiksów ląduje u mnie na półce z autorami "można kupić w ciemno". Kolejna sprawa, rysunki, dla mnie to kolejne wielkie tak. Mike Allred wraz z żoną wykonują świetną robotę, aczkolwiek zadeklarowani fani kwadratowych szczęk Jima Lee, jeżeli nie uznają innego stylu rysowania nie mają tu czego szukać rysunek jest tak mało "marvelowski" jak można sobie wyobrazić kojarzy się raczej z jakimś undergroundem. Świetnie, że Marvel pozwala sobie na takie eksperymenty graficzno-fabularne w jednym komiksie, jakby Egmont wydał całą serię w Marvel Now, byłbym wniebowzięty, zasługuje ona na to jak mało która. 8,5/10
    Drugi najlepszy, ciężko było wybrać a lepiej pisać o rzeczach przyjemnych "Superman - Człowiek ze Stali". Absolutny klasyk, jeden z pierwszych komiksów superbohaterskich jaki miałem w rękach, dlatego podchodziłem z "pewną taką lekką nieśmiałością", czy słusznie? Absolutnie nie, komiks do dzisiaj czyta się świetnie, owszem widać ten lekki widok śniedzi rozwiązań fabularnych czy charakterów postaci, ale to nie absolutnie nie przeszkadza. Fantastyczna praca Byrne'a tak w piśmie jak i w rysunku i legendarny już komiks. To jest ten klasyczny Superman z uśmiechem na twarzy ściągający kotki z drzewa, którego pokochały miliony ludzi na całym świecie. Kolejna prośba do pana Kołodziejczaka, jak nie macie pomysłu na DC Deluxe to naprawdę...puszczenie klasycznego Supermana dalej byłoby doskonałym pomysłem. 9/10.

2. Zaskoczenie na plus "Ghost Rider - Maszyny Zemsty". Nie przepadam za Ghost Riderem, nie lubię mangi, opinie raczej średnie, seria szybko skasowana więc wymagań żadnych nie miałem, z drugiej strony nie będąc zatwardziałym fanem nie miałem problemu z tym, że nowy duch zemsty to Meksykanin jeżdżący samochodem. Po zakupie przewertowałem i patrząc się na rysunki stwierdziłem "o matko" i rzuciłem na stos nawet się nie oglądając. No i się miło rozczarowałem, nowy Ghost Rider to solidny powiew świeżości, przeniesienie akcji do LA, daje nam chwilę wytchnienia od zatłoczonych betonowych kanionów Nowego Jorku a umiejscowienie akcji w dzielnicach biedoty możliwość ciekawych rozwiązań fabularnych, które autor momentami (nie zawsze) wykorzystuje. Następnie rysunki, w miarę czytania podobały mi się coraz bardziej a na sam koniec stwierdziłem, że są naprawdę bardzo dobre, dynamiczne i nie przypominające mi czegoś co widziałem już w superhero sto tysięcy razy. Największym grzechem tego komiksu, jest to że nie bardzo wiadomo do jakiej grupy on jest skierowany. Z jednej strony mamy ten kreskówkowy klimat, nie zabijającego Ghost Ridera wykonującego ciosy niczym jakaś postać z Dragon Balla z drugiej strony ciężki klimat ulicy, pigułki gwałtu dosypywane na imprezach i dzieciaki handlujące narkotykami. Trochę szkoda, że w Marvelu nie poszli jednak w stronę grupy wiekowej R na całość bo mogło by to w połączeniu z rysunkami Tradda Moore, przynieść bardzo ciekawy efekt. Nie dziwię, się osobiście że seria została skasowana, nie chciało by mi się faktycznie chyba kupować całości, zwłaszcza jakbym był fanem klasycznego Ghost Ridera, ale jako jednorazowy wygłup jak najbardziej jestem na tak. Solidne 7/10.

3. Najgorszy komiks "Świat Avengers". No cóż fanem Avengers też nie jestem, a ten komiks mojego zdania absolutnie nie zmienia. Treść jest płaska identycznie jak kartki na których jest wydrukowana, Iron Man dochodzi do wniosku, że przed Ziemią będą się piętrzyć coraz większe problemy i aby temu zaradzić trzeba wzmocnić siłę drużyny i nasz geniusz wpada na genialny pomysł jak na geniusza zresztą przystało, że aby to zrobić trzeba wykonać manewr pod kryptonimem "przyjmujemy wszystkich jak leci" (dziw, że do drużyny nie dostali się Ukraińcy lub uchodźcy z Syrii). Długo się zastanawiać nad sensem nie będziemy się zresztą zastanawiać bo od samego początku zaczyna się ostra młócka na lasery, pioruny i obelgi z zupełnie nowym, ale jakby widzianym już milion razy czarnym charakterem. Głupot pokroju androida, który został stworzony przez najstarszą rasę wszechświata miliardy lat temu i zniszczył już tysiące planet a któremu odcina nogi gołą dłonią jeden z trzeciorzędnych marvelowskich bohaterów jest tutaj sporo. Tyle pierwsza część, w drugiej mamy panią niedoszłą astronom, która znajduje część kosmicznych gogli i przeistacza się w członka imperialnej gwardii Smashera (to jakaś nowość, nazwy tych gwardzistów to jednak nie przydomki, tylko coś w stylu stopnia wojskowego lub funkcji, fajny pomysł) no i mamy kosmiczną rozróbę w której biorą udział Mściciele na dobrą sprawę nie wiadomo z kim i tam nasza bohaterka rozdziera gołymi rękami całą kosmiczną flotę i zostaje obwołana bohaterką imperium Shi'Ar i wogóle jest fajnie (swoją drogą co to za elitarny odział skoro kompletny amator po założeniu okularów dorównuje im bez problemów, nie lepiej rozdać wszystkim te gogle?). Po drodze mamy murzynkę w śpiączce, którą opanowuje istota będącą Wszechświatem (jestem pewien, że autor da radę jakoś idiotycznie to wytłumaczyć), jakąś małoamerykańską próbę wciśnięcia w fabułę jakichś implikacji wynikających z lepszego urodzenia, oraz nadciągające WIELKIE ZŁO.Ziew. Graficznie jest fajnie, zawsze lubiłem Kuberta a i ten drugi rysownik, mimo że nie wychyla się ze średnich stanów to wstydu nie przynosi. Nie jest to najgorszy komiks jaki czytałem z pewnością, da się go przeczytać, ale jest raczej słabo 4/10.

4. Zaskoczenie na minus "Syn Supermana". Sporo się naczytałem, o tym jaki to dobry komiks, zresztą był mi tu polecany ale jest tylko nieźle i nic ponadto. Cały ten komiks wyróżnia się tylko na tle obyczajowym i faktycznie wątek rodziny Supermana jest fajnie rozpisany no i fajnie, że to klasyczny bohaterski Clark (już nie Kent ale nie wnikałem) o mentalności harcerza, który dodatkowo ma rodzinę na głowie. Natomiast sceny akcji są idiotyczne i abstrakcyjne (w złym znaczeniu tego słowa). Eradictor zmienił się od czasu kiedy go ostatnio widziałem i to raczej nie na lepsze, a rysunki Gleasona są paskudne. Nie jestem przekonany czy sięgnę po kolejny tom, ratuje go chyba tylko niska cena. Jeżeli to ma jest najlepszy tytuł z Rebirth to chyba nie chciał bym spotkać się z najgorszym. 6/10.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 05, 2017, 08:21:04 am
Najlepszy "Silver Surfer - Nowy Świt".
Bardzo się cieszę, że zdecydowałem się na zakup tego komiksu, bo nie jest to pierwsza pochlebna opinia o nim. Szkoda tylko, że ten tom raczej jeszcze długo poczeka na lekturę.

Drugi najlepszy, ciężko było wybrać a lepiej pisać o rzeczach przyjemnych "Superman - Człowiek ze Stali".
Mnie ten komiks w ogóle zniesmaczył i jak dla mnie nie przeszedł próby czasu, tym bardziej, że nie byłem obarczony żadnymi sentymentami z czasów zaprzeszłych.

Zaskoczenie na plus "Ghost Rider - Maszyny Zemsty".
Ja (niestety?) odpuściłem sobie ten komiks, a tu proszę, kolejna opinia na plus. Nie kupowałem go najbardziej ze względu na urwaną historię i brak kontynuacji. Daj znać czy jest to faktycznie odczuwalne.

Najgorszy komiks "Świat Avengers".
Marvel NOW dopiero przede mną (chociaż też nie wiem kiedy się za to wezmę) i Avengers oraz New Avengers to będą zapewne pierwsze pozycje z tej linii wydawniczej. Mam nadzieję, że im dalej w las tym Hickman to jakoś ogarnął, a pierwsze numery to po prostu prolog do wielowątkowej sagi.

Zaskoczenie na minus "Syn Supermana".
Z Odrodzenia planuję zbierać wszystkie serie (około)batmanowe, ale Superman też był w kręgu moich zainteresowań. Odpuściłem ze względu na konieczność ogarnięcia większej ilości komiksów i wiele nawiązań do przeszłości. Mam nadzieję, że dobrze zrobiłem.


P.S. Muszę przyznać, że bardzo przyjemnie czytało mi się Twój post.  :biggrin:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Październik 05, 2017, 10:17:57 am
Ze SkandalistąLF zgadzam się tym razem w jakichś 75%- stan na chwilę obecną, bom jeszcze "Supermana- Syna" nie czytał... "Człowieka ze stali" nawet nie mam w planach. Za to zachęcony przez amsterdreama zamówiłem sobie mangowy "Manhole" :)

Ech, wielka szkoda, że runu Slotta w Surferze nikt nie będzie chyba w Polszcze wydawał. Druga przykra sprawa- że w "AllNewGhostRiderze"dalszych odcinków nie rysował już Moore. Ta jego mangowa kreska była jakimś odświeżającym powiewem, tak jak pisał Skandalista, a cały komiks oglądałem niczym animację.

No i hickmanowskie kosmiczne "epickie" zmagania-  cieszy mnie, że nie jestem sam z negatywną oceną jego pisaniny. Już wcześniej żałowałem zakupu 3 komiksów przy okazji "Infinity". Potem z rozpędu kupiłem "Świat Avengers" i również żałuję. Muszę sobie zapisać- najlepiej w portfelu- żeby się 3 razy zastanowić, nim kupię cokolwiek tego scenarzysty.

Laf- czytaj ten pierwszy tomik PGirls, ciekaw jestem twojej opinii. Dziwią tak różne oceny tej serii, myślałem, że wszystkim się będzie podobała :D
 Przynajmniej w sprawie "Młota" jest lepiej i naród najwyraźniej podziela moją opinię ;)

Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: clarence w Październik 05, 2017, 10:50:46 am
Dla mnie Paper Girls były mocnym zaskoczeniem na plus. Nic nie wiedziałem o tym tytule, a tu się okazało, że to świetne, lekkie czytadło w klimatach SF. Plus do tego w pytę rysunki.
NewGhostRider taki średniak raczej, ale rysunki Tradda wypas. Brałem bo mocno mi podpasował jego Luther Strode. Kto nie widział niech zerknie - tak lekko i z przytupem narysowanego HackAndSlasza dawno, a właściwie nigdy nie widziałem.
Młot świetny, Manhole niezły, za to OPUS - cud, miód, orzeszki. Końcówka siłą rzeczy wyszła trochę dziwnie (kto czytał ten wie) ale poza tym to petarda. Ja polecać.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 05, 2017, 11:29:51 am
Laf- czytaj ten pierwszy tomik PGirls, ciekaw jestem twojej opinii. Dziwią tak różne oceny tej serii, myślałem, że wszystkim się będzie podobała :biggrin:
Bardzo mi przykro, klamka już zapadła - nie wchodzę w tą serię.
Chociaż z drugiej strony taką samą decyzję podjąłem w przypadku Skalpu i teraz żałuję.
Więc może jednak...
No bo w końcu z drugiej strony...
I jakby tak...
Ale jednak nie. NIE, NIE, NIE (będę powtarzał to sobie do znudzenia, a jutro obudzę się z tym samym problemem  :sad: )

@LD, tak na marginesie, zakupiłem Lovecrafta "Zgroza w Dunwich i inne opowieści"  :biggrin:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: amsterdream w Październik 05, 2017, 11:30:31 am
Mnie ten komiks w ogóle zniesmaczył i jak dla mnie nie przeszedł próby czasu, tym bardziej, że nie byłem obarczony żadnymi sentymentami z czasów zaprzeszłych.

A tak z ciekawości, czym Cię zniesmaczył? Bo mi się bardzo podobało. Cudowna struktura opowieści (jeden zeszyt - jedna historia), bez żadnej dekompresji. Teraz już tak komiksów się nie piszę. Do tego w runie Byrne jest moja ulubiona Lois Lane ever. I te fantastyczne rysunki, jak dla mnie Byrne był tu w szczytowej formie.

Co do Manhole to wrzucam jeszcze video-recenzje, może kogoś zachęci:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: JanT w Październik 05, 2017, 11:38:10 am
Ale jednak nie. NIE, NIE, NIE (będę powtarzał to sobie do znudzenia, a jutro obudzę się z tym samym problemem  :sad: )
To powiedz sobie TAK, TAK, TAK i nie będziesz miał problemu  :smile: Odpuść co innego.

Cały czas wszyscy chwalą Black Hammer  :smile:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 05, 2017, 12:58:39 pm
A tak z ciekawości, czym Cię zniesmaczył?

  • Zaskoczenie na minus - Superman: Człowiek ze stali. Nie pamiętam, żebym czytał tę historię za czasów TM-Semic, dlatego też nie byłem obarczony żadnymi sentymentami. Uważam, że komiks zestarzał się dosyć znacznie; teksty w stylu "Mamo, tato, wyjeżdżam w poszukiwaniu samego siebie", czy tak groteskowy villian jak Sroka (z którą musiało sobie poradzić aż dwóch najważniejszych herosów ze świata DC) bardzo mnie wymęczyły. Do tego miśkowaty Luthor, który raczej zabawny niż przerażający. No Byrne'owi nie udało się porwać mnie tą opowieścią, a szkoda. Za to olbrzymi plus za okładkę.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Październik 05, 2017, 03:34:07 pm
  Laf na spokojnie możesz kupować. Owszem czuć, ze historia będzie się toczyła dalej, ale Ghost Rider spuszcza na końcu wciry czarnym charakterom i odchodzi w stronę zachodzącego słońca, także ciąg dalszy będzie na zasadzie "trzeba jeszcze będzie sporo porządków na dzielni zrobić", ale sama historyjka jak najbardziej ma swój koniec (tyle, że otwarty). I żeby nie było niedomówień to nie jest żaden ósmy cud świata, ale komiks którego główną zaletą jest świeżość i oryginalność, podobnie jak Silver Surfera, ale ten jest dużo lepszy pod względem artystycznym.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: rebejakub w Październik 07, 2017, 04:40:15 pm
We wrześniu miałem niestety okazję przeczytać tylko cztery rzeczy, ale na szczęście to jedyna zła wiadomość, bo wszystko okazało się co najmniej dobre. Tak że powiedzmy, że będzie jeden


najlepszy komiks przeczytany:
"Czarny Młot" - o raju, jakie to dobre. Amerykańskie zadupie, dzikie nostalgia i melancholia, do tego stylówka na "komiksy z tamtych lat", nawet przebijanie czwartej ściany się załapało. A do tego sposób prowadzenia historii jest klasyczny, typu: jest bohater, który moc utracił i próbuje ją odzyskać. Każda postać ma jakiś swój prywatny dramat, który wpływa na jej działania.
Do tego rysunki i paleta barw robią robotę. Namawiam do przeczytania rękami i nogami.


i trzy zaskoczenia na plus:
"Green Hornet" - bardzo przyjemny komiks rozrywkowy. I bohater bez supermocy, więc łatwo się wciągnąć w historię, która jest prowadzona z narracją w pierwszej osobie (to lubię) i w konwencji kryminałów.
Trochę z duszą na ramieniu czytałem, bo nie lubię Waida a raczej jego internetowej odsłony, ale tutaj sprawił się jak fachura.


"Star Wars: Mroczne Imperium" - dopiero teraz nadszedł moment kiedym powiedział sobie: "jestem gotów!". I przeczytałem :) I nie żałuję, bardzo przyjemna ramota. Trochę momentami klimat jest przyciężkawy i w polskiej wersji komediowe wrzutki aż tak nie brzmiały, ale zupełnie nie rozumiem dlaczego ta historia jest aż tak hejtowana. No i rysunki Kennedy`ego to jest coś, co mogę oglądać godzinami.


"Słowackiego" - zupełnym przypadkiem trafiłem w sieci na przykładowe plansze i postanowiłem sprawdzić całość. Podobał mi się oniryczny nastrój i sposób rozrzucenia tekstu na rysunkach, tak zagrało to z treścią skonstruowaną jak w historiach typu "siedzi sobie paru kumpli i przy fajkach i piwie nawijają różne odjechane historie i życiowe mundrości", że momentami autentycznie się to ociera, nie wiem, o poezję chyba.
Szacunek dla obojga autorów, chętnie przeczytałbym więcej.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: clarence w Październik 13, 2017, 11:24:07 am
Na minusik: Chrononauci.

Fabuła. Żal. Strasznie lubię wszelkie myki z czasem, pętle czasowe, przeskoki, czasy równoległe, alternatywne itp. Tylko to tutaj to jest nastawiony wyłącznie na akcję kloc. To jest płytkie, to jest miałkie, bez pomysłu i polotu, do tego w opór prostackie. Zero przemyśleń, byle cały czas do przodu. Lekko wchodzi, owszem, ale zaraz wychodzi z drugiej strony. Millar odcina kolejny kupon od swojej popularności.

Rysunki. Oglądając w necie prace Seana Murphy'ego w czerni i bieli byłem zachwycony. Potem, gdy zobaczyłem te same strony już w komiksie i w kolorze (Przebudzenie, Amerykański Wampir) za każdym razem doznawałem dużego zawodu. Kolor strasznie krzywdzi te plansze. W tym przypadku jest tak samo. Kolor okalecza rysunki Seana również i w Chrononautach. IMHO oczywiście. Aha, na jednej z plansz odnalazłem pięknie narysowanego Panzerjäger Tigera. Za to dodatkowy plus.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Listopad 02, 2017, 08:38:51 am
Październik u mnie pod znakiem kontynuacji Nowego DC, ale również wpadły mi w ręce inne pozycje. Muszę przyznać, że uzbierało się tego trochę, lecz niestety ilość nie przeszła w jakość. Na szczęście jakieś tam pozytywy były, chociaż mam świadomość, że moje pozytywne wybory mogą być co najmniej zaskakujące.
Lektury: Szpon t. 2: Upadek sów (drugie czytanie), Batman t. 3: Śmierć rodziny (trzecie czytanie), Detective Comics t. 3: Imperium Pingwina, Detective Comics t. 4: Gniew, Liga Sprawiedliwości t. 1: Początek oraz Deadpool Classic t. 2, Deadpool (SBM), Falcon (SBM), Odważni i Niezłomni: Władcy losu (WKKDC) - łącznie 9.
I jeszcze mała dygresja dotycząca kolekcji SBM. Przeczytałem kolejne dwa tomy, które stanowiły nader przyjemną lekturę i dzięki temu w rozgrywce pomiędzy dobrymi, a słabymi tomami kolekcji jest wynik 5 : 1  :badgrin: .
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Listopad 04, 2017, 02:41:33 pm
  Trzeci miesiąc z kolei nadrabiania kolekcji, dzięki czemu jestem już niemalże na bieżąco z WKKM i WKKDC, za to z SM jestem w gęstym lesie, ale w bieżącym miesiącu chyba odpocznę trochę od trykotów i postaram się nadrobić zalegające stosami nieprzeczytane europejskie komiksy. Tak czy siak:
1. Najlepszy przeczytany: "Robin-Rok Pierwszy" ciężko mi się wypowiedzieć o tej pozycji inaczej niż w samych superlatywach. Fabuła napisana przez Chucka Dixona weterana gothamskiego pobojowiska i Scotta Beatty'ego (nie znam) jest wprost urzekająco retro-cudowna, retro w sensie czerpiąca garściami z najlepszych cech tych starych historii a nie najgorszych. Komiks jest podzielony na 4 części, co prawda połączone ze sobą fabularnie, ale każda opowiadająca inną historię z którego to powodu można czytać je bez problemu oddzielnie. A co poza tym w środku? Wszystko co fanowi Batmana i Cudownego Chłopca potrzebne do szczęścia, klimat zepsutego, skorumpowanego Gotham, dobrze ukazane relacje pomiędzy Brucem i Dickiem nie oparte na zupełnie zdrowych zasadach, Batmana tak zafiksowanego na punkcie walki ze zbrodnią że sprawia wrażenie tylko nieco mniej szurniętego niż jego oponenci (to jak postępuje Bruce po spotkaniu z Dwiema Twarzami jest nie tylko nienormalne ale i amoralne - jak dla mnie to wielka rysa na pancerzu naszego Mrocznego Rycerza - KUPUJĘ TO ZA DOLARA), komisarza Gordona wygrażającego Nietoperzowi, starych wrogów w końcu nie tylko groźnych ale i z powrotem autentycznie obłąkanych jak na pensjonariuszy Arkham przystało, wskazanie palcem pewnych problemów społecznych i Alfreda który w pewnych sytuacjach przejmuje na siebie rolę narratora, pełnego troski o swoich przybranych synów i jednocześnie pełnego wątpliwości czy nie wypuścił na ulice lekarstwa gorszego niż choroba. Żeby nie było niejasności scenariusze są prościutkie z jasno wytyczonymi początkiem, rozwinięciem i zakończeniem, dlatego szukający tutaj fabuły pokomplikowanej jak w "Strażnikach" nie mają raczej czego szukać, historyjki kojarzą się raczej z kolejnymi odcinkami "Batman - Animated Series". Wrażenie to potęgują jeszcze rysunki, proste, kreskówkowe mocno w stylu Cooke'a aczkolwiek mają swój własny styl (Batman rysowany jak w Złotej Erze mniam). Ich radosna bajkowa kreska w połączeniu z mocną momentami przygnębiającą i brutalną fabułą tworzy dziwaczny dysonans dzięki któremu,, mamy cały czas wrażenie że to co widzimy i czytamy uwiera nas jednocześnie w głowę i w mózg a takie Gotham powinno właśnie być. Najlepsza pozycja batmanowa jaką czytałem od bardzo dawna i jednocześnie dla mnie najlepsza pozycja z wydanych dotychczas w ramach kolekcji 9/10.
  Drugi najlepszy: "Na tropie Catwoman" kontynuacja, chociaż niebezpośrednia tomu wydanego wcześniej i choć jest trochę słabiej niż w poprzedniku to i tak jest świetnie. Komiks podzielony na dwie części w pierwszej Catwoman poluje na seryjnego mordercę prostytutek i znowu mamy autorów podglądających przez lupę (chociaż z bardzo daleka) problemy naszego społeczeństwa w drugiej klasyczną dla chandlerowskiego czarnego kryminału historię wypełnioną morderstwami, skorumpowanymi glinami, prywatnymi detektywami i nieco gejowato wyglądającymi milionerami - bossami półświatka. Pierwsza część jest słabsza, zakończenie rozczarowuje a czarny charakter jest wymyślony strasznie kretyńsko, ale czyta się szybko bez znudzenia a sama historia jest ważna z punktu rozbudowy charakterologicznej Seliny. Druga zwłaszcza to dla wielbicieli sensacjo-kryminału to już ekstraklasa. Rysunków omawiać nie muszę rysował Darvyn Cooke a jaki jest koń każdy widzi, facet zawsze grał w pierwszej lidze może nie był kandydatem na mistrza ale miejsce premiowane grą w pucharach było w jego zasięgu. Oprócz kolekcji po trykoty sięgam naprawdę rzadko, ale coś czuję że kolejne tomu "Catwoman" wydanej przez Egmont wylądują na mojej półce. No i pytanie mam dlaczego (wnioskując po tym komiksie i tym opisanym jeszcze wyżej) poboczne serie Batmana są wszystkim tym czym powinna być a czym nie jest główna seria? 8/10 (z małym plusikiem).
 2. Zaskoczenie na plus "Liga Sprawiedliwości - Gwóźdź". Nie to żebym się spodziewał słabej historii, ale gdzieś tu wyczytałem niezbyt pochlebną opinię jednego z użytkowników a i jak wspomniałem wcześniej niespecjalnie przepadam za drużynowymi tytułami także wymagań specjalnych nie miałem. A co dostałem? Fajną wciągającą historię zaliczającą się do linii Elseworld (ja ją osobiście bardzo lubię takie historie pod warunkiem, że to jednorazowe wystrzały bez mieszania postaci z różnych światów) dzięki czemu autor może sobie pozwolić na spore odstępstwa od kanonu a tutaj autor sobie pozwala na bardzo dużo i chwała mu za to, bo wyszło świetnie. Ogólnie fabuła opiera się na pomyśle ukazania świata DC w którym nie istnieje Superman (wytłumaczenie tytułu mamy na początku) i nie będzie spojlerem jeżeli podpowiem że wcale ten świat nie wygląda lepiej, a wręcz przeciwnie, klimat historii jest raczej dystopijny (przepadam za takimi historiami szkoda że Davis trochę silniej tego nie zaakcentował), mocno opowieść się kręci w koło tematu tolerancji ale w ten lubiany przeze mnie sposób poszanowania i akceptacji dla inności a nie wciskania pi****letów o tym, że wszyscy jesteśmy tacy sami, kolejny plusik. Rozwiązanie akcji jest nieco głupie moim zdaniem, ale trzeba przyznać że nie przeszkadza za bardzo a jest dosyć zaskakujące. Scenarzysta jest jednocześnie rysownikiem i wychodzi mu to nieźle kilka kadrów jest bardzo słabych ale kilka robi naprawdę spore wrażenie, nie jestem raczej fanem takiego rysowania ale tutaj jest naprawdę dobrze, jak ktoś lubi typowe superhero rysowanie to pewnie oceni jeszcze wyżej. (naciągane ale jednak) 8/10.
  Drugie zaskoczenie "Green Lantern-Geneza". Zauważyłm , że Geoff Johns cieszy się na tym forum sporą dozą sympatii i popularności a ja nie mogę o sobie powiedzieć znam faceta tylko z "Avengers - Impas" o którym w momencie przewrócenia ostatniej strony nie potrafiłem powiedzieć ani jednego słowa i trzech pierwszych tomów "Ligi Sprawiedliwości" wyraźnie skierowanej do bardzo młodego czytelnika, także nie w moich klimatach klimatach. A tu niespodzianka Zielona Latarnia jednym wielkim hołdem dla bardzo lubianego przeze mnie Szmaragdowego Świtu wydanego niegdyś przez TM-Semic, ktoś kto czytał tamtą historię nie poczuje się absolutnie zaskoczony tą chociaż postacie są pozmieniane, dorzucony Sinestro (świetny występ naprawdę widać dlaczego gość przynajmniej do pewnego momentu był najlepszy z najlepszych) w roli mentora Hala Jordana i lekkie przesunięcie akcentów kosmicznych na telenowelowato-dramatyczne. Graficznie jest w porządku styl standardowo superbohaterski, ani nie zachwyca ani nie razi jest po prostu całkiem nieźle. Największa zaleta tego komiksu jest jednocześnie jego największą wadą, ten komiks jest tak sprawnie rzemieślniczą pracą i tak ściśle trzymającą się kanonu, że brakuje mu tej niezbędnej dozy oryginalności żeby określić go jako świetny, brak jest tego pazura i odrobiny artystycznego szaleństwa. Ale po lekturze muszę przyznać, że następnym razem spojrzę na Johnsa łaskawszym okiem skoro już mi udowodnił że potrafi napisać wciągającą historię. Panie i panowie wydawcy może więcej johnsowej Latarni? 7/10
  3. Najgorszy przeczytany "Wonder Woman - Raj Utracony". Jedyne co w tym komiksie jest fajne to miltonowski tytuł. Kolejny komiks podzielony na dwie części w pierwszej trójka greckich Bogów lub Tytanów (nie pamiętam zbyt dobrze Parandowskiego już) opanowuje trzech największych wrogów Batmana - Jokera, Poison Ivy i Stracha na Wróble i dzięki swoim wyznawcom przemienia opuszczony kościół w antyczną świątynię i sprowadzić na ten świat Aresa. Dlaczego w Gotham dzieje się akcja komiksu o Wonder Woman zapytacie? Nie mam pojęcia, pewnie dlatego że Batman wtedy też się najlepiej sprzedawał. O fabule by było na tyle bo całą już zawarłem w jednym zdaniu, ta historia to jedna wielka nonsensowna młócka gdzie co chwilę zostają wteleportowane kolejne losowe postacie, aby powiększyć tylko rozmiar tej komiksowej klęski. Graficznie też jest strasznie, co prawda rysunki technicznie nie są złe (no dobra projekt opętanej rójcy jest arcyżenujący), ale za to na jednej stronie mamy umieszczone po 15 kadrów często w tak absurdalnie małych rozmiarach, że nie wiadomo co przedstawiają na dodatek zmuszeni jesteśmy przebić się przez ścianę tekstu (nie zapominajmy o braku fabuły to nie jest tekst o czymś bo się przecież cały czas biją, tylko gadka w rodzaju "ja go z lewej, ty go z prawej"), co jeszcze bardziej potęguje nieczytelność tego "dzieła" i konieczność oglądania tego barachła przez lupę. Podobno popełnił ten humbug DeMatteis, ale nie chce mi się w to wierzyć. Druga część tomu jest już lepsza, bardziej skomplikowana i dramatyczniejsza, ale nawet ona nie jest średnia. Mamy Temiskirę, mamy dwa plemiona Amazonek nieufne wobec siebie i złą postać, która podsyca animozje między nimi do osiągnięcia własnego celu. Ogólnie rzecz biorąc bardziej skomplikowane fabularne konstrukcje widziałem w Gumisiach, a finał wieńczy wielka bitwa a której jedna strona jest uzbrojona w miecze i topory druga w futurystyczną broń palną (spuśćmy zasłonę milczenia na to). Za to świetna klasyczna historia to druga rzecz fajna oprócz tytułu w tej pozycji. Ogólnie rzecz biorąc szkoda czasu, najgorsza pozycja w WKKDC 2/10.
  Druga najgorsza "Batman - Jestem Gotham". Ja wiedziałem, że to nie pozycja dla mnie, nie spodziewałem się że mi się spodoba, ale ja tak lubię Batmana i jeszcze te 17 złotych w Merlinie, myślę kupię a nóż widelec. Ale nie żadnego zaskoczenia nie było, od samego początku akcja pędzi na łeb na szyję jak w filmach z Vin Dieselem a czytelnik jest zarzucany coraz bardziej absurdalnymi i coraz durniejszymi pomysłami, w stylu Batman nie może nurkować z aparatem do oddychania w lodowatej wodzie bo mu ustnik w masce zamarznie, ale już zapalnik w bombie którą wysadza maszynę do hmmm....zmiany pór roku już nie zamarza (a to dopiero sam początek o akcji z samolotem nie wspominam bo już tu było to poruszane), zupełny amator leje całą Ligę Sprawiedliwości z Supermanem na czele itd, itp. Natężenie eksplozji na metr kwadratowy papieru przekracza zdrowy rozsądek, aż w końcu autor puszcza nam oko w tekstem, że w tym tempie Batmanowi skończą się niedługo pojazdy. Dzieła żenady dopełnia obraz wychudzonego Alfreda w kostiumie, to miał być chyba żart ale jak dla mnie ośmiesza tylko tak fajną i ważną postać. Oś fabuły kręci się wokół dwójki nowych superbohaterów i ten motyw lekko jak dla mnie alanomoorowski jest chyba najmocniejszą  stroną komiksu, tzn. byłby gdyby był napisany porządnie a nie na kolanie. Największą wadą są niezbyt realne rysy charakterologiczne występujących postaci (od czasu do czasu widać pomiędzy eksplozjami, że postaci mają jakieś charaktery), Batman nie zachowuje się jak Batman tylko jak najlepszy ziomek z sąsiedztwa, para bohaterów co prawda nienajgorzej rozpisana pod względem pochodzenia też nie jest zbyt wiarygodna a napewno kwalifikuje się do leczenia psychiatrycznego, jeszcze głupsza jest postać nowego czarnoskórego pomagiera Batmana (sam początek komiksu Batek kusi murzynka: "dawaj zostań moim nowym giermkiem", a ten: "nie nie będę nowym Robinem", Batek wtedy: "ale nie będziesz nowym Robinem mam dla ciebie nowy kostium, zobacz jaki żółty" a murzynek "Łał ale zajebioza, żółty kostium ale czadowy teraz nikt mnie nie skojarzy na bank z Robinem, dobra zgoda" itd. itp). Rysunki są naprawdę w porzadku, gdyby to był jakikolwiek tytuł oprócz Batmana to bym powiedział, że mi się podobają. Ogólnie rzecz biorąc ten komiks to totalnie nie mój klimat, to straszliwe uproszczenie i wypłaszczenie nie tylko postaci, ale i całego uniwersum, natomiast w porównaniu do komiksów Snydera ma tę zaletę, że jest jakiś. Lepszy, gorszy mądrzejszy czy głupszy (głupszy), ale jakiś ma swój charakter, jest jakiś a King ma jakąś koncepcję, nie przynudza. Może, może jak będzie drugi tom w Merlinie też kupić za 17 złotych a ja akurat dwudziestozłotówkę znajdę na ulicy to może...ale wątpię. 4+/10.
  4. Największy zawód "Flash-Urodzony Sprinter", bardzo lubię Waida nie czytałem jeszcze żadnego genialnego jego dzieła, ale też nie spadał poniżej poziomu dobry aż do tego momentu (chociaż patrząc na datę wydania tutaj dopiero szlifował talent). Po prostu komiks bez charakteru standardowy do bólu origin, nie chce mi się aż wierzyć że nie ma lepszych historii z Flashem. Tom składa się z kilku dobranych losowo historyjek z których najdłuższa jest tytułowa o chłopcu zakochanym w swojej cioci (dobrze że chociaż nie w wieku May), który zostaje rażony piorunem. Więcej o tym komiksie nie piszę bo nic mi w pamięć nie zapadło. Rysunkowo podobnie jak fabularnie jest bezpiecznie i bezpłciowo z wyjątkiem historyjki rysowanej przez Humberto Ramosa, którego cenię w Spider-Manie a który tutaj też jeszcze wyraźnie ćwiczył swoją rękę i przez to wyglądają jego plansze dosyć paskudnie. 5/10.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Listopad 06, 2017, 07:15:10 am
bardzo lubię Waida
Nie wiem czy w ramach nadrabiania WKKDC dotarłeś już do 22 tomu Odważni i niezłomni: Władcy losu. Bardzo przyjemna lektura. Polecam.

P.S.
Ogólnie rzecz biorąc bardziej skomplikowane fabularne konstrukcje widziałem w Gumisiach
:badgrin: :badgrin: :badgrin:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Listopad 07, 2017, 10:35:40 pm
Nieco spóźniony raport dotyczący października...31 komiksów przeczytanych, 20 kupionych.


1-Najlepszy komiks zakupiony: z tych już przeczytanych- "Kroniki birmańskie" Delisle. Komiks nieco mniej interesujący -moim zdaniem - niż zapiski z Jerozolimy, niemniej i tak  świetny. Czekam na polskie wydanie "A User's Guide to Neglectful  Parenting" i innych rzeczy Kanadyjczyka...
Na pierwszy rzut oka wsród  nieprzeczytanych wyróżniają się grubcio Daredevil oraz "Munch" Kvernelanda.

2-najlepszy komiks przeczytany- hmmm. Albo wspomniany już "Guide", albo wspomniany w pkt 5 Namor i jego przygody. Trudno coś wybrać, poznałem w tym miesiącu kilka niezłych tytułów, co może tylko cieszyć. Zresztą  nie pierwszy raz mam kłopot z obsadzeniem tej pozycji zestawienia i  Cthulhu niech za to będą dzięki  :)

3-najgorszy komiks zakupiony- Okko tom 1. Rysunki ładne, scenariusz niezły...ale czegoś mi tu zabrakło.

4-najgorszy komiks przeczytany: "A-Babies vs X-Babies" nr.1. Lubię Younga jako twórcę okładek, ale to już drugi jego komiks, który po przeczytaniu uznałem za stratę czasu.

5-najwieksze pozytywne zaskoczenie - kupiony bez większego zastanowienia "Sub-Mariner: The Depths". Niby tyle już razy wykorzystywany motyw naukowca pragnącego udowodnić , że mityczne stwory nie istnieją, ale mimo to lektura znakomita, Milligan po raz kolejny pokazuje się z dobrej strony, a dzielnie wspiera go Rodi... Atmosfera przypomina mi opowiadania nawiązujące do mitologii HPLovecrafta.
I drugie pozytywne zaskoczenie- antologia  "The Amazing Adventures of Escapist Vol.2" wypożyczone z osiedlowej biblioteki obcojęzycznej. Pomysłów tu tyle, że można by zapełnić serię pejperbeków. Niestety, Chabona czytałem tylko "Związek żydowskich policjantów", pora na kolejne książki...

Natomiast po wypożyczeniu trzech kolejnych  tomów "Sagi o Atlasie i Axisie" zadaję sobie pytanie, skąd bierze się  popularność tego komiksu...i do kogo jest skierowany. Zmarnowałem sporo czasu próbując odpowiedzieć na to pytanie, bezskutecznie. Nadal nie wiem, czy to pozycja dla dzieci, czy dla wielbicieli antropomorfizacji,  nie mam pojęcia- rozczarowanie miesiąca jako żywo. No, ale znalazłem parę kadrów, które obroniły sagę przed  umieszczeniem w punkcie drugim. Pomysł z wybuchającymi owcami - świetny.

I tyle tym razem.


Aha- nakłoniliście mnie panowie do nadrobienia zaległości w lekturach ;) Faktycznie trochie za długo niektóre dobre komiksy stoją nieprzeczytane.


Post scriptum:
Wypożyczyłem z biblioteki "Głowy orłów"- nigdy nie sądziłem, ze coś tak drobnego jak kończenie większości zdań wykrzyknikiem może aż tak mnie zirytować. Najwyraźniej stałem się szczególarzem.



Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Listopad 12, 2017, 11:12:34 am
Czytałem Odważnych i Niezłomnych są ok, aczkolwiek mnie aż tak mocno nie zachwyciło.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Listopad 13, 2017, 08:58:18 am
Czytałem Odważnych i Niezłomnych są ok, aczkolwiek mnie aż tak mocno nie zachwyciło.
Oczywiście ten komiks to nic odkrywczego. Bazuje na pewnych schematach, przez co razi wtórnością. Ale jednak jak dla mnie Waid potrafił wycisnąć maksimum z różnych klisz superbohaterskich i sklecić w całość, przez co lektura tego komiksu była czystą przyjemnością. Na pierwsze miejsce wysuwają się oczywiście relacje pomiędzy bohaterami i to one, w moim odczuciu, ciągną całą historię do przodu.

4-najgorszy komiks przeczytany: "A-Babies vs X-Babies" nr.1. Lubię Younga jako twórcę okładek, ale to już drugi jego komiks, który po przeczytaniu uznałem za stratę czasu.
Najlepsze miejsce dla takich historii to chyba wyłącznie warianty okładek  :wink:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Grudzień 01, 2017, 01:03:16 pm
Z powodów zawodowych listopad w moim wykonaniu niestety nie wypadł zbyt okazale i tak jak ostatnie miesiące upłynął pod znakiem kontynuacji Nowego DC:
Lektury: Liga Sprawiedliwości t. 2: Podróż złoczyńcy, Liga Sprawiedliwości t. 3: Tron Atlantydy, Shazam, Amerykańska Liga Sprawiedliwości t. 1: Najbardziej niebezpieczni oraz Kapitan Ameryka i Falcon: Tajne Imperium (WKKM) - łącznie 5.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Grudzień 01, 2017, 10:54:23 pm
  Bez jaj w "Tajnym Imperium" może i faktycznie fabuła jest momentami nieco naiwna i uproszczona (jak w większości tych starych historii), ale czyta się ją nawet dzisiaj całkiem dobrze, a już pod względem historycznym to zdecydowanie jeden z najciekawszych komiksów w kolekcji. Scenariusz pokazuje nam jak wielki wpływ na przeciętnego Amerykanina miały wpływ wydarzenia pokroju wojny w Wietnamie, pacyfikacji uniwersytetu stanowego w Ohio czy afery Watergate i jak bardzo osobiste przeżycia mogą wpłynąć na percepcję autora. Żywy (no dobra tak naprawdę to martwy) dowód na to jak bardzo uzdolnioną i nie obawiającą się eksperymentów grupą twórców otoczył się Stanley Lieber jak wielki wpływ miała ona na historię nie tylko gatunku superhero ale całego medium ogólnie i jak bardzo powstrzymywał nałożenie im kagańca jakiejkolwiek cenzury (szkoda, że jego następcy nie bardzo idą w jego ślady). Nie wątpię nawet, że swego czasu szokujący i podobnej wagi co "Śmierć Supermana". 8/10
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Grudzień 04, 2017, 08:07:58 am
Kontekst historyczny jest w tym komiksie jak najbardziej wyczuwalny i zniesmaczenie (żeby nie napisać "wkurw...") postępowaniem władz amerykańskich przebija się z większości stron, co widoczne jest przede wszystkim w końcówce tej historii (czyli w przedostatnim zeszycie). I z pewnością było to zaskakujące w momencie powstawania i publikacji poszczególnych zeszytów. Ja jednak patrzę na ten z komiks z dystansem jaki zazwyczaj wykazują osoby, których dane wydarzenia nie dotyczyły i które miały miejsce kilkadziesiąt lat temu w odległym kraju (choć nie powiem, z natury jestem humanistą, a historia była jednym z moich ulubionych przedmiotów). Poza tym motyw niezadowolenia amerykańskiego społeczeństwa w burzliwych latach 70-tych najzwyczajniej w świecie mi się opatrzył i zazwyczaj traktuję go jako miłą, acz nie zobowiązującą ciekawostkę.

PS. Dawaj swoje typy z tego miesiąca  :biggrin:

PS. 2. Gdzie jest @LD?
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Grudzień 06, 2017, 07:10:26 pm
Jestem, jestem.[znów spóźniony...bo mi się L na koszulce urwało :) ]

A zatem mikołajkowe i pospieszne podsumowanie urobku z listopada.

Tylko 22 tytuły kupione, tylko 23 przeczytane.

1. Najlepszy komiks zakupiony: z  przeczytanych "Queen & Country- Odtajnione". Dłłługo za tym tomem chodziłęm, aż na ComicConie kupiłem. Świetna to była seria- oj, świetna.

Mam wrażenie , że dużo radochy może mi przynieść lektura kupionego w zasadzie z rozpędu i bez wcześniejszego rozpoznania "Question- the 5 Books of Blood" Rucki.
 
2.-Najlepszy komiks przeczytany: "Odrodzenie t.1". Wyjątkowo mi się to spodobało, takie lemirowskie i małomiasteczkowe. I - jako człowieka bojącego się stomatologicznych tortur- zachwycił mnie pomysł bezustannie odrastających zębów  :badgrin:

3. Najgorszy komiks kupiony : "Kapitan Brytania" z wkkmowskiej serii. Nie wszystko Moore'a mi się musi podobać, w tym tomie podoba mi się właściwie [zresztą już o tym na forum pisałem] jedynie świetny fragment z MWoMarvel #7, ależ mi się dłużyła lektura.

4. Najgorszy przeczytany - chyba "Sherlock Holmes i wampiry Londynu". Temat samograj, a tu taka miernota...dokończyłem z przyzwoitości, no i rysunki nienajgorsze.
 Myślałem, że wymienię tu "Jeże" Dema, ale ten komiks wcale nie taki zły...cuś w nim jednak jest  :D

Zaskoczenie na plus- "Dziewczynka w Krainie Przeklętych" t.1 - niby nic odkrywczego, ale świetnie narysowane , z miejsca kupiłem drugi tom.

Rozczarowanie - nowy komiks Świdzińskiego, w sumie chyba najsłabsza z przeczytanych przeze mnie prac tego autora,  no i wymieniany już wczesny Moore.


A , muszę się jeszcze czymś podzielić...bo to także komiksowe zaskoczenie miesiąca.

"Obrazki z wystawy"
Bardzo ujęła mnie postawa pana pracującego na stoisku Gildii podczas WarsawComicConu. Kupiłem HLoppera, BlackMonMurdaz i w oczy rzuciła mi się "Czarna Wdowa" za 38 złociszy {!!!}. Podchodzę ci ja do pana sprzedawcy, pytam, czy cena na pewno ta- on na to: to musi być pomyłka z naszej strony, ale skoro taka była cena wystawiona, za tyle sprzedamy.
Brawo ten pan. Bez ściemniania, bez uników...elegancka postawa.


To tyle- pozdrawiam wszystkich i liczę, że pojawią się liczne [jak zwykle  ;)  ]  podsumowania :D
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Grudzień 08, 2017, 07:31:46 am
1. Najlepszy komiks zakupiony: z  przeczytanych "Queen & Country- Odtajnione". Dłłługo za tym tomem chodziłęm, aż na ComicConie kupiłem. Świetna to była seria- oj, świetna.
Q&C to jak dla mnie wielki nieobecny na naszym rynku. Tak, wiem, wydał to już Taurus, ale dawno to było i nie w całości. To byłby chyba pierwszy czarno-biały komiks jaki bym kupił. Wiem, że raczej nie będzie to możliwe, chociaż po Gotham Central Rucka ma chyba u nas duży kredyt zaufania.

2.-Najlepszy komiks przeczytany: "Odrodzenie t.1". Wyjątkowo mi się to spodobało, takie lemirowskie i małomiasteczkowe. I - jako człowieka bojącego się stomatologicznych tortur- zachwycił mnie pomysł bezustannie odrastających zębów  :badgrin:
Nienawidzę Ciebie i w ogóle tego forum. Peany nad Odrodzeniem słyszę od samego początku wydania tego komiksu, ale i tak powiedziałem sobie, że nie wchodzę w kolejną serię. Z NSC kupuję Zabij albo zgiń, a w planach mam jeszcze Jezioro Ognia i Chrononautów. WYSTARCZY.

3. Najgorszy komiks kupiony : "Kapitan Brytania" z wkkmowskiej serii. Nie wszystko Moore'a mi się musi podobać, w tym tomie podoba mi się właściwie [zresztą już o tym na forum pisałem] jedynie świetny fragment z MWoMarvel #7, ależ mi się dłużyła lektura.
Smuteczek mnie ogarnął niezmierny, bo to nie pierwsza tego typu ocena. Moore'a poznałem dopiero w tym roku dzięki lekturze Miraclemana i Top 10 i za każdym razem były to naprawdę świetne, wręcz genialne, komiksy. Dlatego też liczyłem na tego Kapitana. No cóż, będę musiał mieć po prostu inne nastawienie przy lekturze tego komiksu  :cry:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: JanT w Grudzień 08, 2017, 07:40:00 am
Wiem, że raczej nie będzie to możliwe
Podobno Taurus miał wrócić do tego więc nadzieja jest  :smile:

Z NSC kupuję Zabij albo zgiń, a w planach mam jeszcze Jezioro Ognia i Chrononautów. WYSTARCZY.
Nie rób sobie tego i odpuść co innego  :smile:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: Nafciarz w Grudzień 08, 2017, 11:10:01 am
Z NSC kupuję Zabij albo zgiń, a w planach mam jeszcze Jezioro Ognia i Chrononautów. WYSTARCZY.


Bardzo polecam TBMM koniecznie dodaj do swojej listy bo komiks genialny.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Grudzień 08, 2017, 08:04:59 pm
Taka ciekawostka- w bieżącym roku kupiłem w Centrum Komiksu ostatnie egzemplarze pierwszych dwóch tomów "Queen&Co", jakie się ostały w wydawnictwie... nie pamiętam, czemu trójki nie wziąłem od razu, teraz mam dziurę. Stało się to dzień po tym, jak wypożyczyłem te komiksy z biblioteki-to się nazywa blitzkrieg :D Podobnie miałem chyba tylko z Parkerem Cooke'a...

@laf- co do  Moore'a: na twoim miejscu bym się cieszył, bo i LoEG przed tobą, i From Hell, i V4Vendetta :) Aż zazdroszczę pierwszego zetknięcia z tymi komiksami. Tak przy okazji- polecam też serię Cinema Purgatorio, właśnie jeden zeszyt kupiłem w Atomie. Za 15zł , prawie darmo  :lol: https://www.atomcomics.pl/pl/searchquery/purgatorio/1/desc/5?url=purgatorio W każdym oddzielny odcinek tytułowego komiksu z rys.  O"Neilla i kilka innych ciekawych rzeczy :)
Także nie roń łez, bo sporo dobrej lektury jeszcze cię czeka :) A Moore'a i tak lubię niezmiernie, pomimo takich zawodów jak KapBrrrytania, no i pomimo poglądów politycznych tego sympatycznego waryata :)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: amsterdream w Grudzień 10, 2017, 09:23:42 am
Listopad
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Grudzień 10, 2017, 01:44:51 pm
   Zgodnie z obietnicą w zeszłym miesiącu superbohaterszczyzny się nie tykałem i w grudniu spróbuję tak samo, żeby nadgonić nieco inną lekturę z drugiej strony tych kolekcji znowu mi się hałda, którą spokojnie mógłbym łopatą przerzucić zebrała, chyba za dużo tego wydają. Tak czy siak.
1. Najlepszy przeczytany:
    "Valerian tom. 5". Nic dodać nic ująć, kto czytał serię ten wie, kto nie czytał niech przeczyta. Kolejna porcja przygód naszych ulubionych kosmicznych agentów. Standardowo w tomie mamy umieszczone trzy historie i w przeciwieństwie do tomów 1-3 poszczególne części są między sobą bardzo luźno powiązane (przynajmniej chronologicznie poukładane) a także kontynuują wątki z tomu 4. Album czytało mi się nieco lepiej niż poprzedni, autor przyspieszył nieco bardziej akcję i wrzucił więcej zwrotów fabularnych, jednocześnie nie trafił w/g mnie z kilkoma koncepcjami jak na przykład finałowe spotkanie ze zbuntowanym agentem w "Na Granicach", czy Valerian robiący za handlarza bronią co raczej nie pasuje przecież do jego charakteru w "Żywej Broni" (z drugiej strony może Christin chce nam pokazać, że jak głód nam zagląda w oczy to ideały mogą zostać zepchnięte na dalsze miejsce w kolejce potrzeb więc to jak najbardziej słuszna koncepcja na fabułę?), czy typowo christinowe uderzenie w drapieżny kapitalizm nad którym nikt żadnej kontroli nie posiada w "Kręgach Władzy", które też wychodzi nie do końca wdzięcznie. i żebyśmy się zrozumieli, ja tu póki co narzekam, ale wszystkie trzy historie czyta się świetnie humor-przygoda-przystanek na zastanowienie się jak zwykle na najwyższym poziomie. Rysunki Mezieresa dla mnie osobiście jak zwykle wielki plus projekty obcych, pojazdów, scenerie trafiają w mój gust, niektórym może przeszkadzać fakt, iż rysownik dosyć lekko traktuje powtarzalność kreślenia fizys naszych bohaterów raz mniej bajkowo wyglądają raz bardziej, mnie absolutnie to nie przeszkadza a nawet zaletę stanowi. Niestety tym razem nasz maestro pędzla i ołówka postanowił pozbawić nas możliwości zobaczenia wdzięków uroczej Laurelinki, co po nieco odważniejszym w tym temacie tomie 4 stanowiło dla mnie spory zawód (hihihi przy lekturze poczułem się znowu jak w czasach podstawówki). Po raz kolejny też brawa dla Taurusa za przedmowę w komiksie, jak zwykle wyczerpująca i obfita w ciekawe spostrzeżenia najczęściej zgodne z moimi własnymi, ale czasami spoglądające z innego punktu widzenia albo i wręcz pokazujące elementy, które przeoczyłem, minus że może się zdarzać że zdradzą nam co nieco fabuły. 8+/10
   Drugi najlepszy "Garaż Hermetyczny". Nie jestem jakimś specjalistą od Moebiusa, wcześniej miałem do czynienia tylko z dwoma jego komiksami i do tej pozycji podchodziłem z lekką nieufnością, tym bardziej że wielkim fanem surrealizmu czy abstrakcji nie jestem (a wręcz przeciwnie, kilka wyjątków pokroju Lyncha, Jodorovskiego, Gilliama, Daliego etc.) i co dostałem? Komiks absurdalny do kwadratu, autor sugeruje że nie pisał kolejnych stron stroniąc od środków zmieniających świadomość na dodatek po długich przerwach i nie zawsze pamiętając jak zakończył poprzednią i to raczej czuć, mnie to przez dziesięć pierwszych stron straszliwie męczyło, ale w miarę czytania dałem się wessać temu odkurzaczowi. Nie ma możliwości, żeby przewidzieć co się stanie na kolejnej stronie, sytuacje w stylu bohater otwiera drzwi w pokoju hotelowym i wychodzi na środku jeziora są na porządku dziennym. Jednocześnie fabuła cały czas przedstawia nam splatające się historie dwóch antagonistów Majora Gruberta i inżyniera Jerryego Corneliusa z pewnego rodzaju żelazną logiką snu. Mimo czytania wyraźnie odjechanych od rzeczywistości zwrotów fabularnych, przyłapałem sam siebie że kiwam głową potwierdzając że "przecież to zupełnie logiczne, że tak powinno być" chociaż raczej nie było. Co zabawne po przeczytaniu całości, odniosłem wrażenie że cała koncepcja historii jest o wiele bardziej spójna i przemyślana niż mi się wydawało na początku (możliwe że się mylę). Rysunki? Poziom master, Giraud nie ma żadnych zahamowań w tym temacie w wyniku czego otrzymujemy w warstwie video identyczny galimatias co w warstwie audio. Rysunki ultrarealistyczne zajmują miejsce obok karykatur a te obok czegoś wyglądającego na kolaż zdjęć lub rysowanego uproszczoną kreską. Ostatecznie efekt wizualny albumu jest fantastyczny. Polecam każdemu fanowi szerokopojętego komiksu, skoro przekonał do siebie antyfana surrealizmu to fana powinien przekonać tym bardziej, chociaż to niełatwa lektura. 8+/10.
2.  Największe zaskoczenie na plus:
   "Pasażerowie Wiatru tom 1", czytałem mnóstwo pochwalnych opinii na temat autora i nie to żebym się spodziewał czegoś słabego, ale po prostu to moje pierwsze spotkanie z Burgeonem. Co otrzymujemy komiks awanturniczo-historyczny osadzony w XVIII wieku, fabularnie dostajemy trochę z Hrabiego Monte Christo trochę z Amistad a trochę z Indiany Jonesa z akcentami erotycznymi. Olbrzymie wrażenie robi świetne odwzorowanie realiów historycznych, politycznych i społecznych a także klimatu życia na statku, deszczowej Anglii, zaśnieżonej Francji czy gorącej Afryki. Burgeon może nieco za bardzo uwspółcześnił parę głównych bohaterów, ale Isabelle i Hoel są na tyle sympatyczni i przeżywają problemy na tyle bliskie i znane dorosłemu czytelnikowi, że z radością przymykamy na to oko. Na wielką aprobatę zasługują fantastycznie oddane realia pracy i życia na żaglowcu, oraz wydaje się uczciwe przedstawienie problemu handlu niewolnikami. Oczekującemu na ultrarealizm może przeszkadzać ilość kłód rzucanych pod nogi grupce głównych bohaterów oraz zbiegów przypadków krzyżujących im plany ale nie zapominajmy że jest to też powieść awanturnicza. Graficznie, jest świetnie Burgeon dba o sporą ilość detali i wyraźnie doskonale się czuje malując pejzaże, tak przecież potrzebne podczas pokazania podróży. Twarze są nieco karykaturalne, niektórym może to przeszkadzać ale ja się bardzo szybko przyzwyczaiłem a później uznałem za wielką zaletę, przynajmniej mamy wrażenie z obcowaniem z prawdziwymi postaciami a nie chodzącymi ideałami. Jednym zdaniem dla fanów Aleksandra Dumasa i marynistyki zwłaszcza tej spod znaku Horatio Hornblowera to pozycja obowiązkowa. Spotkanie moje pierwsze z autorem, ale z pewnością nie ostatnie 8/10.
     Zaskoczenie na plus numer dwa. "Wieczna Wolność", książkę czytałem bardzo dawno temu i wydawała mi się raczej dziwnie przekombinowana i zostawiająca wrażenie, że autor chce chwycić wiele srok za ogon. Album podzielony jest na trzy części, narratorką tym razem jest Marygay, w pierwszej akcja się dzieje równolegle z ostatnią częścią "Wiecznej Wojny" podczas lądowania Mandelli na Sade-138 i w czasie wysłania oddziału Marygay z ekspedycją na Aleph-10 i tutaj mój pierwszy zarzut do autora, bohaterka znajduje sobie kochankę i tak z historii o "wiecznej miłości" na przekór czasowi, odległości i ogólnej degrengoladzie moralnej całej ludzkości, otrzymujemy historię "z braku laku i kit dobry" i trójkąt miłosny. W drugiej zdecydowanie najciekawszej obserwujemy życie podstarzałych już bohaterów na planecie Indeks. Sama koncepcja nowego "Człowieka", której początki poznaliśmy w oryginale jest niezwykle frapująca, ja osobiście nie mam wątpliwości, że kościół sprzeciwiając się zapłodnieniu in-vitro ma w planach również i takie przypadki. Naprawdę dostajemy olbrzymie pole do spekulacji i polemiki, widać tutaj prawdziwą siłę rażenia gatunku s-f. W trzeciej poznajemy historie ucieczki pozostałych "przestarzałych" ludzi statkiem kosmicznym oraz jej konsekwencje i tutaj robi się naprawdę dziwnie. Dostajemy sporo metafizycznych rozważań autora i o ile sama w sobie historyjka jest ciekawa o tyle wygląda jak wyrwana z zupełnie innej powieści. Haldeman pozwolił sobie również na quasi-techniczne wyjaśnienie sposobu wykonania salta-kollapsaru. Mógł sobie darować, to niemożliwe. Graficznie, niestety mam również kilka zarzutów, "Wieczna Wojna" w wizji Marvano wyglądała wprost cudownie, tutaj jest niestety słabiej, głównie zwracają uwagę momentami aż groteskowo narysowane twarze, za to najmocniejsze strony wojny czyli wizualizacja pędzących w przestrzeni kosmicznej czy też w atmosferach planetarnych  pojazdów robi olbrzymie wrażenie. Po raz pierwszy mamy też okazję zobaczyć Bykrian (tu Bykerian) i o ile sam projekt stworów jest ciekawy o tyle anatomicznie nie pasuje do tego co widzieliśmy w poprzedniku. Ogólnie napewno jest na plus w porównaniu do różnorakich pacykarzy z DC czy Marvela jest świetnie, ale w porównaniu do wojny raczej średnio. Ponarzekałem, ponarzekałem ale mimo wszystko "Wieczna Wolność" to dobry album, przeszkadza sporo niekonsekwencji, całość nie ma takiej wagi jak będąca mocno intymnym zapisem osobistych przeżyć Haldemana "Wieczna Wojna, ale czyta się to dobrze. Zresztą odnoszę wrażenie, że wielbiciele hard s-f nie mają na naszym rynku komiksowym specjalnie wielkiego wyboru 7-/10.
3. Najgorszy przeczytany:
    W tymi miesiącu nic, przeczytałem kilka słabszych albumów, ale nic co by zasługiwało na miarę złego, albo nawet średniego. Pod względem poziomu to był dobry miesiąc.
4. Największe zaskoczenie na minus:
    "Kurczak ze śliwkami". Pewnie robię to niewłaściwie, ale cały czas porównuję ten komiks do genialnego "Persepolis" i w tym zderzeniu kurczak zostaje na każdej płaszczyźnie rozjechany (cóż za skojarzenie). Siłą pierwszego komiksu Marjane Satrapi był fantastyczne oddanie klimatu czasów i miejsca akcji. Czytając mieliśmy (przynajmniej ja) wrażenie, że przeniosłem się do Iranu tudzież Austrii lat 70-80, jednocześnie obserwując różnice i podobieństwa między naszą kulturą a ichnią. Tutaj nic z tych rzeczy nie uświadczymy, czytamy historię o muzyku Nasserze Alim, który w Iranie lat 50-tych poszukuje nowej tary dla zastępstwa starej połamanej przez żonę jednocześnie wspominając życie i próbując umrzeć, ale równie dobrze moglibyśmy czytać historię Zenka który w Sandomierzu w roku 1994 szuka nowego siodełka do roweru. Jedyne co różni te dwa czasy i miejsca to podawanie dziecku opium (poważnie?) i przypowieść o Azraelu (zresztą znaną również u nas). Bohater przynajmniej we mnie nie wzbudził praktycznie żadnych pozytywnych uczuć. Owszem jest kilka momentów w którym robi się nam go żal i jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego stał się myślącym wyłącznie o sobie nadętym dupkiem, ale ja przez większość czasu miałem w myślach zdanie "zdychaj w końcu sqrwielu". Graficznie jak jest wszyscy zainteresowani wiedzą, prosto i czytelnie jednocześnie tworząc dziwaczny dysonans między powagą historii a dziecięcą kreską, dla mnie ekstra. Tak po prawdzie ja ten komiks polecam, kosztuje naprawdę niewiele i czyta się go szybko i z ciekawością. Satrapi nakreśliła bardzo rzeczywisty obraz dysfunkcyjnej rodziny i zdaje się całkiem nieźle ukazała postępującą depresję i efekt wypalenia twórczego artysty. Natomiast ja oczekiwałem tego samego co poprzednio, i do tego co jest dorzuconego dokładnego obrazu epoki i mnóstwa orientalnych przypraw, których zabrakło 6+/10.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Grudzień 11, 2017, 11:45:53 am
  • Najgorszy - Wolverine: Trzy miesiące do śmierci. Jest to zarazem najgorszy komiks jaki czytałem w 2017 roku, nigdy więcej komiksów ze scenariuszem Paula Cornella.
Jak ja się cieszę, że odpuściłem sobie ten komiks, chociaż pierwotnie miałem go w swoich planach zakupowych  :biggrin:

    "Kurczak ze śliwkami".
Mała ciekawostka: Kurczak ze śliwkami, podobnie zresztą jak Persepolis, został zaadoptowany na duży ekran - http://www.filmweb.pl/film/Kurczak+ze+%C5%9Bliwkami-2011-586624
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Grudzień 17, 2017, 12:56:40 am
Jeśli chodzi o opium, SkandalistoLarryFlyncie, wielkie umysły myślą podobnie :D - u nas  w Polszcze,  na Podlasiu, dzieciom podawano na sen i uspokojenie wywar z makówek oraz słomy makowej - i to wcale nie były zamierzchłe czasy :)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Grudzień 17, 2017, 09:16:52 am
Nie wiem może i tak było,Sienkiewicz czy Żeromski już nie pamiętam opisywali podobne sytuacje tylko, że ze spirytusem i na zapadłych wsiach w XIX wieku, ale wydawało się że człowiek wykształcony powinien mieć inny tryb myślenia niż jacyś jaskiniowcy z Podlasia.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Grudzień 17, 2017, 02:55:15 pm
Ja mówię o Podlasiu z XX wieku :) A palec umaczany w napoju alkoholowym dawany do ssania dziecku - toż to klasyka...
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: donTomaszek w Grudzień 17, 2017, 06:13:02 pm
A pozniej te dzieciaki chowane na slomie makowej podstawowki nie byly w stanie skonczyc. 🤔
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Styczeń 05, 2018, 10:29:26 am
Chwila oddechu w pracy, a więc mogę podsumować grudzień. Tym razem bez jakichkolwiek zaskoczeń, bo większość lektur trzymała swój dobry poziom, a ponad / poniżej stanu wybiły się dwie pozycje. Ale po kolei:
Lektury: Liga Sprawiedliwości t. 4: Trójka, Wieczne zło, Liga Sprawiedliwości t. 5: Wieczni bohaterowie, Wieczne zło: Wojna w Arkham, Liga Sprawiedliwości t. 6: Liga niesprawiedliwości oraz Trójca (WKKDC) i Kapitan Ameryka i Falcon: Bomba obłędu (WKKM) - łącznie 6 7.
I jeszcze małe podsumowanie roczne
Wyszło mi, że w 2017 r. przeczytałem 83 84 komiksy, z czego 58 59 to premiery, czyli przeczytane po raz pierwszy. Przy liczbie 122 zakupionych komiksów mój przelicznik wygląda naprawdę marnie  :badgrin:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Styczeń 06, 2018, 02:25:33 pm
Oby trzej mędrcy  mieli was w opiece przy komiksowych wyborach w komiksowym 2018 roku!  :) 

Miałem dokonać podsumowanie grudnia, nim kupię jakiekolwiek komiksy w nowym roku. Cóż - nie udało się, nie miałem zresztą zbyt wielkich nadziei...

Grudzień ubiegłego roku zakończyłem z 28 zakupionymi/otrzymanymi  oraz  ledwo 16 przeczytanymi...ale i czas wolny przeznaczałem głównie na inne hobby, stąd  tak mała liczba lektur.

1-Najlepszy komiks zakupiony... Mam z tym punktem kłopot, bo przybyło wiele tytułów, na których mi zależało, acz większości nie jeszcze nie czytałem [Northlanders - sagi druga i trzecia, Secret Invasion  HC, The Question Rucki, Lowlife Brubakera, itp, itd]. Stawiam więc na "The Superannuated Man"  (#1) McKeevera. Część pierwsza to interesujący scenariusz i swietne rysunki, mam nadzieję , że uda mi się kupić resztę. Trochę mi się to z Luciusem Shepardem kojarzy, ale za cholerę nie potrafię powiedzieć, dlaczego...
Taka ciekawostka- komiks jest wydany w nietypowym formacie, podobno takim, jaki obowiązywał  w tzw "Złotej Erze", więc oprócz zadowolenia z większego formatu człowiek ma ból głowy, skąd wziąć odpowiednią koszulkę ochronną- a biała okładka zapewne będzie zbierała zabrudzenia w zastraszającym tempie...  Muszę też wspomnieć  Hellboya, do którego wróciłem po chwili przerwy i tom "Zew ciemności". Słyszałem opinie, że późne tomy to słabizna, ale się z tym nie zgadzam. Może i nie robią takiego wrażenia jak "Spętana trumna", ale to i nadal świetna lektura..

2-najlepszy komiks przeczytany w ubiegłym miesiącu  - "Endless Nights" Gaimana. Dzięki ci, o biblioteko obcojęzyczna, pozwalasz odetchnąć steranemu życiem portfelowi  :)  Opowieść o Despair/Rozpaczy  naprawdę poruszająca.
Wahałem się, czy nie umieścić w tym miejscu pierwszego tomu  "The Escapist", ale jednak po starej znajomości wygrał Gaiman.

3-najgorszy komiks zakupiony- spośród tych komiksów, które już zdążyłem przeczytać, najmniej chyba spodobała mi się Young Justice/Liga Młodych. Miała być rozrywka, a pojawiła się irytacja.

4-najgorszy komiks przeczytany- ,,Liga Sprawiedliwości  T.4- Trójka". Gwoli ścisłości, to pierwszy tom cyklu, po który sięgnąłem, może zatem nie wszystko rozumiem i nie ogarniam wizji Johnsa, ale raczej nie wypożyczę pozostałych.

5-najwieksze zaskoczenie - na plus: komiksy o Supermanie. Nigdy nie byłem fanem tej postaci, w mojej kolekcji  mało mam o niej tomików. Tymczasem po przeczytaniu "Lois i Clarka" zakupiłem  i "Syna Supermana" , i "Ostatniego syna Kryptona", i "Tajną genezę"- i lektura sprawiła mi sporo przyjemności. Przede mną jeszcze "Śmierć Supermana" i sądzę, że nie będzie to ostatnia rzecz z "S" na okładce.

Na minus- trzeci tom "Outcast", nie będę już chyba kontynuował kupowania tej serii, choć nie jest to dramatycznie słabe... Po prostu  są lepsi- nawet trzeci tom "Harrow County", choć nie zbiera zbyt dobrych recenzji. Mnie jednak przypadł do gustu na tyle, by nadal wydawać  piniąchy na opowiastki Bunna. Z serii Kirkmana rezygnuję bez większego żalu, choć po pierwszym tomie wiązałem z nią duże nadzieje.

Tak przy okazji- w 2016 roku kupiłem 95 komiksów, w ubiegłym- jak mi wyszło przy "rachunku sumienia" w innym dziale :) - 248. Choroba postępuje. Na szczęście przeczytanych komiksów jest nadal więcej , niż zakupów. Ufff  :badgrin:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Styczeń 07, 2018, 11:58:15 am
   Grudzień, kolejnym miesiącem gdzie nadrabiałem, głównie komiks europejski. Szczerze mówiąc nabrałem ochoty na jakąś superbohaterszczyznę, tym bardziej, że przez te prawie trzy miesiące nieczytania kolekcji nazbierało się tyle, że już nie łopaty a spycharko-ładowarki będę potrzebował żeby to przerzucać a doszły jeszcze dwa DC Deluxe, X-Force i Daredevil, ale korzystając jeszcze z zimowego urlopu postaram się jeszcze w spokoju poczytać jeszcze "grubszą" lekturę. Tak czy siak:
1. Najlepszy:
   "Ranx" - Miałem, spore oczekiwania co do tego tytuły mając w pamięci czytany daaaaaaawno temu "Ranxeroxie w Nowym Jorku" (który to też jest zawarty w tym tomie) i dostałem jeszcze więcej niż się spodziewalem. Wulgarny, prostacki, brutalny, punkowy, obrazoburczy, zabawny, szokujący (nawet dzisiaj) i obrzydliwy. Pamiętam zachwyt swego czasu postacią i ogólną oryginalnością "Lobo" Bisleya. Po tej lekturze będę inaczej patrzył na ten tytuł. niektóre kadry w komiksie Brytyjczyka wyglądają jakby były zerżnięte przez kalkę (tak samo jak postura i ogólny wygląd i charakterystyka głównego bohatera), no cóż jak ściągać to od najlepszych. Fabularnie ogólnie rzecz biorąc mamy zbiór bardzo luźno powiązanych ze sobą historyjek w których przestępczą parę głównych bohaterów stanowią zbudowany z kopiarki android Ranx i jego dwunastoletnia ukochana Lubna urządzający sobie festiwal przemocy i hedonizmu na ulicach Rzymu, Nowego Jorku i każdego innego miejsca w jakim się nie pojawią. Skojarzenia z Bonnie i Clydem lub Mallory i Mickeym Knoxami jak najbardziej wskazane, tylko o ile w przypadku tych parek mimo ich czynów mogliśmy odczuwać sympatię to do komiksowych dwóch odrażających znarkomanionych kreatur trudno żywić jakiekolwiek pozytywne odczucia. Tak jak i w poprzednikach autorzy uderzają w (nie, nie, nie drodzy lewicujący czytelnicy nie w klasę średnią tym razem...) w klasy dominującą i niższą wkładając ich wady i zalety pod lupę czytelniczego oka, a tak naprawdę piętnując całe nażarte i zdehumanizowane społeczeństwo produkujące tak zdeprawowane jednostki jak wspomniana wcześniej dwójka. W przeniesieniu wszystkich tych zagadnień w cyberpunkowy świat przyszłości Stefano Tamburiniemu pomaga Tanino Liberatore i tutaj identycznie jak w przypadku scenariusza rysunki robią olbrzymie wrażenie. Od pierwszych czarno-białych momentami kojarzącymi się ze sztuką uprawianą w zeszytach na wyjątkowo nudnych lekcjach po późniejsze ultra-realistyczne z elementami fotokolażu i pełnymi detali futurystycznymi budynkami żywcem wyjętymi z kadrów "Łowcy Androidów", jednym słowem "robota pirsza klasa". W dwóch ostatnich historyjkach miejsce oryginalnego scenarzysty zajmują dwaj nowi twórcy, niestety wyraźnie cierpi na tym jakość opowiadań, i Chabat (ten dorzuca elementy religijne, których w oryginale ani śladu) i Fromental próbują "uczłowieczyć" bohaterów, zapewne aby sprawić, że polubimy ich choć trochę i wychodzi to raczej średnio zresztą widać wyraźnie tutaj po próbie uczynienia z tytułu regularnej serii, że plan raczej nie wypalił. Czytając tę pozycję zadałem sobie pytanie czy europejscy twórcy są w stanie jeszcze stworzyć tak bezkompromisowe, anarchizujące a jednocześnie spójne dzieło dotyczące bolączek społeczeństwa jak to wydane przez włoską kontrkulturę lat 80-tych czy potrafią tylko wydać z siebie słodkie pierdzenie o różnych mniejszościach i większościach, trzymających się za ręce i walczących z nietolerancją i niesprawiedliwością? Jak ktoś zna jakieś tytuły to prosiłbym o polecenie. Wydanie Kultury Gniewu - bardzo dobra jakość, świetne tłumaczenie (przy niektórych inwektywach, którymi bohaterowie sypią jak z rękawa zdarzyło mi się naprawdę zaśmiać) brakuje nieco jakiegoś posłowia, przedmowy albo sylwetek twórców, ale cóż nie można mieć wszystkiego. I tylko żal, że oryginalny wydawca ugiął się przed korporacyjnym molochem i Rank Xeroxa zamienił na zwykłego Ranxa. Tytuł mega-kozioł jedna z najciekawszych pozycji jakie czytałem w zeszłym roku 9/10.
   "Kryształowy Miecz" - pierwszy raz z serią spotkałem się z w "Komiksie Fantastyce" gdzie wydrukowana była mniej więcej do połowy, teraz miałem okazję przeczytać całość w wydaniu zbiorczym. Opowieść to dosyć klasyczne fantasy z wróżkami, krasnoludkami, dziwacznymi stworami i całą resztą odpowiedniej menażerii, traktuje ona o amazonce Zorii na, której barkach (ślicznych zresztą) zostaje złożony ciężar odnowienia mocy magicznego talizmanu, który utrzymuje w równowadze krainę Niebiańskiego Rogu, czyli uratowania świata (a jakże) przed zakutym w pancerz złym czarownikiem Niebytem. Scenariusz Goupila wydaje się z początku dosyć sztampowy a wrażenie to potęgują rysunki Crissea sprawiające poprzez swoją kreskówkowość i karykaturalność wrażenie, że jest to komiks przeznaczony dla młodego czytelnika, ale historia dosyć szybko z dziecinnej fantastyki zaczyna zmierzać w kierunku dark fantasy w którym mord, zdrada i oszustwo są gwarantami sukcesu, a Zoria i inne postacie kobiece (męskie zresztą też) zaczynają zrzucać fatałaszki i pokazywać wszem i wobec to co mają najlepszego. Im dalej w las (najczęściej kolorowy i malowany niezwykle sugestywnie) tym ciemniej a już zakończenie oferuje nam naprawdę fajną i ciekawą woltę (może nie na miarę "Luke im your father" ale jest nieźle). Po zakończeniu głównej osi fabularnej otrzymujemy jeszcze jeden tom będący rozpoczęciem nowej serii i stanowiący jednocześnie kontynuację oryginalnej napisany przez Kainzowa i rysowany przez Boube, ale szkoda mi się nad nim znęcać. Projekt nie wypalił i nic dziwnego, nie zachwyca na żadnym polu. "Kryształowy Miecz" to z pewnością żaden ideał, scenariusz jest momentami chaotyczny i niektóre postacie słabo wykorzystane, ale są i świetne pomysły (chórek wykrzykujący grzechy główne za pomocą którego Niebyt steruje swoimi sługusami), ale całość czyta się bardzo dobrze (a i miłośnicy malowanej erotyki mają na czym oko zawiesić) i z grubsza rzecz biorąc mi osobiście kojarzy się z cudowną Pelissą (ja stawiam dzieło LeTendre i Loisela wyżej jednak, ale Goupil i Cisse nie mają się czego wstydzić). Co do wydania, to jak to u Ongrysa jest znakomicie, mnóstwo dodatków, plansz, szkiców itp. ale mam dwa zastrzeżenia. Raz, dlaczego nie zostawiono starego tytułu "Kryształowa Szpada", tym bardziej, że broń Zorii faktycznie bardziej przypomina szpadę niż miecz? I dwa, tomy nie są przedzielone okładkami tylko umieszczone jednym ciągiem (ja tego nie lubię, ale powiedzmy, że ok) - okładki umieszczone są na końcu księgi ale mimo wszystko nie znalazłem w ani jednym miejscu tytułów poszczególnych tomów (nie szukałem z lupą, może gdzieś są). Ocena: solidne 7+/10.

2. Zaskoczenie na plus
  "Legendy Naszych Czasów" - wielce byłem ciekaw tego komiksu, wczesnego konglomeratu pomysłów mocno lewicującego Bilala oraz niespecjalnie odległego poglądami drugiego cudownego dziecka francuskiej rewolucji kulturalnej Pierre Christina. No i właściwie rzecz biorąc otrzymałem to czego oczekiwałem, krótki prolog oraz trzy opowiastki o złych i krwiożerczych kapitalistach oraz porządnych i uczciwych wieśniakach i robotnikach, które łączy postać tajemniczego białowłosego wyraźnie wyposażonego w jakieś nadnaturalne zdolności i niczym Zorro pojawiającego się wszędzie tam, gdzie uciskany jest lud. Wszystkie trzy są w/g mnie naprawdę udane, pierwsza najbardziej luźna w klimacie "Rejsu" Piwowskiego, druga mocno ezoteryczna czy trzecia najmniej w sumie czarno-biała utopijna wizja, każda z nich ma do zaoferowania ciekawy klimat i zachęca czytelnika do zobaczenia co będzie się działo na kolejnej stronie. Na dodatek stanowią ciekawą historyczną wycieczkę w "ich czasy" a także bolączki i obawy przeciętnego mieszkańca Francji tamtych lat wyartykułowane przez jakby nie patrzeć niezbyt przeciętnych jej mieszkańców ("Wesele" Wyspiańskiego się kłania). Bilal, dopiero wyrabiał swój charakterystyczny styl i o ile wygląda to podobnie już to wydaje się, że sama technika rysowania jest mocno pod wpływem Moebiusa. Za to mamy w albumie odnowione kolory, które momentami wyglądają dosyć sztucznie, tutaj jest na minus. Jednym zdaniem, dobry album autorstwa dwóch legend branży rozpoczynających dopiero swoje wielkie kariery, kawałek historii opowiadany w niespiesznym tempie opatrzony eleganckim rysunkami, jakość wydania bardzo dobra (z wyjątkiem komputerowych kolorów, ale to nie wina Egmontu przecież) 7+/10.

3. Najgorszy przeczytany:
  "Dżinn tom.1" Lubię nagość. Lubię ją w naturze i w filmie, obrazie czy rzeźbie. Lubię ją także w komiksie i raczej staram się kupować tytuły, które ją zawierają i ukazują się na naszym rynku, dlatego sięgnąłem po absolutnie mi nieznany tytuł "Dżinn"...i raczej się rozczarowałem. Intryga przebiega dwutorowo w pierwszej linii czasowej w teraźniejszości młoda Angielka chce się dowiedzieć czegoś o przeszłości swojej prababki będącej nałożnicą sułtana Mehmeda V (i ta historia jest osią fabularną drugiej linii czasowej). Niestety, żadna z historii nie zachwyca, ta dziejąca się w teraźniejszości ma klimat kryminalno-przygodowy i mogło być naprawdę całkiem nieźle, gdyby autor nie popadał w manierę rodem z "50 twarzy Greya", owszem główna bohaterka Kim Nelson prowadzi swoje śledztwo, zwiedza Stambuł, zagląda do podejrzanych spelunek, spotyka się z członkami przestępczego podziemia i przedstawicielami odpowiednich służb jak na rasowy kryminał przystało, ale cały czas mamy wrażenie, że i tak nie rozwiąże zagadki dopóki nie "odda się duszą i ciałem" (cokolwiek miało by to znaczyć) i nie zostanie wychłostana przez 20 zboczonych Turków. Druga linia jest podobnie słabo wykorzystana tym razem mamy historię w klimatach szpiegowsko-historycznych, rzecz dzieje się w przededniu wybuchu I Wojny Światowej i możemy obserwować grę polityczną i zakulisowe manewry mocarstw i po raz kolejny zamiast (oczywiście w moim mniemianiu) silniejszego akcentu na egzotyczne dla nas przecież tło historyczne i społeczne mamy przemieszane w jednym tyglu elementy "Wspaniałego Stulecia" i którejś z tych nonsensownych entych części "Emmanuelle". Rysunki Any Miralles też mnie szczególnie nie zachwyciły, miękka kreska, oddanie sporej ilości szczegółów architektonicznych i przyjemnie oddane sceny erotyczne mogą się podobać, natomiast takie rzeczy jak na niektórych rysunkach "zapomnienie?" narysowania u poszczególnych postaci nosa bądź ucha drażni. W podsumowaniu to może ja niepotrzebnie pastwię się nad tym albumem? Mam cały czas takie ukryte wrażenie, że po prostu nie jestem targetem sprzedażowym tego komiksu a pozycja jest skierowana do kobiet. Uczynienie z seksu elementu centralnego - sedna całego komiksu wyszło Dufaux moim zdaniem słabo (a można zrobić to w sposób genialny patrz A.Moore i "Zagubione Dziewczęta"), lepiej by chyba było gdyby dokładniej na warsztat wziął najlepszy chyba z tego wszystkiego wątek kryminalny i okazjonalnie wtrącił "rozbierane" sceny, byłoby może i bezpieczniej i mniej ciekawie, ale i szansa powodzenia większa. Mimo, że jestem wielbicielem golizny po kolejne tomy już raczej nie sięgnę, chyba że na naprawdę ostrej wyprzedaży, albo jakąś używkę trafię w antykwariacie, zresztą patrząc się na dostępność wszędzie i pewnie średnią sprzedaż tego tytułu sam Scream niekoniecznie będzie miał ochotę dalej to wydawać. Jakość wydania dobra, bez żadnych ochów i achów, ale spory format i przyzwoita jakość sprawiają niezłe wrażenie. Ocena: 5+/10.
 
4. Rozczarowanie:
  "Rork tom.2" - jedna z moich ukochanych pozycji z czasów dzieciństwa, dwa pierwsze tomy wydane w ramach "Komiksu-Fantastyki" zaczytane niemalże na śmierć (zresztą do dzisiaj obydwa a zwłaszcza tom pierwszy uważam, za najlepsze w serii), okazyjnie kupione za półdarmo na stoisku ze starzyzną kilka kolejnych tomów stanowiło jedną z bardzo nielicznych przeczytanych pozycji podczas mojego bardzo długiego rozbratu z komiksem. Rzecz w tym, że zakupiłem wtedy niekompletną serię bez dwu ostatnich tomów "Zejścia" i "Powrotu" i właśnie po przeczytaniu wydania zbiorczego do nich mam ogromne zarzuty. A właściwie bardziej do jednego ostatniego. O ile tom przedostatni "Zejście" trzyma nawet klimat i "czyta" się go całkiem dobrze (w cudzysłowiu bo w przeciwieństwie do całej reszty tekstu tam jak na lekarstwo) no i trochę drażni, że Rork odkrywa "coś" a my nie wiemy tak naprawdę co, ta częśc zdecydowanie stanowi uwerturę nie nadającą się do jakiejkolwiek próby samodzielnego przeczytania. Największy żal mam do tomu ostatniego, zakończenie cyklu to groch z kapustą nie dość, że Andreas na siłę wciska właściwie wszystkie postacie jakie pojawiły się wcześniej w ramach serii, to jeszcze potrafi dorzucić nowe, wyciągając je jak magi króliki z kapelusza. Ten komiks, jest po prostu zbyt krótki, niektórzy przeżyją inni nie a wygląda to jakby decyzje co do ich losów na zasadzie losowania zostały dobrane. Czytelnik jest zmuszony do postawienia daleko idących hipotez, aby "domyślić" się o co autorowi chodziło. Rysunki Andreasa jakie są to zainteresowani wiedzą, dla mnie to poziom starego, 30-letniego mistrza kung-fu z doklejoną peruką i brodą z filmu "Cień małpo-węża o tysiącu pięści" czyli level grandmaster. Jakość wydania komiksu, przez Sidecę rewelacyjna. I żebyśmy się na koniec zrozumieli, seria jest genialna sama w sobie (pierwszy tom jednak odrobinę lepszy), tylko to zakończenie...ocena 8/10.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Styczeń 09, 2018, 08:16:57 am
4-najgorszy komiks przeczytany- ,,Liga Sprawiedliwości  T.4- Trójka". Gwoli ścisłości, to pierwszy tom cyklu, po który sięgnąłem, może zatem nie wszystko rozumiem i nie ogarniam wizji Johnsa, ale raczej nie wypożyczę pozostałych.

Nie, nie, nie. Nie rób tak, proszę Cię. Nie zaczynaj całej Johnsowej sagi w Lidze Sprawiedliwości od środka. Owszem, do klasyki komiksu nigdy należeć nie będzie, ale przecież wcale o to Johnsowi nie chodziło. Liga Sprawiedliwości z Nowego DC miała przynieść czystą rozrywkę z kilkoma zaskakującymi zwrotami akcji i tym właśnie jest. To taki letni hollywodzki blocbuster (ktoś niedawno użył tego zwrotu w negatywnym znaczeniu, ale ja go używam w pozytywnym). Polecam, tylko że CAŁY RUN, dla osób, które w komiksach superhero poszukują chwili zapomnienia od spraw codziennego życia.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Styczeń 09, 2018, 11:16:57 am
"Nie rób tak, proszę Cię. Nie zaczynaj całej Johnsowej sagi w Lidze Sprawiedliwości od środka. "
No cóż, stało się, więcej nie będę i obiecuję poprawę :)
A na razie i tak mi bibliotekę zamknęli , nabrałem zapas 20 komiksów i książek na czas remontu, ale jako żywo nie sięgnąłem po ciąg dalszy ww. dzieła ;)

Z Johnsem w ogóle mam kłopot- raz czytam jego scenariusz i jestem pozytywnie zbudowany, by za chwilę z rozczarowaniem odkładać kolejny jego komiks. Bardzo nierówny moim zdaniem autor. Istne pole minowe... choć ostatnio znów u mnie zapunktował CKentem i jego tajnymi początkami ;)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Luty 02, 2018, 10:03:30 am
Nowy rok czas zacząć. W styczniu dużo się działo (oczywiście jeśli chodzi o moje standardy) i przeczytałem sporo lektur, których (co najważniejsze) poziom był naprawdę wysoki.
Lektury: Liga Sprawiedliwości t. 7: Wojna Darkseida cz. 1, Liga Sprawiedliwości t. 8: Wojna Darkseida cz. 2, Narodziny Demona (WKKDC), Gniew Pantery (WKKM), Czarna Pantera (SBM), Kapitan Ameryka (SBM), Conan t. 1 - łącznie 7.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: JanT w Luty 02, 2018, 10:09:19 am
Jeszcze tylko jedno pytanko: co się stało z zeszytami 51-52, które nie znalazły się w tomie 8, a więc ostatnim z tej serii?
51 jest tu https://www.amazon.com/Titans-Hunt-Dan-Abnett/dp/1401265553

52 jest tu https://www.amazon.com/Superman-Action-Welcome-Rebirth-Universe/dp/1401269117
Czyli za chwilę i u nas  :smile:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Luty 02, 2018, 10:28:16 am
Tak właśnie podejrzewałem, że jest to gdzieś w innych wydaniach zbiorczych dotyczących DC Rebirth. Dzięki za wyjaśnienie.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Luty 03, 2018, 02:25:52 pm
Czas na podsumowanie stycznia, był to kolejny miesiąc bez superbohaterszczyzny. Tym razem bez przedłużania:

1. Najlepsze:
     "Mooncop" Toma Gaulda, lapidarna, minimalistyczna niemalże w każdym calu opowiastka o kosmicznym policjancie pracującym na posterunku na wyludniającym się Księżycu. Minimalistyczna niemalże w każdym calu z wyjątkiem ładunku emocjonalnego, który ze sobą niesie a ten jest zaiste spory, komiks jest nostalgiczny, melancholijny wręcz depresyjny a jednocześnie niezwykle wprost uroczy, skierowany do wszystkich nadwrażliwców, marzycieli i melancholików a przynajmniej do tych, którzy chcieli by się przez chwilę nimi poczuć. Nie ma w nim żadnych oryginalnych treści, to opowieść o dojmującej samotności, którą bez trudu możemy przenieść na naszą planetę do olbrzymiego miasta albo i niewielkiej wioski, poszukiwaniu ciepła drugiego człowieka pośród zimnej technologii i o tym że czasami spełniające się marzenia mogą stać się wielkim rozczarowaniem, tematy wałkowane już setki razy ale z jakim efektem w tym wypadku. Na szczęście Gauld nie idzie na łatwiznę i nie zatapia czytelnika do końca w zalewie swojej depresji i podczas tych ok dwudziestu minut potrzebnych na lekturę uśmiechniemy się kilka razy i przekonamy, że nawet w tym wielkim pustym Wszechświecie nie musimy być sami. Graficznie jest tak samo minmalistycznie jak w pod względem fabularnym, autor na dobrą sprawę używa tylko 4 kolorów białego, czarnego, szarego i ciemnoniebieskiego, postacie i urządzenia składają się z reguły z kilkunastu kresek a jednocześnie czuć, ze włożono w każdy kadr sporo pracy i przemyśleń. Wszystkie ludziki są rysowane wyłącznie w rzucie "od boku" i nie posiadają nawet ust a mimo to nigdy nie mamy wątpliwości, czy dana postać się właśnie uśmiecha czy smuci, czy jest zakłopotana czy zdziwiona. Niezwykły talent Gaulda. Co do wydania przez Wydawnictwo Komiksowe to jest tak samo fantastycznie jak w środku. Twarda, solidna okładka, papier offsetowy o wyraźnie sporej gramaturze, dosyć niestandardowy format {prawie kwadrat) przyciągajacy oko. To nie tylko dobry komiks, ale i ładny przedmiot. Czekam z niecierpliwością na kolejne komiksy Toma Gaulda i wpisuję autora na szczyt listy "tych do zakupu bez zastanawiania". Ocena 9/10.
     "Coutoo" klasyczne dzieło Andreasa Martensa, podobno uważane za jeden z jego najlepszych komiksów. I szczerze mówiąc nie jestem wcale na nie. Ostry kryminał z elementami fantastycznymi osadzony w drugim po Los Angeles mieście najbardziej nadającym się do kryminałów Nowym Jorku, klimatami mocno podchodzący pod filmowe "Siedem" czy jeszcze mocniej "Harry Angel". W mieście zaczynają być popełniane brutalne morderstwa, których modus operandi przypomina słynnego seryjnego zabójcę Coutoo i do rozwikłania zagadki zostaje delegowany młody detektyw Joe Craft a zagadka nie jest łatwa, gdyż oryginalny morderca został schwytany i zastrzelony przez ojca naszego bohatera, legendarnego już emerytowanego policjanta. Cóż mogę powiedzieć, historia wciąga od samego początku do samego końca, album przeczytałem jednym tchem co nie zdarza mi się specjalnie często, klimat "betonowej dżungli" oddany znakomicie, ilość wątków przytłacza, tematów (mniejszości, systemy moralne) poruszonych jest mnóstwo a ich różnorodność czasami przytłacza, a samo śledztwo jest tylko lukrem na wierzchu tego tortu. Ale największa siła tego albumu jest jego największą słabością. Komiks jest wyraźnie pomyślany jako część większej całości, wszystko jest napisane w takim skrócie, że aż boli głowa, postacie pozostają niewykorzystane, wątki nierozwiązane z wyjątkiem głównej osi fabularnej (zakończenie jest bardzo ale to bardzo klasyczne, a jednocześnie tajemnicy Coutoo nie spodziewałem się w żadnym wypadku), nawet o głównym bohaterze nie możemy wiele powiedzieć. Wielka szkoda, że Andreasowi zmieniła się koncepcja i uznał komiks za tak dobry, że lepiej więcej nic już do niego nie dodawać. Graficznie jak jest wszyscy zainteresowani wiedzą, Martens jest tutaj w szczytowej formie, znajdujemy sporo typowych dla niego zabaw kadrem a jednocześnie nawiązując klimatem do klasycznych kryminałów wielkich eksperymentów tutaj nie uświadczymy. Świetna robota moim zdaniem. Egmontowe wydanie bardzo dobre, duży format, solidne szycie i tylko ach gdyby istniała jeszcze jakaś kontynuacja. Ocena 8+/10.

2. Zaskoczenie na plus:
    "Lone Sloane tom.1" Petera Druilleta. Na co mniej więcej stać było autora to wiedziałem już po "Salambo", ale powieść Flauberta zawsze lubiłem i byłem ciekawy jak Druillet poradzi sobie z autorskim scenariuszem. I jak sobie poradził? Efekt, że tak się wyrażę "ryje czapę". Album w klimatach space opery pomieszanej  z dark fantasy i przygodową baśnią jest podzielony jest na 3 części. Pierwsza to "6 podróży Loane Sloane", zbiór 6 krótkich historyjek, niespecjalnie powiązanych ze sobą fabularnie za to wyraźnie następujących jedna po drugiej. Pełno tutaj szalonych pomysłów w postaci kontaktów ze starożytnymi bóstwami za pomocą kamiennego tronu z tłami wypełnionymi dziwacznymi symbolami (skojarzenia z "Lucifer Rising" Kennetha Angera jak najbardziej wskazane) czy robota-mordercy grającego na olbrzymich kosmicznych organach (skojarzenia z Christopherem Lee w filmach wytwórni Hammer jak najbardziej wskazane), ogólnie rzecz biorąc szalony, narkotyczny odjazd w klimatach bitnikowskiej literatury. Druga część o wiele bardziej zdyscyplinowana i klasyczna w dziedzinie prowadzenia narracji, aczkolwiek równie zachwycjąca jak pierwsza to "Delirius", gdzie nasz anty-bohater trafia na planetę będącą miejscem wypoczynku dla całego kosmosu i gdzie nie ma rzeczy dostatecznie zdegnerowanej i chorej aby nie można było jej tam kupić a tam będzie musiał zrobić wała z imperialnego gubernatora i pewien złowrogi kult a nagrodą ma być olbrzymi skarb. Ostatnia część to "Delirius 2", będący może niebezpośrednią ale jednak kontynuacją poprzedniej historii napisaną wiele lat później i niestety jednak wyraźnie słabszą. Graficznie dla mnie to 11/10, to co zobaczyliśmy w "Salambo" to mało. Wizja piekielnej przyszłości malowana przez Druilleta jest wprost niesamowita maszyny, obce stwory, planety są wprost zachwycające. Można się spotkać z opiniami, że dzisiaj już nie robią takiego wrażenia, ale dla mnie nawet w 2018 roku są wprost szokująco dobre. Jeżeli ktoś się zastanawia czy komiks to sztuka to powinien otworzyć ten album. Wydanie Egmontowe jest świetne, w środku sporo napisów wkomponowanych w kadry więc wymagało wydanie w naszym języku sporo wysiłku, format duży więc możemy spokojnie podziwiać malunki, srebrna okładka może i się natychmiast "palcuje", może i przy przypadkowym przyciśnięciu natychmiast na tej srebrnej folii zrobiła się irytująca fałdka, która zostanie tam do końca świata i o jeden dzień dłużej, ale swoją "innością" zwraca uwagę, wielkie brawa dla wydawcy. No cóż gdyby nie dosyć drastyczny spadek formy w "Deliriusie 2" (aczkolwiek nie jest tragicznie), to komiks ten wylądowałby przed "Mooncopem" (no i koniec końców jest to jednak zaskoczenie, jest dużo lepszy niż i tak lubiany przeze mnie "Salambo") a tak to ocena "tylko" 8+/10.
    "300" Frank Miller. Film oglądałem i chociaż  nieźle się bawiłem to ciężko go uznać za arcydzieło kinematografii, także byłem mocno ciekawy jak wygląda komiksowy oryginał, chociaż nie spodziewałem się nic specjalnie ciekawego. No, ale zapomniałem że stary dobry Frank rzadko kiedy zawodzi, album zrobił na mnie o wiele większe wrażenie niż mocno przerysowany i wpadający czasami w autoparodię film. Fabularnie wiadomo chyba o co chodzi, rysunkowo jest super duet Miller - Varley wraca do swoich najlepszych momentów z Mrocznego Rycerza, na całe szczęście nie starają się oni za wszelką cenę zachować realizmu. Tytuł wprost ocieka klimatem biały honor-biała siła w sam raz dla członka ONR-u bądź Falangi i chociaż wiadomo że wymowa jest lekko propagandowa nam to wcale a wcale nie przeszkadza, wręcz przeciwnie czytając nucąc jednocześnie osbornowe "War Pigs" miksowane przez Junkie XL rodem z drugiej części filmu ciesząc się z tego, że nie żyję w tamtych czasach, zauważyłem u siebie jednocześnie pewne atawistyczne myśli. Jednym słowem robi to wrażenie, o dziwo o wiele mniej krwi niż w filmie Rodrigueza. Jakość wydania zadowalająca, jednocześnie biorąc pod uwagę, że komiks zdobył nagrodę Eisnera i napisany został przez kultowego twórcę, należałoby mu się trochę dodatków, których zdecydowanie brak. Ogólnie 8/10.

3. Najgorszy przeczytany:
    "Polish Porno Graphics" - przeczytany to zbyt wielkie słowo, nie ma żadnych tekstów w środku, jest to antologia niemego komiksu. Kiedyś już tu pisałem to, ale powtórzę to raz jeszcze na wszelki wypadek. Lubię rysowane cycki (nie narysowane też), a tutaj rysowanych cycków dostaniemy w satysfakcjonującej ilości, tak samo jak i rysowanych pochw, tyłków czy penisów (bez tego mógłbym się akurat obejść), problemem jest to, że ta antologia jest zaskakująca uboga w zawartość. Dwie pierwsze historyjki całkiem przyjemnie narysowane przez niejakiego Marcina Nowakowskiego, posiadają aż dwoje scenarzystów panią Lengren i pana Franaszczuka i w pierwszej historyjce o Syrence muszę przyznać, że nie mam pojęcia o co chodzi mimo, że przeglądnąłem ją kilkukrotnie na kilku stronach opowieści o fellatio robionym przez pół rybę udało się tej dwójce stworzyć dla mnie większą zagadkę niż miasteczko Twin Peaks. Więc albo ja jestem jakiś opóźniony, albo autorzy mają problem z przekazaniem o co im chodzi. Druga dziejąca się na statku kosmicznym zawiera w sobie równie sporo fabularnej komplikacji co film porno z DDR-u (zgodnie z tytułem) więc co tam do było do napisania przez dwie osoby to ja pojęcia żadnego nie mam. Dalej mamy najwyżej chyba stojącą tak artystycznie jak i koncepcyjnie horroro-fantasy pracę pani (panny?) Anny Szymborskiej "Hunt" plus dodatkowo grafikę z okładki. Dalej kilka arkan tarota namalowanych przez Dagmarę Matuszak, ładne są i z pomysłem zrobione ale to tylko zbiór kilku grafik na całą stronę. Dalej w klimatach s-f historyjkę "Wake" Nikodema Cabały, szczerze mówiąc niezbyt klejącą się do kupy i chociaż puenta niezbyt oryginalna jest to chociaż dowcipna, to o stronie graficznej nie da się specjalnie dużo dobrego powiedzieć a po zakończeniu jej dostajemy zbiór grafik tego samego autora o których możemy dobrego powiedzieć jeszcze mniej. Następna w kolejności jest "Juice" Tomasza Piorunowskiego, obok "Polowania" najmocniejszy punkt albumu, ładnie narysowany i z pomysłowym zaskoczeniem, po nim w stylu zboczonej japońszczyzny nie wiadomo po co umieszczone dwie strony macek wciskających się w różne otwory ciała Agnieszki Bobrowskiej (tzn. w ciała narysowane przez Agnieszkę Bobrowską a nie w nią osobiście) i na koniec kilka naprawdę dobrze narysowanych w nieco mangowym stylu przez jedyną mi znaną osobę z wcześniej wymienionych Roberta Adlera obrazków. Problemem komiksu jest to, że przeglądnąłem go w niecałe 15 minut z czego 5 zajęło mi się zastanawianie o co chodzi w "Syrence" a album absolutnie nie zachęca, żeby go otworzyć ponownie, stron nie jest specjalnie dużo a sporo z tego to i tak zbiory losowych prac a nie komiksy, część z nich sprawia wrażenie wręcz zrobionych na odwal się "bo coś tam płacą". Z tego co zrozumiałem to Planeta Komiksów ma zamiar uczynić z tego serię. Wspominałem już, że lubię narysowane cycki? Więc dam szansę drugiemu tomowi, ale jeżeli będzie tam to samo co w pierwszym to na trzeci z pewnością mnie już nie naciągną. Jakość wydania bardzo dobra, ale co z tego? Ocena 3/10.

4. Zaskoczenie na minus:
   "Jaskinia Wspomnień" Andreas Martens. Kolejna pozycja znanego i lubianego artysty, tym razem nie przypadła mi specjalnie do gustu. Historia teatralnego aktora Cythraula, wyraźnie zamieszanego w jakieś poważne przestępstwo i szukającego schronienia oraz legendarnego skarbu w jaskini, gdzie będzie musiał się zmierzyć z duchami przeszłości nie powala na kolana. Komiks to misz-masz mitologii celtyckiej i nordyckiej, moralitetu, historii kryminalnej i bóg wie czego jeszcze dosyć chaotycznie napisany, lecz udający że jest głębszy niż tak naprawdę jest. Akcja zdaje się toczyć w tym samym świecie co seria "Rork". Wizualnie, mimo że bardzo cenię Andreasa też nie mogę powiedzieć, żeby mnie strasznie zachwycił twarze rysowanych postaci są o wiele bardziej karykaturalne niż ma to w zwyczaju robić rysownik. Z fabuły pod koniec wynika dlaczego niektórzy dosyć dziwnie wyglądają ale mi to i tak średnio podchodzi. Za to andreasowa zabawa kadrami i wnętrza starożytnych budowli wychodzą tutaj wprost znakomicie. Wielka szkoda, że autor nigdy nie zabrał się za zobrazowanie Lovecrafta, wydaje się że jeżeli ktoś miałby narysować "cyklopowe budowle" z "bluźnierczymi rzeźbami" o kątach "niemożliwych z matematycznego punktu widzenia" to byłby to właśnie Niemiec, tym bardziej że jest pisarzem wyraźnie zafascynowany. To całkiem niezły komiks, i w cenie tych kilkunastu złotych jak najbardziej godny polecenia, ale to co u jednych jest sufitem u innych jest podłogą, Andreasa stać na o wiele więcej. Wydanie made in Sideca to typowa wyklejanka w miękkiej okładce, przeczytałem, odłożyłem na półkę i nic się nie rozsypało więc jest chyba w porządku. 6/10.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Luty 12, 2018, 10:37:29 am
Witam.  Pierwszy rachunek sumienia w 2018 roku... Aż wstyd, że podsumowanie za pierwszy miesiąc dopiero teraz, ale pochłonęło mię ostatnio przerabianie resoraków na pojazdy postapo, mazianie figurek wszelakich i  różne inne działania pozorne. Ale do dzieła...


Komiksów kupionych w styczniu- 27, natomiast przeczytanych - 20.

1-Najlepszy komiks zakupiony
Sporo dobrych i obiecujących tytułów trafiło na półki, chwilę musiałem się pozastanawiać. Wybrałem "The Superannuated Man " #1. Dawno nie miałem  okazji czytać McKeevera, więc bardzo ucieszył mnie ten zeszyt, kupiony za psie pieniądze w Atomie. Lektura wciąga i intryguje, poza tym- ta kreska :) .No i dodatkowy smaczek w postaci niedzisiejszego formatu,  ładnie to koresponduje z tytułem. Mam nadzieję, że pozostałe części nie będą gorsze.


2-Najlepszy komiks przeczytany
Zdecydowanie "MoonKnight- Z martwych". Już wspominałem  o nim na forum, zacytuję , co pisałem tuż po lekturze:
,,Dawno żaden komiks nie był dla mnie takim zaskoczeniem.
Przekartkowałem ellisowskiego MoonKnighta, patrzę ci ja ...ot, pozornie zwykła bijatyka... następnie siadłem i przeczytałem jednym tchem, za dni parę planuję kolejną, tym razem powolną lekturę, coby mi, panie, żaden szczegół nie umknął. Takie powolne smakowanie 

 Wciąga jak diabli, mam nadzieję, że kolejne odsłony - i inni scenarzyści- będą trzymać podobny poziom. Znakomita rozrywka.

Nazwisko rysownika jakoś mi się z niczym nie kojarzy, a bardzo mi styl zaprezentowany w MK odpowiada, zwłaszcza w "sennym" zeszycie czwartym.

Przyjemność porównywalna z pierwszym Młotem, choć to rzecz jasna całkowicie różne komiksy..."

3-Najgorszy komiks zakupiony
"Bellmer- Niebiografia" Turka. Nie jestem specjalnym wielbicielem Niemca, najwyraźniej i Turek nie robi na mnie wyjątkowego wrażenia ...choć nie uważam, że jest to komiks słaby.

 4-Najgorszy komiks przeczytany
Ciężko wybrać jakiś tytuł. Chyba zatem zaszczytne wyróżnienie trafi do  "Young Justice- Ich własna liga"- dość przeciętny komiks, który dostarcza więcej irytacji, niż przyjemności.
 
5-Największe zaskoczenie - tak na plus, jak na minus.

Zaskoczenie na plus: komiksy z kolekcji "Conan"- nie przypuszczałem, że aż tak się wciągnę. Prozę Howarda czytałem kilkadziesiat lat temu, niedawno do niej wróciłem, teraz ta kolekcja. Dobrze się stało, że wychodzi po polsku.
Bardzo pozytywne wrażenia wywołała też "Katanga"- pierwszy tom komiksu oferuje uczciwą sensację, a nieco karykaturalny styl rysownika bardzo mi odpowiada.
Ale numerem jeden i w tej kategorii jest MoonKnight :)

Jeśli chodzi o rozczarowania- dokończyłem w styczniu snyderowski cykl Batmana z N52 i - po kilku przeczytanych recenzjach - spodziewałem się, że wpiszę go w tym miejscu. Tymczasem moim zdaniem to co najmniej przyzwoita lektura, zatem rozczarowaniem miesiąca zostają "Kompletne szoki przyszłości". Bardzo wiele sobie po tym tytule obiecywałem....jak to ja ;) .
 Antologia zawiera kilka perełek, są tu świetne pomysły- jednak jakby nie do końca wykorzystane. Pozostawiają wrażenie niedosytu, kilkukrotnie pojawiała się myśl "jakby to trochę dopracować, ale byłby komiks!!!". Z drugiej strony jestem świadom, że to przeca krótkie formy, niejako "wypełniacze" i ciężko oczekiwać wycyzelowanych  majstersztyków. Niezła rzecz...ale mogła być wspaniała :)

Tyle, jeśli chodzi o styczeń. W lutym obiecałem sobie kupować mało, czytać dużo. Zobaczymy, jak będzie- na razie mi nie idzie ;)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Luty 12, 2018, 11:47:32 am
4-Najgorszy komiks przeczytany
Ciężko wybrać jakiś tytuł. Chyba zatem zaszczytne wyróżnienie trafi do  "Young Justice- Ich własna liga"- dość przeciętny komiks, który dostarcza więcej irytacji, niż przyjemności.
Szkoda, że tak odebrałeś ten komiks  :sad: . Ja bawiłem się przy nim naprawdę świetnie (nawet nie wiedziałem, że Peter David potrafi tak umiejętnie pisać serie typowo humorystyczne) i choć mocno zastanawiałem się nad jego zakupem, to w ogóle nie żałuję podjętej decyzji. Bardzo miła odskocznia od napompowanej epickością i mnogością bohaterów / vilianów Ligi Sprawiedliwości z Nowego DC.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Marzec 03, 2018, 03:51:10 pm
Podsumowanie lutego:

1. Najlepszy:
    "Valerian tom.7" Pierre Christin, Jean-Claude Mezieres, bardzo przykro mi się zrobiło po zamknięciu ostatniego tomu mojej ulubionej serii , to wprost niewiarygodne w jaki sposób tytuł pisany przez 40 lat przez tych samych twórców utrzymał przez cały czas tak wysoki poziom i ostatni tom zbiorczy pod tym względem również nie zawodzi. Konstrukcja jest identyczna jak 6 poprzednich tomów czyli 3 albumy zebrane w całość, natomiast w przeciwieństwie do reszty serii, w których z jednym wyjątkiem albumy były powiązane ze sobą fabularnie ale raczej luźno i istniała między nimi pewna przestrzeń tak tutaj czytamy całość jednym ciurkiem. Każdy następny album zaczyna się tam gdzie się kończy poprzedni. Autorzy postarali się, aby zwieńczenie serii było odpowiednio epickie co wpływa na nieco odmienny klimat od reszty serii. Co ciekawe w kwestii fabuły miałem w czasie czytania natrętne skojarzenia z serią gier komputerowych "Mass Effect" a patrząc się na daty powstania obu rzeczy można snuć przypuszczenia iż scenarzysta gierek tak mocno zaczytał się w Valerianie i Lauerelinie, że aż otarł się o granicę plagiatu.  Tak czy inaczej w ostatecznej bitwie dobra ze złem wezmą udział wydaje się, że wszystkie postacie które wcześniej pojawiły się na łamach komisu i o ile narzekałem na takie rozwiązanie w przypadku Rorka, tutaj Christinowi udało się to bardzo fajnie. Narzekać można chyba tylko na zbyt szybkie zakończenie konfliktu, podświadomie jesteśmy przygotowywani na jakieś olbrzymie trzęsienie ziemi (kosmosu) a ty ni z tego ni z owego pach i koniec, nie do końca mi się to spodobało. Oprócz tego otrzymujemy charakterystyczną dla autora szpilę w teraźniejsze społeczeństwo, wyjaśnienie niektórych spraw z poprzednich tomów i na samiutki koniec woltę (związaną a jakże z podróżą w czasie), której szczerze mówiąc się nie spodziewałem a która mi osobiście nawet przypadła do gustu. Coś się kończy, coś się zaczyna jak u Sapkowskiego. O stronie graficznej nie ma się co rozpisywać, zainteresowani wiedzą jak rysuje Mezieres, dla mnie to cudowna robota, wydanie Taurusa jak zawsze tip-top, sporo dodatków jednym słowo świetna robota wydawcy. No cóż jak już pisałem, dla mnie to seria życia, rozpoczęta ponad 20 lat temu w Komiksie-Fantastyce doczytana do końca w roku 2018 bez słabych momentów czy zniżek formy. Aż łza się w oku kręci mimo wszystko mam nadzieję, że nie będzie już dopisywanych żadnych sequeli, prequeli czy innych spin-offów (wiem, że coś tam kiedyś takiego powstało) i historia zostanie taka jaka jest. Ocena 8+/10.
    Drugi najlepszy "Top 10" - Alan Moore, Gene Cannon, Zander Ha. Należę do tego typu wywrotowców co to z największą nieufnością podchodzą do rzeczy zachwalanych przez większość. Ba często w najbardziej reklamowanych i chwalonych czy to książkach, filmach, płytach, samochodach czy Bóg wie czym jeszcze na siłę staram się doszukiwać minusów a w najgorszych knotach pozytywów, tym razem jednak ciężko nie zgodzić się z entuzjastycznymi opiniami powszechnymi chociażby na tym forum, komiks jest po prostu...świetny. Cóż Moore to jednak mistrz nad mistrze, w/g mnie facet w każdym swoim komiksie udowadnia jak dobrym jest opowiadaczem historii i jak luźno się czuje przy wachlowaniu gatunkami, a przy Top 10 nawachlował się soczyście trzeba przyznać. Komiks to przedziwny mariaż komiksu superbohaterskiego, humoreski, dramatu policyjnego i kryminału. I to wszystko ze sobą współgra, i to jeszcze jak. Historia wciąga od samego początku do samego końca, mamy mnóstwo śmiechu, ale i chwile zadumy, możemy poobserwować prywatne życie gliniarzy niczym w "Posterunku przy Hill Street" czy innym "The Wire". Warstwa humorystyczna jest tutaj zdecydowanie na pierwszym miejscu (śledztwo w sprawie zabójstwa Baldura, mocno się uśmiałem), ale komiks to nie zwykły ciąg gagów, Moore niezwykle umiejętnie splata wątki i koniec końców okazuje się, że mimo iż niewiele wcześniej na to wskazuje to czytamy o jednej niezwykle rozbudowanej zagadce kryminalnej, na dodatek świat jest zapełniony pełnokrwistymi, realnymi postaciami zaopatrzonymi w cały zestaw wad i zalet. Za stronę graficzną odpowiadają Cannon i Ha, muszę przyznać że z racji wrodzonego lenistwa nie chciało mi się sprawdzać który odpowiada za co, także potraktuję ich jako podmiot zbiorowy. Ogólnie jest na plus nie wszystkie ilustracje mnie osobiście zachwycały, ale ogólnie mogą się podobać, zwłaszcza w momentach kiedy rysownik pozwala sobie na pewną niedbałość mocno kojarzącą się ze stylem Bisleya. A już na olbrzymie pochwały zasługuje ilość i jakość projektów postaci czy pojazdów znajdujących się w futurystycznym Neopolis. Rysownicy w kwestii wyobraźni wyraźnie nie ustępują scenarzyście. No i właśnie na forum zwracano uwagę na niezwykłą ilość różnych żartów, gagów i nawiązań do innych komiksów poukrywanych na ilustracjach, czego się obawiałem z racji swojej niezbyt obszernej wiedzy na temat superbohaterskich uniwersów, ale moje obawy były całkowicie zbędne jest tego dużo, że trudno nie zauważyć a jeszcze ciężej zetrzeć uśmiech z twarzy (napis w kiblu "Edyp dyma swoją starą" w tym momencie dosyć głośno zarechotałem) zresztą pełno nawiązań nie tylko do komiksów ale i do prozy, kina czy sceny muzycznej aż żal że człowiek nie jest jakąś alfą i omegą w kwestii kultury anglosaskiej bo pewno jest tam tego sporo więcej. W każdym razie mi jako czytelnikowi sprawiło dużo radości wyszukiwanie najmniejszych detali na każdym rysunku i czytanie najdrobniejszego napisu chociaż by miała to być naklejka na zderzaku, aż żal że nie zostało to wydane w jakimś powiększonym formacie. Jakość wydania przez Egmont jak najbardziej satysfakcjonująca. Nie przedłużając, nie jest to dzieło geniuszu na miarę Watchmen czy Prosto z Piekła ale jak najbardziej satysfakcjonująca lekkostrawna lektura 8+/10.

3. Zaskoczenie na plus:
   "Skizz" - Alan Moore, Jim Baikie. Moore dzisiaj po raz kolejny, sporo opinii, że komiks dobry ale najsłabszy w przypadku tego autora na dodatek całkowicie odtwórczy w stosunku do ET i w pewien sposób trudno się nie zgodzić z tymi twierdzeniami, natomiast w przypadku tego akurat komiksu ważniejsze niż pytanie "czy?" jest pytanie "jak?". A jak wyszło w przypadku tego komiksu? Jak zwykle w przypadku Alana czyli świetnie. Faktycznie fabularnie niezwykle przypomina historię ET (zresztą bohaterowie cały czas opowiadają jak spore wrażenie zrobiła na nich wizyta w kinie na tym filmie), ale autor nadaje jej swój własny sznyt dzięki czemu opowieść o kosmicznym rozbitku, który poznaje dobro i zło współistniejące na naszej planecie absolutnie nie nuży, zaopatrza w galerię ciekawie rozpisanych bohaterów z krwi i kości (post-punkówa Roxy i wyraźnie uszkodzony Cornelius to moi faworyci) dorzucając od siebie problemy społeczne i niepokoje epoki taczeryzmu. Rysunki Jima Baikie bardzo podchodzą pod mój gust, elegancka czerń i biel i jednocześnie, ciekawa zdecydowana kreska fajny projekt kanguropodobnego ZHCCHZ który w kombinezonie wygląda przeuroczo no i ten klimat brytyjskich podmiejskich uliczek lat 80-tych przy którym złapałem się na nuceniu kawałków The Clash i Madness, jednym słowem świetna robota. Jakość wydania zadowalająca, może nie jest to jeszcze poziom Slaine, ale nie przeszkadza, natomiast wydaje mi się, że po drodze zauważyłem błąd ortograficzny i to nie w wypowiedzi Van Owena tylko w jakimś innym miejscu (może mi się coś wydawało, a komiks leży w tak niedostępnym miejscu, że nie bardzo chce mi się kombinować i szukać na nowo). W podsumowaniu może i niezbyt oryginalnie, ale satysfakcjonująco 7+/10.

3. Najgorszy przeczytany:
   "Rachel Rising - Cień Śmierci" - kolejny Moore, tym razem Terry. Poprzednim razem przerzuciłem komiks czytając kilka losowych stron i muszę powiedzieć, że mi się podobało. Tym razem zabrałem się do tego "na poważnie" pewnego spokojnego wieczoru, siadłem sobie wygodnie przeczytałem i...no cóż absolutnie nic z lektury nie wyniosłem. Sytuacja wygląda tak, że nie mogłem sobie na drugi dzień przypomnieć o czym ten komiks właściwie był, nie potrafiłem sobie przypomnieć ani jednego imienia, które padło na tych stu iluś tam stronach z wyjątkiem imienia samej Rachel a to i tak tylko ze względu na to, że umieszczono je w tytule. Jak na mój gust największą wadą tego całego przedsięwzięcia jest jego absolutna sterylność. Scenariusz wygląda jakby wyciągnięto go z Automatycznego Komputerowego Generatora Gotowych Scenariuszy w którym zaznaczono opcje "dodaj klimat Twin Peaks", "dodaj zagadkę kryminalną", "dodaj ucięte głowy", "dodaj tajemniczą małą dziewczynkę" itd. O głównej bohaterce nie da się powiedzieć absolutnie niczego, gdyż nie posiada ona jakichkolwiek cech charakteru tak samo zresztą jak i 90% innych postaci występujących w komiksie. Nie wiem może to jest wytłumaczone w ciągu dalszym historii, może to jakieś roboty albo faktycznie zombie czy coś tam? Może to wszystko ładnie się składa w całość na dalszym etapie. Ale w jaki sposób mam czekać na wyjaśnienie losu postaci których w żaden sposób nie da mogę polubić lub nie polubić gdyż są jak czyste kartki papieru? Za rysunki odpowiada autor i w tym przypadku jest naprawdę dobrze, rysunkowy styl momentami zahaczający o mangę tworzy fajny dysonans z horrorowym klimatem, a czarno-białe plansze mogą się naprawdę podobać. Jakość wydania jest naprawdę bardzo dobra, w dwóch czy trzech miejscach zauważyłem niezbyt ładnie złożone gramatycznie zdania a poza tym żadnych zastrzeżeń a biorąc pod uwagę że to naprawdę początkujące wydawnictwo jestem naprawdę pod wrażeniem, natomiast biorąc po uwagę, że to dopiero zacier na historię z kilkoma wątkami, które na obecnym etapie ze sobą absolutnie nie współgrają i pamiętając że z wiadomych powodów raczej ciężko będzie o kontynuację, raczej odradzam zakup. Zadziwiające jak dla mnie zachwyty są w tym temacie.Ocena: 5/10.

4. Zaskoczenie in minus:
    "Yans" Andre-Paul Duchateau, Grzegorz Rosiński. Kolejny z komiksów dzieciństwa "Mutanci z Xanai" to jeden z pierwszych komiksów jakie przeczytałem. I cóż tym razem wspomnienia z dzieciństwa nie wytrzymują konkurencji z doświadczeniem i upływem czasu. O ile do pracy Rosińskiego nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń to do tego co pisze Duchateau już jak najbardziej tak. Akcja w pierwszym tomie pędzi na łeb na szyję na jednej stronie mamy 1500 różnych wydarzeń, Orchidea mówi do Yansa "kochany" chociaż spotkali się 3 strony wcześniej i zamienili ze sobą 4 zdania. Fabuła pędzi jak na górskiej kolejce a czytelnikowi chce się wymiotować od zawrotów głowy. Jako dziecko tego nie zauważałam. ale teraz z perspektywy dorosłego czytelnika uważam, że filmy z lat 80-tych ze stajni Golan-Globus z Chuckiem Norrisem mają 3 razy logiczniej nakreślone związki przyczynowo-skutkowe, niż pierwszy tom Yansa. Natomiast trudno nie zauważyć, że forma naszych twórców cały czas rośnie, każdy kolejny album jest napisany coraz lepiej i coraz ciekawiej aż do szczytowego momentu w albumach "Gladiatorzy" i "Prawo Ardelii", które stanowią naprawdę kawałek dobrego s-f. I w tym momencie współpraca Rosińskiego i Duchateau się urywa, na scenę wkracza Kasprzak i...poziom serii leci na łeb na szyję. I nie jest to wina rysunków Kasprzaka, którego rysunki mogą się podobać (zwłaszcza w ostatnich tomach, gdzie przestaje na siłę kalkować Rosińskiego i daje trochę więcej od siebie), natomiast osobiście odnoszę wrażenie że Rosiński miał bardzo duży wpływ również na scenariusz, opowieścią dziejącą się wśród kolektywnej dehumanizowanej społeczności, pełną quasi-policyjnych funkcjonariuszy w charakterystycznych mundurach mógł się opiekować przybysz zza żelaznej kurtyny. Natomiast Duchateau po pozostawieniu samym sobie, zaczyna odjeżdżać ze swoimi pomysłami w stronę zachodzącego słońca. Facet przeczy co chwila nie tylko temu co napisał 15 lat wcześniej burząc całkowicie konstrukcję świata ale i temu co napisał 2 strony wcześniej. Ogólnie od pewnego momentu mamy wrażenie, że czytamy zupełnie inną serię tylko z racji lenistwa autora z bohaterami tymi samymi jak ta którą napisał sobie kiedyś tam. Yans jeździ na koniu po jakichś dżunglach w Zakazanej Strefie, która wcześniej była lodową pustynią uzbrojony w miecz i łuk, biega po jakichś średniowiecznych zamczyskach lata na pegazach, pojedynkuje się ze szlachcicami o wyglądzie Errolla Flynna i tym podobne pierdoły. Niektóre tomy jako stricte akcjo-przygodowe da się nawet czytać, takie "Planeta Czarów" czy "Tajemnica Czasu" (tutaj powraca Argor Mutant, jak przeżył "Gladiatorów" zapytacie? Ano przecież to mutant więc pewnie pożyczył od Logana zdolność autoregeneracji) są całkiem niezłe, ale są i idiotyczne od początku do końca "Dzieci Nieskończoności", "Tęczowa Plaga" czy "Kraina Otchłani", ogólnie wygląda na to, że scenarzysta dokumentnie zarżnął tytuł i wcale nie jestem zdziwiony. Jakość wydania jest świetna, duży format, papier offsetowy i mnóstwo naprawdę ciekawych dodatków. Ogólnie rzecz biorąc rzecz raczej warta zakupu zwłaszcza dla ciekawych historii polskiego (no powiedzmy) komiksu, tylko że trzeba mieć świadomość, że seria ma bardzo mocne momenty (koniec pierwszego tomu, początek drugiego) i bardzo słabiutkie (właściwie cały tom trzeci). Średnia ocena: 6+/10.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Marzec 05, 2018, 10:16:54 am
No to teraz kolej na mnie. U mnie luty pod kątem lektur stoi w totalnej opozycji do stycznia, tzn. pod kątem lektur styczeń wypadł wręcz wybornie jeśli chodzi o jakość, natomiast luty totalnie slabiutko (i nawet moi ulubieńcy Loeb / Sale ze swoją kolejną odsłoną kolorowej serii w postaci Białego nic w tym zakresie nie zrobili). Dlatego też postanowiłem nie przyznać żadnej oceny najlepszemu komiksowi. Niech mają za swoje  :lol:
Lektury: Liga Młodych: Ich własna liga (WKKDC), Flash: Wojna Łotrów (WKKDC), Śmierć Supermana (WKKDC), Superman: Brainiac (WKKDC), Kapitan Ameryka: Uwięziony w Wymiarze Z (WKKM), Kapitan Ameryka: Biały (Mucha) - łącznie 6.
1. Najlepszy:
    "Valerian tom.7" Pierre Christin, Jean-Claude Mezieres
Ostatnio wymyśliłem sobie, że co roku będę kupował po jednej zakończonej serii, której nie udało mi się zbierać od początku (w tym roku kupiłem całego Blueberry'ego). Wychodzi na to, że Valerian to doskonały typ, warty rozważenia, choć będzie miał silną konkurencję ze Skalpem. Dziękuję za tą niezamierzoną podpowiedź.

    Drugi najlepszy "Top 10" - Alan Moore, Gene Cannon, Zander Ha.
Zdecydowanie podpisuję się pod Twoją opinią. Chyba jedyny komiks, którego kadry przeglądałem z taką dokładnością, właśnie po to, żeby w rysunkach dostrzec wszelkie możliwe nawiązania.

4. Zaskoczenie in minus:
    "Yans" Andre-Paul Duchateau, Grzegorz Rosiński.
I ponownie pełna zgoda, jeśli chodzi o ocenę zarówno całej serii, jak i wydania (które faktycznie zwiększa ocenę tego komiksu, lecz oczywiście nie przesłania miałkości scenariuszowej).
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Marzec 05, 2018, 04:19:23 pm
  Możesz sobie przestać zawracać głowę kwestią wyboru i w ciemno kupować obydwie serie. Ja osobiście wyżej stawiam Valeriana, ale to już kwestia preferencji czy się woli przygodowe-sf czy dramat kryminalny. Skalp jest świetny, na półce też musowa pozycja.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Marzec 05, 2018, 08:26:16 pm
No tak, tylko że to jest na razie pieśń przyszłości i do tego czasu zapewne wpadną mi do głowy jeszcze jakieś inne typy. Ale na razie te dwa tytuły są na mojej liście.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Marzec 05, 2018, 09:06:50 pm
To ani jednego, ani drugiego z listy absolutnie nie ściągaj.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Marzec 07, 2018, 03:48:16 pm
Jak dziś wyczytałem, marzec jest miesiącem sterylizacji.
Skoro przykułem już uwagę szpaństwa , pora na podsumowanie lektur i nabytków lutego.  18  komiksów przeczytanych, za to tylko 15 kupionych [ a jeden z nich to nawet nie dla mnie, więc nie powinienem go liczyć do statystyk, ale co tam] !!! :D
A zatem postanowienie  zostało zrealizowane  ;)  . Przewaga dobrych lektur, ale chyba nic nie przebiło wrażenia, jakie zrobił na mnie MoonKnight.

1. Najlepszy zakup - z przeczytanych: "Nieśmiertelny Iron Fist t.1". Ostatnia rzecz kupiona w lutym przebojem wdziera się na czoło listy. Trochę ta lektura przypomniała mi ,,kino nowej przygody", trochę filmy biograficzne o B.Lee czy innym YipManie  :) Wysoko uplasował się także drugi tom ,,CzarnegoMłota" [opowieść cały czas trzyma w napięciu, już dziś chciałbym przeczytać kolejną część cyklu].
Z tomów, których nie zdążyłem jeszcze przeczytać, bardzo ciekawi mnie ,,Piaskowa opowieść". Na razie czeka w kolejce.

2. Najgorszy komiks zakupiony. ...jestem dopiero w trakcie lektury, ale męczy mnie ,,Dr.Strange -Odrębna rzeczywistość ". Za dużo tu dla mnie takiego posthippisowskiego, pseudofilozoficznego bełkotu. Twórcy chyba nie do końca byli czyści podczas pracy :)
Rysunki Brunnera- świetne, bardzo ładna kreska kojarząca się z Adamsem, dodatkowy plus za sympatyczne panie i potwory.
Na pewno trudno będzie mi zapomnieć łzy ronione nad jaszczurką. Ech, to były czasy :D

3. Najlepszy przeczytany komiks- ,,Iron Fist", ale bardzo spodobała mi się także ,,Noc ludzi potworów". Cóż , Rossmo i jego rysunki zawsze mi odpowiadali, mimo nie do końca podobających mi się scenariuszy. Spodziewałem się - przeczytawszy kilka recenzji- że kupiłem jakąś kaleką produkcję i komiks tragicznie zły...cóż, odnoszę inne wrażenie, to niezły komiks, kilka pomysłów bardzo mi się podobało.

4. Najgorsza lektura lutego.
Wyjątkowo mamy do czynienia z dwoma komiksami. Najgorszy przeczytany do końca to "JLA-Another Nail". Dopiero teraz zmęczyłem kupiony na forum drugi elseword Ligi. Mam wrażenie , ze scenariusz jest niepotrzebnie przeładowany, z drugiej strony czytelnik po lekturze wzrusza ramionami. Za dużo cukru w cukrze.
Natomiast nie zdołałem doczytać do końca tworu Sugga, ,,Username:Evie".  Rzadko zdarza mi się porzucić książkę w trakcie lektury, nawet najgorsze gnioty staram się dokończyć. No cóż, tym razem się nie udało. Scenariusz i rysunki do niczego. Jedyny pozytyw- nie kupiłem tego cuda, tylko wypożyczyłem z biblioteki. I to tyle. Sugg sucks.

5. Pozytywne zaskoczenie- przygody Żelaznopiąchego, bo nie oczekiwałem zbyt wiele...ale przede wszystkim ,,Niczego nie dotykać" Simsolo i Beziana. Kupiłem po obejrzeniu chyba dwóch plansz i nie żałuję. Scenariusz nie do końca spełnia rozbudzone nadzieje, ale z zadowoleniem dołączyłem komiks do kolekcji.
Cieszy mnie także fakt, że drugi tom ,,GumballKomiks" podobnie jak pierwszy świetnie oddaje atmosferę i humor serialu. Zdecydowanie poprawił mi nastrój- za mało chyba kupuję komiksów oferujących humor i rozrywkę, za dużo tych traktujących o tytanicznych zmaganiach z ekscentrycznymi wrogami i  okrutnym światem, a nawet własnym jestestwem ;)..

6.  Zaskoczenie na minus- "The Unexpected" . Antologie Vertigo zawsze otwierałem z ogromnym zaciekawieniem i wielkimi nadziejami. Tu zabrakło mi komiksów, które w jakiś sposób by mnie poruszyły czy zaskoczyły. W zasadzie oprócz ,,Dogs" i ,,Wallflower" nie mam do czego wracać.
Drugie rozczarowanie - ,,Mydło wczoraj i dziś"- kolejna rzecz, która wyląduje gdzieś z tyłu szafy.
I trzecie- czy tom(ik) ,,PottersField" nie powinien być dłuższy? Miałem wrażenie, że historia się urywa, że powinien nastąpić ciąg dalszy.

Tak wyglądał u mnie komiksowy luty. Nieźle, nieźle, nienajgorzej :D


Co do wyszukiwania szczególików w Top10- kiedy kupiłem tę drugą edycję, nieźle poirytowała mnie zmiana kolorów wiadomych myszy :) Nawet pisałem o tym na forum...mnie samego to zaskoczyło, najwyraźniej jestem do tego komiksu bardziej przywiązany niż sądziłem :) Po namyśle stwierdzam, że zdecydowanie wolę Top10 od Watchmen.
Nie bijcie, noszę pingle  8)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Marzec 08, 2018, 07:32:28 am
A ja Strażników w ogóle nie czytałem i tutaj dopiero obawiam się jakiś rękoczynów.  :lol:

TOP 10 to jak dla mnie drugi najlepszy komiks 2017 r. Przegrał z 300 Millera.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: misiokles w Marzec 08, 2018, 08:00:16 am
Nie bijcie, noszę pingle  :cool:
Zwyczajny efekt świeżości :) Strażników czytaliśmy wiele razy, poznaliśmy prequele, widzieliśmy ekranizację, naczytaliśmy się kilku dobrych opracowań jak i wielu głupich opinii. A tu nagle dostaliśmy w łapę Top10, inne równie dobre dzieło Moore'a i zaczynaliśmy odkrywać do sami dla siebie, gdyż Top10 nigdy nie doczekało się takiego statusu jak Strażnicy. A wiadomo - jeśli coś sami z siebie odkrywamy to jest o wiele bardziej rajcowne niż rzecz przeczytana z polecanek czy z machiny promocyjnej.
Tak, również przeczytałem Top10 z otwartymi ustami, jak -nieoczekiwanie- dobry to komiks. Zabierając się do Strażników wiedziałem jak dobry to komiks:) Strażników nie polecę nikomu, bo każdy wie, że to dobry komiks - Top10 mogę 'sprzedawać' znajomym i cieszyć się z opinii po lekturze "stary, to było awesome!" :)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Marzec 08, 2018, 08:38:10 am
Misioklesie- jednak nie do końca efekt świeżości... I "Strażników", i "Top10" przeczytałem już ładnych parę lat temu, gdy tylko wyszli po polsku- nie wiedziałęm wtedy, że Top10 w pewnym sensie niekompletny... z tym, że ten pierwszy komiks już wtedy był legendą, oczekiwałem czegoś , co powali mnie na kolana. Po latach dopiero sięgnąłem po "VjakVendetta" i "From Hell". O ile faktycznie "Prosto z piekła" było dla mnie wielkim przeżyciem, i do tej pory uważam, że jest to komiks wybitny, jeden z moich ulubionych, to po lekturze "Watchmen" miałem uczucie niedosytu... i mimo, że parę razy jeszcze po ten komiks sięgnąłem, nadal nie żywię wobec niego głębszych uczuć. Natomiast po Top10- zawsze z przyjemnością. Dlatego tak przejąłem się zmienionym kolorem myszy :D I to dwutomowe wydanie z radością uzupełniłem nowym. Nie dość, że dostaliśmy więcej, to jeszcze tamto zdradza już pewne oznaki zaczytania :)

Nawet nie wiecie, jak chętnie bym teraz sobie komplet wydanych do tej pory części "Cinema Purgatorio" przeczytał :D :D :D Głód nałogowca mi się włączył...
No i cieszę się, że jeszcze nie znam kilku rzeczy Moore'a wydanych po polsku- "Ligi 2009" czy dwóch tomów "Nemo". Fajnie mieć coś w zanadrzu, bo mimo irytacji, jaką wzbudzają we mnie poglądy polityczno-społeczne autora, Moore to twórca, którego warto czytać. Bezapelacyjnie  ;-)


PS- aż sprawdziłem, T10 wyszło w 2004- w tym samym roku córka mi się urodziła, a teraz to stara baba już :) Oj, leci ten czas straszliwie :D
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: Blaksad w Marzec 09, 2018, 12:33:24 pm
Czytał ktoś - Pułapka czasu. Powieść graficzna - będzie film od Disneya za miesiąc. :shock:

Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Kwiecień 01, 2018, 06:08:20 pm
  Czas na świąteczne podsumowanie. Marzec, miesiącem nadganiania kolekcji Hachette

1. Najlepszy:
    "SM X-men". Komiks podzielono na dwie połowy, pierwszą jest dosyć świeża historia "X-Men Sezon Pierwszy" autorstwaDennisa Hopelessa i Jamiego McKelvie, jest skierowana raczej do młodszego czytelnika i...wypada zadziwiająco dobrze nawet czytana przez takiego starego konia jak ja. Komiks do doskonałe wprowadzenie w świat mutantów dla nowego czytelnika, fabułę śledzimy z perspektywy Jean Grey, oglądając jej oczami milowe kamienie w początkach pierwszego składu X-Men, pierwsze treningi, słynne starcie na Cape Citadel z Magneto prosto z pierwszego numeru magazynu, zawiązanie się Bractwa Złych Mutantów czy przygody w Savage World.  A wszystko to przeplatane typowymi elementami teen-dramy w stylu Beverly Hills 90210 czy Dawson's Creek (proszę wybaczyć archaiczne przykłady, nowszych pozycji nie znam), które wypadają naprawdę fajnie, postacie mają różne charaktery (Jean chyba trochę zbyt kochliwa jest, w tych starych komiksach sprawiała wrażenie mocno wycofanej) i różne cele przez co obserwujemy różnorakie zajmujące i co ważniejsze realne interakcje między bohaterami (plus dosyć ciekawa kwestia etyki w wysyłaniu dzieci do walki). Co do rysunków McKelviego mam mieszane uczucia, z jednej strony nieco kreskówkowy styl doskonale pasuje do nastroju opowieści z drugiej co zauważyłem już w Young Avengers facet ma kłopot z dynamicznymi rysunkami, sceny akcji są kompletnie nienaturalne i brak w nich poczucia odwzorowania jakiejkolwiek siły czy prędkości, na szczęście większość komisu to dialogi a tutaj jest naprawdę nieźle, także raczej na plus. Drugą część numeru 12 stanowi absolutny claremontowski klasyk "Bóg kocha, Człowiek zabija" należący do świętej trójcy autora. I w tym przypadku też nie ma mowy o jakimkolwiek zawodzie, może historia o złym, bogatym, białym chrześcijaninie - szurniętym jak marcowy zając Strykerze, w której wszyscy odmieńcy to pozytywne postacie z punktu dzisiejszego czytelnika/widza nie stanowi jakiegoś szczytu oryginalności, ale raz, że w końcu stanowi to podstawę mitologii X-men a dwa za to jak ciekawie jest napisana należą się jej wielkie brawa. Chris Claremont to zaiste jedno z najlepszych piór Marvela. Tym razem do przełożenia swojej historii na obrazy nie dostał Johna Byrne (wielka szkoda) a Brenta Andersona i można powiedzieć, że jego twórczość jest ok i nie przeszkadza (czuć bardziej niż lekką inspirację w/w Byrnem). Jakości wydania kolekcyjnego komentować nie będę jaki jest koń każdy widzi, kilka literówek, jedno czy dwa niezbyt pięknie gramatycznie złożone zdania, ogólnie bez tragedii zwłaszcza za tę cenę. Podsumowując jeżeli założylibyście, że kupujecie tylko i wyłącznie 10 pozycji z kolekcji "Superbohaterowie Marvela" to ten komiks jest absolutnym must have (a kto wie czy i nie w pierwszej piątce będzie). Ocena za całość 8+/10.
   "SM Punisher:Krąg Krwi" drugi najlepszy. Kolejny klasyk z lat osiemdziesiątych (oby jak najwięcej takich) w kolekcji. Pierwsza historyjka to pierwsze pojawienie się naszego ulubionego antybohatera w Spider-Manie w Polsce była już drukowana bodajże dwukrotnie także, nie ma się nad czym spuszczać, jest naprawdę ramotkowo-fajna. Daniem głównym jest o ile dobrze zrozumiałem z przedmowy pierwsza samodzielna miniseria Punishera "Krąg Krwi" napisana przez Stevena Granta i jest to danie ze wszechmiar smakowite. Komiks został stworzony w 86 roku i Frank przypomina już tutaj masowego mordercę, którego znamy i kochamy a jednocześnie widać ze sam charakter postaci dopiero był wykuwany (wejście w jakieś dziwaczne układy z mafiozami, dziewczyna kręci nim jak chce etc.). Zarzutem, jaki możemy postawić autorowi jest to, że wszystko to już widzieliśmy nie tylko w 2018 roku, ale i w 1986. Główna oś fabularna jest napisana wyraźnie pod wpływem "The Star Chamber" Petera Hyamsa i przemieszana z klimatami tanich filmów o mafii i sensacyjniaków z Charlsem Bronsonem (tak jest obowiązkowa końcowa rozwałka w willi czarnego charakteru z jeszcze bardziej obowiązkowym śmigłowcem) i bohaterem odchodzącym samotnie w strugach deszczu. Czyli oryginalności raczej niewiele, ale Grant tak umiejętnie tworzy z tych wszystkich klisz zajmujący amalgamat, że czytelnikowi trudno się oderwać. Za stronę graficzną odpowiada Mike Zeck, jeden z bardziej znanych rysowników zarówno Marvela jak i DC i twórca kilku ikonicznych już okładek. Mi jego praca ogromnie się podoba (zapewne nie tylko mnie), rysunki są proste i czytelne a jednocześnie bogate w szczegóły, równie dobrą robotę robi przy kolorowaniu, jednym słowem ogromny plus. W podsumowaniu jeżeli uważasz, że "Cobra" to lepszy film niż "Szybcy i Wściekli" to kolekcyjny Punisher jest w 100% komiksem dla Ciebie. Ocena:8/10.

2. Zaskoczenie in plus:
   "SM Ludzka Pochodnia". Komiks z serii nie wiadomo czego się spodziewać, postać mimo, że jest jednym z najstarszych marvelowskich superbohaterów zdaje się w Polsce nigdy wcześniej nie wystąpiła. I muszę przyznać, że komiks oczarował mnie od samego początku historia sztucznego płonącego człowieka i jego ludzkiego pomagiera Toro o takich samych mocach jest po prostu wciągająca. W skrócie AIM przejmuje szczątki pierwszej pochodni Hammonda i próbuje wykonać z nich superbroń za pomocą wynajętego Mad Thinkera. Autor scenariusza Mike Carey rozpisał Thinkera odpowiednio dżejmsobondowo-szalono-groźnego, a jego pomocnika mającego jednocześnie stanowić smycz AIMu budzącego na tyle sympatię aby czytelnik zdał sobie sprawę, że nie wszyscy źli, są tacy źli. Wysiłki naszego czarnego charakteru oczywiście przynoszą swoje owoce i okazuje się, że ma on w zanadrzu tajny plan i nie ma zamiaru odgrywać roli zwykłego gościa na posyłki. Niestety w tym momencie zaczyna się robić dosyć głupio Pochodnia zostaje za pomocą jakiegoś płynu stworzonego z jego sztucznych komórek zamieniony w zdalnie sterowany pocisk i wysłany w celu zniszczenia sił powietrznych bodajże Estonii (jeszcze jestem w stanie zrozumieć, że przeciętny czytelnik nie zdaje sobie sprawy z tego jak wygląda estońskie wojskowe lotnictwo) przy czym okazuje się, że działanie płynu kontrolującego anuluje się przy temperaturze -23 stopni C. A jak najłatwiej znaleźć taką temperaturę w okolicach Estonii? Oczywiście należy wlecieć do Bałtyku. Na dodatek okazuje się, że płyn kontroluje nie tylko Pochodnię, ale też wszystkie istoty żywe i to właśnie się okazuje sednem planu Thinkera, które infekuje wylanym do oceanu płynem stado ryb, które z kolei infekuje przepływającego oczywiście przypadkiem nieopodal Namora wraz ze świtą, który z kolei za pomocą wybekiwanej czerwonej mgły infekuje załogę przepływającego obok amerykańskiego niszczyciela, który udaje się niezwłocznie w kierunku Nowego Jorku w celu uwaga!!! zniszczenia go za pomocą artylerii okrętowej (jakieś 400 lat nieustannego ostrzału i pewnie udało by się dokonać znacznych szkód). Ja rozumiem, że miał to być hołd dla klasycznych historii ze złowrogim planem zniszczenia świata, ale dla mnie jest to jednak zbyt klasyczne i zbyt durne. Tak czy siak obydwie Pochodnie plus F4 likwidują działanie wirusa i ratują świat. Po tym zaczyna się trzecia ostania część komiksu dziejąca się w swego rodzaju hitlerowskim Disneylandzie i jest tak durnowata,że nie może się nie spodobać, na osłodę dostajemy trochę przemyśleń androida na temat człowieczeństwa. Za rysunki odpowiada nie znany mi Patrick Berkenkotter i radzi sobie naprawdę przyzwoicie, kreska jest typowo superbohaterska, przyjemna dla oka z dynamicznie rozrysowanymi scenami akcji, ogólnie naprawdę fajnie jest pod tym względem (z wyjątkiem niszczyciela z 12 działami, które posiadają 6 luf). Suma summarum, żadna rewelacja, ale zaskakujące przyjemnie dobre czytadło 7/10.

3. Najgorszy:
   Królowa jest tylko jedna, "SM Walkiria". Komiks okropny pod właściwie każdym względem. Za scenariusz odpowiada nijaki Cullen Bunn. Zła stara bogata baba wymyśla sobie jakiś tam plan zdobycia władzy nad światem i postanawia sprowadzić na ten świat Panny Zagłady, to jest Walkirie, które przeszły na stronę zła (każda odpowiada za inny aspekt i każda ma swoje imię i fizys tak niezapadające w pamięć jak to tylko możliwe). Pomaga jej w tym zimny i złowrogi najemnik o nie pamiętam jakim imieniu, który jest tak groźny i złowrogi, że na końcu dostaje kopa od dziewczyny i ucieka chyba płakać w kącie. Plany jej pokrzyżują znana skądinąd Misty Knight wraz ze swoją przyjaciółką panią archeolog, które przypadkiem przywołują nasze blond bóstwo w której przyjaciółeczka Misty, która okazuje się lesbijką (zaskoczenie rodem z Marvel Now), zakoc**je się od pierwszego wejrzenia (to dopiero trzeba być zaje...ście powierzchownym). Aby pokonać Panny Zagłady Brunhilda będzie musiała zebrać swoja własną drużynę Walkirii więc po co daleko szukać, skoro pod ręką ma murzynkę bez ręki, kujona w okularach a na szybkim wybieraniu laseczki pokroju Elektry, Storm, Spider-Woman czy pozbawioną mocy Indiankę z New Mutants tak więc drużyna naszych skandynawskich boginek w mocno pokolorowanym składzie (swoją drogą skoro tak nowocześnie jest to dlaczego nie dokoptowali jakiegoś transwestyty? Skoro płeć to stan umysłu to nie mógł Walkirią zostać jakiś gender-bender bohater? Nie ma Marvel kogoś takiego nad podorędziu?), zabiera się z skopanie pup grupie złowrogich duchów, które podobno obróciły wcześniej w perzynę dziesiątki planet a teraz dostają wciry od grupy w większości trzeciorzędnych bohaterek (strasznie cherlawe muszą być te kosmiczne rasy). W czasie ostatecznej rozróby następuje także fabularny twist, którego spodziewamy się mniej więcej od piątej strony.  Rysownikiem jest Will Sliney, doceniam że rysunki starają się nie być typowo-marvelowskie ale mi się osobiście nie podobają, kolejny minus. Ja rozumiem, że Marvel stara się docierać do różnych grup czytelniczych, a nie wszystkie tytuły w kolekcji są równie ikoniczne co "Człowiek bez Strachu" ale umieszczenie w kolekcji tytułu skierowanego do 12-letnich czytelniczek skasowanego po 13 numerach jest dla mnie jako klienta obraźliwe. Nie było nic lepszego z Walkirią? Bez żartów. Ocena 3/10.

4. Zaskoczenie in minus
   "SM Vision". Jestem wizją jutra. Te słowa wryły mi się dziwnie w pamięć, muszę przyznać że obawiałem się już, że nabawiłem się jakiejś nerwicy natręctw chodząc i powtarzając w myślach, jestem wizją jutra, jestem wizją jutra.... Wydaje się, że to doskonale dobrany tytuł do komiksu o istocie, która nie okazała się koniec końców wizją jutra, ale raczej ślepym zaułkiem w ewolucji. Wiem, że tom miał raczej mało pozytywne recenzje, ale muszę przyznać, że postać Visona przypadła mi do gustu i miałem jednak wyższe oczekiwania w stosunku do tego komiksu. Zaczynamy od znanej już w naszym kraju ikonicznej dla Marvela historii powstania Visiona z jedną z najbardziej ikonicznych ilustracji w historii wydawnictwa, płaczącego androida, która do dzisiaj robi wrażenie. Po mocnym uderzeniu przechodzimy do historii głównej i tutaj napotyka nas zawód, tym większy, że spod słabizny scenariusza Geoffa Johnsa prześwitują momenty pokazujące, że mogła być to naprawdę dobra historia, a najbardziej zaszkodziła jej kompresja do ledwie 4 zeszytów. Może gdyby rozbudować tą całą historię, lepiej opisać nić sympatii powstającą pomiędzy obudzonym po 70 latach sztucznym człowiekiem a chłopcem to coś by z tego było? niestety mamy po ciekawym początku 3 zeszyty powierzchownej nawalanki z hitlerowską SI (sic). Graficznie jest bez szału, rysunki Ivana Reisa nie są złe, ale też i nie powalają na kolana. Dziwi trochę półprzezroczysty syntezoid, któremu widać prześwitujące mechaniczne elementy. Przecież on był sztucznym człowiekiem a nie żadnym robotem. Tzn. graficznie to wygląda fajnie, ale ja nie lubię takiego mieszania w podstawach. Końcowa ocena: 5/10. Jestem wizją jutra.

   W tymi miesiącu postanowiłem przyznać również świąteczną nagrodę specjalną a idzie ona do tomu Nick Fury, nie do głównej części, która jest czerstwą, nonsensowną historyjką, ale do pierwszego zeszytu "Sgt. Fury & Howling Commandos". Ta perełka literatury stworzona przez dwie legendy Stana Lee i Jacka Kirbyego jest zdaje się najstarszym komiksem Marvela jaki ukazał się w Polsce i jednocześnie doskonałą rozrywką. Poczytać możemy o przygodach Nicka Fury w czasie II Wojny Światowej a fabuła łączy gagi rodem z Bękartów Wojny z głębią scenariusza Wolfensteina 3D czyli jego brakiem.  Akcje w stylu Dum Duma opadającego na spadochronie i niszczącego granatem lecący niemiecki myśliwiec to betka. Akcja nie zwalnia ani na chwilę a zapewne z powodu zakazu rysowania w komiksach krwi Kirby oznacza liczbę zabitych Niemców liczbą spadających hełmów, a tych spada naprawdę znaczna ilość. Nasza dzielna niezniszczalna drużyna wdzięcznie nazywana przez dowódcę "przygłupami" wspomagana przez seksowną członkinię francuskiego ruchu oporu dla której Stan nie widział potrzeby znaleźć nawet imienia, a której znakiem rozpoznawczym są czerwony beret, blond włosy i niestygnący schmeisser koszą pół hitlerowskiej armii. Osobne wyrazy uznania dla rysunków. Nick Fury (jeszcze z obydwojgiem oczu) nie przypomina tutaj znanego surowego przystojniaka a raczej psychicznie chorą małpę skrzyżowaną z Dzwonnikiem z Notre-Dame. Jednym słowem dla fanów radosnego kampu (ja się uśmiałem do łez) w dziedzinie absurdalna komedia wojenna 9/10. 
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: maxim1987 w Kwiecień 02, 2018, 07:51:17 am
Pułapka czasu. Powieść graficzna - marne toto.
Dziwny podział na rozdziały, fabuła nie porywa, trochę takie infantylne... Ale może to ja się czepiam - w końcu to komiks na podstawie książki dla dzieci.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Kwiecień 03, 2018, 12:03:30 pm
  Czas na świąteczne podsumowanie.
Widzę, że nadrabiasz kolekcyjne zaległości. Spośród wymienionych przez Ciebie tomów czytałem tylko Ludzką Pochodnię oraz Visiona i zupełnie zgadzam się z Twoją oceną. Ludzka Pochodnia to obok Wojów Trzech największe pozytywne zaskoczenie tej kolekcji, a wizji Johnsa w Visionie zupełnie nie zrozumiałem.
Podszedł mi również stary zeszyt z Nickiem Furym i jego komandosami - też miałem banana na twarzy jak go czytałem. Z kolei główna historia z Nickiem przypadła mi do gustu, ale to też zasługa faktu, że zawsze chciałem się dowiedzieć co tam u niego słychać po wydarzeniach z Tajnej Wojny. I w końcu się dowiedziałem.

Dawson's Creek
Chyba nie dość archaiczne, bo tego to nawet ja nie znam  :lol:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Kwiecień 03, 2018, 12:26:46 pm

Cytat: SkandalistaLarryFlynt w Kwiecień 01, 2018, 07:08:20 pm

    Dawson's Creek

Chyba nie dość archaiczne, bo tego to nawet ja nie znam  :lol:

W polskiej wersji "Jezioro marzeń" :) Leciało jakoś na przełomie stuleci...

Tak spojrzałem na listę swoich lektur z marca i już wiadomo, że podsumowanie trochę potrwa... Naprawdę dobry i bogaty w czytelnicze wrażenia miesiąc - Gaiman, Vaughn, Aaron, Willingham, Tomasi, Dorkin, Brubaker, Veitch, Wood, Trondheim,Hickman, Mignola, Orlando, Bendis, Slott...i paru innych scenarzystów zapewniło mi masę przyjemnych lektur,  jest z czego wybierać. Na początek muszę zdecydować, czy 3 tomy Daredevila zrobiły na mnie większe wrażenie , niż dwie księgi Northlanders :D
No kłopot bogactwa po prostu  8)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Kwiecień 03, 2018, 02:04:12 pm
U kolegi @LD jak zwykle obrodziło ilością. Nie wiem, jak Ty to robisz. Przecież doba ma tylko 24 godziny  :eek:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Kwiecień 03, 2018, 02:36:02 pm
Raz, że pracuję w domu, dwa, ze względu na stan zdrowia ostatnio nie pracuję, trzy- śpię mało, bo szkoda czasu  8) ...ale fakt, w marcu 33 przeczytane tytuły, sporo jak na mnie. Inna sprawa, że w zeszłym miesiącu przeczytałem tylko jedną powieść {JEDNĄ  :shock: !!!! od kilkudziesięciu  lat nie czytałem tak mało prozy}, to i czasu na komiksowanie się było więcej.

Tak mi się zaczęło wydawać, że jednak idealną dla mnie formą komiksu są TPB a la Vertigo- niewiele się tu zmieniło od lat 90-tych. Papier bez połysku ułatwia mi czytanie, rzecz jest dość lekka, da się bez większych problemów ustawić na półce.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Kwiecień 03, 2018, 09:29:54 pm
Nadrabiam, ale średnio mi to idzie. W święta przeliczyłem półki. Zostało mi do przeczytania 10 WKKM, 13 SM i 12 WKKDC. Do tego Conan i Star Wars z których nie przeczytałem jeszcze ani jednego.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Kwiecień 03, 2018, 11:03:26 pm
@SkandalistaLF- tylko pamiętaj , trzeba na bieżąco uzupełniać zapasy :) Komiksiarz, który nie ma na półce przynajmniej kilkudziesięciu nieprzeczytanych tytułów, to nie komiksiarz, tylko hohsztapler jakiś :D
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: misiokles w Kwiecień 04, 2018, 05:35:50 am
Tru :)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Kwiecień 05, 2018, 08:26:36 am
W końcu się w sobie zebrałem i zamieszczam moje podsumowanie marca
Lektury: Nick Fury (SBM), Zjawy z przeszłości (WKKDC), Batman t. 6: Cmentarna szychta (N52), Wieczny Batman t. 1 i 2 (N52) oraz Deadpool Classic t. 3 (Klasyka Marvela) i Flash t. 1: Cała naprzód (N52) - łącznie 7.
P.S. Zainspirowany wyliczeniem @Skandalisty postanowiłem zrobić swoje. Z kolekcji zostało mi do przeczytania: WKKM 15, SBM 22, WKKDC 8 (na szczęści nie kupuję Conana i Star Wars). Do tego trzeba doliczyć całe mnóstwo tomów z Egmontu, Muchy i NSC.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Kwiecień 11, 2018, 06:51:08 pm
Po dobrym lutym - znakomity marzec. 

25 zakupionych komiksów, 32 przeczytane. Nieźle , a jeśli dodam, że komiksy te były na bardzo  dobrym poziomie , to nic tylko klaskać :) Rewelacyjny pod względem lektur miesiąc, sobie i państwu życzę, żeby  kolejne były podobne :D   Bo jeżeli w zestawieniu brak miejsca dla takich rzeczy , jak "Sygnał do szumu", "Black Monday Murders", "Sandman" i "Paper Girls" , można się tylko cieszyć. A na półkach [owszem, zainspirowany waszymi postami] naliczyłem przeszło 50 nieprzeczytanych tomów i tomików.

1-Najlepszy komiks zakupiony
TedMcKeever's Library Book 3 : Metropol
Tytuł dla mnie wyjątkowy. Pierwszy kontakt z tym komiksem to rok bodajże 1995. I już po dwudziestu paru latach :D mam komplet , choć w wersji pomniejszonej i czarno białej. Cóż, ciułanie zeszytów było coraz trudniejsze i coraz kosztowniejsze.

Mało jest twórców, których prace wywarły na mnie takie wrażenie, kiedyś byłem niemal wyznawcą mckeeveryzmu  ;) .... i  kiedy K.Ostrowski publikował  komiksy bezczelnie zrzynające kadry narysowane przez mojego faworyta, sam narysowałem pasek komiksowy , w którym kreską kopiującą - a jakże-  McKeevera dawałem wyraz swojemu gniewowi  :)    [ jakby co, ukazał się w Fafluchten Allgemeine Zine no.1 , z 2000 roku ;) ]   
Tak więc ważny  to dla mnie moment , być może nie będę już czytał tego z uwielbieniem i na kolanach, ale niezmiernie się cieszę, że wreszcie mam ten komiks w swoim księgozbiorze.

2- najlepszy komiks przeczytany

"Northlanders" Wooda. Przeczytałem jednym tchem  sagi islandzką i europejską. Świetna lektura, na dodatek w zapowiedziach widzę pierwszą sagę- czytałem, ale nie mam, dobrze, że będzie szansa zakupu bez sprowadzania. Doskonałe scenariusze,  dobrzy rysownicy, tylko jeden nie do końca mi pasował. Wood w zasadzie zawładnął marcem, bo i "Briggs Land" to dobra lektura. To, w jaki sposób tworzy postaci i świat, zasługuje na oklaski. Nie ma tu niezłomnych gierojów bez skazy... z miejsca  akceptuję jego postacie- sa po prostu autentyczne, bardzo prawdziwe w swoim postępowaniu . Zatem marzec miesiącem Wooda. Na drugim miejscu znalazły się 3 tomy perypetii Daredevila. Długo się zastanawiałem, czy Bendis i Maleev nie zasłużyli na pierwsze. Cóż, cieszę się, że mam takie dylematy :)

3-najgorszy komiks zakupiony

Puste miejsce, żadnych złych komiksów nie kupiłem. Heh.

4-najgorszy komiks przeczytany

B.Cloonan i jej "Wolves". Taka lektura na wzruszenie ramionami. Treść sztampowa i przewidywalna.

5-najwieksze zaskoczenie - tak na plus, jak na minus.

Pozytyw- slottowski Superior Spider-Man. W marcu przeczytałem kilka tomików , dokończyłem już w kwietniu.  Dzięki ci, biblioteko...
Doskonała rozrywka, na domiar przyzwyczaiłem się do kreski Ramosa , a nawet polubiłem jego rysunki. Wbrew negatywnym recenzjom, także forumowym,  to bardzo dobry run.  Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że Slott to prawdziwy fachura, jeśli chodzi o scenariusze przesycone humorem. No i zakupiłem dwa tomy Amazing S-Mana, choć pewnie jeszcze zatęsknię za Dr.Octopusem w kostiumie Spidermana.
Co do zaskoczenia na minus...hmm, jest jedno i to małe. "BBPO 1946-1948" - demoniczne uwodzicielki  nie były moim zdaniem w odpowiednim stopniu  urodziwe :) , a potwory w ostatniej części wystarczająco potworne.  Taki tam drobiazg i prztyczek rysownikom, bo komiks wart polecenia.

(https://www.lambiek.net/artists/image/m/mckeever_ted/mckeever_metropol2.jpg)

No i tyle. Oby tak dalej :D
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Kwiecień 13, 2018, 07:29:26 am
2- najlepszy komiks przeczytany

"Northlanders" Wooda.
A ja miałem to sobie odpuścić  :mad:

(https://www.lambiek.net/artists/image/m/mckeever_ted/mckeever_metropol2.jpg)
Zaczynam się Ciebie obawiać  :wink:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Kwiecień 13, 2018, 09:55:50 pm
To nie mnie, to McKeevera się bać należy...on rysownik, on winowat :)
Przyznaję po namyśle - trochę brak mi koloru...
(https://static.comicvine.com/uploads/scale_large/6/65600/1283388-ted_mckeever_s_metropol_v1_003.jpg)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: clandestino w Kwiecień 14, 2018, 08:09:35 am
Jakiś wydawca mógłby kiedyś wydać u nas coś McKeevera... Semic się na nim trochę sparzył, ale to było wieki temu!
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Kwiecień 14, 2018, 03:44:38 pm
Tego złego przyjęcia mckeeverowskiego Batmana nie rozumiem do dziś, zresztą późno się w ogóle dowiedziałem, ze spotkał się z krytyką... :doubt:
Tytuł: Odp: Egmont 2018
Wiadomość wysłana przez: mappy w Kwiecień 29, 2018, 11:26:21 pm
W sumie to teraz wszystko się sprzedaje. Stosy komiksów do przeczytania na kiedyś.
Tytuł: Odp: Odp: Egmont 2018
Wiadomość wysłana przez: donTomaszek w Kwiecień 30, 2018, 12:07:37 pm
Kupowac i odkladac na stos. Gienialne.
Tytuł: Odp: Odp: Egmont 2018
Wiadomość wysłana przez: JanT w Kwiecień 30, 2018, 12:13:50 pm
Kupowac i odkladac na stos. Gienialne.
Dokładnie tak  :smile: Jeśli kupka wstydu cały czas rośnie to nie ma sensu. Ja mam ustalony limit też z tego powodu.
Tytuł: Odp: Odp: Egmont 2018
Wiadomość wysłana przez: mkolek81 w Kwiecień 30, 2018, 12:16:42 pm
Propozycja taka @mappy przyjmij zasadę: "czytam jeden komiks dziennie" kupa będzie regularnie się zmniejszała. I teraz zależnie od czasu jak masz go mniej to wybieraj komiks "cieńszy/chudszy" jak więcej to bierz się za kobyły.
Tytuł: Odp: Odp: Egmont 2018
Wiadomość wysłana przez: Feldkurat w Kwiecień 30, 2018, 12:57:58 pm
Haha, ja też tak mam. Dziwi mnie zdziwienie z tego powodu.
Tytuł: Odp: Odp: Egmont 2018
Wiadomość wysłana przez: arczi_ancymon w Kwiecień 30, 2018, 03:13:02 pm
Jestem w pełni świadom, że do śmierci nie przeczytam tego, co mam, a i tak kupuję... To jest ktoś kto tak nie ma? <wow>
Tytuł: Odp: Odp: Egmont 2018
Wiadomość wysłana przez: CG-GNZ w Kwiecień 30, 2018, 04:28:28 pm
Jestem w pełni świadom, że do śmierci nie przeczytam tego, co mam, a i tak kupuję... To jest ktoś kto tak nie ma? <wow>


Witaj w klubie :D, to już powoli zaczyna być choroba.
Tytuł: Odp: Odp: Egmont 2018
Wiadomość wysłana przez: Sybirak w Kwiecień 30, 2018, 08:06:11 pm
ja również to wiem. Łudzę się,że z czasem będę kupował mniej , bo już dużo będę miał i będzie więcej wznowień na które mam nadz. że się nie skuszę choć wątpie jak wydadzą fajnego integrala. Poza tym jest wiele serii, do których chciałbym wrócić...Na razie moim największym zmartwieniem jest jednak miejsce  na komiksy za kilka lat.Szkoda mi będzie chować część komiksów na strychu  w pudłach
Tytuł: Odp: Odp: Egmont 2018
Wiadomość wysłana przez: sum41 w Kwiecień 30, 2018, 09:36:14 pm
Ja mam jeszcze lepiej  kupuję i nic nie czytam bo ponad 2 miesiące temu syn mi się  urodził a dziś kolejna paczka w drodze jeszcze  2  :biggrin:


Ps Ile tomów mają mieć podboje?
Tytuł: Odp: Odp: Egmont 2018
Wiadomość wysłana przez: LucasCorso w Kwiecień 30, 2018, 10:10:27 pm
Wydawać co miesiąc 400-500 zł na komiksy - ostatni papierowy komiks przeczytać w listopadzie...

I blame You, Star Wars...
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: clarence w Maj 01, 2018, 12:32:32 am
100 komiksów do przeczytania, no i podobnież - 150 książek do ogarnięcia. I cały czas coś czytam, tylko nie daję rady. Obydwa stosy narastają (a właściwie osiem stosów). A moja wewnętrzna potrzeba nie pozwala mi odpuścić. I co będzie dalej? Sam nie wiem ...
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: PandaMan w Maj 01, 2018, 09:07:38 am
Czy to już nie podchodzi powoli pod zaburzenia obsesyjno-kompulsywne i patologiczne zbieractwo?
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: donTomaszek w Maj 01, 2018, 09:10:28 am
To jest uzaleznienie od kupowania. Kop dopaminowy jak kazdy inny nalog.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: amsterdream w Maj 01, 2018, 09:18:37 am
Przyznam, że nie rozumiem takiego podejścia. Kupuje tylko tyle ile jestem w stanie przeczytać a i tak ostatnio mam coraz większą ochotę sprzedać co najmniej połowę kolekcji. Większość amerykańskich komiksów superhero czy nawet z Image i Vertigo to są takie czytadła na raz do których i tak nigdy nie będę wracał, więc w sumie po co to trzymać na półkach...
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: gobender w Maj 01, 2018, 02:13:17 pm
Czy to już nie podchodzi powoli pod zaburzenia obsesyjno-kompulsywne i patologiczne zbieractwo?

OCD zawsze leży gdzieśtam na styku każdego rodzaju colletingu. Natomiast do patologicznego zbieractwa to temu baaaaardzo daleko. A właściwie nawet nie ma zastosowania. Bo w tym ostatnim w wiekszości przypadków nie ma znaczenia co magazynujesz.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Maj 01, 2018, 05:36:56 pm
Czas na podsumowanie kwietnia, ciąg dalszy nadrabiana rajtuzowców i rajtuzówek:

1. Najlepszy przeczytany:
   "Daredevil Nieustraszony tom 1". Po "Top 10" po raz kolejny z przyjemnością stwierdzam, że masowy czytelnik (żarcik) potrafi jednak docenić dobry komiks. Cieszę się też, że Egmont zdecydował się na wydanie całych serii z naszym niewidomym bohaterem i że sam zdecydowałem się na zakup tej pozycji w przeciwieństwie do Deadpoola i Punishera, którymi również byłem zainteresowany, chociaż wpływ na to miało  niewątpliwie to iż Matt Murdock miał to szczęście w Polsce, że z wyjątkiem cieniutkiego jak sik pająka Shadowland wydane u nas zostały same świetne komiksy z tym bohaterem (zresztą może to nie jest szczęście, tylko Marvel od początku rzucał bardziej utalentowanych scenarzystów na ten odcinek frontu). Tak czy siak w ręce dostajemy prawie 500-stronicową porządnie wydaną kobyłę, napisaną przez Briana Micheala Bendisa a zilustrowaną przez 3 rysowników, którzy wyraźnie dzielą album na 3 różne części. Pierwszą i nie ukrywam tą, która zrobiła na mnie największe wrażenie jest ta narysowana przez Davida Macka, którego rysunki mocno inspirowane są twórczością Dave McKeana (którego z kolei pretensjonalnej artystyczności mocno nie trawię), ale w tym przypadku raz, że są nie wiem z braku odpowiedniego określenia "ładniejsze" (?) to jeszcze doskonale wpasowują się w nastrój opowieści. A w niej samego Śmiałka praktycznie nie znajdziemy a główną osią fabularną będzie śledztwo w Bena Uricha w sprawie zniknięcia trzeciorzędnego super-kryminalisty i jego autystycznego syna, wisienką na torcie jest występ Dżej-Dżej-Dżeja po raz kolejny ukazanego jako największego dupka na świecie, który jednak bardzo głęboko skrywa porządnego faceta (nic nowego, ale Bendis zrobił to z wyczuciem). Drugą i najobszerniejszą częścią jest gangstersko-kryminalna historia przewrotu w kryminalnym imperium Kingpina dokonana przez ambitnego młodego gangstera rysowana przez Alexa Maleeva. I po raz kolejny decydenci w Marvelu trafili z doborem grafika do stylu opowiadania. To co nam Maleev prezentuje swoją realistyczną i jednocześnie pozornie niedbałą kreską powleczoną ciemno-burymi przygaszonymi kolorami doskonale współgra z akcją dziejącą się głównie na zaśmieconych ulicach i śmierdzących ulicznych spelunkach. Jeżeli mielibyśmy się czegoś na siłę czepiać to tego, że autor wykorzystuje prawie każdą możliwą kliszę wykorzystaną już w kinie/literaturze. Jeżeli ktoś zna twórczość Scorsese, De Palmy, Chandlera czy Ellroya to nie znajdzie tutaj absolutnie nic nowego, za to to co jest zrobione jest na bardzo wysokim poziomie. No i pomysł, że Ważniak został oślepiony jest po prostu kretyński, ale to już nie wina autorów tylko samych ogólnych cech wykreowanych superbohaterskich światów. Przymykamy na to oko. Za trzecią i ostatnią część, od strony wizualnej odpowiada Terry Dodson od którego w kwestii takiej cartoonowej stylistyki bardziej cenię Ramosa i Bachalo, ale który jednocześnie nie przeszkadza. Sam komiks jest o procesie sądowym w którym Matt broni jakiegoś B klasowego superbohatera oskarżonego o morderstwo i najmniej zwraca na siebie uwagę w całym tomie ale to nie z racji swojej słabości a z racji bardzo wysokiego poziomu poprzedników. Kolejnych "12 gniewnych ludzi" nie ma się co spodziewać, ale jest odpowiednio dramatycznie i kolejne zwroty akcji następują w odpowiednich momentach. Ogólnie całością, jestem niemalże zachwycony, ja wiem że przynudzam i ten tekst sprzedawałem już tu wielokrotnie, ale podczas lektury tego Daredevila natomiast przypominałem sobie klimat TM-Semicowego Batmana czyli czasów w których ta pozycja była nie tylko rozrywką, ale mówiła też o rzeczach ważnych. Daredevil Bendisa to Batman Granta, Wagnera i Breyfogle'a zanim został zamordowany przez roboty, potworki, zombiaki, ninja, Morrisona i Tyniona. Ocenę może i naciągam, ale komiks bez problemu umieszczam w 10 najlepszych rzeczy jakie przeczytałem od Marvela, także nie do końca zasłużone 9/10.
 
   Drugi najlepszy "WKKM Kapitan Brytania-Zakręcony świat" Z pewną taką nieśmiałością sięgnąłem po jedyn komiks napisany przez Alana Moore dla Marvela, tym bardziej że można znaleźć trochę opinii niepochlebnych i o ile komiks uważam za świetny to jak najbardziej jestem w stanie te opinie zrozumieć. Raz komiks rozpoczyna się w samym środku akcji (w wydaniach kolekcyjnych jesteśmy do tego przyzwyczajeni bo to się całkiem często zdarza, ale tutaj fabularne cięcie jest wyjątkowo szokujące a postacie w naszym kraju całkowicie nieznane) a lektura dalszych kilkunastu/kilkudziesięciu stron w cale nie ułatwia sprawy. Przeskoki między światami i sceneriami, jakieś dziwaczne wizje jeszcze dziwaczniejszego czarnego charakteru, przejścia z bitwy między bohaterem a żywym komputerem w jaskini do potyczki z kompletnie nam nieznanym tandetnym superłotrem wyciągniętym prosto ze srebrnej ery na najbardziej typowej brytyjskiej uliczce, morderczy cyborg zabijający nadludzi, bogowie grający ludzkimi losami w szachy, wizyty przybyszy z kosmosu i wersji Kapitana Brytanii z innych rzeczywistości oraz domieszka postaci znanych z innych komiksów Marvela (Miracleman, Peter Gyrich, Sebasian Shaw, Betsy Braddock - z fioletowymi włosami i już telepatka, ale jeszcze bez różowego psychoostrza i skośnych oczu), kompletnie oszałamiają i przytłaczają i gubią jednocześnie. Natomiast w momencie w którym miałem już niemalże kompletnie dosyć tej lektury autor wyciągnął do mnie-czytelnika pomocną dłoń. Historia nieco się "stabilizuje" a Moore zaczyna rozwijać przed nami swoją wizję i nie jest to jak się można domyślić wizja radosna. Wielka Brytania, cała Ziemia a nawet samą osnowa wszechświata została zaatakowana przez Jima Jaspersa omnipotętnego mutanta z mocami wpływania na rzeczywistość, nienawidzącego innych ludzi obdarzonych nadludzkimi umiejętnościami na dodatek kompletnie obłąkanego. Pikanterii dodaje fakt, że villain mimo tego, że w kuluarach politycznych znany jest jako "Szalony Jim" znaczącej większości świata znany jest jako sir James Jaspers, członek Izby Lordów i głosząc swoje faszystowskie slogany zostaje wybrany na funkcję premiera Wielkiej Brytanii, gdzie za pomocą przyznanej mu władzy i mocom kontroli nad rzeczywistością przemienia Anglię w jej mroczne wykrzywione odbicie z obozami koncentracyjnymi dla metaludzi (rysownik dał Jaspersowi twarz Oswalda Mosleya wspominałem?). Świata godziny policyjnej, i takiego w którym nawet największy zwolennik reżimu może bez problemu stać się jego wrogiem. Tym czasem inne ziemskie państwa widząc w nowej faszystowskiej Anglii zagrożenie dla całego świata szykują się do jej atomowego zniszczenia, poprzez inne wymiary powoli zbliża się niezniszczalny stwór a moce Szalonego Jima świrującego coraz bardziej w swoim gabinecie na Downing Street powoli rozrywają całe marvelowskie omniversum na strzępy.  Jednym słowem ubaw po pachy. Rysunki do albumu wyrysował znany też i w Polsce Alan Davis, mimo one bardzo do gustu przypadły, eleganckie, wyraziste, pokryte już tą szlachetną patyną klasyczności ale w żadnym stopniu nie przestarzałe, świetne projekty obcych stworów też zwracają uwagę. Czepiłbym się jedynie twarzy siostry Kapitana w kilku miejscach, jest supermodelką a Davis nie rysuje jej konsekwentnie, raz ślicznotka a raz wygląda wręcz paskudnie. Tak czy siak w Kapitanie Brytanii znajdziemy zapowiedzi elementów które już niedługo w swojej twórczości Moore ukaże w pełnym świetle (V jak Vendetta, Miracleman) jak i echa jego osobistych przekonań i sympatii politycznych  (po raz kolejny Alan odkryje przed nami hipokryzję klasy średniej, on tak wytrwale tropi tę hipokryzję, że zapomina wręcz o swojej własnej, ale cóż ja mu wybaczam). Nie ukrywajmy "Kapitan Brytania" wydany przez Hachette to komiks trudny w odbiorze. Wymagający od czytelnika pewnej erudycji, zdolności do przyswajania nielinearnych fabuł i nieustannego skupienia, zupełnie odmienny od pozycji w których rozrysowane na dwie strony Kapitan Ameryka krzyczy "Naprzód Avengers" a który możemy czytać słuchając jednocześnie Metallicę i przewracając smażoną rybę na patelni. Tak czy siak zapraszam do lektury może nie najlepszego z komiksów wydanych w ramach WKKM, ale z pewnością jednego z najbardziej oryginalnych. Ocena 8/10.


  2. Zaskoczenie na plus:
   "SM Defenders". Ciężko to właściwie nazwać zaskoczeniem na plus bo miałem podwyższone oczekiwania co do tego albumu, poprzedni ramotkowy Defenders wydany w ramach WKKM, bardzo mi się podobał i byłem mocno ciekawy jak wygląda nowoczesny komiks z tą grupą a i przecież autorzy albumu Keith Giffen i J.M De Matties to faceci mający opinię raczej gigantów niż przypadkowych artychów. I powiem szczerze nie zawiodłem się, cały album stworzy został w konwencji komedii i nie oszukujmy się o ile humor nie przypomina raczej Monty Pythona czy najlepszych występów Davea Chapelle jest raczej koszarowo-slapstickowy i niskawych lotów to bywa autentycznie zabawny. De Matteis nie stara się wymyślić na nowo koła tylko bierze znane już przecież wady naszych superherosów i podkręca je razy dziesięć (najtańszy i najłatwiejszy rodzaj komedii), i tak mamy naszych bohaterów: Strangea (nadęty kabotyn), Namora (jeszcze bardziej nadęty pyszałek), Hulka (gburowaty a w formie Bannera przemądrzały cwaniak) czy Surfera (no cóż kompletny ufoludek) i tarcia między nimi. Nieustające docinki Umar w stronę Dormmamu (który w żaden sposób nie potrafi się jej odwdzięczyć, żadnym ciętym tekstem) to też stały element w tej historii. Ba autorzy pozwolili sobie nawet na gag dotyczący seksu (niestety wiadomo, że nic przesadnie pikantnego). Natomiast w przypadku mojego poczucia humory hitowymi dowcipami jest ekspozycja w tej historii Silver Surfera (świetny pomysł), i dialog Umar z Wongiem (no powiedzcie, że nie miało trochę racji). Rysunki Giffena mające kojarzyć się z animacją doskonale podkreślają rozrywkowy styl komiksu, jest wesoło i kolorowo.Wielka wada, strasznie cienki tomik aż chciało by się krzyknąć wincyj, wincyj tego samego. W podsumowaniu: czytać i się pośmiać, obowiązkowo. Ocena 7,5/10.

   Drugie zaskoczenie "SM Czarna Pantera" kolejny z komiksów na które czekałem z niecierpliwością. Po przeczytaniu Skalpu i Bękartów z Południa, byłem bardzo ciekawy jak Jason Aaron będzie się spisywał w pisaniu fabuł dla trykociarzy. Wiem, że kilka marvelowskich pozycji tego autora zostało już u nas wydanych w Polsce i nawet część z nich posiadam, ale tak się złożyło, że pierwsze czytanie superhero Aarona padło na Panterę i nie mogę powiedzieć absolutnie, że jestem rozczarowany pomimo kilku mankamentów. A właściwie jednego mankamentu, główna część tego komiksu czyli "Zobaczyć Wakandę i umrzeć" to bezczelna zrzyna z 300 Franka Millera. Historia stanowi spin off Tajnej Inwazji, część floty Skrulli pod dowództwem zbliżającego się do emerytury komandora podczas inwazji na naszą planetę skierowana zostaje do zajęcia pobocznego celu jakim jest Wakanda. Oczywiście kosmici z racji różnic technologicznych i obecności swoich szpiegów lecą na totalnego pewniaka, ale jeszcze nie wiedzą jakim koszmarem będzie dla nich bitwa którą będą musieli stoczyć z fanatycznymi siłami Leonidasa...yyyy...T'Challi oczywiście. Po przybyciu na miejsce systemy uzbrojenia ich okrętów desantowych  zostaną zniszczone a głowy szpiegów odnalezione pozatykane na włóczniach (ktoś coś kojarzy?), skrullski dowódca wyda w tej sytuacji jedyny rozsądny rozkaz (tak naprawdę to najgłupszy w swoim życiu) - Czas się zabrać za ręczną robotę, i Skrullowie staną ze Spartanami...tfu...Wakandyjczykami mano a mano na ubitej ziemi. Bitewna scena robi spore wrażenie, przewagę to tracą to odzyskują jedni raz drudzy, seria zdrad doprowadzi jedną ze stron niemal nad krawędź przepaści. Ale bądźmy szczerzy to komiks superhero, chyba nikt nie będzie zaskoczony tym czyje głowy na koniec wylądują zatknięte na kijach. Za sferę graficzną nieznany mi Jefte Palo i wywiązuje się ze swojego zadania znakomicie, ale nawet tutaj ciężko ukryć "podobieństwo" z 300. Palo identycznie jak Miller nie stara się rysować realistyczną kreską, nawet najlichszy grecki...noż kurde...wakandyjski żołnierz jest narysowany jakby był w stanie rozedrzeć gołymi rękami Supermana na strzępy. Niektóre postacie to już nawet nie są kwadratowe a trójkątne. Ma być czadowo, robić groźne wrażenie i dla prawdziwych twarrrrrrrrdzieli, i tak jest. Do tego rewelacyjnie nałożone ciemne kolory (większość akcji dzieje się w nocy) i momentami inspiracje Mignolą sprawiają, że mam nadzieję że to nie pierwszy i ostatni występ rysownika w naszym kraju. Wiem, że znowu przynudzam, ale Jefte moim zdaniem doskonale sprawiłby się w Batmanie. Po raz kolejny identycznie jak u Millera, główny ciężar na narracji nie spoczywa na głównym bohaterze czy dialogach a na komentarzu zza kadru umieszczonym w ramkach (tutaj scenarzysta decyduje się na odchył, opowiadającym jest skrullski dowódca). Zabieg dosyć ciekawy, raz że osobowość skrulla zostaje bardzo ciekawie nakreślona i nie dość że zaczynamy do niego odczuwać sympatię to dopingować, może nie do tego aby wygrał ale żeby chociaż z życiem uszedł a dwa że daje to wrażenie, że nie mamy wrażenia że oglądamy akcję na żywo a bardziej słuchamy jakiejś podkręconej momentami legendy (może to być wada, nic się nie dowiadujemy tak naprawdę o bohaterze). Na zakończenie, to kolejny nietypowy jak na Marvela komiks, a mianowicie jest bardzo brutalny. Identycznie zresztą jak 300. Są flaki i jest krew i nie jest ot przerysowana przemoc z Deadpoola, autor ustawia na przeciwko siebie dwie grupy, które mają zamiar się pozarzynać i one kilka stron dalej naprawdę to robią. Wada - strasznie cienki tomik. Jednym słowem dobra lektura, gdyby nie to że już raz to czytałem byłoby chyba więcej. Ale przymykamy oko i 7/10.


3. Najgorszy przecztany:

   "SB Mockingbird" - kolejna praktycznie nieznana w Polsce heroina o której mieliśmy szanse się coś ciekawego dowiedzieć i kolejny komiksowy bzdet prosto z Marvel Now. Pierwsza historyjka to tradycyjnie ramota z Marvel Team-Up i pierwsze pojawienie się Mockingbird w duecie ze Spider-Manem. Latające samochody, tajni agenci, lasery, masery, szmasery itp. Kto lubi starocie to nie ma siły żeby się nie spodobało, kto nie lubi napewno się nie przekona. Ja bardzo lubię więc lapsia w górę. Głównym daniem jest w miarę świeża historyjka napisana przez Davida Lopeza i zilustrowana przez Jima Mccanna. A danie to jest ani smaczne, ani strawne. Akcja rozpoczyna się niedługo po tajnej inwazji zdaje się, Bobbi Morse powraca na Ziemię uwolniona z planety Skrulli i usiłuje posklejać na nowo swoje życie w czym nie pomaga jej również przywrócony do życia Hawkeye vel Ronin. Całość w zamierzeniu miała być chyba obyczajowym romansem przemieszanym z akcyjniakiem, ale wyszło z tego jedno wielkie g. Romans wygląda jakby był nakreślony przez 13-latka który słyszał o miłości ale jej jeszcze nie przeżył. Barton wyraźnie seksualnie napiera na Morse, gdyby nie ograniczenia wiekowe zapewne padłby tekst "chcę Cię rżnąć tu i teraz" zupełnie nie przejmując się, że przez ostatnie kilka lat bohaterce na obcej planecie robili pranie mózgu, ba żywi nawet do niej jakieś pretensje nie patrząc się, że nie był związany z oryginałem ale ze skrullową podróbą (oby to była samica bo znając marvel może się okazać, że to był skrullski wojownik niepewny swojej orientacji), a Bobbi właściwie to nie wiadomo o co z nią chodzi bo dialogi są tak niejasne, ze nie wiadomo czy to wina pisarza czy może tłumacza a pojawiające się co chwila traumatyczne flashbacki nie pomagają. Jako szpiegowski akcyjniak też to się nie sprawdza para naszych bohaterów leci na jakiś bankiet naukowców gdzie rozwala pięćdziesięciu siepaczy z Aimu czy czegoś podobnego i ich szefową, rozbrajają bombę i szlus. Ach zapomniałem Mockingbird przechodzi  w czasie akcji wielką przemianę mentalną z ledwie trzymającej się kupy neurotyczki wiecznie szlochającej pod prysznicem, w silną i pewną siebie dziewczynę Hawkeyea. Skąd ta zmiana zapytasz drogi czytelniku? Wuj wie. Autor sam nie wie, albo skończył mu się wkład w długopisie i już nie napisał tego. Na sam koniec okazuje się, że nasza nowo-stara parka wraz z kilkoma pomocnikami zakłada prywatną organizację antyterrorystyczną i będzie zapewne przeżywać mnóstwo nowych ekscytujących jak występy Braci Cugowskich przygód. Graficznie, szału nie ma, tragedii też nie pseudo mangowa kreska McCanna nie pomaga i nie przeszkadza, nie ma się nad czym rozwodzić. Wielka zaleta tego tomu? Jest bardzo cieniutki. Ocena 3/10.


4. Zaskoczenie in minus:

    "SM Strażnicy Galaktyki", nie dałem się wkręcić zaklęciom sporej ilości krytyków i fanów o tym jakim to "Guardians of the Galaxy" Gunna nie jest genialnym filmem. Owszem jest przyzwoitym obrazem, da się go oglądać bez skrzywienia i się nieźle na nim bawić, ale nie jest nawet w połowie tak zabawny jak się o nim mówi (właściwie praktycznie wcale nie jest zabawny) a jeżeli stanowi jakikolwiek hołd dla "Kina Nowej Przygody" to świeci baaaaaaaardzo bladym odbitym światłem. Dlatego moje oczekiwania w stosunku do tego komiksu były właściwie żadne, a dostałem jeszcze mniej. Historia opisuje pierwsze chwile zawiązującej się dopiero grupy przeznaczonej do walki z kosmicznymi zagrożeniami i od samego począktu wygląda mocno "tak se" w filmie to miało sens, bohaterowie zawiązali sojusz na zasadzie z braku laku i kit dobry do działania razem zmuszają ich okoliczności, tutaj są razem bo tak i szczerze mówiąc nie przekonywująco to wypada. Zresztą pierwsza połowa albumu to ogłupiająca jatka bez ładu i składu. W drugiej autor Dan Abnett stara się wykrzesać jakieś emocje, stworzyć jakieś interakcje między postaciami, wyjaśnić co wpływa na ich postępowanie ba nawet wciska nam zagadkę "kryminalną' ale jak dla mnie wszystko to wychodzi mu strasznie letnio. Ja tego wszystkiego nie kupuję. Nie kupuję przygodowego komiksu o zacięciu podobno komediowym, który wogóle nie bawi, nie kupuję tego durnego radzieckiego psa który za pomocą mentalnych mocy potrafi usadzić Adama Warlocka, nie kupuję grupy postaci które są tak antypatyczne że nie da się ich polubić, a przede wszystkim nie kupuję postaci szopa, który wygląda jak zmutowany pekińczyk. Gdyby nie to że wiem kim jest postać nigdy w życiu nie skojarzyłbym jej z szopem. Za stronę graficzną odpowiadają Andy Lanninng i Paul Pelletier i jest całkiem nieźle bez wodotrysków, ale ok (z wyjątkiem nieszczęsnego Rocket Racoona oczywiście). Jednym słowem, średniak do bólu 5/10.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Maj 06, 2018, 02:54:29 am
@up- czy Mack aż tak bardzo inspirował się McKeanem? Jego strony w Daredevilu były dla mnie jak powtórka z Kabuki, taki powrót do przeszłości...ale czy akurat widac tu McKeana? Hmmm...

Ale zostawiam rozważania, czas na podsumowania.

Kwiecień był nieco słabszy od marca, ale trudno się temu dziwić, zważywszy na to, com czytał miesiąc temu. Przekroczyłem setkę zakupionych w tym roku komiksów i książek, choć miałem się hamować... W  kwietniu zakupiłem 28 komiksów, przeczytałem zaś zaledwie 19.

1-Najlepszy komiks zakupiony..pierwszy punkt i już mam spory kłopot. Duże nadzieje wiążę ze "SpiderWoman- Agent of SWORD" Bendisa i Maleeva, nie mogąc do końca przeboleć końca Daredevila.
Z komiksów już przeczytanych spore wrażenie zrobił na mnie komiks Mawila, ,,Safari na plaży". Z nie do końca zrozumiałych powodów wprawił mnie w nostalgiczny, refleksyjny nastrój. A taka niepozorna rzecz, któż by się spodziewał.

2-najlepszy komiks przeczytany - tu też się trochę musiałem zastanowić i w końcu wyróżnienie zbiorowe- run Slotta w Superior/Amazing Spider-Man. Autor ten już parę razy zapewnił mi przyjemne chwile podczas lektury, podobnie było i tym razem. Rzadko tak bardzo chcę przeczytać kolejny tom Marvela. Bardzo przypadł mi do gustu Dr.Octavius  jako SpiderMan, żałuję trochę, że nie kupowałem tych komiksów; z kontynuacją błedu nie popełnię. Dwa tomy juz na półce.
Dziwią mnie - i to bardzo- nader krytyczne uwagi forumowiczów pod adresem tego scenarzysty, dawałem temu już parokrotnie wyraz na forum. No i marzę , zeby Egmont wydał "Silver Surfera" - pierwszy tom Slotta był rewelacyjny, a i następne ponoć nie gorsze.

3+4    -najgorszy komiks zakupiony oraz przeczytany - dla mnie to zdecydowanie i bezapelacyjnie pierwszy tom nowego Suicide Squad, ,,Czarne więzienie". Słaby scenariusz, rysunki również nie powalały na kolana. Następnym razem w tesco kupię zamiast "SS" trochę ziemi do kwiatów, więcej zabawy będę miał ze skrzyniami na balkonie, niż czytając kolejne tomy.

5 - Zaskoczenie pozytywne- chyba Szop Rocket w kolekcji WKKM, po Youngu niewiele dobrego w kwestii scenariusza się spodziewałem, pamiętając AvXBabies, a tu proszę- sympatyczne zaskoczenie,  relaksująca , pełna humoru lektura. Slottem to on nigdy nie będzie, ale przedwcześnie go skreśliłem.

Zaskoczenie na minus: w tym miejscu planowałem wymienić "Grzech pierworodny" Marvela, ale potem przeczytałem pierwszy tom "Malcolma Maxa". Co mi się podoba- warstwa graficzna. Natomiast scenariusz wydał mi się zanadto podobny do "Marszu Automatonów" Manna. Tłumaczenie- bardzo psuło mi lekturę. Jeden przykład... Skoro mamy do czynienia ze światem przypominającym XIX wiek i panowanie cesarzowej Wiktorii, czemu tak dziwna stylizacja, czemu bohaterowie zwracają się do siebie per "wy"? Tak mógłby się zwracać włościanin do równego sobie gospodarza..w przypadku ww komiksu forma zgrzyta jak piła patologa po kościach. Pozostaje niesmak, choć nie wiem, może to jakaś kalka z języka niemieckiego?

No i wsio :)

Aha- w ramach ciekawostki: podczas szału zakupowego w okolicach święta książki  kupiłem m.in. TPB wydawnictwa Oni za trzy złocisze- cena okładkowa koło 10 dolaresów. Chyba jeden z lepszych przeliczników w ostatnim czasie :)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Maj 06, 2018, 08:59:17 am
  Mi się skojarzyli, nie studiowałem na AFP a metodologie porównawcze miałem tak dawno temu, że ledwo przypomniałem sobie ich nazwę, ale jakoś tak mi to wygląda.
  Pełna zgoda co do Slotta mi się również Superior bardzo podobał i absolutnie nie rozumiem krytycznych uwag , również czytałem pożyczony (tylko pierwsze 4 tomy) i cały czas chodzi mi po głowie, aby jednak zakupić wraz z Amazingiem tę pozycję na własność. Pajęcza Wyspa wydana w ramach WKKM jest bardzo fajna na swój głupkowaty sposób. A juz slottowy Silver Surfer wydany w ramach tej samej kolekcji jest jednym z najlepszych tomów wydanych przez te już ponad 5 lat. U mnie Dan Slott dostał bardzo duży kredyt zaufania
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Maj 06, 2018, 01:41:12 pm
I właśnie wiara w Slotta spowodowała, że kupiłem wczoraj Pyma z kolekcji ;)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Maj 09, 2018, 11:57:50 am
Ależ mi obrodziło w tym miesiącu (tzn. w kwietniu)!!!! Trochę z zażenowaniem, ale muszę przyznać, że w znacznej ilości przeczytanych lektur "pomogła" mi choroba syna i wzięcie aż dwóch tygodni opieki nad dzieckiem. No ale do rzeczy.
Lektury: Wieczny Batman t. 3 (N52), Batman t. 7: Ostateczna rozgrywka (N52), Batman t. 8: Waga superciężka (N52), Batman t. 9: Bloom (N52), Wieczni Batman i Robin t. 1 i 2 (N52), Wojna Robinów (N52), Flash t. 2: Rebelia Łotrów (N52), Flash t. 3: Inwazja goryli (N52) oraz Fantastyczna Czwórka (SBM) i Blueberry t. 0 - łącznie 11 (od kiedy wróciłem do tego hobby nie pamiętam żebym przeczytał aż tyle komiksów w miesiącu).
P.S. Chciałem jeszcze zwrócić uwagę na komiks zupełnie odstający od pozostałych przeczytanych tomów, czyli Blueberry'ego. Za mną tom pierwszy (zerowy) i nie ukrywam, że jest słabszy niż tego oczekiwałem. Początkowo fabuła była na poziomie moich własnych wypocin z czasów kiedy byłem nastolatkiem i sam wymyślałem różne opowiadania (w tym westernowe). W dalszej części wszystko się to bardzo fajnie rozwija i kolejne albumy czytało mi się z większą przyjemnością, tak więc z zaciekawieniem biorę się za następne tomy.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Czerwiec 09, 2018, 03:23:20 pm
Maj po raz kolejny miesiącem kolekcyjnym, w czerwcu chyba postaram się jeszcze nadrobić w kolekcjach zaległości, ale w lato poświęcić się chyba będzie nieco poważniejszej lekturze. Lecimy:

1. Najlepszy przeczytany:

    "Kolekcja Conan Barbarzyńca" tom 1 i tom 2., potraktuję bohaterów zbiorowo, ponieważ co w jednym tomie to i w drugim. Charakterem zawartości się specjalnie nie różnią i to chyba jedyna wada tej kolekcji. A co otrzymuje za te 39,99? Jeden tom objętości plus, minus 160 stron z przedrukowaną zawartością legendarnej już marvelowskiej serii Savage Sword of Conan. Powątpiewam, czy jestem obiektywnym oceniającym, ponieważ jestem wielkim fanem Howardowskiego uniwersum, także jako wielki fan nie mogę inaczej ocenić komiksów jako "znakomite". Miło stwierdzić po tylu latach, że zawartość skrzętnie chowanych na dnie szafy zeszycików wydanych przez AS Editor nie tylko nie straciła nic na uroku, ale te komiksy wydają się jeszcze lepsze, marvel w swojej serii wypichcił prawdziwy destylat z conanowych klimatów. Piękne wojowniczki, zepsute księżniczki, źli magowie, potwory i demony z zamierzchłej przeszłości a może i  przyszłości, złodzieje, ladacznice, skarby, podstępni łotrzykowie i honorowi wrogowie. Jednym słowem pełen zestaw świata heroic fantasy wóda, dziwki i lasery dla miłośnika klimatów. Tyle co dotychczas widziałem to we wszystkich tomach dominowały krótsze lub dłuższe opowiadania, w jednym tomie mamy więc kilka historii, nie ukrywam że mi jako miłośnikowi krótkiej formy taki układ doskonale pasuje chociaż nie protestowałbym jeżeli w dalszej części kolekcji dla odmiany ukazałaby się jakaś dłuższa conanowa epopeja, ale jeżeli tak się nie stanie to płakać nie będę tym bardziej że sam Howard nie pisał powieści także wszystko jest w zgodzie z kanonem. O treści zawartości rozpisywać się nie będę bo każdy zainteresowany a i ci nie zainteresowani powinni wiedzieć o co chodzi. Jest krwawo, brutalnie, ponuro i barbarzyńsko (są też momenty spokojniejsze, które dają nam się chwilę zastanowić nad kondycją człowieka i zgodnie z oryginałem nie przychodzą nam na myśl jakieś pozytywne przemyślenia) , minusikiem jest tutaj niestety brak golizny, która przecież powinna obowiązkowa przy malowaniu klimatu zepsutej Hyborii, no ale nie zapominajmy, że to Marvel w czasie ostrych obostrzeń narzucanych przez Comics Code Authority. Tym niemniej widać, że artyści, starają się naciągnąć zasady jak gumę w starych majtkach, także od czasu dane jest nam zobbaczyć fragment "tego i owego" a ilość tak ubranych że właściwie nie ubranych kobiet powinna zadowolić nawet największego erotomana, tak samo jak i ilość rozlanej krwi i odrąbanych kończyn (to już nie erotomanów - przynajmniej mam taką nadzieję).  Wracając do artystów, przeglądając ich listę można by pomyśleć, że Marvel chciał stworzyć z okazji wydania Conana swój komiksowy Real Madryt. Jim Starlin, Barry Windsor-Smith, John Buscema, Roy Thomas, Neal Adams, Roy Thomas i inni to przecież prawdziwe gwiazdy wydawnictwa, aż dziw że do serii nie korelującej z głównym profilem wydawnictwa wystawiono tak głośne nazwiska, z drugiej strony nie sprawdzałem dat całkiem możliwe że wysłano tam samych młodych gniewnych aby szlifowali swoje talenty a dopiero później te nazwiska stały się gwiazdorskie? Tak czy inaczej powoduje to, że poziom graficzny jak i fabularny (oczywiście w ramach konwencji) to prawdziwa petarda. Jakość wydanie przez Hatchette zwłaszcza jak na standardy kioskowe to kolejny powód do zachwytu chociaż nie do końca pasuje mi zewnętrzna oprawa, ta żarówiasta czcionka i niespecjalnie udana grafika na bokach psują trochę kompozycję całości ale powiększony format, papier offsetowy na którym czarno-białe rysunki  wyglądają o wiele lepiej niż na kredzie w zupełności to rekompensują. W podsumowaniu ocena 9/10 (dla fanów, nie-fani mogą trochę odjąć ale raczej niewiele).
   
     Drugi najlepszy "SM Doktor Strange". Charakterystycznie dla serii, mamy w tym tomie podział na pierwszą historię jaka ukazała się z danym bohaterem i historię główną. Pierwsza  może okazać się raczej zdumiewająca zwłaszcza dla "czytelnika-historyka"okazuje się, że dr. Strange nie zaczynał kariery w komiksie superbohaterskim, ale w historyjce z gatunku paranormalnego-kryminału na dodatek jest Azjatą o wyglądzie wyraźnie nawiązującym do dr. Fu Manchu, rzecz z racji kilkustronicowej objętości raczej do potraktowania wyłącznie jako ciekawostka. Daniem głównym jest tutaj historia " W mroczny wymiar" napisana przez Rogera Sterna i wyrysowaną przez Paula Smitha. Zaczyna się dosyć banalnie w staroszkolnym stylu od kłopotów na zamku Black Knighta, później krótki rejs wycieczkowym liniowcem i nasz Doktorek w poszukiwaniu kradzionego wojskowego sprzętu ląduje w innym wymiarze na pustynnej planecie rządzonej przez barbarzyńskiego imperatora (skojarzenia z He-Manem lub Władcą Zwierząt wskazane) po czym trafia do krainy w której władcą jest jego stary wróg Umar. Historię czyta się gładko i bez uczucia nudy Stephen czaruje, anty-czaruje i robi wszystko inne czego można by się po jego postaci spodziewać aż w pewnym momencie wybucha bomba atomowa (dosłownie) i czytelnik dostaje młotem między oczy Stern doskonale wyczuwa ciężar gatunkowy i ukazuje nam dramatyzm tej sytuacji, rozrysowane na kilku planszach wprawia czytelnika w przygnębiający nastrój, tak przygnębiający że przy przewróceniu kilku stron ciężko nie wydać nam głębokiego "ufffff" ulgi. Jeszcze ciekawszym motywem jest wyprawa Strangea w głąb wymiaru Umar w którym nasz ulubiony czarownik wspomoże rebelię przeciwko jej tyranii. Autor stosuje tutaj dosyć przewrotny zabieg ukazania partyzantów jako "tych dobrych" ale tak naprawdę zadufanych w sobie mądrali, uszczęśliwiających na siłę społeczność, której wygląda na to, że żyje się nienajgorzej pod batem złowrogiej demonicy. Niewątpliwie wpływ na scenariusz miały wypływające na szerokie wody w momencie jego pisania organizacje partyzancko-terrorystyczne typu Contras, FARC czy Świetlisty Szlak oraz wszelkiej innej maści zbowidowcy którym się wydaje, że mają monopol na dobro i szczęście. Nie tylko te dwa oryginalne pomysły (znajdą się starzy Apacze którzy twierdzą że to typowe dla Marvela triki, ale nawet i starzy Apacze od czasu do czasu się mylą *) ale i ogólnie reszta historii w którym zgrane wydawałoby się motywy są mieszane w jedną interesującą całość  pokazują dlaczego Roger Stern uznawany jest za jednego z najlepszych pisarzy Marvela i jak dobrze by było jakby któryś z naszych wydawców zdecydował się ne wydanie jego trykociarskiej twórczości ("Nikt nie powstrzyma Władcy Murów!!!"). Co do rysunków, to solidna rzemieślnicza robota, typowa dla lat 80-tych jak ktoś lubi ten styl to nie będzie zawiedziony, wyjątkiem jest ostatni zeszyt rysowany przez Marka Badgera, który smaruje tak brzydko, że aż interesująco z chęcią zobaczyłbym większą próbkę jego prac i mam wrażenie, że gdzieś kiedyś już coś takiego widziałem (Transformers?). W podsumowaniu, jeżeli lubisz starocie to musowo, jak nie lubisz to chyba warto spróbować. 8/10


2. Zaskoczenie na plus:

    "WKKM Nieskończoność tom 1 i 2". Jonathan Hickman i milion różnych rysowników. Miałem się nie powtarzać, ale jednak to zrobię. Nie lubię Avengers i nie przepadam za Marvelem w kosmosie, dlatego kupiłem te dwa komiksy tylko i wyłącznie z przypadłości komplecisty a nie z wewnętrznej potrzeby przeczytania ich, tym bardziej że w pamięci miałem cały czas WKKM Świat Avengers, który stanowił stos różnych idiotycznych pomysłów i jawnych debilizmów. Nie oszukujmy się tym razem stos jest jeszcze większy (iście kosmicznych rozmiarów), a fabuła jest wielkim eventem stanowiącym zwieńczenie kilku serii (znając wydawcę osiemdziesięciu czterech) a z tych ukazujących się u nas to zdaje się Avengers i New Avengers ergo Budowniczowie lecą olbrzymią flotą aby zniszczyć Ziemię, która doprowadziła do jakichś niesamowitych zawirowań pomiędzy wymiarami i grozi zniszczeniem całego multiversum a po drodze miażdży wszystkie kosmiczne imperia jakie kiedykolwiek pojawiły się lub nie na łamach Marvela, zresztą nie oszukujmy się w tym przypadku jakiekolwiek próby doszukiwania się sensu fabuły są absolutnie nieistotne i niepotrzebne w komiksie chodzi o jedną wielką bitkę. A biją się wszyscy ze wszystkimi, ilość postaci i wydarzeń na kadrach sprawia, że przestajemy oczekiwać jakiejkolwiek ciągłości czy sensu tego co widzimy. A widzimy imponującą rozmachem space operę, planety wybuchają, słońca gasną, całe cywilizacje padają w gruzy i całe armady zamieniają się w płonący żużel a w naszej głowie zaczynają się namnażać pytania w stylu "Dlaczego Budowniczowie, którzy podobno rozsiewają życie we wszechświecie , nagle aby zniszczyć jedną planetę muszą wymordować cały Kosmos?", "Dlaczego Alephy z których jeden jest w stanie niszczyć całe planety nagle stają się jednostrzałowcami których pierwszy lepszy Spider-Man bierze po dziesięciu na łapę?", "Dlaczego równolegle czytam historię z Thanosem które nie mają jedna z drugą nic wspólnego?" i "Jak na boga Hawkeye strzela z łuku w kosmosie?". Tylko, że z czasem zaczynamy zauważać, że przestajemy szukać na nie odpowiedzi a zaczynamy się uśmiechać pod nosem i przewracamy kolejne strony nie odczuwając nudy. Może i Hickman wciska bez skrępowania straszne pierdoły, ale trzeba przyznać że facet ma wyczucie pewnej "epickości" całego gatunku superhero, tego lezącego u jego podstawy pochodzenia gatunkowego od mitologii i tym, że kalesony są tak naprawdę kontynuacjami historii o bogach i herosach sprzed tysięcy lat. I na pewnym poziomie autorowi udaje nam się to zaserwować, balansujące na granicy kiczu ale nie przekraczające go (przynajmniej przy moim poczuciu wrażliwości) sceny zabicia Budowniczego przez Thora, podniesienie symbolu Avengers przez obcych nawiazujące do legendarnego zdjęcia Joe Rosenthala, wdeptanie Alepha w glebę przez Hulka, pojedynek Thanosa z Black Boltem czy wizje walki róznych obcych ras "za wolność waszą y naszą" mają robić wrażenie na czytającym je prostaczku i na mnie je robią. Najśmiesznejsza jest jednak scena końcowa, gdy zaczynamy się zastanawiać, że skoro atak Budowniczych zdziesiątkował całą populację Kree, Skrulli i wszystkich innych, to jak Marvel będzie chciał wprowadzić kolejne zagrożenie? Co może robić jeszcze większe wrażenie niż tysiące gwiezdnych okrętów ścierających się w kosmicznych bitwach na absurdalną skalę? Może będą chcieli powrócić na Ziemię i znowu pobuszować po zaułkach NY aby trochę uspokoić sytuację? A gdzie tam, Hickaman robi to na bezczela i nie bierze jeńców na koniec dostajemy stwierdzenie "Budowniczowie to nic w porównaniu z...Kartografami" W tym momencie aż zarechotałem, facet ma tupet trzeba przyznać. Troszeczkę ciężko ocenić albumy od strony graficznej, jest zbiór zeszytów z różnych serii, także rysownicy zmieniają się co chwilę co niektórych może drażnić. Jest to typowo kalesoniarskie malowanie, żaden rysownik nie starał się jakichś niebanalnych artystycznych wrażeń nam dostarczyć, ale i żaden widocznie nie zmaścił, kilka kadrów jest naprawdę udanych także spokojnie można zaliczyć na plus. Aha brawa też za ekipę niemilców od Thanosa. Są fajnie zaprojektowani i mają kozackie ksywy. Czyli szukasz sensownej lektury - tutaj jej nie znajdziesz. Szukasz rozrywkowego czytadła na zasadzie "guilty pleasure", jest duża szansa że cie się spodoba. Ocena 6+/10.

    Drugi przyjemnie zaskakujący
  SM "Machine Man", z dosyć dużym czekałem na ten numer, jest to chyba absolutny debiut postaci Machine Mana w Polsce (chyba, projekt postaci jest mi z pewnością znajomy tylko nie pamiętam skąd). Przed lekturą nie byłem pewien co sądzić o tym komiksie z jednej strony postać wygląda na kompletny fajans z drugiej nazwiska Barry Windsor-Smith i Herb Trimpe do czegoś zobowiązują. W każdym razie tym razem tom jest podzielony na trzy części w pierwszej mamy pierwsze ukazanie się (w klasycznej postaci) Machine Mana w Marvelu, jest to jeden zeszyt stworzony przez Jacka Kirbyego i o ile dla fanów retro klimatów będzie całkiem zabawny to jak na datę wydania - 1978 rok jest kompletnie przestarzały tak pod względem fabularnym (robot jak szwajcarski scyzoryk, rozciągane ręce z drabiną, gąsienice zamontowane w ramionach) jak i graficznie. Co gorsza jest to jeden zeszyt, który kończy się w środku akcji po czym przeskakujemy do zupełnie innej, tym razem dłużej historii stworzonej w roku 1982 przez Toma deFalco i Rona Wilsona. I do niej mam identyczne zarzuty co do tej pierwszej, jak na czasy w których Frank Miller był już gwiazdeczką wydawnictwa ten komiks to zupełne wstecznictwo żywcem wyjęte z zakurzonego strychu, Machine Man wciąga gumową maskę na ten swój kwadratowy roboci łeb i już wszyscy biorą go za normalnego agenta ubezpieczeniowego mimo, że musi cały czas chodzić w okularach przeciwsłonecznych bo nie posiada ludzkich oczu. Dostajemy tutaj historie o Machine Manie który wraz z Benem Grimmem i Jokastą (w której się oczywiście nasz dzielny robot "zakoc**je") dobierają się do metalowej skóry Ultronowi 5. Rzecz tylko dla miłośników starych pierników. Zdecydowanie najjaśniejszym blaskiem świeci jednak historia trzecia napisana dwa lata później niż jej poprzedniczka. Ta w przeciwieństwie do pozostałych jest na wskroś jak na swoje czasy nowoczesnym właściwie nie superhero tylko raczej normalnym s-f akcji. Fabuła przenosi nas w dokładnie nieokreśloną mroczną przyszłość w której dominują potężne korporacje, prywatne policje, maszyny do wirtualnej rzeczywistości i wiecznie zacinający deszcz, miłośnicy twórczości Williama Gibsona poczują się jak w domu. Machine Man zostaje znaleziony na złomowisku przez grupkę młodocianych złomiarzy i przywrócony do stanu używalności co uruchamia zainteresowanie ich małym kółkiem towarzyskim przez Sunset Bain - właścicielkę dominującej w okolicy korporacji. Dalej mamy całą serię pościgów i potyczek pomiędzy poubieranymi na punkowo i z pomalowanymi twarzami członkami młodocianych gangów a złowrogimi siłami porządkowymi korporacji (wielbiciele filmografii Waltera Hilla będą ukontentowani) z obowiązkowym epilogiem na dachu wieżowca. Ogólnie historia jest wciągająca a jej największym problemem jest chyba to, że dla czytelnika nie znającego postaci istnieje jakby "w zawieszeniu" co prawda w jakiś bardzo pośredni sposób łączy się z poprzedniczką z tego samego tomu, natomiast nie wiemy z jakiego powodu Sunset ściga Machine Mana, jaki on ma do niej żal w tle pojawia się doradca-rozpity naukowiec naszego czarnego charakteru, który wcale nie sprawia wrażenia demonicznie złego, który z powodu głównego bohatera popełnia samobójstwo. I też nie wiemy dlaczego. Jest też kilka nietrafionych pomysłów w stylu droida-zabójcy, który podczas potyczki z Machine Manem ucina z nim sobie pogawędkę. Po co maszynie do zabijania o trójkątnej głowie i rakietach w rękach zaawansowana technologia pozwalająca toczyć dysputy? Nie wiadomo. Osobną sprawą jest warstwa graficzna, przygotowana przez Windsor-Smitha i jak na moje oko to absolutna ekstraklasa w superbohaterszczyźnie. To jak wielką formę pokazuje brytyjski zdolniacha jest zdumiewające, rysunki pełne szczegółów, podobają mi się chyba nawet nieco bardziej niż w Weapon X, chociaż tutaj jest nieco bardziej klasycznie - mniej eksperymentalnie, w każdym razie kto czytał Rosomaka będzie wiedział czego mniej więcej się spodziewać. Scena bijatyki Machine Mana z Iron Manem AD 2020 to jedno z najlepiej ukazanych (oczywiście wśród tych co widziałem) mordobić w historii gatunku. A seria ewoluujących 4 okładek serii też bardzo zacna. W podsumowaniu, jak ktoś nie lubi antyków to powinien się zastanowić nad zakupem, chociaż w/g mnie warto choćby dla tych czterech ostatnich zeszytów. Jak ktoś lubi starocie to nie powinien się nawet zastanawiać, zresztą dla samego egzotycznego w naszym kraju bohatera warto. Ocena 7/10.


3. Najgorszy przeczytany:

   WKKM "Hulk Rozdarty". Drugie moje spotkanie z bardzo utalentowanym w Aaronem w Marvelu i o ile pierwsze pod postacią Czarnej Pantery było całkiem udane to drugie jestem zmuszony niestety nazwać raczej klapą. Ja rozumiem, że ciężko napisać coś oryginalnego o Hulku w milion pięćset sto dziewięćset numerowanym zeszycie o nim, ale Aaron mimo wszystko spróbował i poległ niestety na placu boju. Założeniem komiksu jest sytuacja w której Hulk i Bruce Banner zostają rozdzieleni i o ile Hulk pomieszkując pod ziemią z plemieniem zmutowanych pacyfistycznie nastawionych tubylców dobrze sobie radzi zaznając upragnionych wczasów o tyle Bruce psychicznie raczej niezbyt dobrze to znosi. Właściwie to zbyt mało powiedziałem, autor próbuje nam wcisnąć, że to komiks w klimatach Wyspy dr. Moreau tylko, że o ile tak Lancasterowi jak i Brando (oryginału Wellsa nie czytałem) udało się wykreować postać zimnego, logicznego psychopaty z kompleksem boga, głęboko skrywającego swe szaleństwo pod masą racjonalizatora, tak Aaron zapodaje nam zaślinionego wariata u którego trudno oczekiwać nawet umiejętności malowania po ścianach własnymi ekskrementami a co dopiero toczyć dalej swoje naukowe badania. A jednak Banner buduje na bezludnej wyspie tajne laboratorium (nie wnikałem) gdzie zaczyna przerabiać miejscowe zwierzęta na mutanty omega z inteligencją człowieka, które traktują go jak ojca, co ma podobno pomóc mu w ponownej przemianie w Hulka (znowuż nie wnikałem). W celu pacyfikacji czuba zostaje wysłany będący teraz osobną istotą Hulk oraz podobno przedstawicielka władz agentka Amanda von Doom (zbieżność nazwisk podobno przypadkowa, ale wiemy że na bank nie). W międzyczasie z reminescencji dowiadujemy się jak doszło do rozdzielenia obydwu bohaterów, a dokonał tego...dr Doom, za pomocą...piły motorowej z adamantium (w tym momencie orientujemy się, że Aaron do nas macha i krzyczy, hej patrz jakie to głupie nie bierz tej historii na poważnie!!!)  wycinając Hulkowi kawałek mózgu i umieszczając go w klonie Bannera. I tu chyba leży problem tej całej historyjki, scenarzysta nie mógł się zdecydować czy komiks ma być psychodramą, czarną komedią (skaczące po krzakach zmutowane małpy, służący Amandy garbaty Igor, który nie zdejmuje palca ze spustu - jest zabawną postacią, ale tutaj nie pomaga), czy zwykłym akcyjniakiem. Cała historia bardzo szybko traci całkowity czar i sens, kiedy tylko dowiadujemy się, że Bruce to tak naprawdę chory klon stworzony przez równie chorego Victora i całą historię będzie bardzo łatwo skreślić jednym zdaniem "to nie jest prawdziwy Banner". Aha na koniec Amanda udaje się na laną i dzianą imprezę ze stadem przerośniętych orko-goryli (w tym momencie koło czoła pojawiła mi się ta kropla z Czarodziejki z Księżyca). Jako akcyjniak, Hulk sprawuje się dobrze, zielonoskóry klasycznie sprawia łomot mutantom-gamma co zostaje ładnie oddane przez Marca Silvestriego, który stosuje często kreskowanie ołówkiem lub coś co ma je symulować co mi osobiście się podoba i uatrakcyjnia nieco wygląd na dodatek stara się nam oszczędzić kadrów w których tło stanowi jeden kolor i zawsze coś tam domalowuje na dalszych planach. Bruce jest odpowiednio wychudzony i z tym uśmiechem zerżniętym z Jokera odrazu sprawia wrażenie ostro ześwirowanego, Hulk jest odpowiednio zielony i wielki, mutanty odpowiednio groźne, a Igor całkiem udatnie garbaty. Także za grafikę solidny plusik. Ogólnie nie jest to strasznie zły komiks czytałem sporo gorszych w Marvelu a i w samej kolekcji kilka się ich znadzie, natomiast od autora Skalpu i Bękartów oczekuję historii raz, że mocno powyżej przeciętnej, dwa że świadomej jaką historią ma wogóle być. Ocena 5/10.


Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Czerwiec 09, 2018, 03:33:54 pm
i ciąg dalszy

4. Zaskoczenie na minus
    "Kryzys na Nieskończonych Ziemiach", jeden z klasyków nad klasykami dla DC, nie dane było nam go przeczytać w Polsce więc pozostaje mi uwierzyć na słowo, zresztą okładka z Supermanem i Supergirl jest tak wszem i wobec znana, że ciężko w to nie uwierzyć. Komiks miał zakończyć epokę totalnego bajzlu w fabułach i unormować oraz uporządkować uniwersum DC Comics. To wydaje się monumentalne zadanie zostało postawione przed Marvem Wolfmanem i Georgem Perezem i jak na mój gust okazało się chyba...zbyt monnumentalne, Wyjściem dla fabuły okazują się Ziemie z różnych wymiarów pożerane przez antymaterię, za tymi katastrofalnymi wydarzeniami, stoi czarny charakter, który przez długi czas będzie się ukrywał w cieniu i dla fabuły ważny będzie syn Lexa Luthora, Alexander. I to jest tyle co wyniosłem z połowy około 400 stronicowego komiksu. Reszta lektury do mniej więcej dwusetnej strony to dla mnie czarna magia. Wolfman wrzucił do gara, chyba wszystko co DC przechowywało w lodówce, bohaterowie z teraźniejszości spotykają się z tymi z przeszłości L.E.G.I.O.N spotyka Jonaha Hexa a ten jaskiniowców albo żołnierzy z II Wojny Światowej albo mieszkańców Atlantydy albo Bóg wie kogo jeszcze, gwiazdy DC walczą z, albo ramię w ramię z postaciami z drugiego garnituru, albo wręcz ostatniego rzędu (niektóre o ksywach i kostiumach równie obciachowych jak Natasza Urbańska strzelająca z ruskiego kaemu) niektóre postaci mają ponapoczynane jakieś trzeciorzędne wątki, które nigdy nie zostają zakończone. Kolejne Ziemie są niszczone, tylko nie wiadomo jakie, widzę Batmana i się zastanawiam czy to ten sam Batman co 2 strony wcześniej, jednym słowem groch z kapustą. Mniej więcej w połowie sytuacja się nieco klaruje, maski opadają a my się dowiadujemy kto dobry a kto zły. Oczywiście czytelnik nie powinien oczekiwać jakiejkolwiek oryginalności, ten komiks zawiera w sobie absolutnie retro historię o zniszczeniu wszechświata przez wielkie ZUO, bo tak, ale trzeba przyznać, że scenarzyście wyszło to całkiem zgrabnie. Natomiast nie można powiedzieć, że lekko łatwo i przyjemnie będzie do końca, do akcji wkracza manipulujący umysłami Psycho Pirat (w mojej opinii jedna z jaśniejszych gwiazd tego komiksu) i znowu jesteśmy zmuszeni oglądać bijatyki pomiędzy losowo dobranymi grupkami bohaterów lub antybohaterów, gdzie czasami nie jesteśmy w stanie stwierdzić, którzy są zmanipulowani a którzy nie. I tak mniej więcej do samego końca, mnie to momentami męczyło (właściwie to często). Są i plusy oczywiście świetny prawdziwie superbohaterski występ Barry Allena, Psychopirat, spora doza dramatyzmu, mnogość występujących postaci stanowi świetny katalog dla miłośnika DC no i rysunki Georga Pereza, które stanowią prawdziwą perełkę. Perełka to oczywiście, także jest już nieco wyleżała. Komiks jest rysowany w sposób absolutnie tradycyjny nie znajdziemy tutaj nic eksperymentalnego w stylu Millera czy Windsor-Smitha za to w dziedzinie klasycznego komiksowego rysunku jest to absolutna ekstraklasa za rysunki wielki plus. Ciężko mi polecić ten album, jak ktoś nie lubi starych komiksów to powinien się trzymać z daleka od tego, nawet mi jako wielbicielowi rupieci momentami ciężko było unieść tę cegłę. Z drugiej strony są komiksy, które powinny znaleźć się na półce każdego miłośnika gatunku a ten do takich należy. Także wielkim awansem 7/10.


* Zebrali się Apacze pod wigwamem szamana i pytają "Szamanie jaka będzie zima w tym roku?" a ten mówi: "ooooo bardzo ostra, musicie zebrać dużo chrustu na opał". No to poszli Apacze do lasu i zbierają ten chrust miesiąc, drugi, trzeci a zima nie przyszła, nawet mrozu nie było. W następnym roku Apacze znowu z tym samym pytaniem do Szamana a ten "ooo w tym roku to dopiero będzie sroga zima, w tamtym rkou odpuściło aby w tym dwa razy mocniej przycisnąć, zbierajcie opał na zimę jak najszybciej" no to Apacze znowu do lasu i znowu przez kwartał zbierają ten chrust a zima jeszcze łagodniejsza niż rok wcześniej, nawet poniżej 5 stopni nie zeszło. Na trzeci rok znowu się cała wioska do Szamana udała i pyta "Szamanie jaka bedzie zima w tym roku, tylko jak znowu się pomylisz to przywiążemy cię do pala i oskalpujemy" a ten na to czekajcie do jutra na odpowiedź muszę dokładniejsze czary przygotować. Po czym wskoczył na konia i udał się do najbliższej stacji meteorologicznej a tam pyta "przepraszam moglibyście mi pomóc jaka zima będzie w tym roku" na to jeden z pracowników "chłopie będzie taki mróz i taka zadyma, że cię z mokasynów wyrwie" a Szaman na to: "ale to pewna prognoza? Skąd to wiecie?" a meteorolog "Człowieku 100% pewna. Apacze już od dwóch lat chrust po lasach zbierają".
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Czerwiec 11, 2018, 10:03:25 am
No to teraz moja kolej. Maj nie był tak płodny, jak kwiecień (coś chyba jestem z przyrodą na bakier), ponieważ liczba przeczytanych tomów była znacznie mniejsza.Jeszcze małe wyjaśnienie: w niektórych przypadkach ocena całych tomów byłaby niesprawiedliwa, tak więc w tym miesiącu postanowiłem trochę odejść od przyjętej konwencji i w większości oceniłem poszczególne zeszyty / albumy, a nie całe tomy.
 
Lektury: Batman t. 10: Epilog (N52), Jessica Jones: Alias t. 1-4 (Mucha), Power Man (SBM), Flash t. 4: Cofnąć czas (N52) - łącznie 7.P.S. Przepraszam za czcionkę, ale całość pisałem z doskoku i przeklejałem z Worda.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Czerwiec 13, 2018, 12:35:37 am
Hmm, zastanawiałem się nad Alias i Gotham Central ale ostatecznie zrezygnowałem z wpisania ich na listę zakupów. Zastanawiam się czy nie nazbyt pochopnie.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: JanT w Czerwiec 13, 2018, 07:03:58 am
Zastanawiam się czy nie nazbyt pochopnie.
Pochopnie. Myślałem że to już każdy ma  :smile: Zapewne wszystko co masz na liście zakupów jest słabsze  :biggrin:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Czerwiec 13, 2018, 07:47:08 am
Hmm, zastanawiałem się nad Alias i Gotham Central
Tak jak Ty mnie swego czasu namawiałeś do Valeriana i Skalpu, tak ja bezwzględnie będę namawiał Cię do Alias i Gotham Central.

Widzę, że ocena superbohaterszczyzny, którą czytasz, pokrywa się z moimi wyborami i opiniami.
Wprawdzie Conana przeczytałem tylko pierwszy tom, ale jak najbardziej była to ciekawa lektura. Niestety dalej już nie pociągnąłem m.in. z tych powodów:
Pierwszy tom odfajkowany. To jest naprawdę świetna pozycja, począwszy od wydania (super decyzje odnośnie powiększonego formatu i papieru off-setowego), fabuły (Thomas umiejętnie zaadoptował fantastyczne opowiadania Howarda) i oczywiście rysunków (Neal Adams, Jim Starlin, a przede wszystkim niesamowity Barry Windsor-Smith).
Jeszcze posłodzę, bo chciałem zwrócić uwagę na coś, o czym chyba nie było wspomniane w tym wątku, a mianowicie tłumaczenie. Robert Lipski w idealny sposób oddał fantastyczny klimat wykreowanych czasów i miejsc. Panie Robercie, szacun!!!!
No i po tych peanach pochwalnych najważniejsza decyzja - nie wchodzę w tą serię. Odrzuciła mnie forma krótkich opowiadań powiązanych jedynie głównym bohaterem i światem wymyślonym przez Howarda. Zdecydowanie bardziej wolę kiedy historia ciągnie się dłużej, a poszczególne historie się ze sobą zazębiają i widzimy rozwój zarówno głównych, jak i pobocznych postaci. Coś jak w Thorgalu. I tak, wiem, że w kolejnych tomach będą dłuższe opowiadania, ale jednak to mnie nie przekonuje.

Machine Man (Barry Windsor-Smith!!!!!!), Doktor Strange i Nieskończoność mam oczywiście zakupione, dlatego też cieszą Twoje pozytywne opinie, ale z lekturą trzeba będzie jeszcze poczekać (w przybliżeniu odpowiednio ok. pół roku, rok i dwa lata  :badgrin: ). Natomiast Hulka i Kryzys sobie odpuściłem. Wiem, że Kryzys to taka komiksowa perełka i absolutny must have fana DC, ale miałem obawy, że nie ogarnę całej intrygi ze względu na mnogość nawiązań i zupełnie nieznanych mi bohaterów i widać, że moje obawy okazały się zasadne  :cool:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Czerwiec 13, 2018, 09:08:37 am
   Jan i2rcfrt wątpię żeby wszystko, ale sporo pewnie tak. Rzecz w tym, ze tyle się ukazuje że świadomie trzeba rezygnować z rzeczy dobrych z kalesoniarzy kupuję wszystkie trzy kolekcje, Daredevila, pojedyncze strzały w stylu co czwartego DC Deluxe czy niektórych twardookładkowych Marveli albo coś tam od Muchy, plus po dwie serie miękkokładkowe z Now i Rebirth. A przecież gdzie reszta bez superbohaterów? Ciężko mi cokolwiek wcisnąć, teraz zakup obydwu tytułów to jakieś circa 400 złotych.
   Hahaha  Laf też to zauważyłem, moglibyśmy sobie komiksy pożyczać pewnie. Ale to tylko jeśli chodzi o Marvel. Ja nie trawię tego nowego Batmana i ogólnie całe 52 mi się bardzo nie podobało. To nie intrygi powinieneś się obawiać, bo ta jest raczej banalna chociaż fajnie napisana, tylko tego, że na 400 stron komiksu 300 to bijatyki między Bóg wie kim, autor użył chyba wszystkiego co miało DC a nie miał wystarczająco wiele miejsca na umieszczenie jakichkolwiek charakterystyk, wyjaśnień czy "didaskaliów". Ja osobiście mam wrażenie, że nawet nienajgorzej obeznany z uniwersum czytacz komiksów z USA lat osiemdziesiątych gubił się w tym wszystkim.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Czerwiec 13, 2018, 09:34:43 am
ogólnie całe 52 mi się bardzo nie podobało.
Jakbym miał teraz możliwość wyboru to z Nowego DC kupiłbym tylko Miasto Sów (2 pierwsze tomy Batmana) i Wonder Woman. No może jeszcze Flasha, bo to również bardzo przyjemna seria była, ale pod warunkiem, że Egmont by ją zakończył. Cała reszta, nawet skądinąd w miarę dobry Wieczny Batman, jest spokojnie do odpuszczenia.

autor użył chyba wszystkiego co miało DC a nie miał wystarczająco wiele miejsca na umieszczenie jakichkolwiek charakterystyk, wyjaśnień czy "didaskaliów". Ja osobiście mam wrażenie, że nawet nienajgorzej obeznany z uniwersum czytacz komiksów z USA lat osiemdziesiątych gubił się w tym wszystkim.
No i właśnie tego się obawiam, że nie ogarnąłbym tego wszystkiego i nie zrozumiał połowy rzeczy (jak nie więcej). A przecież taki Cooke w swoim opus magnum idealnie pokazał jak można pisać (i oczywiście rysować) komiksy nawiązujące do bogatej historii uniwersum i robić to w sposób, aby czytelnik nie czuł znużenia i konsternacji, a wyłącznie czystą przyjemność z lektury. Czy Busiek z Rossem w swoim Marvels.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Czerwiec 13, 2018, 09:43:00 am
No właśnie ja bym Batmana pierwszego nie kupił :D   Nie czytałem jeszcze Nowej Granicy, ale czytałem Marvels. Kryzys nie miał nawiązywać do historii tylko wyciąć wszystkie uniwersa DC i to zrobił. Tylko, że wszystkiego jest tam za dużo.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Czerwiec 13, 2018, 11:11:36 am
Co by jednak nie powiedzieć, to trzeba przyznać, że Kryzys nie jest lekturą dla przygodnego czytacza komiksów. Ja przyjąłem, że całe Old DC zaczyna się od Roku Pierwszego (Batman) i Człowieka ze Stali (Superman). Chociaż nie ukrywam, że na taką historię jak Włóczęga bohaterów czekam ze zniecierpliwieniem.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: mkolek81 w Czerwiec 13, 2018, 11:44:28 am
Być może gdyby Egmont wydał Crisis on Infinite Earths wraz z History of the DC Universe (która jest zawarta w wydaniu Deluxe Edition) odbieralibyście inaczej tą historię. Te dwa zeszyty podsumowują historię świata DC i wyjaśniają co jest w nim kanoniczne, przez co są świetnym uzupełnieniem dla tej epickiej historii.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Czerwiec 13, 2018, 01:05:55 pm
Problem leży w tym, że to nie jest najlepiej napisana historia. Scena śmierci Barry'ego jest fajnie pomyślana. Gość jest w oderwaniu od głównej historii, nie ma żadnego kontaktu z resztą postaci i w momencie gdy trzeba poświęcić własne życie, nie zastanawia się ani sekundy (w przypadku Flasha to pewnie mnóstwo czasu). Nie ma jakiegokolwiek wsparcia, nikt nawet nie będzie wiedział o jego poświęceniu a mimo to robi to co trzeba, na mnie to zrobiło wrażenie. Za to śmierć Supergirl jest jakaś taka bez wyrazu trochę, nie czułem tam klimatu. Podobała mi się scena zniszczenia wymiaru Syndykatu Zbrodni z łotrami, którzy w obliczu klęski pokazują, że głęboko pod tymi pancerzami superłotrów biją prawdziwe serca ich super-odpowiedników. Wolfman oczywiście zamiast pociągnąć temat choćby dwie strony dłużej zamyka całość w pięciu obrazkach na krzyż. W zamian za to oferuje nam historyjkę która ani początku ani końca za bardzo nie ma o jakiejś Kobiecie-Kot w wyjątkowo idiotycznym kostiumie. Ogólnie sporo wątków jest powsadzanych jako wypełniacze (?) i tak rozbuchanej historii, które urywane są w samym środku.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Czerwiec 14, 2018, 01:40:49 pm
@LD, a co z Tobą się dzieje? Bo jakoś nie wierzę, że nic nie przeczytałeś.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Czerwiec 14, 2018, 05:10:24 pm
Sorry, dopiero dziś udało mi się opanować sytuację  :neutral:

Kupiłem 30 komiksów, w tym raptem 4 po angielsku. Przeczytałem 29.
1-Najlepszy komiks zakupiony
"Fatale " -najpierw tom pierwszy, po przeczytaniu- szybkie dokupienie pozostałych. Oj, lubię ten tandem twórców.
2-najlepszy komiks przeczytany
Hmmm...nie do końca komiks:  Andy Riley i jego "The Book of Bunny Suicides". Śmiałem się jak przy Garym Larsonie.
3-najgorszy komiks zakupiony
Chyba ,,Z Archiwum X t.2-Żywiciele". Serial lubiłem, komiks do mnie nie przemawia....
4-najgorszy komiks przeczytany
de Poortere i  "Le Fils d'Hitler". Naprawdę podobają mi się plansze w stylu "Gdzie jest  Wally?" i żart z prognozą pogody, ale ogólnie- nie polecam. Miałem wrażenie, że większość żartów i dowcipasów już znam.
5-najwieksze zaskoczenie - tak na plus, jak na minus.
Pozytywnych zaskoczeń w maju było sporo..kupiony na ComicConie pierwszy tom "DMZ", polski i archiwalny zarazem :). "Przeklęty" - pierwszy tom bardzo zachęcający, a niewiele się już po Aaronie spodziewałem.

No ale w tej kategorii są inni zwycięzcy: przede wszystkim "Crossing Midnight-vol1: Cut Here" Careya i towarzyszy. Ostatnio czytam książkę  Michaela Dylana Fostera o yokai i przypomniałem sobie, że mam w zapasach taki tomik scenarzysty "Lucyfera".  I dobrze, bo to dobra lektura jest. Czekam na kolejne tomy.

Druga perełka-  "Nestor Burma - Mgła na moście Tolbiac", świetny komiks , jakbym oglądał francuski kryminał z Gabinem. Mimo lewackiego skrzywienia obu twórców  czytałem to z dużą frajdą. Mam nadzieję, ze kontynuacja okaże się równie ciekawa.

Rozczarowanie? "Civil War" Millara&Co. Pięć sekund po lekturze zastanawiałem się , po com ja to kupił i czytał.


I na tym koniec bardzo późnego  i  raczej krótkiego  podsumowania.


A nie, jednak obrazek zamieszczę.

(http://images1.fanpop.com/images/photos/2400000/Skating-bunny-suicides-2472848-470-354.jpg)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Czerwiec 14, 2018, 05:22:28 pm
Aha- SLarryFlynt, kupuj "Gotham Central" póki można. To jest rzecz, którą warto mieć na półce, jeden z lepszych komiksów ostatnich lat.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Czerwiec 14, 2018, 05:38:23 pm
Rzecz do przemyślenia, ale chyba coraz bardziej jestem na tak. Tak na marginesie, co ze starą ekipą policyjną z Gotham? Widziałem w tych nowych batkach Gordon jest. A Bullock, Montoya, Kitch i Essen?
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: parsom w Czerwiec 14, 2018, 06:36:56 pm
A ja co do Gotham Central się nie zgodzę. Kupiłem pierwsze dwa tomy i pewnie kupiłbym następne, gdyby nie bum wydawniczy. W przypadku konieczności wyboru - zrezygnowałem między innymi z GC. Niby fajne, ale... na pewno nie tak wybitne, jak można wywnioskować z internetowych peanów. Jak dla mnie wszystko psuje pojawianie się Batmana. A przede wszystkim - batmanowych złoczyńców. Podobnie jak w Daredevilu całe to superbohaterstwo rozwala wątki, które mogłyby by być dobrymi historiami. I w sumie, w zestawieniu z potencjalnie "zwykłymi" tematami, uwydatnia głupotę nurtu superbohaterskiego. Historie bez superzłoczyńców z kolei są nijakie - nadawałyby się na jakiś popołudniowy serial.
Żeby ne było - Batmana lubię. Ale to co działa w Batmanie, niekoniecznie działa poza nim. Co to - w Gotham nie ma "normalnych" przestępców? Pokazanie jak życie w takim mieście zmienia przestępczość, jak wygląda praca policjantów którzy zajmują się tą "zwykłą" przestępczością - to byłoby coś. A tak jest Batman, tyle że udajemy ze to nie Batman. A Batman (nawet udający że to nie Batman) bez Batmana, to jednak słabo.
No i jeszcze bohaterscy policjanci - większości z nich nie da się rozróżnić, bo są nijacy.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: mkolek81 w Czerwiec 15, 2018, 05:28:54 am
Rzecz do przemyślenia, ale chyba coraz bardziej jestem na tak. Tak na marginesie, co ze starą ekipą policyjną z Gotham? Widziałem w tych nowych batkach Gordon jest. A Bullock, Montoya, Kitch i Essen?
Gordon pojawia się na moment. W tym czasie kiedy dzieje się GC odszedł on z policji. Bullock pojawia się w jednym story arcu i jest dość często wspominany. Montoya jest jedną z głównych bohaterek serii. Kitcha nie ma, albo ja go nie wyłapałem. Essen sie nie pojawia bo
Spoiler: pokaż
nie żyje.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Czerwiec 15, 2018, 07:33:54 am
"Fatale "
Ja niestety Fatale sobie odpuściłem (tak, wiem, głupio zrobiłem), ale kolejną serię od tego duetu - Zabij albo zgiń - przygarnąłem bez żadnego "ale". No i z niecierpliwością czekam na Fade out. Wiadomo kiedy dokładnie Mucha to wyda? Była mowa o czerwcu, ale na razie nic nie słychać.

Rozczarowanie? "Civil War"
Szkoda, że tak oceniłeś ten komiks. Jak dla mnie to najlepszy event współczesnego Marvela i jeden z lepszych komiksów SH.

Jak dla mnie wszystko psuje pojawianie się Batmana. A przede wszystkim - batmanowych złoczyńców.
Ojej, zapachniało Bazyliszkiem  :badgrin: . On podobnie argumentował swoją negatywną ocenę Gotham Central  :wink:
A tak na poważnie to należy pamiętać, że Ci "zwykli" policjanci nie są w końcu aż tacy zwykli, ponieważ należą do Wydziału Poważnych Przestępstw. Tak więc z założenia nie łapią "normalnych" przestępców i ścierają się ze "zwykłą" przestępczością. A że Gotham jest usiane różnej maści szaleńcami, których trzeba wytropić i schwytać, to i takie jest główne zadanie tych (nie)zwykłych policjantów. No i w końcu nadzorują Bat-sygnał, tak więc dlaczego mają z niego nie korzystać w momencie zagrożenia ludzkiego życia?
Ja Twój zarzut dotyczący faktu, że w GC jest za dużo Batmana i jego adwersarzy widzę inaczej. Kiedyś kontrapunktowałem wspomnianego Bazyliszka i napisałem m.in. coś takiego:
I tu dochodzimy do etapu, który Ciebie, 8azyliszku, najbardziej denerwuje, a więc kwestii supebohaterstwa. Tak, w tym komiksie Batman, pomimo tego, że jest ważną postacią, to pełni jednak marginalną rolę. I BARDZO DOBRZE. A dlaczego tak jest? Ponieważ GOTHAM CENTRAL TO NIE KOMIKS SUPERBOHATERSKI*. To przede wszystkim kryminalne opowieści, które skupiają się nie tylko na rozwiązaniu zagadki, ale również na życiu osobistym i służbowym policjantów. Wprawdzie główni przestępcy to paleta różnych nemezis Batmana (widać tu rękę redaktorów), ale to podkreśla jedynie fakt, że seria jest mocno osadzona w uniwersum DC.

* No chyba, że pracę prostych detektywów, niemalże codziennie zmagających się z najprzeróżniejszymi przestępstwami, nazwiemy superbohaterszczyzną.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Czerwiec 15, 2018, 10:17:30 am
   Dzięki mkolek, ale trochę źle chyba sformułowałem pytanie w GC to widać chociażby Montoyę na okładce,  chodziło mi o nowsze DC w 52 nie widziałem zdaje się żadnej z tych postaci. W Rebirth raczej też ich nie ma.       No i widzisz laf., znowu zadziałało hehehe. Ja też uważam "Wojnę Domową" za jeden z najlepszych "nowożytnych" komiksów superbohaterskich. Oczywiście, wśród komiksów sensu "stricte" superbohaterskiego. Jestem w stanie zrozumieć, że ktoś się zaczytuje Clowesem czy Crumbem a jedynym superhero jaki dotychczas przeczytał było "Weapon X" i Spiderman Niebieski to mógłby mu się komiks Millara nie spodobać, ale znając plusy i minusy gatunków to naprawdę wydaje się, że zasługuje na wysokie oceny. Co do odpowiedzi na pytanie parsoma, to chyba coś pomieszałeś. Parsom czepia się, że w GC Batman jest, a po twojej odpowiedzi można wnioskować, że Bazyl się czepiał że Batmana nie było.   Ja na "Fatale" się strasznie przejechałem, po opiniach z tego forum. Jestem wielbicielem kryminału noir, a i Lovecrafta zawsze bardzo lubiłem więc wydawało się, że ten tytuł jesty w 100% dla mnie a ten komiks wydał mi się strasznie czerstwy. Dwa pierwsze tomy kupiłem i tak jak szybko przeczytałem tak szybko się ich pozbyłem. "Zimowy Żołnierz" też mi się nie podobał, a "Velvet" które pożyczyłem od kolegi to nawet niezłe , ale zwykłe czytadełko stąd moja ostrożność co do komiksów Brubakera. Za to Catwoman była super, chociaż i tam były zgrzyty.
   
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Czerwiec 15, 2018, 10:52:02 am
Co do odpowiedzi na pytanie parsoma, to chyba coś pomieszałeś. Parsom czepia się, że w GC Batman jest, a po twojej odpowiedzi można wnioskować, że Bazyl się czepiał że Batmana nie było.
Kurcze, chyba faktycznie masz rację. Przeczytałem sobie Bazylowe posty w wątku "Gotham Central" i chociaż nie ma bezpośredniej odpowiedzi na to "niezwykle intrygujące zagadnienie", to jednak można wywnioskować, że dla niego za mało było tam Batmana
kogo obchodzą przygody zwykłych policjantów i gadanie w kółko o Batmanie i jego jedynie epizodyczne się pojawianie? Komiks superhero czyta się dla superhero a nie dla losów trzecioligowych postaci.
A zapamiętałem to zupełnie inaczej.
Tak na marginesie to straszne bzdury ten człowiek wypisywał  :lol:

Ja na "Fatale" się strasznie przejechałem, po opiniach z tego forum. Jestem wielbicielem kryminału noir, a i Lovecrafta zawsze bardzo lubiłem więc wydawało się, że ten tytuł jesty w 100% dla mnie a ten komiks wydał mi się strasznie czerstwy. Dwa pierwsze tomy kupiłem i tak jak szybko przeczytałem tak szybko się ich pozbyłem.
No to może aż tak głupio nie zrobiłem, że ten komiks sobie odpuściłem.  :cool:

Velvet przeczytałem tylko pierwszy tom i również mnie nie zachwycił, dlatego też pozbyłem się go bez żalu i nie doczytałem całej serii. Natomiast potwierdzam, że Zimowy Żołnierz i Catwoman są w topce moich ulubionych komiksów. Z kolei najgorszy wytwór wyobraźni Brubakera to zdecydowanie Secret Avengers; takie typowe łubudu o niczym. Natomiast ciągle w moich planach zakupowych jest Mordercza geneza i jeśli Egmont pociągnie X-Men Brubakera to na pewno zdecyduję się na zakup całości.

Edit
Ciągle z utęsknieniem czekam też na Criminal
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Czerwiec 15, 2018, 10:58:31 am
A właśnie zapomniałem o Secret Avengers z WKKM, komiks o niczym, jeden z najsłabszych tytułów w kolekcji. Facet cieszy się sporą estymą na forum, ale ja jakoś "tego" nie widzę.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Czerwiec 15, 2018, 11:37:42 am
Facet cieszy się sporą estymą na forum, ale ja jakoś "tego" nie widzę.
No to żeby to ujrzeć, musisz przeczytać Gotham Central  :biggrin: . Chociaż też trzeba pamiętać, że pisał to we współpracy z Gregiem Rucką, który również dobrym scenarzystą jest.

Jak dla mnie Brubaker to taki typowy wyrobnik, ale muszę przyznać, że większość jego komiksów czytałem z dużą przyjemnością; zdarzają mu się świetne komiksy i serie (GC, Catwoman i Kapitan Ameryka), średniaki (Velvet) i totalne słabizny (Tajni Avengers). Pamiętam jeszcze, że ciekawy był jeden z zeszytów Samego Strachu, który pisał Brubaker - jedyna fajna rzecz w tym całym bladym i nijakim evencie.
W kolejce natomiast czeka mnie jeszcze lektura Zabij albo zgiń i zakup Fade out.

P.S. Prośba do moderatorów o przeniesienie ostatnich postów do wątku "Scenariusz: Ed Brubaker"
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: mkolek81 w Czerwiec 15, 2018, 11:58:20 am
Dzięki mkolek, ale trochę źle chyba sformułowałem pytanie w GC to widać chociażby Montoyę na okładce,  chodziło mi o nowsze DC w 52 nie widziałem zdaje się żadnej z tych postaci. W Rebirth raczej też ich nie ma.
To się zgubiłem bo myślałem, że pytasz o GC. Co do New 52 (bo o to pytasz a nie o 52) to Montoya debiutuje w nie wydanych u nas tomach Detective Comics. Bullock jest w stałej obsadzie drugoplanowej w seriach z Batmanem (proponuje zajrzeć np. do wydanego Gniewu). Gordon był nawet przez pewien czas nawet Batmanem, ale w porównaniu do pre-flashpointowego jest odmłodzony i nigdy nie poślubił Essen (ale chyba zachowano że mieli romans, nie jestem pewien a nie mam czasu teraz tego sprawdzić). Natomiast Kitch odpowiem jak poprzednio, nie ma go, albo ja go nie wyłapałem. Zresztą New52 uszczupliło znaczenie ekipę policyjną z charakterystycznych postaci (i pojawiają się tylko w sumie w Detective Comics).
No to żeby to ujrzeć, musisz przeczytać Gotham Central  :biggrin: . Chociaż też trzeba pamiętać, że pisał to we współpracy z Gregiem Rucką, który również dobrym scenarzystą jest.
Brubaker z Rucką podzielili się pisaniem tego tytułu. Brubaker pisał tzw. "nocną zmianę" a Rucka tzw. "dzienną zmianę" i to się odczuwa w scenariuszach. Tylko pierwszą historie pisali razem.
Natomiast nie zgodzę się że seria Velvet jest średnia. Być może tak to odczuwasz bo Brubaker przyzwyczaił cię do kryminału noir a tu masz komiks stylizowany na klimaty szpiegowskie w stylu Bonda, dokładnie tego pierwszego którego odtwarzał Sean Connery.

Nie będę bronił Tajny Avengers i Mrocznej Genezy, które są słabe, co nawet sam twórca przyznaje.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Czerwiec 15, 2018, 12:34:48 pm
Być może tak to odczuwasz bo Brubaker przyzwyczaił cię do kryminału noir a tu masz komiks stylizowany na klimaty szpiegowskie w stylu Bonda, dokładnie tego pierwszego którego odtwarzał Sean Connery.
Ale ja lubię, a wręcz uwielbiam stare Bondy (do momentu, kiedy serię "przejął" Brosnan; no może poza ostatnim filmem z Daltonem), tak samo jak Nicka Fury'ego Lee i Steranko, który stanowi niemalże kopię tych filmów. W Velvet coś mi nie zgrzytało i pomimo, że książki szpiegowskie (Ludlum, Forsyth) to mój ulubiony gatunek literacki, to jednak pierwszy tom Velvet mnie nie zaciekawił na tyle, żebym chciał sięgnąć po kontynuację.  :sad:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: parsom w Czerwiec 15, 2018, 12:37:05 pm
Ponieważ GOTHAM CENTRAL TO NIE KOMIKS SUPERBOHATERSKI
Gdyby było jak piszesz, to byłoby fajnie. Ale to jest komiks superbohaterski, który udaje, że nie jest superbohaterski.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Czerwiec 15, 2018, 12:53:29 pm
to jest komiks superbohaterski, który udaje, że nie jest superbohaterski.
Do pewnego stopnia można zgodzić się z tym stwierdzeniem. Lecz nawet jeśli wyjdziemy z tego założenia, to i tak nic nie zmieni, że odczuwałem ogromną przyjemność z lektury Gotham Central i takie udawanie braku SH w niczym mi nie przeszkadzało. :biggrin:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Czerwiec 16, 2018, 11:03:57 pm
Co do Brubakera- jakiś czas temu w tym wątku pisałem , że kupiłem przypadkowo komiks jego autorstwa, także jeśli chodzi o rysunki, "A Complete Lowlife". Może przypomnę... Opowieść o beznadziejności codziennej egzystencji, dużo tam ze swojej młodości znalazłem ;) Rysunki mogą niektórych odstraszyć, ale nie mnie, bom twardy czytelnik :D . Jeśli gdzieś zobaczycie, warto kupić- choć to zupełnie inna brubakerszczyzna, niż dzisiejsza. Ale jak najbardziej warto!
Tu macie opis na gie-reads:
https://www.goodreads.com/book/show/106032.A_Complete_Lowlife


Laf- ja na Fatale dłuuugo po poznaniu KillOBKilled się zdecydowałem, także dla mnie to świeżynka ...i jak na razie robi większe wrażenie, niż  tamten komiks. Ale to wrażenia po pierwszej odsłonie, obaczym, jak dalej będzie.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Lipiec 12, 2018, 08:59:39 am
Czerwiec kolejnym miesiącem odrabiania marvelozy na wakacje przerwa na "wyższą sztukę", ale póki co:

1. Najlepszy przeczytany:
   WKKM "Dr. Strange odrębna rzeczywistość". Jakoby jedna z najbardziej znanych klasycznych historii o Doktorze napisana przez Steve'a Engleharta i narysowana przez Franka Brunnera, nie mnie oceniać czy to prawda czy nie, ale jeżeli chodzi o sam komiks to jest lepiej niż dobrze. Historia zachowuje ciągłość, jednocześnie składa się z wyraźnie odrębnych segmentów, nie dziwi to zwłaszcza czytając przedmowę Marco Lupoi w której objaśnia on, że niniejszy album powstał na skutek nocnego wojażu obydwu autorów wraz ze Starlinem, Milgromem i Weissem po Manhattanie gdzie "Nowy Jork stał się ich muzą". Dyplomatycznie powiedziane, ale czytając tę historię z łatwością orientujemy się, że natchnienie sprowadziło na nich nie tylko samo miasto (dwustronicowa ilustracja z Avengers/Defenders w zamku to niewątpliwie jakaś forma autobiografii), historia jest cudownie pokręcona i odjechana, bez problemu dająca czytelnikowi posmakować tripu prosto z lat 70-tych. Obydwaj panowie wyciągają dziwaczne pomysły na postacie czy scenerie seriami niczym króliki z kapelusza (też jest i to dosyć spory) a nawet mają sukinsyny taki rozmach, że w pewnym momencie decydują się na wymazanie z uniwersum księgi genezis, jednocześnie cały czas trzymają nad wszystkim kontrolę, komiks ani razu nie zmienia się w nonsensowną feerię efektów i głupot tylko konsekwentnie zmierza od początku do końca. Talentowi Englehearta do snucia historii nie ustępuje wcale malarski nieznanego mi Brunnera, nie jest to poziom może szokująco fantastycznego Neala Adamsa, ale to co ukazuje się naszym oczom przy przewracaniu stron to zdecydowanie pierwsza liga. Frank znakomicie przelewa wizje Steve'a oraz trzech ojców chrzestnych tej historii na papier. Podsumowując, tym razem wydaje się, że to faktycznie dosyć typowy dla przygód Stephena Strange komiks, magia, obce wymiary, dziwne stwory ale wszystko razem wymieszane to w niezwykle smaczny koktajl. Dla miłośników największego maga Marvela oraz klasycznego komiksu rzecz obowiązkowa. Ocena 8/10.

2. Zaskoczenie na plus:
   SM "Herkules" - Greg Pak, Neil Edwards. Kolejny nieznany (przynajmniej mnie) z solowych przygód,  bohaterów, dotychczas miałem go za jakąś lamerską kopię Thora jak się okazuje całkowicie niesłusznie.Standardowo tom podzielony na dwie części, pierwsza jest kilkustronicowa historyjka o pierwszym spotkaniu Thora i Herkulesa będą ca wyraźnie częścią wydanych wcześniej fantastycznych Opowieści z Asgardu, także za te kilka stron 10/10. Daniem głównym jest 6-zeszytowa opowieść Bogowie Brooklynu, i ku memu zdziwieniu okazała się naprawdę dobra. Herc w przeciwieństwie do swojego boskiego "kuzyna" z Asgardu stoi mocno obiema nogami na ziemi, facet ma aparycję gwiazdy rocka połączonej z wrestlerem na dodatek wyraźnie lubi popić, pojeść i po...skubać słoneczniku co w połączeniu z naturalnym wstrętem do istot znęcającymi się nad słabszymi oraz szerokim spektrum ciosów w stylu "z bańki", "z kujawiaka" czy "z łokietka" przy nie nazbyt sztywnym trzymaniu się zasad walki honorowej czynią z niego bohatera, którego nie sposób natychmiast nie polubić. Akcja toczy się wartko i gładko Pak nie próbuje wymyślać koła na nowo dostajemy dosyć standardową pełną akcji opowieść o pozbawionym boskich mocy olimpijskim herosie próbującym ocalić Nowy Jork przed zmartwychwstaniem boga wojny Aresa. Może i jest standardowo i nieco przaśnie, może i intryga nie jest najmocniejszą stroną albumu ale autor umiejętnie pozszywał wszystkie elementy w całość są i bijatyki na supermoce i odrobina humoru i trochę scen "gadanych" dla odmiany a wszystko to okraszone sympatycznymi rysunkami Edwardsa, który wzorem swojego współpracownika nie sili się na artyzm, tylko wszystko rysuje prostą, czytelną dosyć typową dla superhero kreską jednocześnie starając się unikać plansz w których za całe tło robi plama jednego koloru za co chwała mu. W podsumowaniu, szukacie wyższej sztuki komiksowej i niemalże ezoterycznych doznań w czasie lektury? Zapukajcie do Kultury Gniewu. Szukacie przyjemnej komedii akcji w celu bezmózgiego odstresowania? Herkules może być całkiem niezłym wyborem 7/10.

3. Najgorszy przeczytany:
WKKM "Śmierć Wolverine'a" - Charles Soule, Steve McNiven. Nie jest to najgorszy komiks jaki przeczytałem w życiu, nie jest to nawet najgorszy przeczytany w tym roku, natomiast poległ na tak wielu polach że przeciętny to maksymalna ocena jaką mógłbym mu wystawić. Śmierć jednej z najbardziej znanych postaci Marvela w moim mniemaniu zasługuje na coś...nie wiem, może lepszego? Problemem tego komiksu tak naprawdę jest to, że jest durnowaty i właściwie nie wiadomo po co napisany. Założeniem jest to, że pozbawiony swoich zdolności regeneracyjnych Logan jest atakowany przez różnorakich złoczyńców, którzy są świadomi jego schorzenia i próbują zdobyć nagrodę za jego głowę. Wolvie próbuje się leczyć udaje się do Richardsa, ale ten nie ma pojęcia co mu dolega ale obiecuje że go wyleczy tylko potrzebuje czasu. Logan czasu oczywiście nie ma (tak na zdrowy rozum nie wiadomo z jakiego powodu) i rusza na poszukiwanie człowieka, który wyznaczył nagrodę. Jako, że cała historia to 4 zeszyty to trafia za pierwszym razem i po raczej żenująco głupiej części dziejącej się w Madripoorze udaje się prosto do bazy głównego badassa. A tym okazuje się...o kur...de powiedziałem w momencie, to poważnie jest ON? Naprawdę to ON? Dotychczas sądziłem raczej, że to postać jednorazowego użytku, ale jak widać pomyliłem się srogo. Co jeszcze śmieszniejsze poluje on na Wolverine'a z racji tego, że potrzebuje jego talentu do regeneracji, aby stworzyć armię bezmyślnych żołnierzy aby zapanować nad światem (jakże oryginalne). Najpodlejsi siepacze wiedzą, że Wolvie już tę zdolność utracił z wyjątkiem głównego zleceniodawcy - facet chyba nie używa google i nie sprawdza poczty. Brawo panie Soule. W każdym razie akcja długo nie trwa, ciach-prach i po bólu pada jeden, pada drugi, Logan ostatkiem sił wydostaje się na zewnątrz po czym spoglądając (chyba) na wschodzące słońce umiera. Koniec. Widać, że autor miał jakiś tam pomysł na ten komiks. Osadzenie historii całkowicie na uboczu marvelowskiego świata i przedstawienie śmierci najtwardszego marvelowskiego wojownika jako dosyć intymnej, mało znaczącej i takiej mocno "po cichu" ma pewien urok, natomiast jest to zrobione niechlujnie i po łebkach, miejscami ocierając się o nonsens. Rosomak wycina bez litości zwykłych najemników za to pobocznych bossów bez których świat byłby o wiele lepszym miejscem puszcza wolno, Bóg wie z jakiego powodu. Może lepsza byłaby koncepcja standardowego, bez zbędnych udziwnień napisanego "kina" zemsty? Wolvie umiera i wyrusza wyrównać rachunki ze starymi wrogami? Co do rysunków nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń, McNiven w swojej klasie radzi sobie naprawdę bardzo dobrze a kilka plansz jest wręcz znakomitych. Wisienką na torcie jest posłowie od autorów, czytając Soule'a odniosłem wrażenie, że facet tą historię w pierwszej rundzie powalił Alana Moore i jego "Strażników". Rysownik i inker są nieco skromniejsi. Jednym słowem, da się przeczytać ale gdyby nie to, że to ŚMIERĆ WOLVERINE to powiedziałbym że szkoda pieniędzy (i tak szkoda jak kto ma możliwość pożyczyć niech to zrobi) ocena 4/10

4. Zaskoczenie na minus:
  SM "Thor" - Michael Avon Oeming, Daniel Berman Andrea di Vito. Muszę przyznać, że opowieść o Ragnaroku jest jednym z moich ulubionych mitów, także czytając na okładce Thor kontra Ragnarok pomyślałem "fiu, fiu będzie się działo" no i otóż nie do końca. Spodziewałem się mocno epickiego komiksu, prawdziwego eposu godnego aby przedstawić Gotterdamerung, wizje ścierających się armii i herosów gromiących jedną ręką całe wraże zastępy a autorzy z niewiadomo jakiego powodu oszczędzili czytelnikowi tych obrazów i o większości wydarzeń dowiadujemy się z opowiadań tych co przeżyli. Początkiem historii jest Loki zdobywający formę w której odlano Mjolnir (młoty odlewano w formach??? Ktoś się orientuje???) i zaczyna seryjną produkcję jego podróbek w które uzbraja wszelkie siły opozycyjne w stosunku do Asgardu po czym wyrusza wziąć siłą to co jakoby mu się należy. Ok więc jedziemy z tym koksem, obracamy kolejne strony i dowiadujemy się, że Heimdall nie żyje a armia wroga już hula po Asgardzie. Co nie ma sceny śmierci boskiego obserwatora i walenia się Bifrostu pod stopami Lodowych Olbrzymów czyli zdaje się jednej z najważniejszych scen? No bez jaj, z drugiej strony jeżeli Heimdall miałby mieć twarz Idrisa Elby to może nawet i lepiej myślę. Jedziemy dalej Thor udaje się do Midgardu po pomoc wiernych druchów Capa i Iron Mana po czym cała trójka wraca aby zetrzeć się bezpośrednio z armią Lokiego, tylko że nie spotykają żadnej armii a samego dowódcę w towarzystwie olbrzymia, trolla i jakiegoś zabiedzonego wilkołaka, który podobno jest Fenrisem. Oczywiście dają im wciry po czym wracają do Gladsheim, tylko po tym aby odnaleźć zwłoki Baldura. Ja wiem, że bóstwo to w Marvelu zostało sprowadzone do roli popychadła Odyna, ale jednej z najważniejszych osób (o ile nie najważniejszej) w całym panteonie należałoby się chyba coś więcej. Dalej oglądamy trupa Widara, który z boga zemsty i gościa który zabił Fenrisa przez oderwanie mu szczęki został przekwalifikowany na chłopo-robotnika oraz śmierć Wojów Dwóch z Trzech (tym razem na szczęście autorzy dali nam mniej więcej zobaczyć te sceny). Oczekiwanych scen ostatecznej rzezi dalej znaleźć nie mogę za to Thor z gromadą uchodźców i ocalałych włóczy się to tu to tam po zniszczonej wojną (której nie widać) krainie, po czym Thor postanawia się udać do Studni Urd aby odnaleźć tam mądrość i gdzie dowiemy się o co chodzi w całej intrydze. Thor wraca na powrót do Asgardu i w końcu, nareszcie, o losie się doczekałem!!!!! Jest Surtur, są maszerujące olbrzymy, Naglfar z trupich paznokci, demony i trolle, Walkirie, Einherjerowie i inne cuda i wianki biorą się w końcu do krwawej roboty. Na całych 3 stronach. Po czym obejrzymy rozwiązanie akcji w korzeniach Yggdrasila. Fenris pożre słońce, kurtyna zapada. The End. I żebym został zrozumiany, to naprawdę porządny komiks nieznani mi Oeming i Berman to widać całkiem utalentowani scenarzyści w ani jednym momencie się nie nudziłem a zakończenie jest naprawdę dobre na dodatek odpowiadający za część graficzną di Vito jest wyraźnie w formie, rysunki są naprawdę bardzo fajne, projekty istot całkiem ciekawe (z wyjątkiem nieszczęsnego Wilka i Tanngnjostra oraz Tanngrísnira które wyraźnie mają kły oraz wilcze pyski - tu się pośmiałem) a już wizja korzeni świata jest więcej niż bardzo udana (aczkolwiek kolory trochę nadto komputerem capią). Tylko jak na historię o końcu świata wojowniczych bogów zbyt mało tam wojny, powinno być to jak na mój gust wszystko jakieś takie bardziej, więcej fajerwerków dodać by się przydało. Miało być mniej koniec końców, ale ocenę podwyższam ,bo to w sumie przyjemna lektura 7/10.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Lipiec 12, 2018, 11:04:57 am
Jak zwykle się spóźniam z podsumowaniem, wróciłem z wakacji i spadła na mnie masa czekających na załatwienie spraw- dopiero dziś zajrzałem na GK...a tu jakieś niepokojące wieści...no, ale najpierw trza zająć się ubiegłym miesiącem.


Czerwiec miesiącem kupowania  8)

Wybrałem się na parę dni z rodziną do Londynu i jestem z tego naprawdę bardzo zadowolony- mniej z rodziny, bardziej z zakupionych pozycji.  Te moje zachwyty spowodowane są głównie półkami z przecenionymi komiksami w Forbidden Planet, ale nie tylko. Wizyty w MegaCityComics i Orbital także wywołały silne przeżycia ;)

Przeczytałem w ubiegłym miesiącu zaledwie 12 komiksów, za to zakupiłem 55 nowych...no bo jak nie kupować, kiedy w ręce pchają się McKeever, Brubaker czy Morrison za śmieszne piniąchy?

Najlepsza przeczytana rzecz- seria ,,Fatale", choć pozostało pewne uczucie niedosytu. Z drugiej strony dużo to lepsze niż przesyt .
Bardzo silnie przemówił też do mnie Gipi ze swoim ,,S.". Naprawdę warto było sięgnąć po ten tytuł. Podobał mi się sposób radzenia sobie z żalem po stracie [że użyję psychologiczno-terapeutycznego żargonu]
Co ciekawe, nieco później przeczytałem świetną powieść Chabona, ,,Poświata", która zajmowała się dośc podobnym problemem. Także psychologia w komiksie i prozie towarzyszyła mi przez dobrych parę dni :)

Najgorszy przeczytany komiks- nadal nie udało mi się dokończyć ,,Żywicieli" [X-Files v2], co widomym jest znakiem, że z tym komiksem mi zdecydowanie nie po drodze.
Z rzeczy przeczytanych- ,,Maintenance: Fighting Occupants of Interstellar Craft!". To trzecia część cyklu. Ot, taka błahostka, fajne rysunki i tyle. Być może inni czytelnicy docenią humor historii, ale mnie Massey i Rodriguez swoim komiksem nie zachwycili. Mam kolejny raz nauczkę, żeby z większym krytycyzmem podchodzić do recenzji w necie.

Najlepszy zakupiony - trudno mi wybrać konkretny tytuł, ogromna większość nabytków jeszcze czeka na lekturę. Jakoś szczególnie cieszę się z kolejnych czterech zeszytów "House of Secrets" Kristiansena i Seagle. Jednocześnie żałuję, że nie zdecydowałem się na zakup kompletu zeszytów, który znalazłem w Londynie- cóż, to był już koniec pobytu, portfel pusty, miejsca w walizce brak, swoje zrobiła też świadomość, że część cyklu już mam.
A poza tym- dawno nie pamiętam takiej frajdy z kupowania komiksów, jaką czułem w czerwcu.

Najgorszy zakupiony- także i tu niespecjalnie mogę coś wskazać.  Choć może...Żonie kupiłem "Fables- SuperTeam", a niespecjalnie podoba mi się ten tom cyklu Willinghama. Ale w końcu nie ja mam go ponownie czytać.

Zaskoczenie na minus- ,,X-Men: Dni minionej przyszłości".
Historia- niestety- się powtarza. Następny słynny tom, klasyka komiksu , arcydzieło itp, itd, który nie wzbudził we mnie przesadnych zachwytów. Zacząłem się zastanawiać, czy ja w ogóle mam jakiś komiks Byrne'a, który mi się naprawdę podobał...
Na domiar złego panienka Pryde budzi we mnie wyłącznie irytację i niechęć :)

Zaskoczenie na plus- ceny komiksów zakupionych w Anglii, zwłaszcza oferty wyprzedażowej  :D Zazdroszczę Brytolom , choć to nieładnie...przy takiej ofercie w przeciągu paru miesięcy skompletowałbym sporą, ciekawą bilblioteczkę. Jak tu nie zazdrościć, jeśli w cenie wody mineralnej mogę kupić np któryś TPB morrisonowskiego "Checkmate" albo "Batman/Houdini" czy "Criminal" za pieniądze, które nie starczyłyby na kanapkę w Tesco? No żyć, nie umierać.

Pozdrawiam i lecę czytać, o co chodzi z tym końcem forum...zmroziła mnie ta wiadomość.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Lipiec 12, 2018, 11:32:11 am
Panowie, dzięki za podsumowania. Ja w tym miesiącu się wstrzymam, bo nawał pracy mam w pracy. Pod koniec sierpnia podsumuję oba miesiąca (zresztą tak zrobiłem też w zeszłym roku :smile: ). A będę miał zagwozdkę, bo na tapetę poszły Bendisowy Daredevil i Ennisowy Punisher.


@LD - gratulacje za zakupy.

@Skandalista - zakupiłem polecany przez Ciebie Skalp, teraz Twoja kolej na Alias lub Gotham Central  :smile:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Lipiec 12, 2018, 11:53:40 am
Aaaaa w tym miesiącu miałem uzupełniać cały Egmont z listy jednak wyrzuciłem  kilka pozycji i dorzuciłem i Alias i Gotham Central naraz po 4 tomy, budżet przeznaczony na urlop uszczuplał ponad miarę więc będę musiał skubnąć nieco z oszczędności, także w sierpniu raczej nici z zakupów. Panie Kołodziejczak jakby co to dodruki małe we wrześniu :D Ja byłem grzeczny cały rok, nie narzekam na przesunięcie jednej strony na 400 ani na to, że komiks za 40 złotych nie jest wydany jak ten za 150.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Sierpień 09, 2018, 03:57:01 pm
Kłaniam się.
Dziwny był lipiec, oj dziwny. Plażowanie nie sprzyja komiksowaniu, zakupy też miałem utrudnione, ech...żyzń.
Pierwsze dni miesiąca to jeszcze londyńskie zakupy, ale potem przybyło bardzo niewiele- raptem 6 komiksów. Przeczytałem też mało - w lipcu zajmowały mnie głównie  powieści i literatura faktu. Komiksów było osiem. Aż wstyd :)
No to cyk...

1-Najlepszy komiks zakupiony-
No tak.... wahałem się, czy polska edycja pierwszej księgi Northlanders, czy kolejna edycja gaimanowskich "Pań łaskawych". To był pierwszy zakupiony przeze mnie tpb Sandmana, wcześniej miałem tylko kilka zeszytówek i  "Kindly Ones" zawsze pozostanie mi w pamięci jako uczta czytelnicza- no i te rysunki Hempela, rewelacja. Ale właśnie- ponieważ kupuję to po raz kolejny, a i  opowieści anglosaskie Wooda już znałem... tytuł gołs tu "The Spirit" vol2 , sygnowany nazwiskiem D.Cooke'a, choć najlepsza opowieść w zbiorze jest autorstwa Kyle'a Bakera.
Świetna lektura, wielce klimatyczna, pełna humoru, widać także, że autorzy znakomicie bawią się tworząc historie oparte w sumie na jednym , klasycznym schemacie. Niestety, nie znam oryginalnego. eisnerowskiego komiksu, to trzeba będzie nadrobić.

2-Najlepszy komiks przeczytany - "Manifest Destiny- vol1: Flora & Fauna"
Oj, mam nadzieję, że NSC zainteresują się tą serią Image, jest po prostu dobra. Podczas lektury non stop nachodziły mnie myśli o znacznym podobieństwie do "Terroru" D.Simmonsa. Mamy i historyczną wyprawę, i ekipę odkrywców, w skład której wchodzą także podejrzane indywidua, są też nadprzyrodzone stworzenia...a wszystko to składa się na znakomitą opowieść podróżniczą z nutką tajemniczości i całkiem sporym ładunkiem grozy. Świetny tomik, polecam robotę Dingessa i Robertsa- choć ten z paroma kadrami nie do końca moim zdaniem sobie poradził.

3-najgorszy komiks zakupiony- niespecjalnie podobał mi się Bendis i jego "Naprzód Avengers!". Ale wstęp do tomu  w zasadzie wyjaśnia, dlaczego nie jest to komiks dla mnie. No i Bagley...nie mam pewności, ale zachorzał chłop chyba na polchozę. Jeśli chodzi o sprzęt i wybuchy- jest świetny, ale rysowanie ludzi -zwłaszcza twarzy- wychodzi mu gorzej.
Na szczęście dużo tu wybuchów :)

4-najgorszy komiks przeczytany
"Staruszek Anderson". O, święty Tadeuszu Judo...
Nazwiska twórców przemilczę. Z miejsca sprezentowałem to arcydzieło  bibliotece. Rysunki są straszliwe, a sama opowieść mnie raczej nie poruszyła, bo czytałem podobnych [acz na dużo lepszym poziomie] sporo. Wtórne, nudne, źle narysowane.

5-najwieksze zaskoczenie - na plus i  na minus zarazem...''Kwintesencja" Janusza i Gawronkiewicza. Kupione za znikomą sumę i cieszy oko, ale po przekartkowaniu wydaje mi się, że mamy do czynienia z przerostem formy nad treścią.

Niby mało komiksów, a rozpisałem się, że strach :D
Tyle ode mnie, do następnego.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Sierpień 11, 2018, 10:29:50 am
  Lipiec miesiąc urlopowy, sporo wolnego więc udało się nieco zaległości nadrobić. Jak obiecałem żadnych kalesoniarzy. Nie przedłużając:


1. Najlepszy:
    "Torpedo 1936" Enrique Abuli, Jordi Bernet. Cóż mogę powiedzieć z uwagi, że bardzo lubię takie gangsterskie klimaty i czytając bardzo pozytywne opinie na forum miałem bardzo wysokie wymagania co do tego tytułu i cóż, rzeczywistość przerosła moje oczekiwania, komiks jest wprost re-we-la-cyj-ny. Ukazane mamy w nim perypetie włoskiego płatnego mordercy Luki Torelli aka Torpedo i jego wiernego pomagiera Rascala o podejrzanie polskim nazwisku. Czytając różnorakie recenzje spodziewałem się przygód cynicznego twardziela o głęboko skrywanym złotym sercu i nienaruszalnym "janosikowym" kodeksie moralnym , ale nic z tego Torelli wyznaje jedną wyraźną zasadę kto go wkurzy musi zginąć i nawet jeżeli zdarzają mu się jakieś szlachetniejsze uczynki to mamy wrażenie, że wszystko to zależne jest raczej od przypadku lub kaprysu protagonisty a tak na co dzień mamy do czynienia z socjopatycznym mordercą, nałogowym oszustem i seryjnym gwałcicielem, któremu jednak w jakiś przedziwny sposób trudno nie kibicować. Pomaga temu z pewnością olbrzymia dawka bardzo czarnego humoru (podczas lektury zaśmiałem się z kilkanaście razy na głos a to mi się bardzo rzadko zdarza przy filmach lub książkach) rozjaśniająca nieco ten w gruncie rzeczy ponury i smutny klimat ulicznego przedwojennego Nowego Jorku. Co do samego pochodzenia gatunkowego nie jest to jak tu jest powtórzone na forum a nawet co sam wydawca napisał powieść w klimacie noir a komiks zdecydowanie nawiązujący do tradycji międzywojennego kina gangsterskiego i pulpowych powieści z gatunku odwróconego "hard-boiled". Wczuciu się w groszowe powieści pomaga struktura albumu, na który składa się ponad 60 krótkich historyjek zajmujących od kilku do kilkunastu stron i raczej niepowiązanych ze sobą i wyraźnie skaczących w czasie, chociaż kilka postaci i wątków będzie powracać kilkukrotnie. Mi to osobiście jako wielkiemu miłośnikowi form krótkich niezwykle odpowiada a na dodatek pozwala czytelnikowi poznać całą gamę barwnych postaci i miejsc, a czego tam nie ma, Abouli sięgnął do absolutnie wszelakich korzeni i klisz gatunkowych, także na planszach zobaczymy uczciwych gliniarzy i skorumpowanych gliniarzy, femme fatales i uliczne dziwki, ćpunów, dilerów, mafiozów,  żydowskich paserów i czarnych muzyków jazzowych, transwestytów, kochających inaczej,karcianych szulerów i skompromitowanych polityków, ulicznych cwaniaków i ulicznych przygłupów, hazardzistów, naciągaczy, łazików, rekieterów i całą resztę szumowiny którą sprawiedliwie i po równo niczym starotestamentowy Jahwe będą dziurawić ze swoich tommygunów nasi dwaj bohaterowie. Poziom przemocy jest bardzo wysoki tak samo jak i poziom nasycenia seksem, Bernet radzi sobie świetnie zarówno z jednym jak i z drugim a lekko cartoonowe plansze w czerni i bieli naprawdę cieszą oko. Łyżka dziegciu w beczce miodu? Kilka scen podpadających pod dziecięcą pornografię, rozumiem że to miało dodać realizmu i pokazać "jak było wtedy", ale jak dla mnie niepotrzebnie zupełnie. Jakość wydania przez NSC, bardzo dobra, wynalazłem zdaje się jeden błąd ortograficzny, ale jak na te 700 stron to naprawdę niezły wynik. Na rzut oka ignoranta tłumaczenie (nie znam oryginału), najwyższej jakości gry słowne niezwykle udane a niektóre teksty i bon-moty sprawiają, że można zlecieć z krzesła, olbrzymi plus dla tłumacza (skądinąd "Qby" z SM zdaje się). Na koniec komiks miałem włożony w zamówienie w gildii, ale kupiłem go bezpośrednio w sklepie NSC podczas tej jednodniowej promocji - 50% a za "zaoszczędzone" pieniądze kupiłem screamowego Predatora, ergo wydałem na niego jedyne 75 złotych, ale po przeczytaniu stwierdziłem, że nawet jakbym wydał na niego pełne okładkowe 149 złotych to nie czułbym się pokrzywdzony. Także jeżeli lubisz Tarantino i Coenów, twórczość Paula Caina oraz  filmy z Cagneyem to "musisz mieć" to zbyt mało powiedziane. Póki co najlepszy komiks jaki przeczytałem w tym roku. Ocena 9+/10.

  Drugi najlepszy:
 "Sokrates półpies" Joann Sfar, Chritophe Blain. zawsze ciekawy byłem zwłaszcza po obejrzeniu animacji Kot Rabina komiksów wielce cenionego zdaje się Sfara, ale jakoś tak nigdy nie było sposobności do czasu ostatniej wyprzedaży WK na gildii, na której kupiłem rzeczony album za całych jedenaście złotych. W każdym razie popularnym słowem ostatnio jest słowo "dekonstrukcja". Moore dekonstruuje mit superbohaterski, Ellroy dekonstuuje czarny kryminał, Gra o Tron dekonstruuje fantasy, Sławomir dekonstruuje disco-polo a Sfar dekonstruuje...no cóż greckie mity. Bohaterem znanym z tytułu jest Sokrates pies towarzyszący swojemu panu Heraklesowi. Herakles jest synem Zeusa czyli pół bogiem a Sokrates synem psa Zeusa czyli półpsem jak sam twierdzi, a w drugiej połowie jest filozofem z zamiłowania, na szczęście jest psem gadającym, także bez problemu może się podzielić z postaciami drugoplanowymi i czytelnikiem wynikami swojego filozofowania. A ma po temu wiele okazji, Sfar mieli w swoim komiksie tematy kontaktów damsko-męskich, religii, duchowości i ogólnej kondycji człowieka z wielką wprawą i zależnie od wieku i doświadczeń czytelnika albo znajdziemy tam jakieś wielkie nieodkryte mądrości albo nic nowego nie ujrzymy i nawet jeżeli uznamy, że przeczytaliśmy wyłącznie banialuki i znane każdemu truizmy to podane są tak umiejętnie, odpowiednio doprawione dowcipem i ironią, że mamy ochotę cały czas na więcej. Album podzielony jest na trzy księgi, w każdej z nich obserwujemy Sokratesa starającego się "uczłowieczyć" swojego pana, w każdej osią fabuły jest inna postać znana z mitologii i w każdej nieustannie zobaczyć możemy prawdziwą orgię seksu i mordu oraz oczywiście filozofii uprawianej przez nieszczęsnego psa, którego wysiłki uczynienia z Heraklesa odpowiedzialnego, świadomego i przede wszystkim przydatnego społeczeństwu obywatela, regularnie spalają na panewce. Rysunki Blaina to dla mnie 11/10, kreskówkowy styl idealnie pasuje do bajkowo-mitologicznego klimatu a pocieszna mordka Sokratesa przyprawia o nieustanny uśmiech. Wielkie brawa dla kobiet rysowanych przez artystę są naprawdę bardzo "kobiece" jak na mój gust, przyjemnie się na nie patrzy, zdecydowanie dla mnie jedna z najmocniejszych stron tego komiksu. Autorzy bardzo przewrotnie podchodzą do tematu mitów, bawią się z czytelnikiem znającym klasyczne wersje tych historii, niejednokrotnie przewracając stronę łapałem się na mówieniu do samego siebie "coooo? no bez jaj" i śmiałem się z absurdalności (a czasem wbrew pierwszemu wrażeniu wręcz przeciwnie) różnorakich pomysłów. Jakość wydania przez Wydawnictwo Komiksowe bardzo wysoka, spory format, solidne wykonane, żadnych błędów ortograficznych, interpunkcyjnych czy nielogicznie złożonych zdań, aż mi głupio że tak dobrą pozycję kupiłem za 11 złotych. Podsumowując jest dowcipnie, kontrowersyjnie, pieprznie i niegłupio, polecam. Ocena 8+/10.


2. Zaskoczenie na plus:

   "Stwórca" Scott McCloud. Powinien wylądować w punkcie powyżej, miałem gdzieś kiedyś przez chwilę ten komiks na liście zakupowej, ale przeglądając przykładowe grafiki w internecie stwierdziłem "bleeee absolutnie nie dla mnie" (nie trawię mangi) i wyrzuciłem go jak sądziłem wtedy ostatecznie z rzeczonej listy. W każdym razie kompletując ostatnie zamówienie na gildii w czasie ostatniej wyprzedaży z racji ceny osiągającej wartość dwóch lepszych piw w knajpie ostatecznie postanowiłem dorzucić go do koszyka i absolutnie nie żałuję.  Historia tyczy się Davida Smitha jeszcze młodego, ale już pukającego do bram średniego wieku, który gdzieś kiedyś przez chwilę miał szansę zostać bożyszczem tłumów, ale ta chwila dawno minęła (powody są podane gdzieś pomiędzy), a teraz pozostało mu już tylko narzekanie na swój los, zaglądanie do kieliszka i czekanie na kolejną szansę która nigdy nie nadejdzie. Ale jak to czasem bywa zgodnie ze starą zasadą nigdy nie mów nigdy, David spotyka na swojej drodze personifikację Śmierci, która oferuje mu układ możliwość wyrzeźbienia czego się pragnie w jakimkolwiek materiale pod warunkiem tego, że dalsze życie bohatera będzie trwało 200 dni i ani dnia dłużej. Decyzja bohatera jest wiadoma inaczej komiks zamiast na pięćsetnej stronie skończyłby się na dwudziestej, w każdym razie można się domyśleć, że skutki tej decyzji nie będą łatwe do przetrawienia. Nasz bohater kompletna noga w dziedzinie stosunków kobieta-mężczyzna poznaje dziewczynę swoich (i nie tylko) marzeń, co jak można się domyślić komplikuje już i tak skomplikowaną sytuację. Streszczać fabuły nie ma sensu, ale autor tyka się wielu różnych naprawdę ciekawych tematów, o sztuce jako sztuce, o pasjach artystycznych i tym co je odróżnia od zwykłego szukania sławy i poklasku, o tym na ile sztuka jest wymienna na pieniądze a na ile pieniądze są wymienne na szczęście o dążeniu do nieśmiertelności, o miłości i wielu innych rzeczach. Przyjrzymy się środowisku nowojorskiej bohemy artystycznej a także reakcjom zwykłych ludzi na wyższą sztukę (?). Niektórym może przeszkadzać, że autor posługuje się stereotypowymi postaciami wszelkiej maści dziwaków i zgranymi motywami, ale jak na mnie ani razu nie przekracza granicy kiczu czy banału, żonglując kilkoma literackimi gatunkami od obyczajowego dramatu poprzez miejskie fantasy aż po komedię romantyczną. Od strony graficznej jak wcześniej wspomniałem z początku kręciłem nosem, ale bardzo szybko McCloud jako grafik mnie do swojego stylu przekonał, twarze są ekspresyjne nie ma problemu stwierdzić jaki kto ma teraz nastrój a już tła to prawdziwe arcydzieła, bogate w szczegóły, zwłaszcza sugestywne obrazy ulic NY, ciekawe operowanie światłocieniem oraz niebieskościami i szarościami, naprawdę fajna robota. Ładne wydanie przez WK w dosyć niespotykanym kieszonkowym formacie, co ciekawe to już 4 z 5 pozycji Wydawnictwa Komiksowego jakie czytałem, którą oceniam bardzo wysoko, chyba powinienem mocno zwrócić uwagę na ich komiksy. Ergo słodko-gorzka opowieść o ważnych dla człowieka rzeczach, nie nudząca, nie nadęta i bez wciskania tanich morałów, rewelacyjna praca autora, gdyby nie Torpedo byłaby żółta koszulka lidera. Ocena 9/10.

   Drugie zaskoczenie:
  "James Bond 07 - Warg" Warren Ellis, Jason Masters. Nie jestem może największym fanem Jamesa Bonda na świecie, ale kolekcja wszystkich filmów na Bluray oraz powieści Fleminga nakazywałaby powiedzieć że i nie najmniejszym, tak więc czy pozostało mi coś innego jak zapoznać się z komiksową wersją jego przygód? No nie, toteż sięgnąłem po komiks w wydaniu NSC nie spodziewając się żadnych cudów i zgodnie z oczekiwaniami wcale ich nie otrzymałem, ale przyzwoitą sensacyjną historyjkę już tak. Ellis sięga po klasyczne elementy bondowskiego świata, początek stanowi akcja nie wiążąca się z główną linią fabularną, wrogiem jest szalony naukowiec-milioner, agent popija sporo alkoholu (co prawda nie martini wstrząśnięte nie zmieszane, ale oryginalnie też tego nie pijał) słowem klasycznie niemalże, z jednym wyjątkiem nie ma po drodze żadnego romansu (oby to nie była jakaś próba "uwspółcześnienia" postaci), cieszy niezmiernie dosyć bliskie mocno flemingowskie podejście autora do Bonda, nie otrzymujemy kolejnej filmowej wariacji na temat agenta tylko postać mocno zbliżoną do oryginału, faceta jowialnego i sympatycznego wobec przyjaciół i znajomych oraz bezwzględnego i wyrachowanego zabójcy swoich przeciwników przy czym trudno stwierdzić, która z tych twarzy jest prawdziwa a która tylko maską, najbardziej przypominając pod względem charakteru Bonda wykreowanego przez Daniela Craiga (który z kolei z facjaty najbardziej przypomina siepacza KGB). Graficznie jest średnio ani źle ani dobrze, Masters ma czasem problem z uchwyceniem postaci w ruchu a czasem potrafi dać naprawdę udane plansze. Po raz kolejny cieszy klasyczny wizerunek 007, jako przystojniaka w stylu Bruce Waynea z blizną na twarzy, nieco młodszego z wyglądu niż oryginał. Ten komiks na dobrą sprawę ma jedną chociaż poważną wadę. Jest po prostu za krótki, zbyt skompresowany elementy szpiegowskie wyraźnie są poświęcone na rzecz akcji w celu ściśnięcia historii do paru zeszytów, na czym cierpi trochę historia sprowadzona nieco do akcji w stylu idzie sobie Bond ulicą a tu nagle jeb zza winkla w ryj dostaje. Także podsumowując spodziewałem się średniaka a dostałem niezłego sensacyjniaka z szacunkiem podchodzącego do legendy. A najbardziej cieszy jakże jamesbondowski napis na końcu "James Bond powróci w...Eidolon". Naciągane ale jednak 7/10.


3. Najgorszy przeczytany:
    "Oczy Kota" - Jodorowsky, Moebius. Nie wydaje mi się aby słowo "przeczytany" było tu odpowiednie. Zapewne nawet nie powinienem osadzać tutaj tej pozycji, ale po prostu poczułem się tym tytułem strollowany. Komiks składa się z kilkudziesięciu plansz z których co druga jest identyczna i przedstawia postać stojącą na tle okna a druga połowa składa się na historyjkę kota i orła w nieokreślonym postapokaliptycznym mieście z zakończeniem, które być może w/g autorów miało być zaskakujące i szokujące a które dla mnie nie było ani takie, ani takie. Komiks został stworzony jako darmowy i może gdybym dostał go za darmo to inaczej bym na niego patrzał, ale jako na produkt na który wydałem ciężko zarobione pieniądze to jestem bardziej niż niezadowolony, swoją drogą to dosyć ciekawy temat poruszony zresztą w wyżej opisanym "Stwórcy" ile pieniędzy jest potrzebne aby chłam stał się sztuką i na odwrót sztuka chłamem. Graficznie perełka jak to z reguły w przypadku Girauda, dzięki czemu przeglądnięcie albumu zajęło mi jakieś 10 minut a nie 2 jak by było w przypadku średniej klasy rysownika. Jakość wydania przez Bum Projekt bardzo zadowalająca, chociaż podobno format nieco zmniejszony w stosunku do oryginału. Nie wiem, może źle podszedłem do tematu? Próbowałem oglądać to bez jakichkolwiek prób interpretacji czy doszukiwania się sensu, podobnie jak w przypadku oglądania "no. 5", tyle że o ile w przypadku obrazu Pollocka wydaje mi się ono w przedziwny sposób fascynujące i magnetyczne o tyle w przypadku tego komiksu absolutnie nic nie odczułem. Widocznie nie dla mnie ezoteryczno-oniryczne doznania, których jakoby niektórzy obcujący z "Oczami" doznają. Może powinienem wzorem Szwejka usiąść na Vinohradach z parówką z musztardą w jednej ręce i kuflem piwa w drugiej i zastanowić się nad własnym brakiem wrażliwości artystycznej i powodami niedocenienia eksperymentu znanych i uznanych twórców? Albo rzucić to wszystko w cholerę i zamieszkać w Bieszczadach? E tam, walić to, niepodobało mi się i tyle, jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził. Najzupełniej subiektywne 3/10.

4. Zaskoczenie na minus
  "David Boring" Daniel Clowes. Kolejna pozycja znanego i cenionego autora z którym pierwszy raz się spotykam osobiście i kolejny zawód. Na kartach mamy przedstawioną historię tytułowego Davida, który urwawszy się z łańcucha swojej "potwornej matki" właśnie wchodzi w dorosłe życie zamieszkując w wielkim mieście wraz z przyjaciółką lesbijką z którą zna się od dziecka. Fabuła jest tak idiotyczna i niewiarygodna, że wprost słyszymy jak autor krzyczy nam do ucha "fabuła jest dla żartu no musi być, to że wątki pasują do siebie jak siodło do świni to zamierzony efekt!!!!skup się na uczuciach człowieku!!!!! NA UCZUCIACH!!!!!!". Jak na moje nie ma się nad czym skupiać, postacie są wykreowane bez polotu i obłożone bagażem wszelakich istniejących nerwic, sam David Boring jest chyba najbardziej odpychającą postacią jaką kiedykolwiek ujrzałem na kartach komiksów, facet wyraźnie postanowił zniszczyć wszystkie znajome osoby a później cały świat miażdżąc ich mózgi za pomocą swojej osobowości mątwy pospolitej. Napracować się zresztą dużo nie musi bo cała reszta ferajny jest równie odstręczająca jak i on sam na czele z jego największą miłością co do której ciężko wymyślić jakikolwiek powód dla którego mogłaby się ona komukolwiek spodobać ze swoją antypatyczną osobowością, zresztą miłość to w tym przypadku złe określenie do Boringa zdecydowanie bardziej pasuje słowo obsesja. Rysunkowo jest w porządku, te beznamiętne w swoich rysach twarze doskonale pasują do kręcących się po planszach ludzkich robotów, chociaż cały czas miałem wrażenie, że bardzo podobne rysunki już gdzieś widziałem a to moje pierwsze spotkanie z Clowesem. W podsumowaniu, nie wiem podobno autor jest doskonałym obserwatorem ludzkich zachowań, ja tego jakoś nie zauważyłem w przeciwieństwie powtarzających się fal depresji nacierających na mnie z każdej kartki, jak dla mnie to rzecz bardziej dla 15-letnich nihilistów niż dorosłej w pełni ukształtowanej osoby. Mnie ta przegadana i przenudzona lektura wymęczyła niemożebnie. Ocena 4/10.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: misiokles w Sierpień 11, 2018, 11:07:16 am
postacie są (...) i obłożone bagażem wszelakich istniejących nerwic, sam David Boring jest chyba najbardziej odpychającą postacią jaką kiedykolwiek ujrzałem na kartach komiksów, facet wyraźnie postanowił zniszczyć wszystkie znajome osoby a później cały świat miażdżąc ich mózgi za pomocą swojej osobowości mątwy pospolitej. Napracować się zresztą dużo nie musi bo cała reszta ferajny jest równie odstręczająca jak i on sam na czele z jego największą miłością co do której ciężko wymyślić jakikolwiek powód dla którego mogłaby się ona komukolwiek spodobać ze swoją antypatyczną osobowością, zresztą miłość to w tym przypadku złe określenie do Boringa zdecydowanie bardziej pasuje słowo obsesja.


Dokładnie za to lubię twórczość Clowesa (na drugim miejscu Pedrosa). Po mniej antypatyczne postacie sięgam to dzieł innych twórców ;)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Sierpień 11, 2018, 11:26:13 am
To nie dla mnie, jak bym chciał nabawić się nieuleczalnej depresji to oglądałbym mecze polskiej ekstraklasy a od oglądania toksycznych osobowości mamy programy publicystyczne na jakiejkolwiek stacji TV.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: Dembol_ w Sierpień 11, 2018, 12:35:57 pm
Właśnie ja już czytam forum Gildii, ale planuję się przerzucić w końcu na komiksy Clowesa. Przynajmniej antypatycznym postaciom towarzyszą fajne rysunki.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: gobender w Sierpień 11, 2018, 04:56:29 pm
Moja ocena poszczególnych tytułów praktycznie odwrotna (poza Sokratesem, bo tu się z grubsza zgadzam, oraz Bondem którego nie znam), niemniej ciekawe podsumowanie.

Co do Oczu kota... to właśnie przy tym komiksie zrobiłem sobie ćwiczenie (kochałem go przedtem, więc ot nie było objawienie, niemniej: ). Postarałem się wyobrazić sobie fizyczność tego miejsca, dźwięk, zapach, faktury, ruch powietrza, temperaturę, światło, to jak to wszystko czuję na swoim ciele. Naprawdę niesamowite doznanie. Potrzeba oczwiście do tego chwili spokoju i nie uda się to pewnie w tramwaju czy podczas przerwy obiadowej, ale polecam.

Torpedo mnie w końcu znudził. I jednak mimo delikatnego idealizowania nabardziej podoba mi się klimat tego początku od Totha. A Stwórcę, zirytowany banałem historii i naprawdę okropnym rysunkiem po prostu oddałem komuś innemu. ;)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Sierpień 12, 2018, 10:18:37 am
Cytuj
Co do Oczu kota... to właśnie przy tym komiksie zrobiłem sobie ćwiczenie (kochałem go przedtem, więc ot nie było objawienie, niemniej: ). Postarałem się wyobrazić sobie fizyczność tego miejsca, dźwięk, zapach, faktury, ruch powietrza, temperaturę, światło, to jak to wszystko czuję na swoim ciele. Naprawdę niesamowite doznanie. Potrzeba oczwiście do tego chwili spokoju i nie uda się to pewnie w tramwaju czy podczas przerwy obiadowej, ale polecam.
Nieeeeee. Powinni dodawać jeszcze drzewko wunderbaum o zapachu pustyni. Jedyne co odczułem, to to że mnie ktoś wydy**ł.

Cytuj
Torpedo mnie w końcu znudził. I jednak mimo delikatnego idealizowania nabardziej podoba mi się klimat tego początku od Totha. A Stwórcę, zirytowany banałem historii i naprawdę okropnym rysunkiem po prostu oddałem komuś innemu. (http://www.forum.gildia.pl/Smileys/bb/wink.gif)
Mnie wręcz przeciwnie po 700 stronach żałowałem, że nie ma jeszcze kolejnych 700. Stwórca fakt nieco trąci banałem, ale autor naprawdę umiejętnie to sklecił mi tam komiks sprawił dużo radości z lektury. A rysunki kolejny fakt, jak ktoś nie lubi podobnej stylistyki to mogą się nie podobać, mnie do siebie w miarę czytania przekonały.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Sierpień 18, 2018, 03:05:36 pm
Niestety, także i dla mnie ''Stwórca" to mocno nieudany komiks... natomiast półpsie przygody wspominam z przyjemnością. Jak widać, warto było zakładać wątek choćby dlatego, aby sprawdzić, czy ludzie faktycznie się różnią :D

Jedno mnie dziwi- naprawdę rysunki McClouda nie kojarzyły mi się z mangą, ale może jest coś na rzeczy. Nie będę wracał do tomu, żeby się przekonać ;) 
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Sierpień 21, 2018, 06:27:14 am
Nadrabianie zaległości czas zacząć. Na początek czerwiec. Lektury: Cage MAX (Mucha), Daredevil Nieustraszony t. 1, Punisher (SBM), Punisher MAX t. 1, Blueberry t. 1 i 2, Flash t. 5: Lekcje historii (N52) - łącznie 7.
 
Najlepszy - Punisher MAX t. 1. No i to jest to, co tygryski lubią najbardziej. Typowo męska opowieść z mnóstwem przemocy i krwi. Czasami autorzy sięgają w tym wszystkim zenitu, ale czyż nie jest to właśnie znakiem rozpoznawczym Pogromcy? Całość czyta się błyskawicznie i to nie bynajmniej z powodu niewielkiej ilości teksu. Najmocniejsza rzecz od czasu genialnych "300" Millera.
Tak na marginesie to zrobiłem mały eksperyment odnośnie dwóch tytułów z klasyki Marvela i na warsztat wziąłem Daredevila i Punishera i zdecydowanym zwycięzcą okazał się Frank Castle i to z jego komiksami spędziłem kilka kolejnych lipcowych weekendów, ale o tym w kolejnym podsumowaniu.


Najgorszy - Cage MAX. Jak ktoś już stwierdził na tym forum nie wszystko z serii MAX jest dobre i Cage jest tego idealnym przykładem. Nudna opowieść, z ogranymi schematami i nijakim bohaterem. Zdecydowanie wolę Cage'a w wykonaniu Bendisa jako lidera zdelegalizowanej grupy bohaterów, niż w wykonaniu Azzarello jako zgorzkniałego outsidera. Nawet świetne rysunki Corbena (z którym miałem styczność po raz pierwszy) nie ratują tego komiksu, którego fabuła jest ulotna i nie zapada na długo w pamięci.


Zaskoczenie na plus - Blueberry t. 1 (ale tylko album 2 "Kopalnia zaginionego Niemca" i 3 "Widmo ze złotymi kulami"). Nie ukrywam, że cała seria rozwinęła się w bardzo zadowalający sposób (a piszę to będąc po lekturze tomu 3). Charlier i Moebius w końcu przestali zjadać własny ogon i wymyślili coś oryginalnego, choć ja bym dał inne, mniej cukierkowe zakończenie. Nareszcie jestem zadowolony z zakupu tej serii.


Zaskoczenie na minus - brak. Poza Cagem wszystko trzymało swój dobry lub świetny poziom.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: mkolek81 w Sierpień 21, 2018, 07:34:21 am
Najgorszy - Cage MAX. Jak ktoś już stwierdził na tym forum nie wszystko z serii MAX jest dobre i Cage jest tego idealnym przykładem. Nudna opowieść, z ogranymi schematami i nijakim bohaterem. Zdecydowanie wolę Cage'a w wykonaniu Bendisa jako lidera zdelegalizowanej grupy bohaterów, niż w wykonaniu Azzarello jako zgorzkniałego outsidera. Nawet świetne rysunki Corbena (z którym miałem styczność po raz pierwszy) nie ratują tego komiksu, którego fabuła jest ulotna i nie zapada na długo w pamięci.
Nie zgadzam się z opinią. Na pewno nie jest to nudna opowieść, tak czerpie ze schematów jakie były zaprezentowane np w "Za garść dolarów" czy "Ostatnim sprawiedliwym", ale dodaje też dużo rzeczy z blacksploitation, przez co wychodzi bardzo ciekawa mieszanka. Nie powiedziałbym, aby główny bohater był zgorzkniałym outsiderem, wg mnie Azzarello dobrze oddaje charakter głównego bohatera, który nie robi tego dla siebie, ale właśnie dla dzielnicy, aby oczyścić ją z przestępców (Luke zawsze dbał o takie rzeczy).
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Sierpień 21, 2018, 08:18:44 am
Nie ukrywam, że ten komiks faktycznie szybko ulotnił się z mojej pamięci i już zdążyłem go sprzedać. Ale z tego co pamiętam Cage działał zupełnie od niechcenia, niejako z przymusu, co wcale nie wzbudziło mojej sympatii o niego. Zachowywał się trochę jak bohater niejednokrotnie kreowany przez Clinta Eastwooda (którego uwielbiam), stąd epitet "zgorzkniały", ale w przypadku Cage'a zupełnie to nie wypaliło.
Przede wszystkim jednak sama historia była bardzo wtórna i zapewne dlatego tak szybko wyleciała mi z pamięci. Na plus na pewno trzeba zapisać fakt, że Cage niezbyt często korzysta ze swoim mocy, przez co cały komiks nie jest utrzymany w superbohaterskim klimacie, lecz gangsterskim z silnym akcentem blacksploitation. No i fajne zakończenie; pomimo że mordercze, to jednak zabawne.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: donTomaszek w Sierpień 21, 2018, 09:01:22 am
Cage działał zupełnie od niechcenia, niejako z przymusu
Bo wzial zlecenie, ktrego nie chcial? Z litosci do matki?

Mi Cage MAX bardzo podszedl, ale to pewnie glownie zasluga Corbena, ktorego uwelbiam.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Sierpień 21, 2018, 09:08:40 am
Faktycznie mnie rysunki Corbena również się bardzo podobały, a była to moja pierwsza styczność z tym artystą, dlatego jestem tym bardziej zadowolony. Niestety scenariusz zupełnie mi nie podszedł  :sad:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Sierpień 21, 2018, 05:03:20 pm
laf, miałeś niezły ten czerwiec , gratuluję- skoro  pierwszy tom Daredevila tak bez słowa zostawiłeś...no, no  ;)  ;-)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Sierpień 22, 2018, 06:40:09 am
No widzisz, z tym Daredevilem miałem faktycznie problem. Oczywiście komiks pod wieloma aspektami innowacyjny, zarówno ze względu na sposób opowiadania historii, jak i ze względu na rysunki. Ale w trakcie lektury coś mi jednak nie zaskoczyło. Nie chodzi o to, że mi zupełnie nie podszedł ten komiks, co to, to nie. Ale w zestawieniu z Punisherem Daredevil wypadł jednak blado. Może wolę bardziej tradycyjne podejście do komiksu SH i standardowe walenie się po mordach (czego w Punisherze nie brakowało  :biggrin: )?
Oczywiście z tego powodu nie będę odpuszczał serii. Wcześniej czy później na pewno przeczytam całość, ale raczej poczekam do skompletowania obu runów Panów B-B. A co więcej w planach mam również odświeżenie wcześniejszych historii z DD wydanych w ramach WKKM i SBM.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: hopsasa w Sierpień 24, 2018, 12:50:17 pm
Cage - pozytywne zaskoczenie, miałem przeczytać i sprzedać, a zostawię. Klimat nie superhero.
Moon Knight - zaskoczenie na minus. Nie miałem oczekiwań, ale bohater mało interesujący, historyjki krótkie, mało wciągające.
Tyler Cross - najlepszy zakup, opowieść dawkowałem sobie na kilka razy i zgorzkniały, bezwzględny bohater przypadł mi do gustu (Torpedo 1936 uważam za bardzo ciekawy tytuł, ale bohatera nie mógłbym polubić).
Nie zawiodłem się również na Ja Nina Szybur, choć rysunkowo nie zachwyciło mnie i gdyby nie pozytywne opinie to nie zdecydowałbym się na zakup.
Z polskich komiksów Eden ma bardzo ciekawy pomysł, niestety rysunkowo i fabularnie dosyć słabo.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Sierpień 24, 2018, 01:42:24 pm
Cytuj
Nie chodzi o to, że mi zupełnie nie podszedł ten komiks, co to, to nie. Ale w zestawieniu z Punisherem Daredevil wypadł jednak blado.
Uuuuuu, nie to żebym czytał Punishera, ale jakoś nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Poważnie? Daredevil to jeden z najlepszych komiksów Marvela jakie czytałem, w pierwszej 10-tce ląduje na bank.
  Hopsasa Tyler Cross to w stylu Torpedo podszyte czarnym humorem, czy dramat kryminalno-sensacyjny? Mam go na rezerwowej liście i się zastanawiam.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: hopsasa w Sierpień 24, 2018, 01:51:28 pm
Tyler - zdecydowanie dramat sensacyjny, właściwie nie ma tam elementów kryminału stricte, zupełnie inny gatunek niż Torpedo, choć są elementy wspólne jak antybohater czy środowisko przestępcze w opowieści. Nie mam odniesienia do Parkera, bo przez Tylera go kupię, ale też podobno inny styl.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: amsterdream w Sierpień 24, 2018, 02:00:03 pm
Uuuuuu, nie to żebym czytał Punishera, ale jakoś nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Poważnie? Daredevil to jeden z najlepszych komiksów Marvela jakie czytałem, w pierwszej 10-tce ląduje na bank.

Pierwszy tom u mnie tak samo, ale czym dalej tym gorzej. Tom 4 od Brubakera już mocno średni, 5 już nie kupuję. Punisher ma bardziej wyrównany poziom.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Sierpień 24, 2018, 02:15:20 pm
Tak po prawdzie dotychczas  przeczytałem tylko pierwszy. Akurat lubię postać, więc raczej dojadę do końca chyba żeby zrobiło się naprawdę źle. Nie mam szczerze mówiąc zbyt wielkiego zaufania do Brubakera.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Sierpień 27, 2018, 08:19:23 am
Poważnie?
Poważnie. Tak jak wcześniej pisałem Punisher rozbił bank i zostawił w tyle DD.


Punisher ma bardziej wyrównany poziom.
Potwierdzam. Świetny poziom Punishera jest utrzymany od samego początku. Za każdym razem kiedy kończę jeden story arc muszę się powstrzymywać by nie brać się za kolejny.
Co ciekawe wcześniej sądziłem, że każde historia stanowi odrębną całość. Ale okazało się, że niejednokrotnie różne postacie czy wydarzenia z poprzednich tomów powracają w kolejnych opowieściach, co mnie osobiście bardzo odpowiada.  :biggrin:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Wrzesień 17, 2018, 08:42:02 am
Chciałem podsumować sierpień, a tu się okazało, że jeszcze za lipiec się nie wziąłem. Nie mogę niczego ominąć, bo przecież wiem jak bardzo jesteście ciekawi moich comiesięcznych osiągnięć czytelniczych  :lol: . Więc nie pozostawiam Was dłużej w niepewności i serwuję Wam lektury za lipiec.

Punisher MAX t. 2-4, Iron Man: Demon w butelce (WKKM, drugie czytanie), Iron Man (SBM), Początki Deathloka (WKKM), Machine Man (SBM) - łącznie 7.

Najlepszy - Punisher MAX (cała seria). W tym zestawianiu nie może być innego zwycięzcy. Typowo męska seria z mnóstwem krwi i strzelanin. Może i brzmi to jak scenariusz dennego filmu z Seagelem czy innym Van Dammem, ale tak naprawdę jest zupełnie inaczej. Ennis serwuje nam nie tylko ciekawie zarysowane intrygi (moja ulubiona to wysłanie Punishera w głąb Rosji), ale również interesujące postacie (O'Brien, Człowiek z kamienia, dwójka gliniarzy pomagająca Frankowi) i zaskakujące twisty fabularne (
Spoiler: pokaż
śmierć O'Brien czy Micro, zamiana głównego bohatera  jednego ze story arcu
). Co ciekawe autor nie skupia się wyłącznie na walce Castle'a z amerykańskimi gangsterami ale umiejętnie szafuje vilianami (i w sumie dobrze, bo płaczliwy Nicky Cavella nigdy nie pasował mi na głównego bad assa) i dzięki temu mamy tak nieszablonowe historie jak podróż Punishera do Rosji czy Afganistanu lub walka z handlarzami ludzi albo zdesperowanymi wdowami gangsterów. Ciągle oblizuję paluszki i czekam na 5. tom.

Najgorszy - Deathlok (WKKM). Niestety, wyłączając Punishera, lipiec pod względem jakości był bardzo słaby, ale za najgorszy komiks ostatecznie uznałem przygody Luthera Manninga. Początki tego tomu były nawet znośne, ale im dalej w las było zdecydowanie gorzej. Miałem wrażenie, że co zeszyt czytam przez cały czas to samo: Deathlok próbuje dotrzeć do swoich mitycznych twórców pokonując ciągle te same przeszkody. W pewnym momencie stało się to wszystko strasznie nudne. Owszem była nutka oddania psychologicznego rozbicia postaci (m.in. naprawdę przejmująca scena
Spoiler: pokaż
próby samobójczej
), a także nadzwyczaj umiejętnie prowadzone dialogi pomiędzy bohaterem a zaszczepionym w jego ciele komputerem. Ale i tak całość strasznie się dłużyła i ciężko było mi dobrnąć do końca opowieści. Również świat przedstawiony był strasznie monotonny, bez jakiegokolwiek zróżnicowania postaci czy nawet miejsc. Ogólnie rzecz ujmując: nuda.

Zaskoczenie na plus - brak.

Zaskoczeni na minus - Iron Man (SBM). Zaraz po przeczytaniu Demona w butelce wziąłem na warsztat zdecydowanie nowszą historię Złotego Avengera i miałem nadzieję na lepszą rozrywkę, ale srodze się zawiodłem. niewiele mogę napisać o tym komiksie, ponieważ był strasznie nijaki i przewidywalny. Przejęcie kontroli nad zbroją (ile razy już to widzieliśmy!?) odbyło się w tak mało oryginalny sposób, że nawet ja nie miałem (o dziwo!!) problemu w przewidzeniu co stanie się dalej. Aż dziwne, że pozostali Avengers nie zorientowali się co się dzieje (w końcu zbroja wyruszyła na ich wspólną misję). A ostateczna walka była tak groteskowa i idiotyczna, że nie odczuwałem żadnego zagrożenia czy suspensu, ale jedynie śmiech. Ciekawi mnie tylko jedno: jak Starkowi udało się wydostać z tej
Spoiler: pokaż
bezludnej wyspy
?
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Wrzesień 17, 2018, 11:10:25 am
Nieeeeee. Deathlok to jeden z najoryginalniejszych komiksów wydanych w kolekcji. Absolutnie nie w "stylu" marvela.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Wrzesień 17, 2018, 12:38:45 pm
Owszem, intryga i fabuła Deathloka to zupełna odmienność od tego co serwował nam Marvel w latach 70'. A do tego miłe dla oka rysunki i kadrowanie (a przynajmniej w początkowej fazie historii), które przypominały rewolucyjne kadry Neala Adamsa.
Ale w ogóle mnie to nie porwało i nudziłem się strasznie przy tym komiksie. Miałem wrażenie, że z zeszytu na zeszyt czytam ciągle to samo, jakby twórcy zachęceni dobrym odbiorem opowieści na siłę wydłużali całą opowieść (nie wiem czy tak, to po prostu moja teoria). Do tego świat, w którym działa się ta historia był zupełnie nijaki, bardzo jednobarwny, bez urozmaiconych postaci. Jakże odmiennie to wszystko wyglądało chociażby w Machine Manie.
No niestety Deathlok mnie zawiódł  :sad:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Wrzesień 17, 2018, 07:08:26 pm
  Mi się poprzez jego oryginalność bardzo podobał. Owszem tom jest obszerny i poprzez to faktycznie z lekka się ciągnie, zwłaszcza że z wyjątkiem jednego przeskoku czasowego zastosowano w nim patent żywcem wyjęty z antycznej tragedii, czyli jedność czasu-miejsca-akcji. Sam bohater i sporo patentów fabularnych musiały być szokująco mocne w tamtych czasach a i dzisiaj wcale nie są jeszcze zwietrzałe. Że już nie wspomnę o tym, że nie wierzę że Paul Verhoeven nie czytał tego komiksu przed nakręceniem Robocopa, niektóre sceny są w filmie jakby jawnie wyrwane z tego komiksu. Machine Man jest jednak o prawie dekadę młodszym komiksem i nieco inaczej się go czyta, faktycznie chyba nieco lepszym, ale jeżeli nawet to raczej ze względu na rysunki Windsor-Smitha, obydwa są tak naprawdę pod względem klimatu prosto z The Warriors całkiem do siebie podobne. Dla mnie Deathlok to cichy bohater tej kolekcji, w pierwszej dziesiątce raczej bym go nie umieścił, ale już w drugiej sądzę by się załapał.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Wrzesień 22, 2018, 12:09:17 am
Hmmm... ja po upierdliwym remoncie CO w mieszkaniu dopiero się zabieram za podsumowanie sierpnia, a tu już koniec września!!!!  :shock: No i od razu napiszę, że nie mogę dojść do siebie po upadku PaczkiWRuchu. To była dla mnie najwygodniejsza forma zakupów...Chlip. Rozczarowanie , ale września, a o sierpniu będzie mowa.


No to tak. Komiksów przeczytanych 19, w tym sześć w oryginale. Po lipcowych szaleństwach tym razem skromnie, na półce przybyło 18 nowych rzeczy. A czytałem i kupowałem ponownie głównie książki...Powiało zdradą :D


Najlepszy zakupiony tytuł- "Ziemia swoich synów". Powoli staję się wielkim fanem Gipiego. Postapokaliptyczny świat stworzony w wiarygodny sposób to rzadkość w dzisiejszych czasach. No i makaroniarz znakomicie daje sobie radę z komiksowymi opowieściami o uczuciach.


Najlepszy przeczytany- tu zacytuję siebie z Filmożerców:
 "komiks , po lekturze którego miałem wrażenie obcowania z szaleństwem. "Moon Knight vol3- God & Country" Bensona [ z 2008r] to było naprawdę coś. Tomiki wydane po polsku również były świetne, ale ten... mocna rzecz. To niezwykła seria, pomyśleć, że dopiero teraz zacząłem ją czytać. Szkoda tylko, że Texeira nie rysuje jak kiedyś, tj w czasach "Sabretootha"  ;-) . Tak czy siak- polecam, znakomity tytuł. "
I zdania do dziś nie zmieniłem :)
Bardzo podobał mi się także "Anioł przeznaczenia" Cabanesa, taki klasyczny francuski kryminał/sensacja...brakuje mi takich komiksów. No i ten kadr 1 ze strony 9 ...mmm :D

Nie kupiłem żadnego złego komiksu, acz nie wszystkie nabytki już przeczytane..w ogóle zrobił mi się zapas dużo większy, niż zazwyczaj, w zasadzie w sam raz na ponure jesienno-zimowe umieranie roku.

Niestety, były aż dwa zakalce wśród lektur. Pierwszy- to nieszczęsny tomik  ,,X-Files- Żywiciele", w tym komiksie najlepsza jest okładka. No, ale zmęczyłem to w końcu ;)

Bardzo rozczarował mnie drugi tom "Army@Love- Generation Pwned". Po pierwszym TPB byłem na tyle zaciekawiony, że za sporą kasę nabyłem słaby komiks, w którym Veitch próbuje jakoś zakończyć mnogość wątków i wyraźnie mu to nie idzie. Jest parę niezłych pomysłów, ale niedosyt ogromny.

(https://4.bp.blogspot.com/-pF1iuu1AQro/WkbV5HDdOeI/AAAAAAAAIJY/_RkmOet9NAYbhuv3NrEOR_dVhZkGcVYpACLcBGAs/s1600/deadly%2Bmantis2.jpg)

Zaskoczenie na plus : są aż trzy....

Świetny "Will Eisner's The Spirit vol2" Darwyna Cooke'a i towarzyszy. Niby wciąż ta sama struktura opowiastek, a historie niezmiennie urzekają. Aha, najlepszy w gronie twórców jest tu Baker, Kyle Baker :) Jak znajdziecie, warto kupić.

"Salomon Grundy" - niezły komiks Scotta Kolinsa, który był u mnie na czarnej liście. Nauczka, żeby nikogo nie skreślać na amen.

Miłym zaskoczeniem był też TPB ''FantasticFour vol1- New Departures, New Arrivals", bo okazało się, że i Czwórka ma czasem udany scenariusz...bo rysunki podobają mi się połowicznie, tj. Allred bardzo, Bagley- niemal wcale. Ale o tym pisałem już chyba na forum.

Zaskoczenie na minus- "Yorgi cz1". Mam nadzieję , że przy lekturze kolejnych tomów będę miał więcej przyjemności, bo po tym ...mętlik ogólny  i wrażenie chaosu.
No i tom 5 Daredevila... słabszy niż poprzednie, zaczynam się bać, co będzie dalej.


Oj, naciągałem te kategorie tym razem... aha, jeszcze jedna rzecz- jak co jakiś czas, także i teraz zacząłem kilka - tak koło 9 komiksów, i w efekcie miotam się pomiędzy bardzo różnymi tytułami. Ale walczę z tym- a pierwszeństwo ma pierwszy tom "Seven Soldiers Of Victory". Świetna rzecz, Morrison w formie. Gdyby ktoś miał drugi tom, to niech da znać ;)


A Deathlok złym komiksem nie był, mnie się spodobał. Wśród staroci- jeden z lepszych.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Wrzesień 22, 2018, 08:36:41 am
Podsumowanie sierpnia, ten miesiąc będzie jakiś taki bardziej "zbiorowy":

1. Najlepszy przeczytany:
  "Corto Maltese" - Hugo Pratt. 3 tomy "Opowieść słonych wód", "Pod znakiem koziorożca", "Zawsze trochę dalej". Przyznaję, że podchodziłem do tego tytułu jak pies do jeża. Legendarny tytuł legendarnego autora, niejednokrotnie bywa tak że tego rodzaju wytwory kultury/sztuki nie są w stanie udźwignąć ciężaru swojej własnej reputacji. Z wielką przyjemnością stwierdzam, że komiks Pratta z tej próby wychodzi obronną ręką. Po krótce, dostajemy awanturniczą opowieść o przygodach marynarza nomen omen awanturnika dziejącą się w przededniu I Wojny Światowej i trzeba przyznać, że Prattowi całkiem udatnie udało się oddać klimat nadciągającej burzy i zakulisowego jeszcze szczerzenia na siebie zębów szykujących się do walki imperiów. Akcja pierwszego tomu rozgrywa się na Pacyfiku, dwójka rodzeństwa pochodzącego z bogatej rodziny handlowej dostaje się w ręce piratów, którym przywodzi złowrogi Rasputin do spółki z tylko nieco mniej złowrogim Corto (tutaj dosyć stereotypowo bohater to cyniczny twardziel z inklinacją do przestępstwa na zewnątrz, ale wewnętrznie to wręcz romantyk o silnym poczuciu sprawiedliwości) nie można powiedzieć aby dalszy rozwój akcji był jakoś szczególnie zaskakujący, ale napisane jest to naprawdę całkiem interesująco. Dwa dalsze tomy, wcale nie prezentują się pod tym względem gorzej a wręcz jeszcze lepiej, nasz bohater a to będzie poszukiwał indiańskich skarbów, a to straci pamięć i pomoże w opałach pięknej (jakżeby inaczej) dziewicy, a to stanie na drodze American Fruit Company, weźmie udział w rewolucji i zmierzy się z prezydentem-kacykiem posługującym się czarną magią, jednym słowem człowiek od wszystkiego (a wtym wypadku nie jest tak, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego). Autorowi znakomicie udaje się nakreślić obraz wiarygodnego świata, bohater porusza się po nieznanych zdecydowanej większości czytelników egzotycznych częściach świata, ale gdzieś w tle cały czas czuć to tchnienie wielkiej, znanej z kart książek historii, które nadaje całemu komiksowi sznyt mocnego osadzenia w naszej rzeczywistości. Komiks ma już swoje lata, tom pierszy ma ponad 50 lat, ale praktycznie nie sposób tego wyczuć (na sposób negatywny), owszem widać momentami pewne uproszczenia akcji typowe dla twórczości komiksowej lat 60-70 (Corto szuka skarbu? Na następnej stronie spotyka pijanego marynarza z mapą, Corto potrzebuje pieniędzy? Zaraz wysyła kupon totolotka i trafia szóstkę), ale te drobne wady raczej nie powinny wpływać na odbiór całości, najlepsze powieści przygodowo-awanturnicze w stylu Trzech Muszkieterów czy Wyspy Skarbów nie tracą nic ze swojej świeżości i po 200 latach a do takich seria Corto Maltese należy. Czy czytelnicy będą się nią również za te 150 lat zachwycać? Ciężko powiedzieć, tytuł nie jest bez szans wydaje się. W każdym razie czuć tutaj tę tęsknotę za światem, który odszedł, akcja dzieje się raczej leniwie, także czytelnik może spokojnie skupić się na chłonięciu klimatu, dzisiaj się już tak komiksów przynajmniej mainstreamowych nie pisze. Jeszcze lepiej od części scenariuszowej ma się część graficzna. Te niedbałe, wręcz od niechcenia stawiane kreski sprawiają wrażenie, że rysowanie to najłatwiejsza rzecz pod słońcem (w pierwszym tomie jest to robione aż tak od niechcenia, że bohaterowie potrafią mieć naprawdę różne twarze, w dalszych częściach autor narzucił sobie większą dyscyplinę), a największą zaletą jest z pewnością oddanie nastroju morza/oceanu. Prattowi tak doskonale udaje się odwzorować ten morski klimat, że przeglądając kolejne strony czujemy ten zapach soli i słyszymy skrzek mew oraz szum fal. Prawdą, jest że ktokolwiek choć raz zobaczy morze, ten już zawsze podświadomie będzie za nim tęsknił a Mistrz jako mieszkaniec wybrzeża wie o tym lepiej niż ktokolwiek inny i jak na prawdziwego Mistrza przystało znakomicie potrafi to przekazać czytelnikowi, w czym pomaga mu pokolorowanie jego dzieła pastelowymi barwami przez co wszystko sprawia wrażenie jakby lekko wypłowiałego na słońcu. Za grafikę daję od siebie dziesiątkę. Jakość wydania przez Egmont fajna, spory format, twarda oprawa, solidne szycie. Szkoda, że brak jakichś dodatków komuś takiemu jak Hugo Pratt należałoby się jakaś biografia i galeria prac, ale cóż nie można mieć wszystkiego. Niepokoić może fakt, że komiks jest tłumaczeniem z tłumaczenia, ale jak na moje oko laika wszystko jest raczej w porządku i naprawdę tylko w jednym lub dwóch momentach coś tam zazgrzytało mi logiczne lub gramatycznie. Czy mogę zrobić coś więcej jak tylko polecić serię o przygodach marynarza-wagabundy anglo-cygana urodzonego na Malcie, będącego samemu sobie sterem, żeglarzem i okrętem Corto Maltese? Raczej nic, ja kupuję od początku do końca, jak poziom się utrzyma to tytuł trafia na listę moich ulubionych serii. Ocena 9/10.


2. Zaskoczenie na plus:
 
   "Tank Girl" Jamie Hawlett, Alan Martin. Tytuł co do którego miałem ambiwalentne odczucia. Z jednej strony ciekaw byłem postaci Tank Girl, która Polsce znana jest raczej tylko z tego, że jest znana oraz z dziwaczno-nudnego filmu z połowy lat 90-tych z Lori Petty oraz faktu, że narysowana została przez gościa odpowiadającego za oprawę graficzną zespołu Gorillaz (swoją drogą gdzie im tam do Blur). Z drugiej przejrzałem kilka przypadkowych stron w internecie pomyślałem "ło Jezu, jestem już za stary na takie bzdety". Koniec końców ciekawość wygrała i postanowiłem zakupić pierwszy tom, a jako że nie jestem skłonny oceniać serii po jednym tomie to zakupiłem też i drugi, a gdy się dowiedziałem że całość to są trzy to dokupiłem też i trzeci bo przecie szkoda zatrzymać się na 2/3. I tak oto zasiadłem do lektury komiksów, które jak z góry zakładałem raczej już mi się nie spodobają i wylądują prosto na allegro i muszę przyznać, że się nieco zaskoczyłem. Chociaż ciężko w tym wypadku mówić o jakimś zaskoczeniu, ponieważ właściwie dostałem to czego oczekiwałem czyli typowy zinowy wygłup młodocianych artystów, którzy próbują dowalić ostrzem często prymitywnej satyry we wszystkich którzy ich wkurzają a, że młodych gniewnych wkurza z reguły cały świat to dowalają wszystkim po drodze. Zaskoczony jestem raczej poziomem ich twórczości, a ta jest naprawdę bardzo wysoka w tych komiksach po prostu czuć tą iskrę prawdziwego talentu. Poziom humoru jest często tak niskich lotów, że gdyby był samolotem to dawno zaryłby w ziemię, ale bywa autentycznie zabawny, kilka razy zdarzyło mi się głupkowato zarechotać co niewątpliwie było celem twórców, ale też i nie należy posądzać Tank Girl o chęć taniego szokowania, pod płaszczykiem prymitywnych żartów często obracających się wokół seksu i odchodów, twórcy wytykają nam bolączki ówczesnego (a także i każdego innego świata), głupotę i pazerność zarówno rządzących jak i rządzonych, plastikowość gwiazd kultury i tandetę ludzi sztuki, rażącą prymitywność ludzi z nizin społecznych tak samo jak identyczną tylko lepiej zamaskowaną prymitywność tych z salonów. Jedno trzeba przyznać autorom, zwykle są pluralistyczni w wytykaniu palcem. Jak wyśmieją ksenofobię i głupotę nienawiści do wszelkiej maści odchyłów od "normy" środowisk prawicowych to za kilka stron będzie o hipokryzji lewicy, jak na stosie wyląduje kościół to już wiemy, że gdzieś tam dalej w ryj dostanie wojujący ateista, nikt nie jest bezpieczny i nikt się nie schowa przed dwoma szydercami. Drugą sprawą są rysunki Hewletta, a te są iście genialne, to co ten facet wyprawia to absolutna poezja, rysunki pełne detali a stylu nie potrafię nazwać inaczej niż "czadowy" zarówno w kolorze jak i w czerni i bieli (przy czym te cz-b bardziej mi się jednak podobają). O fabule nie ma się co rozpisywać bo ona raczej nie istnieje Tank Girl raz pracuje dla rządu a innym razem napada na banki, raz śmiga czołgiem po Australii rodem z Mad Maxa a innym razem upija się w przystrojonym na święta Birmingham, nie ma żadnych zasad, nie ma żadnych reguł. Ta pozycja ma w zasadzie jedną wadę, bardzo mocno jest osadzona w klimacie Anglii lat 80-tych, jeżeli ktoś po prostu nie żył w tamtych czasach, lub nie jest zainteresowany, brytyjskimi realiami z tamtego okresu, to raczej nie ma szans wyłowić nawet połowy gagów, a przypisy na końcu każdej książki raczej w tym nie pomogą. Komiks raczej dla osób dorosłych, lub starszej młodzieży, trochę nagości, jeszcze więcej wulgaryzmów, bohaterowie nie stronią od używek a i dosyć absurdalne i surrealistyczne żarty raczej nie trafią do młodszych. Bardzo mi się spodobało wydanie zaproponowane przez Non Stop Comics, przyjemna w dotyku okładka (jakaś gumowana zdaje się) a zwłaszcza wysokiej jakości tłumaczenie, w kilku miejscach widać, że autor po podstawiał polskie związki frazeologiczne i po podmieniał pewnie nieprzetłumaczalne oryginalne gry słowne na nasze miejscowe i wyszło mu to całkiem naturalnie (dosyć sporo wulgaryzmów tutaj, ale takich raczej w stylu Smitha lub Apatowa, którzy potrafią tworzyć całe bloki tekstów poprzetykanych przekleństwami, które autentycznie bawią niż w stylu Krzemienieckiego, który nawsadza gwizd i wujów a człowiek czuje w tym momencie tylko i wyłącznie żenadę). W podsumowaniu, jeżeli do dzisiaj nie wyrzuciłeś kaset z Exploited i Chaos UK, kibicujesz Liverpoolowi lub Newcastle United, uważasz że jedynym rozsądnym kolorem piwa jest ten bardzo ciemny, a jedynym modelem skutera na którym nie byłoby przypału usiąść jest Vespa, twoimi ulubionymi filmami są Kwadrofonia oraz This is England, jesteś pewien że najzabawniejszymi komikami są John Cleese i Benny Hill, najgenialniejszym politykiem Winston Churchill tuż przed Margaret Tchatcher, szczytem elegancji są ubrania od Freda Perry do tego ulubioną lekturą są powieści Irvina Welsha, to powinieneś się zdecydować na przygody wulgarnej, łysej pankówy, mi się podobało, albo ten komiks jest naprawdę dobry, albo to ja jeszcze nie jestem jednak za stary aby nie bawiły mnie takie głupoty. Ocena 8/10.   



   "Wiedźmin" Paul Tobin, Joe Querio. Dwa tomy "Dom ze szkła", "Dzieci Lisicy". Jako dosyć spory fan Wiedźmina (chociaż ze wstydem przyznać, że cykl ostatni raz czytałem jakieś 15 lat temu, czas chyba na powtórkę), na dodatek uważający, że trzecia część gry, jest jedną z najlepszych rzeczy jakie przydarzyły się rynkowi gier video, muszę przyznać że jakoś nie miałem specjalnie wielkich oczekiwań co do tego komiksu. Nie wierzyłem, że amerykańskim autorom uda się podrobić ten specyficzny klimat słowiańszczyzny znany z oryginału i poniekąd miałem rację, ale trzeba przyznać, że próbowali może i nie do końca wyszło, ale też i tragicznie nie polegli. Pierwszy nieco mnie zaskoczył dosyć gotycko-horrorowatym klimatem, chociaż nie pozbawionym zupełnie tego dosyć cynicznego poczucia humoru. Momentami też ciężko ukryć że fabuła stworzona przez Tobina jest raczej mocno przewidywalna a Geralt nie zawsze zachowuje się zgodnie z tym co nakreślił Sapkowski, drugi tom to już adaptacja fragmentu "Sezonu Burz", która sama w sobie stanowiła dreszczowiec, także tutaj różnic w stosunku do wizji Mistrza raczej nie uświadczymy. Rysunki Querio z pewnością podzielą czytelników, jedni uznają że są raczej paskudnawe i niechlujnie momentalnie zbytnio uproszczone, drudzy stwierdzą, że robią klimat i mają swoisty czar próbując często czarująco nieudanie kopiować styl Mignoli (okładka w jego wykonaniu jest strasznie brzydka). Ja należę do tych drugich i dla mnie oprawa graficzna robi przyjemną robotę, ten bieda-hellboyowy wizaż pasuje do nastroju opowieści, projekty wszelkich postaci oraz potworów oparte są na ich wiualizacji w grze, także wiadomo z góry czego się można spodziewać. Podsumowując, z pewnością nie genialna, ale całkiem przyzwoita robota trochę akcji trochę "tajemnic" co nieco golizny i fan uniwersum raczej nie powinien kręcić nosem, tym bardziej że na bezrybiu i rak ryba. Jakość wydania, przez Egmont standardowa dla tomów w twardych okładkach o podobnej grubości, czyli przyzwoicie w dodatkach alternatywne okładki (Bisley jak zawsze jako pancerna pięść, chociaż i Stan Sakai całkiem fajnie się sprawił), jakiś wywiad z autorem zdaje się, ot i wszystko. Jako sympatyk bawiłem się przy lekturze naprawdę nieźle, trzeci tom wylądował na mojej liście zakupów. Ocena 7/10.


3. Najgorszy przeczytany:
   "Istota" - autorki różniste. Znowu mnie zgubiła moja sympatia do rysowanej nagości z powodu której sięgam po w miarę możliwości wszystkie tytuły z dziedziny komiksu erotycznego jakie wydawane są w naszym kraju, sądziłem że po "Polish Porno Graphics" nic gorszego w tej dziedzinie mnie nie spotka, ale jak mówi znane powiedzonko "Polak (Polka) potrafi". Z tyłu okładki przeczytamy to samo co na stronie Kickstartera, na którym zbierano fundusze czyli erotyka tym razem widziana i odczuwana na sposób kobiecy. We wstępniaku autorstwa dwóch "niezależnych artystek" odpowiadających za wydanie albumu przeczytamy o politycznych zagrożeniach dla ciał kobiet i patriarchalnym świecie, walce ze stereotypami oraz 100 stronach wspaniałych ilustracji, których w tym komiksie nie znajdziemy.  Po czym łapiemy za, że tak to przewrotnie określę "mięso". A więc po kolei mamy senną wizję seksu z satyrem (chyba najładniejszą graficznie, chociaż kilka kadrów jest raczej paskudnych a komputerowa kolorystyka to już wyjątkowo paskudna), historyjkę nader mocno kojarzącą się z epoką socrealizmu, w której bohaterka szuka komików erotycznych rysowanych przez kobiety, masturbując się co 2 strony (głęboko wierzę, że jeżeli przyjdzie do wydania erotycznej antologii napisanej z punktu widzenia mężczyzny, nikt nie oprze swojego komiksu na tym samym fabularnym patencie), hentaiową historyjkę wizyty w oceanarium (w roli głównej oczywiście macki, jeżeli z satyrem miałaby któraś walczyć o miano najładniejszego to właśnie ta), wizję wielkiej kosmicznej waginy przekształcającej się (?) w planetę wagin (bobry Vonneguta milion lat świetlnych do przodu), krótką historię walki o kobiece ciało za pomocą sikania po pijaku w bramie i lesbijskiego seksu wiążącego się ze zdradą (zapewne partnera bo przecież nie męża), najśmieszniejszą zdaje się i najpaskudniej narysowaną opowiastkę o gadule z nimfomańskimi ciągotami, która w przerwach pomiędzy braniem do ust penisów kolejnych partnerów raczy nas mądrościami w stylu "dla mnie w seksie najważniejsze jest to, żeby stworzyć przestrzeń w której można się otworzyć i być wobec siebie szczerym. Żeby czuć się bezpiecznie z własnymi pragnieniami. Ale to nie jest łatwe, zwłaszcza teraz, kiedy coraz trudniej zrozumieć kim ma być kobieta, a kim mężczyzna. Tym bardziej trzeba być przede wszystkim sobą, poza rolą. Może się okazać, że seks jest jedynym miejscem, w którym nie musisz się zmagać z cudzymi oczekiwaniami" itp. oraz ostatnia w klimatach s-f która dla odmiany opowiada o zwykłej miłości kobiety do mężczyzny ( zwykłej o ile za zwykłe uznamy to, że bohaterowie w symulacji komputerowej przybierają postać pół-ryb), jak ktoś z czytelników przypadkiem jest zboczonym ichtiologiem to być może się podnieci. Nie wiem, może to ja nie rozumiem kobiecego punktu widzenia i jestem jakiś uwsteczniony, ale na szczęście kobiety które pojawiły się w moim życiu nie marzyły wiecznie o walce lub o seksie ze zwierzętami (przynajmniej mam taką nadzieję, wolę nie pytać), po "przeczytaniu" (całość albumu to jakieś 15 minut) tej antologii i jej poprzedniczki wydanej przez Planetę Komiksów (część nazwisk autorek się pokrywa), ostatecznie wysiadam z pociągu "nowoczesny polski komiks erotyczny", najczęściej to paskudnie narysowana i dla mnie przynajmniej kompletnie aseksualna strata czasu. Jakość wydania przez Kulturę Gniewu normalna, nie ma się czym zachwycać, nie ma na co narzekać. Omijać szerokim łukiem. Ocena 2/10.


4. Zaskoczenie na minus"
   "Stickleback - Chwała Anglii" Ian Edginton, D'Israeli. Nooo, nasłuchałemm się trochę pieśni pochwalnych na temat tego komiksu, zwłaszcza od wydawcy, które szczerze mówiąc biorąc pod uwagę moją wrodzoną nieufność do reklamy nie miały na mnie wielkiego wpływu. Tym niemniej jakaś, tam pozostałość po programowaniu neuronowym pozostała, Stickleback miał być komiksem bardzo dobrym. I nie, nie jest to zły komiks, więcej jest to komiks całkiem dobry, i ma właściwie tylko jeden problem (duży, bo mniejszych ma kilka). Treść opowieści (tom podzielony jest na dwie części "Matka Londyn" oraz "Chwała Anglii" oraz), zahaczy o okultystyczny kryminał, połączony z powieścią przygodową oraz horrorem z pewną dozą czarnego humoru. Brzmi znajomo? Oczywiście, nawet na polskim bieda (ostatnio jakby mniej) rynku ma dwóch poważnych kandydatów w swojej konkurencji a mianowicie "Ligę Niezwykłych Dżentelmenów" oraz 'Hellboya" i cóż dużo mówić schodzi z ringu z pojedynków z obydwoma tytułami jak Andrew w 97 po sparingu z Lennoxem, czyli po 95 sekundach i prowadzony za rączkę. Stickleback nie ma właściwie żadnego waloru, którego nie posiadałyby dwa wspomniane wcześniej tytuły i których nie wykorzystywałyby one lepiej. Edington naprawdę mocno stara się, aby to wszystko było fajne, cool w dechę czy jak tam się to teraz zwie. Sam Stickleback okazuje się małym, garbatym, pokręconym, geniuszem-"papieżem zbrodni" na wzór dr. Moriartyego, na dźwięk, którego imienia największe kiziory z East Endu wyskakują z drobnych. Do pomocy przy kontroli przestępczego półświatka ma cały gang pomocników, pigmeja-szamana, olbrzymiego zombie-murzyna (który łamiąc stereotypy jest inteligentny i zachowuje się jak prawa ręka anty-bohatera), wytatuowaną królową dziwek, braci syjamskich, płonący szkielet władający pirokinezą, dandysowatego geja z wyższych sfer, plus kogoś tam pewnie jeszcze. Brzmi fajnie? Właściwie tylko brzmi, to wszystko jest takie nieco sztywne, nieprawdziwe, cały czas czułem że komiks nie jest fajny on jest tylko napisany aby na fajny wyglądać. Brakuje mu tej właśnie wcześniej wymienionej przy Tank Girl iskry. Problemem jest tutaj też próba mocnego rozbudowania "lore" przez autora, obydwie historyjki mocno rozrastają się w szerz, zostaje wrzuconych bardzo dużo postaci i sporo wątków pobocznych co daje nam znać, że autorzy byli przyszykowani na spory sukces i wyklepanie całkiem sporej ilości tomów. Biorąc pod uwagę, że przez te 12 lat wydano ledwie 4 części zebrane w dwóch tomach zdaje się, że seria jednak średnio wypaliła. Rysunki Brookera są dosyć ciekawe, sporej ilości czytelników mogą się podobać, natomiast ja raczej jestem uczulony na prace komputerowe i na mnie te skupiska biało-szaro-czarnych plam jakiegoś wielkiego wrażenia nie zrobiły. Jest to jeden z pierwszych komiksów Studia Lain i szczerze mówiąc nie wygląda on na jakoś strasznie wytrzymały, raczej na taki co za kilka lat się rozklei. Dodatków właściwie rzecz biorąc brak. Jak ktoś spragniony jest klimatów horroro-przygody w epoce wiktoriańskiej to może śmiało brać, wydawca zapowiedział wydanie drugiego tomu i całkiem prawdopodobne, że i ja go kupię, natomiast o ile interesujące mnie tytuły Lain kupuję zaraz po premierze tak ten kupię raczej przy okazji, a jak do tego czasu zostanie on wykupiony (powątpiewam) to cóż, rozpaczać nie będę. Ocena 6+/10.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Wrzesień 28, 2018, 09:54:58 am
@ SLFlynt
No, no... TankGirl jest mi znana od lat 90-tych, zawsze żywiłem sporo sympatię do tego komiksu, z wiekiem może trochę osłąbła, ale i tak kupuję - no i te rysunki :) , także zazdroszczę ci tego pierwszego kontaktu z tytułem... Co ciekawe, w wakacje nabyłem "TG-Apocalypse", autorstwa Granta i Pritchetta, rysunki bardzo przypominają te hewlettowskie, ciekawe jak scenariusz. Na razie komiks czeka.

Co do "Istoty"- już po wywiadach z artystkamy i spojrzeniu na listę autorek wiedziałem, że to nie dla mnie, mam nadzieję, że nie wywaliłeś na to własnych pieniędzy  :doubt:

No a "Stickleback"- dla mnie to jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy komiks SLain. Jeśli porównywać go z  Hellboyem, to jest skazany na porażkę, ale i tak bardzo go lubię i cieszy mnie, że doczekamy się na polskim rynku kontynuacji. Żadna zapowiedź wydawnictwa mnie tak ostatnio nie ucieszyła :D
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Wrzesień 28, 2018, 07:08:39 pm
    Scenariusz? to teraz Tank Girl ma scenariusze? W tych wydanych przez NSC to raczej w oczy rzuca się brak jakichkolwiek scenariuszy to raczej zbiór durnowatych gagów, kretyńskich wygłupów i obleśnych żartów. No może pod koniec widać, że twórcy planowali mniej więcej jak się akcja potoczy 3 strony później. Ta historyjka z "pierwszą" dziewczyną Boogi to mega-kozioł, Hewlett i Martin to musowo zdeprawowani okrutnicy.     
    Niestety swoje, dobrze że chociaż na ravelo przy premierze więc dosyć sporo mniej. Nie sprzedaję zostawię sobie ku przestrodze. Nie wiem jak Kultura Gniewu może wydać takie gó-o, przecież twój asortyment rzutuje na twoją renomę, "Polish Porno Graphics" też przecież zresztą kiepskie wygląda przy tym jak Manara skrzyżowany z Crepaxem. 
     Nieeeeee, nie jest zły może ale gdzie mu tam do Halo Jones czy Slaine. Nie czułem tego komiksu jakoś, autorzy powrzucali milion różnych pomysłów, które osobno wydawały się dobre ale razem zmieszane jakoś nie dały tego smaku, widocznie nie ten kucharz co trzeba to mieszał. Tak się zastanawiam teraz i właściwie nic z tego komiksu nie pamiętam. Może to, że ta druga lovecraftowa historyjka była fajniejsza.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 01, 2018, 09:22:44 am
Ja, podobnie jak @LD, biorę się za podsumowanie sierpnia, w którym m.in. przyspieszyłem z Blueberrym i rozpocząłem (bardzo możliwe, że ku uciesze @mkolka) cykl z klasycznymi mutantami Marvela.

Lektury: Blueberry t. 3 i 4, X-Men: Zmierzch mutantów (WKKM, drugie czytanie), X-Men: W cieniu Saurona (WKKM, drugie czytanie), Deadpool i goście cz. 1 (WKKM), Kingsman, Pan Higgins wraca do domu - łącznie 7.

Najlepszy - Blueberry t. 3. Nareszcie ta seria zaserwowała mi komiks westernowy jaki chciałbym ujrzeć z intrygą nakreśloną przez główne szczebla władzy rządowej i barwnymi dramatis personae. Poza Blueberrym główne skrzypce wiedzie zwodnicza Chichuachua Pearl i jest to pierwsza postać kobieca, która dostała tak dużą rolę w całym cyklu, co również należy odnotować na plus, bo jest ona bardzo niejednoznaczną postacią. Samo rozpoczęcie całej fabuły jest trochę naciągane (Mike ni z tego ni z owego trafia na pościg Meksykanów za informatorem), ale później cała intryga rusza do przodu, a mnogość postaci pobocznych ubarwia scenariusz. Czytałem wszystko z niekłamaną radością. Niebanalne było również zakończenie, chociaż naiwność Blueberry'ego jest co najmniej niezrozumiała.

Najgorszy - Kingsman. Początkowo chciałem wrzucić ten komiks do negatywnych zaskoczeń, ale po zastanowieniu stwierdziłem, że jednak ta pozycja jest po prostu zła (w snach nawet nie myślałem, że napiszę to o komiksie stworzonym przez Millara). Nic tu mnie nie zaciekawiło, tym bardziej, że poszczególne wątki (trening, intryga głównego viliana, relacje pomiędzy bohaterami) były skonstruowane naprędce i po łebkach. Jakże odmiennie to wszystko wyglądało w filmie, który stanowi o kilka klas lepszą rozrywkę i w którym widać, że scenarzyści naprawili większość wad pierwowzoru.

Zaskoczenie na plus - Pan Higgins wraca do domu. Rozrywka najwyższej klasy!!! Wziąłem ten komiks wyłącznie ze względu na nazwisko scenarzysty i z myślą, że po przeczytaniu pozbędę się go, ale teraz jestem przekonany, że jeszcze do niego wrócę. Tym bardziej, że lektura nie jest wcale długa (ok. 20 min jak z bicza strzelił). Inspiracją "Nieustraszonymi łowcami wampirów" jest oczywista (zresztą twórcy wcale tego nie ukrywają) i podobnie jak w tym klasycznym filmie mamy całe mnóstwo wampirów i kuriozalnych prób ich zgładzenia. Dodajmy do tego mroczną tajemnicę skrywaną przez przez jednego z bohaterów, mnóstwo słownego i sytuacyjnego humoru oraz filozoficzne zakończenie, które poddaje w wątpliwość główne motywy stojące za zemstą i mamy przepis na uroczą w swoim odbiorze powieść graficzną. Polecam jako niezobowiązującą lekturę na krótkie podejście.

Zaskoczenie na minus - brak.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 03, 2018, 08:15:54 am
No to teraz wrzesień, który był bardzo duotematyczny: albo Blueberry albo X-Men plus jeden mały (ale jakże istotny) rodzynek. 
Lektury: Blueberry t. 5-8, Beast (SBM), X-Men: Druga geneza (WKKM, drugie czytanie), X-Men: Mroczna Phoenix (WKKM, drugie czytanie), X-Men: Czasy minionej przyszłości (WKKM), Top 10 (drugie czytanie) - łącznie 9.
 
Najlepszy - Top 10. Ostatnio jak czytałem ten komiks to przegrał w miesięcznym zestawieniu z "300" Millera, ale teraz nie miał już tak zdecydowanego kontrkandydata. Genialna fabuła (połączenie CSI z Gwiezdnymi wojnami) i nie ustępująca jej warstwa graficzna, której znakiem rozpoznawczym jest mnóstwo nawiązań do pop kultury, a komiksów w szczególności. Wiarygodnie nakreślone postacie i ich wspólne relacje, a przede wszystkim barwny i urzekający świat, w którym dzieje się akcja (jaka miła odmiana po ascetycznym i nijakim świecie przedstawionym w Deathloku  :wink: ). No i możliwość odkrywania kolejnych easter eggów, których mnóstwo przewija się na poszczególnych kadrach. Z ciekawszych rzeczy, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi to Jesse Custer w roli ... kaznodziei oraz młodociana wersja Cloak i Dagger. Jeden z najlepszych komiksów jakie kiedykolwiek czytałem!!! Egmoncie, gdzie te spin-offy?
 
Najgorszy - brak, chociaż zastanawiałem się nad Beastem. Ale z drugiej strony czytając komiksy SH z lat 60' i 70' trzeba być przecież przygotowanym na czasami idiotyczne rozwiązania fabularne czy infantylizm i przyjąć zupełnie inną konwencję niż przy czytaniu komiksów współczesnych. Na szczęście uważam siebie za wyrobionego czytelnika  :wink: i nie odstraszają mnie tego typu lektury, a wręcz przyjmuję je jako folklor, z którym miło od czasu do czasu się zapoznać.
 
Zaskoczenie na plus - tym razem dwa tytuły:
X-Men: Mroczna Phoenix. Już nie pamiętam ile razy czytałem tą historię w młodości w TM-Semikowych zeszytach, ale kiedy znów wróciłem do mrocznych przygód Jean Grey (a był to pierwszy, najpierwsiejszy przeczytany tom z WKKM) to nie zrobiły na mnie aż takiego wrażenia. Przerażała mnie ściana tekstu i wewnętrzne rozterki bohaterów, a całość dłużyła się niepotrzebnie. Teraz kiedy ponownie odświeżyłem sobie ten komiks jestem nim wręcz zachwycony. Wielowątkowa opowieść o ciemnej stronie własnego „ja” i uleganiu pokusom oraz konieczności zapłaty za swoje postępowanie nie zestarzała się ani na jotę. Claremot z Byrnem z zeszytu na zeszyt budują niewiarygodne napięcie i widać, że wszystko jest przemyślane do samego, jakże wybuchowego, końca. Ściana tekstu oczywiście pozostała, ale podkreśla to tylko wewnętrzne rozbicie bohaterów (nie tylko głównych, ale również pobocznych, jak Lilandra), dzięki czemu łatwiej jest wczuć się w ich sytuację. Wspaniała i jakże wzruszająca historia. Typowy „musisz mieć” dla fanów Marvela.
Blueberry t. 7-8. Cykl „Mister Blueberry” stanowi poboczną serię, a jednocześnie kontynuację przygód dziarskiego eksporucznika armii USA, który osiadł w legendarnym miasteczku Tombstone. Mamy tutaj wyraźną zmianę narracji (m.in. zdecydowanie więcej humoru sytuacyjnego czy słownego), a główna akcja nie dzieje się na niezmierzonych stepach Dzikiego Zachodu, lecz w jednym miejscu (poza tym poznajemy również pewne wydarzenie z przeszłości Blueberry’ego). Świetne wkomponowanie głównej postaci w autentyczne wydarzenia przypomniało mi trochę naszą rodzimą trylogię z Potopem na czele, chociaż czasy zupełnie odmienne. Dzięki temu obok naszego bohatera, jego nowej miłostki czy pisarza Campbella, mamy takie historyczne postacie, jak bracia Earpowie z Dokiem Holliday’em, Geronimo i bracia McLaury. No i oczywiście słynny pojedynek w Corralu OK, który wprawdzie został trochę „podrasowany”, ale wyszło wszystko bardzo zgrabnie (dla osób bardziej zainteresowanych historią Dzikiego Zachodu polecam doskonały serial „The West” (https://en.wikipedia.org/wiki/The_American_West), za którego realizację jest odpowiedzialny Robert Redford). Nie wiedziałem czego spodziewać się po kontynuacji serii, a dostałem kawał dobrej rozrywki na kilka wieczorów.
 
Zaskoczenie na minus - brak.
 
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Październik 03, 2018, 09:56:11 am
   "Mroczna Phoenix" to jak dla mnie chyba szczytowe osiągnięcie komiksu superhero, przynajmniej w podgatunku "typowego superhero". Przepadałem za tym komiksem za dzieciaka a teraz jak po latach przeczytałem jego wydanie z WKKM to spodobał mi się o wiele bardziej. Doprawdy Byrne i Claremont stworzyli coś ponadczasowo monumentalnego. Wielka szkoda, że wszystko to zostało później rozwodnione jakimiś pi****letami, że to był kosmiczny pasożyt tak naprawdę a jeszcze bardziej naprawdę to nie była Jean Grey itepe. Top 10 jest rewelacyjne, ale gdzie mu tam do X-Men.   
   Beast jest faktycznie nieco "taki se". Tak jak kocham te starocie, tak ten komiks też mnie trochę wynudził.Sprawa może się trochę rozbijać o to, że tak jak w przypadku innych staroci kolekcyjnych są to rzeczywiście najlepsze historie z tamtego okresu, tak tutaj dostaliśmy raczej przeciętną produkcję reprezentującą swój okres. Ja tam przy Bestii bawiłem się nienajgorzej, ale porównując do innych ramotek, czuć w nim różnicę poziomów.
   ps. Gdzie w Top 10 te Gwiezdne Wojny???
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 03, 2018, 11:00:53 am
Gdzie w Top 10 te Gwiezdne Wojny???
No, ze względu na różnorodność ras i różne światy. Chociaż może faktycznie powinienem pozostać przy określeniu "kosmiczne CSI".

Sprawa może się trochę rozbijać o to, że tak jak w przypadku innych staroci kolekcyjnych są to rzeczywiście najlepsze historie z tamtego okresu

Większość na szczęście tak, ale niestety nie wszystkie. Z tych takich totalnych słabinek na myśl przychodzą mi (z obu marvelowych kolekcji): Bomba obłędu (wrzucony chyba wyłącznie ze względu na powrót Kirby'ego do Marvela), Inhumans (wrzucony chyba wyłącznie ze względu na tie-in do Wojny Kree ze Skrullami) i Fantastyczna Czwórka (wrzucony chyba wyłącznie z powodu wypuszczenia lepszych historii w ramach WKKM).
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Październik 03, 2018, 11:12:56 am
Bomba obłędu jest kapitalna w tym swoim kampowym stylu. Obalić Dooma to był jedyny komiks z FF o którym z ręką na sercu mógłbym powiedzieć, że mi się podobał. A Inhumans, no faktycznie bez szału, ale da się czytać. Może poprostu Inhumans nie miało dobrych komiksów nigdy? Do dzisiaj wszyscy mają ich w d...
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 03, 2018, 11:29:55 am
Może poprostu Inhumans nie miało dobrych komiksów nigdy?
Ja bym z miłą chęcią przeczytał wydane już u nas "Inhumans" Jenkinsa i Lee albo "Silent War" jako kontynuacja WKKM-owego Syna M. Ale oczywiście w SBM musieli wrzucić jakieś pitu-pitu z Tajnej Inwazji  :sad: .

A, i we wcześniejszym wyliczeniu zapomniałem dodać Deathloka  :wink: .
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Październik 04, 2018, 04:25:14 pm
"Gdzie w Top 10 te Gwiezdne Wojny???"

Tak poza wszystkim... Mam wrażenie, że wspominane były wciśnięte gdzieś  C3PO i  R2, ale mogę się mylić. Aż znów zerknąłem na ukryte aluzje i odnośniki :) - także zerknijcie, może cuś wam umknęło.

https://www.toplessrobot.com/2010/03/the_top_20_nods_cameos_and_easter_eggs_in_alan_moo.php


,,Top10" to akurat jeden z tych komiksów Moore'a, który zachwyca mnie bez przerwy, a trochę lat już upłynęło od pierwszej lektury. I akurat tu nie mam temu wariatowi nic do zarzucenia, podobnie jak we "FromHell" 8)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 05, 2018, 07:01:17 am
Mam wrażenie, że wspominane były wciśnięte gdzieś  C3PO i  R2, ale mogę się mylić.
Było, było. Odkrywanie kolejnych nawiązań w Top 10 to naprawdę super zabawa. Dzięki za link.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Październik 06, 2018, 03:28:58 pm
Przez te drobiazgi nie mogę się pozbyć pierwszego wydania polskiego, bo w drugim supermyszy nie są we właściwych kolorkach...  :lol:
Czytam właśnie HeadLoppera 2 i jestem zdumiony, o ile drugi tom jest lepszy od pierwszego, pod każdym właściwie względem... Piszę o tym, bo w podsumowaniu może się ten komiks nie znaleźć, a warto sięgnąć ;)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: adam and arluk w Październik 17, 2018, 06:59:43 pm
1,2 Muszę wspomnieć o dwóch świetnych komiksach ostatnio przeze mnie zakupionych i przeczytanych
Murderabilia - niby typowa historia obyczajowa, ale z bardzo oryginalnym pomysłem wiodącym, skłaniająca do refleksji, pełna emocji. Miodzio
Wielki kant - noir pełną gębą, lata 30 (?chyba) ciemne typki, damulka, zbrodnia itp. Trillo zastosował bardzo ciekawy zabieg, czyta się znakomicie.
Rozumiem, że mój skromny opis może nie zachęcić ogółu, ale naprawdę warto, szkoda gdyby zostały pominięte.
i jeszcze
5 na plus - Kaczor Howard - za Marvelem nie przepadam, a tu szok. Howard na tropie problemów egzystencjalnych, perełka
  na minus - Hawkey z Marvel Now - jedyna zakupiona z tej linii seria Marvela bo podobno najlepsza i rozczarowanie. Nie jest co prawda beznadziejna, raczej taki sobie średniak, nic specjalnego.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: gobender w Październik 17, 2018, 07:28:03 pm
Czytam właśnie HeadLoppera 2 i jestem zdumiony, o ile drugi tom jest lepszy od pierwszego, pod każdym właściwie względem..

Serio? Dla mnie chaotyczny i stracił cały klimat z jedynki.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Październik 21, 2018, 02:12:16 am
Wrzesień , miesiąc równonocy. Kupiłem 13 komiksów, ledwo 11 przeczytałem.

1-Najlepszy komiks zakupiony [wybieram wśród przeczytanych] -
Mało chyba znany komiks ''Loose Ends" Latoura i Brunnera. Już o nim na forum pisałem, polecając innym -  i nadal to polecenie podtrzymuję. Sensacyjna, szybka, pełna zwrotów akcji i nieco chaotyczna historia. Obrazki nieźle momentami dają po oczach, świetnie współgrając z akcją.

2-najlepszy komiks przeczytany -
"Ziemia swoich synów" . A ponieważ już o Gipim się rozpisywałem, to wymienię także "Doctor Strange vol.1- The Way of the Weird" Aaarona i Bachalo.
Kupiony dla rysunków tego ostatniego  okazał się miejscami prawdziwa ucztą dla oka, zawsze lubiłem stronice, nad którymi można spędzić  dobre parę minut podziwiając szczegóły i szczególiki. Nie znam zbyt wielu komiksów z dr. Dziwakiem, ale tu postać maga prezentuje się zdecydowanie najbardziej sympatycznie, trochę mnie to zaskoczyło.  No po prostu równy gość :)
Aaron- co do którego cały czas mam mieszane uczucia- tym razem tworzy bardzo dobrą, wciągającą opowieść. Chyba kupię dalsze tomy tego runu... tak przy okazji, mój egzemplarz został wydany w ramach brytolskiej kolekcji komiksów Marvela, nie wiem, czy ukaże się też u nas...

3-najgorszy komiks zakupiony - "Boso na front". Autor, H.Rasenjin, jest jak kolejny  Sorge- na kolanach wielbi chyba wszystko co radzieckie, lub chociaż pochodzące z krajów bloku wschodniego, przedstawiając na rozsianych po komiksie planszach cuda takie jak kalkulator Elektronika [ tu akurat go rozumiem, do dziś ze wzruszeniem wspominam model BZ-38, był rewelacyjny] czy chociażby polskiego Fiata 126p. Plansze zakłócają lekturę dość prosciutkiej historii zwerbowanej przez bezpiekę wiedźmy walczącej u boku krasnoarmiejców . Sporo radzieckiego...tfu, rosyjskiego folkloru, prosty i nieco przyciężki humor. Ogólnie rzecz biorąc-  denerwuje mnie ten komiks i nie wiem, czy do niego jeszcze wrócę, na razie ma leżakowanie.

4-najgorszy komiks przeczytany- nie było złych, chociaż...zawiódł mnie Hulk, co przyznaję z bólem, bo od dawna kibicuję tej postaci. "Koniec i inne opowieści " to jednak dość przeciętny tom.

(https://i.pinimg.com/236x/4f/60/c6/4f60c67eb969505819de77547f6f4870--avenger-time-hulk-smash.jpg)

5-najwieksze zaskoczenie - tak na plus, jak na minus.
Na plus- "Dark Reign- Sinister Spider-Man"- też Bachalo, scenariusz Reeda zapewnia niezłą rozrywkę- mamy tu nawet rzut pudlem.
Jeszcze jeden,  olbrzymi plus:   muszę wspomnieć raz jeszcze o pierwszym tomie dwuczęściowej edycji "7 Soldiers Of Victory" . Morrison czasem rozczarowuje, czasem irytuje- ale tu znów udowadnia, że kawał z niego pisarza. Dobra, wielowątkowa historia...Z postaci dalszego planu [bo tak szczerze- kto z nas może swobodnie rozprawiać o losach Klariona, albo streścić najstraszniejsze przygody  ShiningKnighta? Ja na pewno nie :) ] uczynił  pełnokrwistych bohaterów epickiej komiksowej serii . Bohaterów , co się zowie. Baaaardzo duże, pozytywne zaskoczenie.
Nie znam jeszcze zakończenia, ale mam nadzieję, że uda mi się w miarę szybko gdzieś zdobyć drugi tom... Chociaż chyba nie będzie to łatwe.

Rozczarowany byłem chyba tylko przy drugim tomie Gumballa- cholera, nie wykorzystują scenarzyści nawet ułamka potencjału tej postaci.

Na tym kończę, no i przepraszam, że znowu tak późno, wypadałoby się bardziej zebrać w sobie :P
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 22, 2018, 06:55:52 am
ledwo 11 przeczytałem.
Ty mówisz ledwo, a u mnie to najlepszy miesięczny wynik  :badgrin:
Chyba kupię dalsze tomy tego runu... tak przy okazji, mój egzemplarz został wydany w ramach brytolskiej kolekcji komiksów Marvela, nie wiem, czy ukaże się też u nas...
W brytyjskiej WKKM wydali cały run Aarona i Bachalo (do #20) w czterech tomach.

No i teraz właśnie burzysz cały mój misterny plan, który zakłada rezygnację z WKKM po 150. numerze. No chyba, że Egmont wyda to wcześniej.

"Koniec i inne opowieści " to jednak dość przeciętny tom.

Osobiście kupiłem ten komiks głównie ze względu na Future Imperfect. Mam nadzieję, że mnie ten komiks podejdzie lepiej niż Tobie  :smile: . Ale przekonam się o tym pewnie gdzieś za kilka lat  :biggrin: . Obecnie wziąłem się za odkrywanie uniwersum DC, ale o tym w moim następnym podsumowaniu  :biggrin:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Październik 22, 2018, 01:11:19 pm
Ja również kupiłem tom dla "FutureImp.", ta historia przynajmniej jest niezła...ale nic ponadto.

 A co do lektury doktora - fajnie, że cały run wyszedł im w kolekcji, ale przynajmniej do wakacji nic mi to nie da ;) - ja swój kupiłem w Forbidden Planet na przecenie, za całe pińć funtów :) Cały czas jest w tej cenie, jak masz znajomych w Anglii, to zachęć ich do współpracy, ja niestety takowych nie mam  ...
Może dodatkowo zachęci cię jeszcze wnętrze domu Strange'a , zwłaszcza węże-
https://khareesi.files.wordpress.com/2016/10/6.jpg?w=1000&h=769
Przyjemniaczki ;)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Październik 22, 2018, 01:51:20 pm
https://khareesi.files.wordpress.com/2016/10/6.jpg?w=1000&h=769 (https://khareesi.files.wordpress.com/2016/10/6.jpg?w=1000&h=769)
To jest Bachalo? Ten sam co rysował pamiętnego Ghost Ridera 2099? Nigdy bym nie powiedział. Może to kwestia kolorystyki, ale zupełnie inaczej zapamiętałem jego styl.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Październik 22, 2018, 05:39:20 pm
Ten sam.
Tamten styl Bachalo bardzo lubiłem [dotąd mam np. włoską edycję Generation Next, tylko dla rysunków, języka nie znałem i nie znam ;) ], ale i nowy jest znakomity...gdyby jeszcze bardziej różnicował twarze kobiet...
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Październik 27, 2018, 10:16:51 am
   Podsumowanie poprzedniego miesiąca. Wrzesień jakby miesiącem "polskim", plus nadrabianie Conana ale ten jest poza wszelką konkurencją a i już o nim pisalem:

1. Najlepszy przeczytany:
    "Relax - Antologia Opowieści Rysunkowych" tom 1 i 2, autorzy różni. W czasach wydawania oryginalnego Relaxu pojawiałem się zaledwie w planach, toteż nie miałem za bardzo okazji zapoznać się z oryginałem, owszem x lat później wpadło w moje ręce kilka archiwalnych numerów, ale szczerze mówiąc średnio je już pamiętam, toteż jako miłośnik wszelakich wykopalisk, byłem bardzo ciekawy w/w zbiorków. Nazwiska autorów pojawiające się w antologii to prawdziwa ekstraklasa polskich twórców Rosiński, Christa, Wróblewski, Polch , Baranowski a także zapewne mniej znani młodszemu czytelnikowi Szyszko czy Parzydło. Wybór tematyczny opowiadań to istny galimatias tzw. od sasa do lasa, mamy tu i komiksy wojenne,przygodowe, satyrę i fantastykę, obyczajowe, historyczne itd itp. Naprawdę jest w czym przebierać i dla każdego coś miłego się znajdzie, podczas lektury widać jak na dłoni dlaczego gwiazdy naszej sceny komiksowej zostały gwiazdami, komiksy Rosińskiego natychmiastowo przykuwają uwagę świetną kreską i przestajemy się dziwić dlaczego ten akurat rysownik zainteresował swoim dorobkiem Belgów od niego dostajemy serię krótkich historycznych wyrywków z historii Polski, stanowiących jawną wprawkę do Thorgala, a także przygody protoplasty Yansa, który również podróżuje w czasie. Wróblewski w swojej wysokiej formie z rozpoznawalnym na pierwszy rzut oka przyjemnym realistyczno-kreskówkowym stylem (tu trzeba powiedzieć, że komiksy przez niego rysowane są najmocniej nacechowane czerwoną propagandą, czyżby najłatwiej jego było przekonać do podpisania się swoim nazwiskiem pod partyjnymi scenariuszami, a może wogóle sam był "ideowy"?), całkiem ciekawe graficznie prace Marka Szyszki (totalnie nonsensowna "Tajemnica Kipu", całkiem niezłe fantasy "Pięć Kroków Wstecz" czy jeden z najfajniejszych komiksów w obydwu zbiorach "Konus" w którym tytułowy klasowy frajer dzięki treningom dżudo zdobywa serce szkolnej ślicznotki oraz szacun wszelakich chuliganów i bananowców ze swojej dzielni). Wśród scenarzystów prym wiedzie zdecydowanie jeden z ojców założycieli współczesnej polskiej s-f Stefan Weinfeld wraz z rysowanymi przez Witolda Parzydłę "Opowieściami nie z tej Ziemi" zdecydowanie wzorowanymi na "Dziennikach Gwiazdowych" Lema, "Tam gdzie Słońce zachodzi seledynowo" rysowanymi przez Andrzejewskiego (nie wierzę, że ten nie widział wcześniej Lone Sloane), czy całkiem konkretnej sensacyjnej "Czarnej Róży". Uwagę też zwraca z pewnością Baranowski z Orient Menem, zaskakujące s-f "Spotkanie" Polcha (z podobno mocno wtedy skandalicznym rysunkiem nagiej pary na ostatnim obrazku) i erotyzujące satyry Janusza Christy. Jakość wydania przez Egmont bardzo dobra, powiększony format, ciekawa historia oryginalnego "Relaxu".  i wspominki Rosińskiego, Kołodziejczaka czy Birka na temat tego pisma. Brakuje nieco okładek oryginalnych numerów wraz ze spisem treści, zdaje się że mógłby Egmont to dorzucić. Jednym słowem, część z tego materiału już się nieco zestarzała, ale część jest jak najbardziej aktualna i dzisiaj, materiał chyba nie tylko dla miłośników starych pierników ale i dla wszystkich zainteresowanych komiksem jako takim, chyba trochę wstyd nie znać chociaż wybiórczo historii polskiego komiksu. Ja się bawiłem przy lekturze naprawdę nieźle i o ile nie ma się alergii na pojawiające się od czasu do czasu przygody radzieckich partyzantów to brać jak najbardziej. Trzeci tom ląduje na liście do kupienia obowiązkowego, wraz z "Domanem" i "Wehikułem Czasu". Ocena 8/10.


2. Zaskoczenie na plus:
  "Osiedle Swoboda tom 1" Michał Śledziński. Twórczość Śledzia nie jest mi zupełnie nieznana, pamiętam gościa jeszcze z pisemek komputerowych oraz miałem w rękach ze dwa czy trzy losowe numery "Produktu", ale Osiedle jako całość było mi raczej obce. Tak czy inaczej sięgnąłem po zbiorcze wydanie "najważniejszego polskiego komiksu lat 90-tych", i czy faktycznie osiedle jest takim komiksem? Nie mam zielonego pojęcia, niewiele czytałem polskich komiksów z lat 90-tych więc nie bardzo z czym mam porównać, ale ten jest faktycznie co najmniej dobry. W skrócie, mamy tutaj historię paczki przyjaciół zamieszkujących typowe szare blokowisko sprzed dwóch dekad, i tutaj trzeba przyznać, że Śledziowi udało się ten klimat odwzorować znakomicie. Od autora jestem nieco młodszy, ale to co widzę na kartach jego komiksu jest dokładnie tym co pamiętam ze swojego rodzinnego domu (może z wyjątkiem łysych dresiarzy notorycznie atakujących całą piątkę, u nas poszczególne grupy żyły ze sobą raczej w zgodzie i nikt nie wchodził sobie w drogę), ba nawet muzyczny gust z autorem mamy bardzo podobny. Miasta wychodzące z szoku po balcerowiczowej terapii szokowej a mimo to panujące dalej wysokie bezrobocie, alkohol i narkotyki na ulicach, obleśne kluby, obleśne sklepiki i obleśna cała reszta a pośród tej obleśności grupka całkiem przyzwoicie (chociaż dosyć stereotypowo) nakreślonych postaci przeżywa swoje wzloty i upadki. Śledziu nie stroni od umieszczenia w swoim komiksie elementów fantastycznych, które jednak wcale nie zaburzają wiarygodności przedstawianego świata, tak samo jak i spora dawka, momentami rzeczywiście zabawnego humoru (chociaż autor do znudzenia atakuje tutaj moherową część społeczeństwa, nie wiem przyjmuję to jako objawy młodzieńczego buntu i podejrzewam, że po tych kilkunastu latach zdążył się zorientować że nie każdej babci należy zabrać dowód. A może i nie). Graficznie, jak wygląda chyba każdy zainteresowany będzie wiedział, mi jego cartoonowo-zinowa z często umieszczonymi na dalszym tle żartami pozornie niestaranna kreska bardzo pasuje (wizualizacja "bitwy" metali z depeszami jest epicka i a jej inspiracja mistrzem Bizem nadto widoczna). Wydanie Kultury Gniewu ładne, niespecjalnie wielki format ale za to trochę dodatków, papier offset, po prostu ok. Nie jestem pewien, czy młodemu czytelnikowi podejdzie aż tak bardzo ten komiks, jego życie wygląda teraz zdaje się inaczej, ale weteranom szlifowania bruków i picia piwa na osiedlowych boiskach mogę tylko i wyłącznie polecić. Ocena 7+/10.


3. Najgorszy przeczytany:
   "Ayrton Senna - Historia pewnego mitu" - Lionel Froissart, Christian Papazoglakis, Robert Paquet. Nie, nie jest to komiks zły, ba jest nawet całkiem przyjemny ale jakby nie patrzeć coś musiałem w tym dziale umieścić, posiada on właściwie tylko jedną, ale za to poważną wadę, jest widocznie zbyt krótki. Na 48 stronach autorzy starali się zamieścić najważniejsze momenty z całego życia słynnego kierowcy no i powiedzmy sobie szczerze, wyszło to raczej średnio na jeża i raczej nie mogło wyjść inaczej. Komiks ten wygląda tak, że czytelnik interesujący się wyścigami F1 i znający biografię Senny nie znajdzie tutaj absolutnie nic nowego a czytelnik nie mający pojęcia o temacie, po lekturze chyba niespecjalnie będzie mądrzejszy. Z jednej strony fajnie, że nakreślono takie sprawy jak rywalizacja Ayrtona z Alainem Prostem, która właściwie zdeterminowała jego obraz w świadomości społeczności, fajnie też że wspomniano o takich ciekawostkach jak oskarżenia jego kolegi z zespołu, że inżynierowie Hondy ustawiają swoje silniki pod głównego bohatera (co po wielu latach okazało się prawdą), z drugiej niefajno że "zapomniano" o jego konflikcie z młodym wtedy Schumacherem, który swoimi wypowiedziami podgrzewał jeszcze klimat, o tym że Senna nie chciał startować w czasie feralnego wyścigu a uczynił to pod naciskiem Franka Williamsa i słowem nie wspomniano o katastrofie Rolanda Ratzenbergera, co wydaje się przecież dosyć ważne dla fabuły. Czyli dostajemy garść w większości suchych faktów raczej wszystkich znanym a właściwie niczego się nie dowiadujemy o Sennie jako o człowieku. Co do warstwy graficznej mam mieszane uczucia, rysownikom dobrze się udaje oddać dynamikę wyścigów F1, pędzące bolidy sprawiają dobre wrażenie (aczkolwiek jakby dorzucono jeszcze do nich trochę szczegółów z pewnością bym się nie obraził) a dosyć wiernie oddane tory powodują, że nie mamy problemów z rozpoznaniem danego zakrętu czy prostej, sporo gorzej momentami wyglądają ludzkie twarze, aczkolwiek także raczej nie mamy problemów z określeniem "who is who", toteż tragedii nie ma. Ogólnie oceniam na plus, chociaż mogłoby być lepiej. Wydanie Screamu, pozytywne, spory format, żadnych błędów, krótka charakterystyka bohatera (można było dorzucić listę śmiertelnych wypadków podczas wyścigów jak na mój gust). W podsumowaniu, komiks wiele by zyskał jakby był 2 lub 3 razy obszerniejszy, w formie jakiej wygląda mamy bardziej do czynienia z jakimś jego streszczeniem niż ostatecznym produktem. Dobrze, że Scream szuka swojej niszy oprócz mega-hiper-deluxów za "pińcet" i rysowanej erotyko-pornografii (obydwie rzeczy pochwalam, żeby nie było) i komiksy militarne oraz takie "biograficzne" mogą być strzałem w 10-kę, mam nadzieję tylko że następnym razem lepiej dobiorą tytuł. Na koniec ciężko mi tego komiksu nie polecić bo fan sportów motorowych nie ma na naszym rynku właściwie żadnego wyboru, ja na półce zostawiam jako ciekawostkę, ale oceny nie mogę dać wyższej niż 5/10.

  Drugi najgorszy:
  "Endorf" Mariusz Moroz. Kolejny komiks, który nie prezentuje się wcale jakoś szczególnie tragicznie, ale słabuje na tle pozostałych lektur z tego miesiąca. "Endorf" to komiks historyczny nawiązujący do wydarzenia mającego miejsce w rzeczywistości czyli zamordowania Wielkiego Mistrza Zakonu Krzyżackiego Wernera von Olserna przez brata zakonnego Jana von Endorfa. Na temat tego co się wtedy wydarzyło naprawdę nie wiadomo właściwie nic oprócz tego, że morderstwo miało miejsce, toteż Moroz przedstawia nam swoją własną wizję wydarzeń. I do tego scenariusza mam spore zastrzeżenia, o ile opowieść sprawdza się jako historia awanturnicza to jakoś nie wydaje mi się aby taki przebieg historii mógł mieć faktycznie miejsce, intryga sprawia wrażenie naprawdę mocno wydumanej. Niewiele dobrego da się też powiedzieć o warstwie graficznej o ile tła miejscami są naprawdę udane (nie jest to poziom Vasco, ale bywa momentami całkiem nieźle) to już twarze postaci są naprawdę paskudne ich proporcje na niektórych kadrach dziwaczne a kolory nałożone komputerem też nie sprawiają dobrego wrażenia, komiks by chyba zyskał jakby wydać go w czerni i bieli a tak to minusik mamy. Wydanie Kameleona całkiem przyjemne, spory format, dobry papier brak widocznych błędów w dodatkach szkice zakonnych rycerzy (aczkolwiek najlepiej by było jakby były przedstawione w formie ukazania struktury całego Zakonu) i opisane to co wiadomo o rzeczywistych wydarzeniach jakie miały wtedy miejsce. W podsumowaniu widać, że przed Morozem jeszcze sporo pracy nad stylem tak rysunku jak i pisania, ale wykorzystanie bardzo ciekawego i nie wiedzieć dlaczego bardzo rzadko używanego w polskim komiksie okresu historycznego ("Dwa Miecze" by się zdały) powoduje, że po następny komiks autora przy sporej promocji być może postanowię sięgnąć. Do poprawki, ale tragedii nie ma. Ocena 5/10.


4. Zaskoczenie na minus:
   "Egipskie Księżniczki" Igor Baranko. Komiks nieznanego dla mnie, ale cenionego w środowisku autora, więc oczekiwania spore. No i tak jakby zachwycony się specjalnie nie czuję. Obserwujemy historię tytułowych nastoletnich księżniczek Titi-Nefer i Kiki-Nefer, córek Ramzesa III, które muszą się udać do miasta przeklętego faraona Echnatona, aby otrzymać swoje horoskopy. I cała opowieść trzeba przyznać, jest wciągająca tylko że tam po prostu jest wszystkiego za dużo. Wątków jest tysiąc pięćset a postaci jeszcze więcej na dodatek większość z nich pojawia się bez sensu i znika bez jakiegokolwiek widocznego celu. Na początku mamy mamy wrażenie, że mamy do czynienia z historią polityczno-awanturniczą, później trafiamy w klimaty prusowskiego "Faraona", aby dalej dojechać do mistyczno-magicznych odjazdów. Wykłady z historii starożytnego Egiptu mieszają się ze scenami z pełnokrwistego hollywodzkiego slashera, biblijnymi przypowieściami i filozofowaniem na temat religii i jestestwa człowieka wogóle, co wprowadza straszny galimatias w scenariuszu a rozeznania się w nim wcale nie ułatwia fakt, że obydwie księżniczki są bardzo do siebie podobne ,tylko że jedna ma zęby bardziej jak królik a druga mniej. Ten komiks jest na poważnie o wszystkim i o niczym, można by podejrzewać że autor specjalnie wodzi nas na manowce, ale ja bardziej odniosłem wrażenie, że jemu co chwilę się zmieniała koncepcja tego jak ten komiks ostatecznie ma wyglądać a na dodatek to polubił wymyślane postacie, że postanowił że wykorzysta je wszystkie co do jednej. Graficznie zaś komiks Baranki to absolutna ekstraklasa i nie da się go określić innym przymiotnikiem jak śliczny. Agresywny kontrast między czernią i biel powoduje, że nie mamy problemu z określeniem co właśnie widzimy na obrazku, postacie nie rysowane specjalnie realistycznie doskonale wpisują się w nieco baśniową konwencję a ilość szczegółów na niektórych planszach zamienia je w małe dzieła sztuki. Na plusik też z pewnością obecność gustownej zawsze przeze mnie lubianej nagości. Wydanie Timoffa, mocno budżetowe, papier fajny, ale dodatków zero a komiks jest klejony. W podsumowaniu, przyjemny komiks ale pod względem scenariuszowym dla mnie to rozczarowanie, tym niemniej autor ze względu na niezwykły talent malarski trafia u mnie do folderu "do sprawdzenia". Ocena 6/10.

  Drugi na minus:
"Osiedle Swoboda tom 2" Michał Śledziński. Ten zbiór w przeciwieństwie do pierwszego nie zawiera komiksów drukowanych w "Produkcie" tylko osobno wydaną serię. Widać, że autor nie chciał powtarzać swoich poprzednich dokonań i postanowił odmienić wizerunkowo swój tytuł. I jak dla mnie to szczerze mówiąc wyszło raczej tak se. Klimaty obyczajowej komedii schodzą na dalszy plan (aczkolwiek są obecne) a na scenę wkraczają wątki sensacyjne z domieszką superbohaterszczyzny. Sama fabuła jest całkiem ok i nawet wciągająca (wiadomo, że trzeba mocno oko przymrużyć), ale chyba jednak bardziej oczekiwałem zwykłej kontynuacji a nie wywracania konwencji do góry nogami. Nowo wprowadzone postacie całkiem sympatyczne i zabawne (z wyjątkiem tego kretyńskiego czarnego charakteru stylizowanego na Jokera), ale wprowadzane są trochę bez ładu, składu i momentami bez celu. Nie wszystkie są wykorzystywane, tak samo jak i nieco chaotycznie poprowadzone wątki nie zawsze znajdują rozwiązanie. Graficznie też nie jestem do końca zadowolony, sama kreska momentami podobna do tej z pierwszej części, momentami Śledziu pozwala sobie na eksperymenty graficzne, ale niestety całość została pokryta kolorem, który raz nałożony jest mocno średnio umiejętnie, dwa niszczy większość tego "andergrandowego" czaru komiksów zawartych w pierwszej antologii. Wydanie Kultury Gniewu podobne jakościowo do pierwszego z wyjątkiem zamiany papieru na kredowy. Podsumowując, chyba dobrze że autor nie chciał zapleśnieć w swojej strefie komfortu, ale mi nie do końca przypadł kierunek w którym poszedł. Komiks jest ok, ale tylko tyle. Ocena 6/10.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Październik 29, 2018, 01:36:59 pm
Faktycznie polska dominacja ;)

Mam jedno pytanie- w komiksie o Sennie jest gdzieś pokazany Nigel Mansell ? : D Jeśli tak, czy mógłbyś pokazać kadr?

Kibicowałem wąsatemu lata temu, stąd ciekawość ;)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Październik 29, 2018, 02:33:53 pm
O ile dobrze pamiętam, to jest jedna scena z Nigelem i nawet wypowiada on jakieś zdanie, ale to podczas wyścigu i jest w kasku.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Październik 29, 2018, 03:01:17 pm
Dzięki :)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Listopad 05, 2018, 11:18:35 am
Przyspieszamy panowie, przyspieszamy. W październiku rozpocząłem zupełnie nowy cykl, który będzie trwał przez ładnych parę miesięcy, a nazywa się ogólnie DC, tak więc moje kolejne podsumowania będą zdominowane przez tytuły z tego wydawnictwa.

 Lektury: Marshal Blueberry (Egmont), X-Men (SBM)*, Wolverine (WKKM, drugie czytanie), Wolverine (SBM), Wonder Woman: Bogowie i śmiertelnicy (WKDC), Wonder Woman: Raj utracony (WKDC), Wonder Woman t. 1-2 (DC Deluxe), Jezioro ognia (NSC)- łącznie 9.
 * dwie historie zawarte w tym tomie traktuję oddzielnie.
 
Najlepszy - Wonder Woman: Bogowie i śmiertelnicy. Kolekcja WKKDC pozwala nam na zapoznanie się z originami i pierwszymi rokami wielu bohaterów (o czym będę miał okazję przekonać się w najbliższej przyszłości), ale niestety te, które czytałem do tej pory – Superman i Liga Sprawiedliwości – nie wywarły na mnie dużego wrażenia. Na odrębnym biegunie stoi natomiast historia walecznej Amazonki, którą się czyta (jak również ogląda) z wypiekami na polikach. Od czasu przeczytania WW w ramach Nowego DC uwielbiam kiedy Diana ściera się z konfliktami wywołanymi przez bogów, a tych w tym tomie jest tego całe mnóstwo. Do tego zgrabne nawiązania do oryginalnej historii wymyślonej przez Moulstona i drobiazgowe rysunki Pereza, które powinny zadowolić każdego. Od tego tomu powinno się rozpoczynać każde dłuższe czytanie przygód WW, ponieważ stanowi idealny odnośnik do pozostałych historii.
 
Najgorszy X-Men: Season one (główna historia zawarta w X-Men z kolekcji SBM). Kolejny odświeżany origin, który stanowi strasznie płytką i chaotyczną historię młodych mutantów wrzuconych do obecnych czasów. Współczesność nie wyszła mutantom na dobre, a do tego język, którym się posługują jest dla mnie niezrozumiały (nie wiem czy to kwestia tłumaczenia czy oryginału?). Ogólnie rzecz ujmując bardzo słaby jest to komiks tak pod względem scenariusza, jak i graficznie.

Zaskoczenie na plus - tym razem aż dwa tytuły:
Wolverine (SBM). Nie jest to oczywiście poziom Millerowego Wolverine’a, ale muszę przyznać, że ten album czytało mi się z nieukrywaną przyjemnością. Oczywiście żadnych psychologicznych przemyśleń czy zapadających w pamięć tekstów tu nie odnajdziemy (choć był ciekawy motyw z odczuwaniem bólu przez Logana), ponieważ Aaron postawił na czystą rozrywkę i w takiej konwencji ten album sprawdza się idealnie. Również rysunki Garney’a były miłe dla oka i świetnie wpasowały się do fabuły. No i super zakończenie historii rozgrywanej w przeszłości, które w zaskakujący sposób opisuje Wolverine’a jako niezłego skur…..
Jezioro ognia. Kolejny typowy akcyjniak, w którym fabuła gna jak szalona do przodu, a krótkie przestoje pozwalają tylko na szybkie nabranie oddechu, by chwilę później rzucić czytelnika w wir kolejnej nieprawdopodobnej akcji. Może intryga nie jest w obecnych czasach zbyt oryginalna (atak krwiożerczych potworów nie z tego świata), ale osadzenie całej akcji w 1220 r. nadaje komiksowi unikalnego smaczku. Wprawdzie wszystkie dramatis personea są raczej jednowymiarowe i można się po nich spodziewać właśnie takiego zachowania jak to ukazano w komiksie (ci „dobrzy” są na wskroś bohaterscy i pomocni, ci „źli” oczywiście okrutni i zawistni), ale zupełnie nie przeszkadza to w kibicowaniu im i trzymaniu kciuków w walce z zupełnie obcym (dosłownie i przenośni) dla nich zagrożeniem. Czytało się to jednym tchem; idealny tytuł na wakacyjny filmowy blockbuster.


 Zaskoczenie na minusWonder Woman t. 1 (DC Deluxe). Niestety zawiodłem się na tym komiksie. Oczywiście nie spodziewałem się niczego na miarę Catwoman czy Gotham Central, ale jednak miałem nadzieję na porządną rozrywkę. Natomiast pierwszy tom przygód walecznej Amazonki pisany przez cenionego przeze mnie Grega Ruckę stanowił w większości rozczarowanie (a w szczególności początki tego tomu). Zupełnie nie potrafiłem wciągnąć się w problemy dyplomatyczne związane z działaniem ambasady Temiskiry, ani jej pracowników, a i sama Diana była taka jakaś mało superbohaterska. Również otwierająca ten tom powieść graficzna Hiketeja była zupełnie mi obojętna. Na szczęście im dalej w las tym było już znacznie lepiej, a tom 2 wszedł na zupełnie inne tory i ta konwencja bardziej przypadła mi do gustu.
 
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Listopad 08, 2018, 11:39:37 am
No i po październiku, miesiącu braku silnej woli i nieumiarkowania w zakupach.
 
Lepsze komiksy chyba kupowałem, niż czytałem  :) . Na półkach pojawiło się 38 nowych pozycji, a spis nabytych tytułów w kalendarzu otrzymał nazwę "skup". To wszystko przez WCC w Nadarzynie, gdzie znowu mi się poszczęściło  ;) , oraz promocję w Multiversum...portfel chudy, dziecko z głodu kwili, ale co tam, stos czekających na przeczytanie komiksów rośnie.
Za sukces miesiąca uznaję uzyskanie wolnej powierzchni na półce - ok  0.75 metra bieżącego , dzięki sprytnemu przekłądaniu komiksów.....to było niczym jenga czy puzzle rozgrywane przez waryata, ale się udało :)

Przeczytałem 19 komiksów. W zeszłym miesiącu udało mi się dokończyć kompletowanie drugiego zestawu Sandmana, tym razem w całości po polsku , w twardych oprawach i ze zmienionymi kolorami, które- ku mojemu zdziwieniu i zadowoleniu zarazem- jednak mi się podobają  ;) . Zacząłem więc lekturę od początku, parę lat niektórych tomów nie czytałem. To na pewno jeden z komiksów mojego życia, nie będę się zbytnio rozpisywał. Pomijam go w zestawieniu, bo konkurencja nie walczy w tej samej kategorii wagowej...

Kupiłem też wielbioną przeze mnie w dzieciństwie książkę/komiks M.Piotrowskiego, ,,Szare Uszko'', ale z lekturą czekam na wyjątkowo dobre samopoczucie ;) Zdziwiło mnie , że doskonale pamiętałem niektóre kadry, a czterdzieści parę lat już minęło.... Znakomita inicjatywa wydawnictwa Wolno.
Bardzo chciałbym , żeby ktoś wydał jeszcze reprint  ''Zwariowanej książeczki" Jerzego Jesionowskiego- to dopiero rewelacyjny tytuł!

Dobra, czas na kategorie, których wybitnie nie chciało mi się dziś stosować....

Punkt pierwszy-najlepszy komiks zakupiony

Z kupionych oraz przeczytanych w październiku : nie było tytułu, który zachwycał, większość wywoływała reakcję ''niezłe, całkiem niezłe".
Wyróżniłbym komiksy ze scenariuszami Latoura...Pierwszy to   "Weapon of Choice", ostatni z posiadanych przeze mnie tpb Spider-Gwen. Co ciekawe, zupełnie już nie przeszkadzają mi rodriguezowe różowości - cóż znaczy siła przyzwyczajenia! Druga rzecz- chwalony już przeze mnie na forum "LooseEnds" z rysunkami Brunnera. Lektura przypominała mi seans "Prawdziwego romansu" Tony'ego Scotta . Dużo chaosu, niepokoju, nerwowości...wiarygodne  postaci, sensacyjne zwroty akcji,  niespodziewane zakończenie i świetnie współgrające ze scenariuszem rozedrgane i agresywnie kolorowe rysunki.
 I pomyśleć , że kupiłem to przypadkowo podczas promocji NSC  :)  Znowu obiecałem sobie, że wnikliwie przyjrzę się ofercie Image, bo co i rusz wyskakuje jakiś nieznany mi zupełnie, a dobry komiks.

Na półce czeka m.in . "She-Hulk Complete Collection 1" Slotta, omnibus "Superior Foes Of Spider-Man", bardzo lubiany przeze mnie komplet Nebela, Szambala , Judge D itp, itd Ech, żyć nie umirać :D. Natomiast  już  w  listopadzie przeczytałem "The Vision" Kinga, który to komiks zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Ale o tym- za miesiąc.

2-najlepszy komiks przeczytany : patrz punkt pierwszy.

3-najgorszy komiks zakupiony:

"Uncanny X-Men- Historie małe". Odradzam.

4-najgorszy komiks przeczytany

"Uncanny X-Men- Historie małe". Zdecydowanie odradzam.

5-najwieksze zaskoczenie -

Na początek plus dodatni-   to zakupy poczynione w październiku, nie spodziewałem się, że aż tyle interesujących rzeczy mi się trafi. Niestety, przespałem pierwszy tom zbiorczego Hellboya, i źle mi z tem bardzo, ale może uda się to jeszcze kupić.  Zresztą byłby to już trzeci egzemplarz tych dwóch historii, ale tamte są już dość wiekowe i  taki np. 'Wake the Devil" nosi już ślady zużycia, szkoda mi staruszka ;) Fatalnie się z tym gapiostwem i prokrastynacją czuję. No ale pocieszają mnie m.in. dwa tomy Hellblazera po 15 złociszy :D

Po raz kolejny zaskoczyło mnie Image. A kiedyś sarkałem na Ripclawa, Spawna i inne ich wydawnictwa...zmiany, zmiany, zmiany.

Zaskoczenia negatywne:

Uncanny X- men.
Seria, którą wielokrotnie polecałem na forum, ze znakomitymi rysunkami Bachalo, przyniosła  tom, którego nie chce mi się nawet szczegółowo opisywać.  Czuję się, jakby mnie ktoś oszukał, poklepał lepką rąsią po policzku i powiedział ,,No co, jest gites, nie? No to nara..."
Mam wrażenie, że się powtarzam, ale odradzam z całego serca.

W kategorii rozczarowań traktuję także szeroko reklamowany, "wszechkobiecy", numer 2000 AD : "The Sci-Fi Special 2018".Co prawda, jak to w antologii, mogłem się spodziewać nierównego poziomu, ale żeby renomowane wydawnictwo  pozwalało na aż takie wahania ?
Parę opowiastek w ogóle nie zasłużyło na publikację- żenująco słabe historyjki ilustrowane przez rysunkowo uzdolnione inaczej pańcie...i sytuacji nie ratuje choćby cytowanie utworu Anthraxu z '87. Na szczęście są  w numerze także przyzwoite komiksy, w jednym z nich mamy dla odmiany cytaty z twórczości kolejnej lubianej przeze mnie za młodu grupy, tym razem to Dark Angel  ;) Jednak spodziewałem się duuużo więcej. Po raz kolejny otrzymujemy dowód , że antologie "z klucza" płciowego nie są najlepszym pomysłem.

To tyle, jesli chodzi o październik. Spojrzałem na to, co już przeczytałem w listopadzie i te parę lektur  w zasadzie przebija wszystko z października :D Przynajmniej na chwilę obecną takie odnoszę wrażenie.


UFF! w tym miesiącu z podsumowaniem zdążyłem nieco wcześniej.

ps- w przyszłym miesiącu postaram się ograniczyć emotikony.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Listopad 09, 2018, 01:54:09 pm
Na półce czeka m.in . "She-Hulk Complete Collection 1" Slotta, omnibus "Superior Foes Of Spider-Man",
Też z miłą chęcią przytuliłbym te omnibusiki. Tom o She-Hulk z WKKM to jedno z największych (oczywiście pozytywnych) zaskoczeń tej kolekcji, a o SFoS-M nie słyszałem jeszcze negatywnej opinii.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Listopad 09, 2018, 02:52:17 pm
Zerknij na promocję w MVRSM,  chyba do jutra trwa, taniej tej SHulk nie widziałem. Ja od chwili przeczytania tego toku kolekcji zwróciłem baczniejszą uwagę na Slotta i bardzo mi się to opłaciło, teraz to jeden z moich ulubionych scenarzystów. Porządny remiecha, jeszcze nie natrafiłem na jego komiks, od którego by mnie odrzucało.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Listopad 10, 2018, 10:45:28 am
   Podsumowanie października. Po kilku miesiącach przerwy powrót do superbohaterów. Przyznam się, że nieco się stęskniłem za rajtuzowcami i rajtuzówkami.  UWAGA, UWAGA, ATTENCION, ACHTUNG, WNIMANIE będzie sporo spoilerów fabularnych, więc jak ktoś nie czytał danego komiksu to radzę omijać, mnie tam osobiście takie rzeczy raczej nie przeszkadzają, ale niektórzy są wrażliwi na tym punkcie. Tak więc jedziemy z tym koksem.


1. Najlepszy:

  "WKKM Kaczor Howard" - Steve Gerber, Frank Brunner, Gene Colan. W naszym kraju bohater znany właściwie wyłącznie z odżegnanego od czci i wiary filmu z lat 80-tych. Powiedziałbym, że jestem pewnie jakimś zwichrowanym dziwakiem, ale z tego co widać w internecie, nie jestem specjalnie odosobniony i wiele osób, że film jest całkiem fajny. Jak się wobec tego prezentuje komiksowy oryginał? Dużo, dużo lepiej, miałem wysokie oczekiwania co do tego tytułu na starcie a dostałem chyba nawet więcej niż oczekiwałem. W skrócie, w komiksie mamy przygody tytułowego kaczora, który z powodu chwilowego nałożenia się na siebie wszechświatów trafia do marvelowskiej rzeczywistości ze swojego kaczego świata. Howard z racji swojej postaci w naszym świecie zostaje wyrzutkiem a jego położeniu nie pomaga fakt, że w swoim świecie zdaje się też był taką hmm...kaczką. Chciałoby się powiedzieć, że Kaczor Howard jest naprawdę nietypowym komiksem, ale byłaby to prawda tylko połowicznie. On jest tak naprawdę dosyć typowym komiksem ale nie dla Marvela a dla całego rynku komiksowego lat 70-tych. Howard to swoiste dziecko swoich czasów, wytwór kontrkultury wyraźnie będący pod wpływem undergroundowych komiksów twórców takich jak Robert Crumb czy Trina Williams. Szefostwo wydawnictwa widocznie uznało, że publika jest już gotowa na postać cynicznego abnegata na kaczych łapach i chwała im za to. Sam komiks ma zacięcie mocno komediowe i satyryczne ale jak się można spodziewać po rodowodzie mocno jednocześnie "zaangażowany", przemoc i narkotyki na ulicach, nierówności społeczne, obłuda sekt, miałkość kultury i sztuki, przekupność i amoralność świata polityki i biznesu a także zwykłe ludzkie wady tkwiące w każdym z nas, to właśnie skomentuje Howard z nieodłącznym cygarem w dziobie, znaczy się jest śmiesznie (momentami bardzo), ale często się zdąża, że jest to uśmiech przez łzy. Jednocześnie Gerber nie zapomina skąd się wywodzi i nasz bohater będzie musiał się zmierzyć z całą galerią superłotrów, oczywiście są to czarne charaktery na miarę naszego kaczora oraz miasta w którym on wylądował czyli Cleveland. Spotka się więc po kolei z Gorko morderczym Człowiekiem-Żabą, Bessie krową-wampirem (kto się nie zaśmiał w scenie schwytania Howarda przez policję w momencie gdy stoi on nad ubranym w płaszcz zwierzakiem przebitym kołkiem ten musi być ponurakiem), wspólnie ze Spider-Manem uwolni z łap złowrogiego czarownika rudowłosą barbarzynkę Beverly Switzler, która okaże się post-hippisowską modelką pozującą nago i zostanie drugą pierwszoplanową postacią komiksu, jednocześnie natchnieniem, kołem zamachowym i kochanką (w domyśle) naszego kaczora, kosmicznym Człowiekiem-Rzepą, ulicznym rozrabiaką rodem z tanich filmów z Chuckiem Norrisem gdy "iluzoryczność czasu" oraz "wola osiągnięcia sukcesu" umożliwi mu zakończenie wieloletniej nauki kung-fu w  3 godziny i 17 minut, oraz nieletnią wariatką usiłującą w swoim zamczysku wypiec nowego potwora Frankensteina. Rysunki Colana jakie są zainteresowani wiedzą, niezainteresowani mogą sprawdzić w internecie. Ja osobiście bardzo lubię ten styl lat 70-tych, 80-tych a artystów takich jak Adams, Claremont, Steranko czy Starlin uważam za jednych z najbardziej utalentowanych w branży. Na ich tle Colan z pewnością nie ma się czego wstydzić, co ciekawe w posłowiu są umieszczone słowa Gerbera w których twierdzi on, że Kaczor Howard był tworzony tak, aby nie być podobnym do Kaczora Donalda a to co widzę na karkach zdaje się przeczyć temu co on mówi. Obydwie postacie są strasznie podobne do siebie i nie wątpię, że był to efekt zamierzony (zresztą żartów nawiązujących do postaci innych wydawnictw/wytwórni jest ukrytych więcej). W podsumowaniu, czy mogę nie polecić jednego z najmniej marvelowskich komiksów z Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. NIE. Polecam z całego serca, świetna rozrywka ale raczej dla dorosłego czytelnika (a tak mimochodem sprawdziłem i nowa seria przygód Howarda zbiera bardzo dobre opinie, może by tak ktoś kiedyś u nas to?). Ocena 9/10.


  "WKKM Spider-Gwen:Ścigana?" Jason Latour, Robbi Rodriguez. Właściwie ten komiks, powinien trafić do punktu poniżej, ponieważ po dowiedzeniu się o co mniej więcej w nim będzie "biegać", moje oczekiwania w stosunku co do niego wynosiły mniej niż zero, ot pewnie kolejny tęczowy wymiot ze stajni opanowanej przez polityczną poprawność, pomyślałem. I szczerze mówiąc nie jestem pewien czy miałem rację czy nie, natomiast sam komiks jest, hmmm... z braku lepszego określenia powiem czarujący. Fabularnie mamy tutaj pierwszy występ Spider-Mana a raczej Spider-Woman z rzeczywistości równoległej a jest nią nie kto inny a bardzo lubiana przez czytelników od dawna nie żyjąca w "naszej" rzeczywistości Gwen Stacy. Latour w niezwykle umiejętny sposób miesza w swoim kotle wszelkie składniki, które uczyniły mitologię Spider-Mana tak smakowitym daniem. Gwen osiąga swoją wiedzę w dziedzinie "z wielką mocą, przychodzi wielka odpowiedzialność" ni mniej ni więcej niż za sprawą śmierci Petera Parkera, który najwidoczniej chcąc zaimponować dziewczynie swoich marzeń pichci jakąś miksturę, która przemienia go w Lizarda (dowiadujemy się tego za pomocą retrospekcji, nie wiem czy istnieje jakiś komiks, który dokładnie przedstawia genezę Spider-Gwen), napędzana wyrzutami sumienia bohaterka oskarżona o śmierć Petera rusza w miasto, aby odpokutować swoje wyimaginowane bądź też nie winy.  Sprawy z pewnością nie będą jej ułatwiać ją J.J.Jameson prowadzący starożytnym obyczajem prasową krucjatę przeciwko "morderczyni", ścigający ją kapitanowie NYPD George Stacy oraz Frank Castle (tak, tak ten sam scena z jego pojawieniem się w masce pgaz. to mega-kozioł), Adrian Toomes aka Vulture, Matt Murdock jako złowrogi prawnik Kingpina oraz zołzowata Mary Jane Watson frontmenka zespołu rockowego the Mary Janes w którym Gwen występuje "po cywilu" jako perkusistka. Brzmi znajomo? Jasna sprawa, wszystko to już było ale ukazane tutaj jako odbicie w krzywym zwierciadle jest jednocześnie zadziwiająco orzeźwiające. Kolejną rzeczą sprawiającą, że jestem "za" są rysunki Rodrigueza dzięki którym każdy jeden kadr oglądałem z wielką przyjemnością. Tym swoim cartoonowym, dynamicznym stylem podchodzącym nieco pod klimaty lubianych przeze mnie Bachalo i Ramosa, ale raczej bez naciągania ludzkiej anatomii, na dodatek zaznaczając wszystkie kontury ostrym akcentem ołówka, neonowe wwiercające się przez oczy prosto w mózg kolory (sporo różowości) doskonale wpasowują się w konwencję komiksu młodzieżowego o nastolatce. Lupoi coś tam wspomina w przedmowie, że projekt kostiumu Gwen jest powszechnie uważany za najlepiej zaprojektowany przez Marvel na przestrzeni ostatniej dekady, nie wiem czy to prawda bo pewnie wszystkich nie widziałem, ale ten jest faktycznie absolutnie zachwycający. W podsumowaniu nowo-stare otwarcie przesympatycznej Gwen, które dzięki utalentowanemu scenarzyście i nie ustępującemu mu rysownikowi wcale nie wygląda na "jest bo jest, bo ma być parytet" powinno się spodobać zarówno młodemu czytelnikowi jak i staremu weteranowi. No i wicie/rozumicie Egmoncie ja rozumiem, że Avengers czy X-Men trzeba wydać niezależnie od poziomu, ale po Silver Surferze to wygląda mi na kolejną serię Marvel Now, która wstyd że się nie ukazała na naszym rynku. Ocena 8/10.



2. Zaskoczenie na plus:
  "WKKM Wolverine i X-Men:Nowy Początek" Jason Aaron, Chris Bachalo, Nick Brodshaw. Kolejny komiks, który przed przeczytaniem określiłem jako "pewnie jakieś g-o" i któremu muszę zwrócić honor. Momentem wyjściowym dla historii, jest próba otwarcia nowej szkoły dla utalentowanej młodzieży, która ma miejsce już po śmierci Profesora X oraz rozłamie w podstawowej drużynie X-Men. Dyrektorem zostaje nie kto inny jak sam Logan, który stara się przygotować szkołę do kontroli stanowej w czym pomagać będą wicedyrektor Kitty Pryde, główny księgowy Bobby Drake, naczelny wykładowca Henry McCoy oraz woźny Toad. W końcu co może pójść źle w szkole w której uczniowie władają niepojętymi mocami nad którymi nie zawsze sprawują kontrolę, wykładowcy wcale nie są specjalnie stabilniejsi, fundamenty są postawione na żywej wyspie, po jej terenie hasają nieprzeliczalne ilości psocących chochlików wyraźnie spokrewnionych z Nightcrawlerem a dzień inspekcji zostaje wybrany na moment ataku na placówkę przez młodociany Hellfire Club? Wiadomo wszystko. Cóż, komiks ma wyraźnie komediowy charakter, nie jest to może humor najwyższych lotów, momentami robi się tak slapstickowo, że byłem pewien, ze ktoś w tym całym rozgardiaszu nadepnie na grabie (tak się nie stało a chyba jednak szkoda) ale też nie ma na co narzekać, idzie kilka razy się uśmiechnąć a fabuła choć nie zawsze sensowna (motywy drugiego ataku na szkołę są strasznie absurdalne) to na tyle umiejętnie utkana przez Aarona, że czyta się ją z przyjemnością. Siłą tego komiksu nie jest tak naprawdę ani humor ani sens, ale to co legło u podstawy oryginalnych X-Men a mianowicie relacje pomiędzy członkami grupy. Autor sadza przy szkolnych ławach młodocianych kandydatów do nowej drużyny mutantów i tak jak ich poprzednicy każdy z nich stanowi swoistą indywidualność i każdy będzie dopiero próbował znaleźć swoją grzędę w nowym miejscu (wzorem wszelakich filmów ala "Breakfast Club" mamy i typ sportowca i buntownika bez powodu i outsidera i kujona, brakuje tylko lali w stylu cheerleaderki i dziwaczki która okaże się fajna, ale może Aaron kogoś jeszcze dołączy). Naprawdę możliwości na interakcje zachodzące pomiędzy bohaterami są bardzo duże, co dobrze wróży na przyszłość, seria X-Men od dawna potrzebowała takiego odświeżenia-restartu. Postacie rozpisane są bardzo przyjemnie  z wyraźnie zaznaczonymi cechami charakteru, ale czuć że mają swój potencjał a czytelnik dosyć szybko zaczyna odczuwać do nich sympatię. Ich projekty graficzne też są naprawdę w porządku (mały Brood w swoim szkolnym mundurku i okularach wygląda przeuroczo, idealny materiał na maskotkę), Bachalo sprawuje się bardzo dobrze i ze swoim stylem doskonale pasuje do rozrywkowego klimatu serii, Bradshaw też nieźle chociaż tutaj już mało oryginalnie. W kilku słowach na koniec zatem lektura lekka, łatwa i przyjemna, co dosyć znaczące to po Spider-Gwen kolejny komiks dla młodszego czytelnika, który przypadł mi do gustu o wiele bardziej niż reszta czytanych ostatnio marvelowskich smętów. Może to dlatego, że nawiązują do czasów kiedy komiksy superhero miały być przede wszystkim fajne? Tak czy siak pod wpływem tej lektury zakupiłem serię wydaną przez Egmont, mam nadzieję że poziom raczej nie spada. Ocena 7/10.



3. Najgorszy:
  "WKKM Thor Gromowładna" - Jason Aaron, Russel Dauterman. Hmmm...nie za bardzo wiem od czego zacząć, może od tego, że po lekturze dostałem jakiejś martwicy mózgu. Historia zaczyna się zdaje się niedługo po wydarzeniach przedstawionych w Original Sin. Thor wysłuc**je z ust Nicka Furyego kilka słów niewiadomej treści i ni stąd ni zowąd przestaje być "godny" swego młota Mjolnira. Na stanowisku największego obrońcy Asgardu jest chwilowy wakat, ale że natura nie znosi próżni zjawia się inna osoba "godna" dzierżenia boskiej broni, a jest nią kobieta i to nie kto inny jak Jane Foster (wiem, że wyprzedzam nieco fakty, ale korzystając z promocji w Merlinie zakupiłem nieopatrznie drugi tom). Właściwie cały ficzer tego albumu polega na tym, że Foster biega po kadrach i powtarza w kółko, że jest godna noszenia młota a w tym czasie Thor rozpacza i powtarza, że przestał być godny i musi się dowiedzieć kim jest tajemnicza kobieta. Fabuła jakaś tam jest, bohaterka stacza bój z szefem Roxxonu przemienionym w minotaura, Malekithem królem Czarnych Elfów oraz Lodowymi Olbrzymami, ale rozmazuje wszystkich po ścianach bez problemu bo w końcu 5 stron wcześniej okazała się godna młota. Dosyć ciekawe wydaje się, że Jane sama siebie nazywa się Thorem, widocznie Thor to nie jest imię skandynawskiego boga tylko jakiś tytuł równie przechodni co puchar mistrzostw świata w piłce nożnej. Thor się nazywa teraz Odinsonem, ale nawet autor unika wyraźnie bezpośredniego zwracania się do niego w stylu "hej Odinsonie", tylko wszystkie inne postacie mówią mu per ty, ciekawe czy jakby Skandynawowie nazwali swego boga gromów Bogdan to Jane też zostałaby Bogdanem? Jakoś nie bardzo mogłem dojść do tego, jakim cudem skoro młot obdarzał wcześniej Dona Blake'a mocą i osobowością Thora, to właściwie czym została obdarzona Foster skoro stary Thor jest nadal sobą tylko ze zmienionym imieniem? Autor nie uznał za stosowne wytłumaczyć tego zwykłemu śmiertelnikowi, wystarczy stwierdzenie że ona jest godna a jeżeli nawet jest to sprzeczne z logiką to tym gorzej dla logiki. Nie wiem może powinienem być wdzięczny Aaronowi, że nowym Thorem nie została Misty Knight chociaż z drugiej strony jak dla mnie on byłaby bardziej godna tego tytułu (dlaczego właściwie Jane Foster jest godna w sumie też się nie dowiadujemy tak samo jak tego jakim cudem chora na raka kobieta podnosi młot na księżycu). Rysunki Dautermana, prezentują się całkiem nieźle, jest efektownie i kolorowo, momentami tak bardzo że nie widać na obrazkach co się dzieje, ogólnie na plus ale do komiksowego Hall of Fame ich autor raczej wstępu nie dostanie. Nie wiem, może ja jestem jakimś seksistą, ale jak na mój gust to seksistowski jest ten komiks, Odyn zostaje czarnym charakterem a jego miejsce przejmuje Freja gwiazda nadziei w morzu męskiej głupoty i szowinizmu, a Titania podczas pojedynku daje się okładać młotem po twarzy w imię jak to sama twierdzi "girl power" (to nie żart, chociaż może w sumie miał nim być) a ja cały czas nie widzę ani jakiegokolwiek rozsądnego powodu ani logicznego wytłumaczenia tego, że żeńska postać przejmuje imię i moce Thora. Jedyne co mi to to, że autor najpierw sam sobie sformatował łeb że Thor ma być kobietą i wuj a teraz próbuje to samo zrobić czytelnikom. Kompletnie skandaliczne są za to jego złote myśli umieszczone w posłowiu dzięki którym dowiadujemy się, że pomysł tej serii nie powstał z dnia na dzień tylko jest "naturalnym elementem opowieści rozwijającej się przez dekady" (fakt dla opowieści powstałej na bazie  mitologii wikingów niezwykle naturalnym jest to, że bóg-wojownik zmienia płeć), a jak się komuś nie podoba to się może iść walić (tak to odczytałem). Wiesz co Aaron sam się idź wal, nie muszę kupować tych twoich pierdół i więcej nie będę. Nie wiem może moje rozgoryczenie byłoby mniejsze gdyby nowa seria Thora była dobra, tylko że ona taka nie jest. Ocena 3/10.

  Drugi najgorszy "WKKM Naprzód Avengers!" - Brian Bendis, Mark Bagley. Brawo kolejny kasztan Marvela ze znaczkiem A w tytule. Komiks jest zdaje się początkiem nowej serii o Avengers wydawanych w ramach Marvel Now, ja zdaję sobie sprawę, że jest on skierowany do młodszej widowni, ale na litość boską nie bardzo rozumiem dlaczego dzieciaki traktuje się jak kretynów co łykną każdy nonsensowny kit? Tak zwana fabuła rozpoczyna się w momencie ataku na wojskowy konwój z którego zostaje skradziona...chwila oczekiwania w napięciu...kopia kosmicznej kostki stworzona przez naukowców USA!!!!TADAM!!!! Zaskoczeni? Ja też, Ameryka już tak zabrnęła daleko technologicznie, że potrafi stworzyć kosmiczną kostkę, ale jednocześnie żołnierze ją eskortujący jadą Abramsami i uzbrojeni są w karabinki M4, które co można z góry złożyć przy próbie jej kradzieży przez złodzieja obdarzonego jakimiś niezwykłymi zdolnościami (w tym wypadku zamiany swojego ciała w wodę) są równie przydatne co packa na muchy. Próba ta pomimo "przypadkowego" wmieszania się w nią Hulka okazuje się udana. Dalej przeskakujemy w inne miejsce i znowu kolejna próba kradzieży jakiegoś artefaktu tym razem przez postać wyglądającą na minotaura po chwili młócki przenosimy się na transkopter SHIELD, gdzie wrogowie ukazują się w pełnej okazałości i wychodzi na to, że są nijaką grupą Zodiak której członkowie mają wygląd i posiadają moce związane ze wszystkimi znakami zodiaku, właśnie po tym jak już się załapią na wstrząsy od Avengers w pełnym składzie, na scenę wchodzi ich zleceniodawca, którym okazuje się...Thanos. Tak kur...ka ten sam szalony tytan, który tańcował ze śmiercią i pragnął zostać bogiem, aby wymordować cały kosmos. Autor wciska nam kit, że jeden z najpotężniejszych łotrów Marvela, arcyłotr na skalę kosmiczną wynajął jakichś lamusów z 4 ligi, aby wykradli dla niego skarby SHIELD. W jaki sposób on sięz nimi wogóle skontaktował? Telefonem? W jakiej ma sieci ma komórkę Verizon? Vodafone? Może na Facebooku ich wynalazł? Ten pomysł jest tak idiotyczny, że powinni mu postawić pomnik jakiś. Tak czy inaczej Thanos dostaje to co chciał, na arenę wlatują Strażnicy Galaktyki i w tym momencie mimo że jesteśmy dopiero w połowie "fabuła" się kończy, bo dalej dostajemy rozpisaną na 4 zeszyty jednostajną młóckę obydwu supergrup z Badoonami i Tytanem, którą zakończy wystrzał z jakiegoś laserowego działa przez Thora. Za rysunki odpowiada Mark Bagley, przez sporą liczbę komiksiarzy zdaje się ceniony a którego ja raczej nie lubię. Trzeba przyznać jednakże, że styl od czasu teemsemikowego Pająka się jednak zmienił, jest całkiem spoko, kolorowo,dosyć atrakcyjnie i dynamicznie. Rysunki na plus z wyjątkiem Rocketa, który znowu zamiast na szopa to wygląda na cierpiącego na biegunkę pekińczyka. W podsumowaniu, dostajemy tutaj komiksowy bezfabularny śmieć, obecność tego wątpliwej jakości dzieła jest dla mnie w kolekcji zupełnie nie zrozumiała. Jeżeli ktoś nie lubi naprawdę starych superbohaterskich komiksów to musi być świadomy, że to Avengers przypomina mocno te muzealne starocie z lat 50-tych umieszczane na końcu w WKKDC, tylko że jest jeszcze bardziej nonsenowne i puste scenariuszowo a dla niepoznaki przebrane w nowoczesne rysunki. Ja wiem, że nie każdy komiks musi być mądry, ale na litość boską nawet ze zwykłego akcyjniaka powinno dać się wycisnąć jakąś rozsądną historię. Ocena 3/10
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Listopad 10, 2018, 10:46:55 am
No i okazało się, że tak się rozpędziłem iż przekroczyłem 20000 znaków


4. Zaskoczenie na minus:
  "WKKM Grzech Pierworodny" - Jason Aaron, Mike Deodato. Kolejny komiks autora, którego pokochałem za Skalp a którego marvelowskie produkty coraz to mocniej mnie rozczarowują. I niestety muszę przyznać, że w tym przypadku wcale mnie Aaron do siebie bardziej nie próbuje przekonać. Punktem wyjściowym dla całości, jest odnalezienie ciała zamordowanego Watchera. Tak ktoś zabił nikomu nie wadzącego sympatycznego nomen omen łysola i na dodatek wyłupił mu oczy, toteż zgrana jak zwykle (czyli nie bardzo) paczka różnorodnych bohaterów postanawia tę zagadkę rozwikłać. I tutaj zaczynają się schody, paczka dzieli się na kilka grupek i rozlatuje się w różne miejsca na ziemi i w kosmosie i rozpoczyna śledztwo, tylko problem w tym, że nie bardzo wiadomo dlaczego oni podążają tam gdzie podążają. Przykład - jedna z grupek trafia do podziemnej jaskini pełnej trupów demonów. W jaki sposób trafili na ten "trop"? Nie mam zielonego pojęcia tak samo dzieje się w każdym innym przypadku, nie wiem może mi się kartki posklejały, albo Hachette to wydało bez 2 czy 3 zeszytów pośrodku? Żeby jeszcze bardziej zagęścić sytuację okazuje się, że w posiadaniu jednego z oczu oraz arsenału ze zbrojowni jest nijaki 3-ligowy łotr Midas (równie sensowne jak nie bardziej byłoby to, że to Green Goblin na swoim gliderze leci na Księżyc) oraz jego córka rodem z A klasy a także kompletnie absurdalny pomagier Orb, który zamiast głowy ma gałkę oczną a który z racje tego, że wchłania w siebie oko Uatu, które zawierało wszystko co on widział...ple,ple,ple...i te tajemnice wydostają się na światło dzienne i bohaterowie się na siebie obrażają...ple, ple, ple...i się ludzie biją na ulicach i świat się skończy już niedługo. Tak czy inaczej jakimiś cudownymi metodami okazuje się, że zabójcą Watchera jest Nick Fury, który na dodatek od samego początku kariery dorabiał po godzinach jako swego rodzaju "Men in Black" i on odpowiada za wszystkie zwłoki na które po drodze natykali się detektywi. Pomysł wydaje się trochę wyjęty nie powiem skąd , owszem ma pewien czar i miałby nawet sens gdyby tylko Aaron zastosował właściwie proporcje i mocno sobie ściągnął lejce. Ale nie, Fury okazuje się po cichu morduje całe cywilizacje zagrażające Ziemi, morduje żywą planetę ala Ego, morduje przybyszy z innych wymiarów, morduje demony i bogów bo chroni naszą planetę. Na litość boską gość jest weteranem II Wojny Światowej, na co nam Avengers czy inna Fantastyczna Czwórka, jak zawita do Układu Słonecznego Galactus to może lepiej wypuścić Nicka Fury'ego w skafandrze kosmicznym i z ckm-em niech mu też zrobi dziurę w czole? Ogólnie na myśl mi przyszło, że skoro jeden facet wymordował już pół wszechświata, to może zamiast chronić ziemię przed kosmicznym zagrożeniem to powinno się chronić resztę Kosmosu przed Ziemią? Same motywy zabójstwa Watchera też są dla mnie odrobinę niejasne, Uatu coś tam bąka, że jest już zmęczony, coś tam Nick bredzi, że Obserwator nie powinien być neutralny, bo wszystko już widział i wszystko wie i powinien interweniować bo mógłby ocalić wiele żyć, i wogóle kitra tyle broni w magazynie, że można by spokojnie wymordować drugą połowę Wszechświata aby ocalić Ziemię, i tajemnice wszystkie zna i co będzie jak mu je ukradną? Jak koleś, który przez ostatnie 70 lat był wydymany przez Hydrę we wszystkie otwory ciała, którego organizacja szpiegowska była po 100 razy zinfiltrowana przez wszystkich od Sekretnego Imperium po Maggię, ma czelność zarzucać komuś, że mu mogą tajemnice ukraść? Na koniec jeszcze tradycyjne łubudubu z tymi wujowymi czarnymi charakterami i przejęcie pałeczki po Watcherze przez jego zabójcę dzielnego agenta Stirlitza przepraszam Fury'ego i koniec. Rysunki Deodato muszę przyznać mi się podobają , o ile sama kreska choć ładna jest dosyć standardowa dla gatunku to już kolorowanie jest całkiem ok, barwy są mocno stonowane, postacie często znajdują się w raczej ciemnawych miejscach, twarze ukazane są w półmroku. Ma to zapewne nawiązywać do klimatów noir i wychodzi całkiem przyzwoicie. Hachette nie wiadomo dlaczego wydało to w dwóch tomach, na co szkoda było miejsca dosyć sporo miejsca zajmuje komiks z Young Avengers, trochę jest jakichś krótkich historyjek nawiązujących do głównej fabuły. Ani to wszystko fajne, ani śmieszne, ani znaczące dla głównej linii fabularnej, typowe zapychacze. Ogólnie widać było, że Aaron miał jakiś pomysł na ten komiks, sama próba napisania kryminału w świecie Marvela jest godna pochwały. Dosyć fajnie zestawione są pary prowadzących śledztwo (Punisher i Dr. Strange na topie), ale to wszystko nie ma rąk i nóg. Może Aaron powinien rozrysować ogólne założenia i dać to komuś do napisania kto potrafi to zrobić? Detektyw zanim pojedzie przesłuchać świadka, musi najpierw wejść do baru i się zapytać czy ktoś coś widział, no nie da sie tego inaczej zrobić, kolejne posunięcia postaci muszą wynikać z jasnych i logicznych powodów. Jak widać dobrze napisać taką historię nie jest łatwo, Loeb popełnił identyczne błędy przy "Halloween" tam też wszystko było takie z dupy wyjęte, tylko że tamten komiks bronił się rysunkami i klimatem. Ten nie bardzo. Ocena 5+/10.

W tym miesiącu dodatek specjalny, co prawda czytałem w poniedziałek, ale wrzucam jeszcze w październik:

  "Waleczni" - Jeff Lemire, Matt Kindt, Paolo Rivera. Universum Valiant, jest raczej mało znane polskiemu czytelnikowi, ja osobiście znałem wcześniej tylko "Quantum & Woody" raczej znanego wszystkim tutaj wydawnictwa (całkiem fajny), postaci Bloodshota która jest na tyle charakterystyczna że raczej ciężko ją zapomnieć, jednego amerykańskiego zeszytu serii HARD Corps, który ponad 20 lat temu przypadkiem wpadł mi w ręce, oraz gry Iron Man & X-O Manowar In Heavy Metal, czyli w sumie raczej wcale. Za scenariusz odpowiada Jeff Lemire (do spółki z Mattem Kindtem), mocno polecany przez niektórych forumowiczów, a którego żadnego jeszcze komiksu nie czytałem (Czarny Młot dalej kurzy się na półce) co mocno wzmogło moją ciekawość. No i muszę przyznać, że jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony. Mini-seria Valiant stanowi zdaje się nowe otwarcie dla całego uniwersum, na początku poznajemy jakąś wariację na temat Nieśmiertelnego - Gilada wiecznego wojownika, którego zadaniem od zarania dziejów jest ochrona Geomantów. Czym lub kim są owi Geomanci właściwie nie wiadomo, można się domyślać jedynie po ich tytule czym się zajmują a na których wiecznie poluje jeden i ten sam Nieśmiertelny Wróg. Gilad ze swojego zadania wywiązuje się raczej średnio, żeby dosadniej nie powiedzieć wujowo i przez kilka następnych stron oglądamy jak w różnych przedziałach czasowych Geomanci są mordowani a NW zostawia na twarzy Gilada kolejną szramę. W końcu przechodzimy do "naszych" czasów i historia zatacza kolejne koło. Urząd przejmuje nowa Geomantka Kay McHenry (wydaje się, że zawsze jest tylko jeden by wszystkimi rządzić) a wraz z nią budzi się po raz kolejny Wróg. Tym razem jednak Gilad nie będzie osamotniony w walce, o całej sprawie wie MI6 oraz wymyślona organizacja GATE i na pomoc klecą mu Valiantowy odpowiedni Avengers złożony zdaje się z najbardziej znanych bohaterów uniwersum czyli Bloodshota, Ninjaka, XO-Manowara oraz Armstronga - nieśmiertelnego alkoholika brata Galida, który w komiksie najwidoczniej ma pełnić rolę trefnisia/mędrca. Ogólnie w nawalance z czarnym charakterem weźmie udział sporo więcej postaci (nie wiem czy wszyscy to bohaterowie innych komiksów, napewno są tam Quantum, Woody i ich koza). Nieco mieszane uczucia mam co do oprawy graficznej, z jednej strony rysunki Rivery są same w sobie całkiem ładne (momentami nieco trącą Hellboyem) z drugiej niektóre sceny akcji a jest ich przecież sporo, wyglądają mało dynamicznie i nieco sztucznie. Rysownik widocznie o wiele lepiej czuje się w scenach "gadanych", niektóre z nich są naprawdę pomysłowo i nastrojowo przygotowane, na wielki plus napewno tych kilka plansz autorskich Lemire pomysłowo wrzuconych pomiędzy normalną historię. Jak dla mnie raczej średnie są też projekty samych postaci, tak nieco generycznie one wyglądają. Bloodshot nie wiedzieć dlaczego jak flaga Japonii, XO Manowar jak każda jedna postać z dowolnej strzelaniny FPP science fiction (a najbardziej jak Samus z Metroid), Ninjak jak to ninja z modnym ostatnio wycięciem na górze aby czuprynę było widać (wypisz wymaluj Jago z Killer Instinct, że też mu się jakiś nietoperz nie wkręci na jakiejś nocnej akcji, jego postać bardziej by ożywił fryz na japońskiego czerwonowłosego emo-gota moim zdaniem) a już szczytem szczytów jest Gilad, który od czasów średniowiecza chyba jeszcze się nie zdążył przebrać i wygląda jak Aragorn z bliznami na ryju i wielkim toporem (cały czas tak chodzi, w tłum mógłby się wmieszać chyba tylko na konwencie fanów fantastyki, na litość boską przecież Christopher Lambert zrzucił śmierdzący owcami kożuch jak się czasy zmieniły). Reszta bohaterów też nie zwróciła mojej uwagi, laska z irokezem, laska z kucykami, chłopak z kuszą, fircyk z pistoletami - coś w ten deseń. Za to na wielkie oklaski zasługuje projekt Nieśmiertelnego Wroga, wygląda świetnie i sprawia groźne wrażenie (nie tylko sprawia on jest groźny, to widać, słychać i czuć), dawno już nie widziałem tak dobrze wprowadzonego nowego złoczyńcy. Sam komiks wpada w nieco horrorowate klimaty, historia jest prowadzona przez autorów wyśmienicie, zasiadłem przy lekturze na chwilę tylko zacząć i przeczytałem całość jednym tchem co raczej nie zdarza mi się nazbyt często. Dla niektórych wadą może być niewielka ilość interakcji pomiędzy bohaterami, ale to z pewnością będzie wszystko w innych komiksach, tutaj na pierwszy plan wysuwa się znajomość Kay i Bloodshota. Sam Blood wydaje się wielce obiecującą postacią o sporym potencjale dramatycznym (takie skrzyżowanie Franka Castle z Alexem Murphy), chociaż chyba o nieco przegiętych możliwościach (regeneracja to chyba na poziomie Deadpoola plus kontrola elektroniki) o innych bohaterach póki co nie powiemy zbyt wiele. Wydanie KBOOM, zwłaszcza jak na pierwszy komiks jest naprawdę przyzwoite, komiks wygląda jak typowy miękkokładkowiec Egmontu, tłumaczenie zdaje się w porządku, błędów ortograficznych ani gramatycznych nie zauważyłem aby któreś zdanie nie miało sensu, w dodatkach alternatywne okładki i plansze z komentarzami kto i jak wpadł na dany pomysł - ciekawe całkiem, przydałoby się jeszcze ze 2-3 strony od wydawcy na temat samego universum, jakieś małe who is who, wyjaśnienie status quo całego świata (to niby jakiś nowy start jest a postacie wyraźnie się znają), tak żeby zielony czytelnik a pewnie będzie to jakieś 95% kupujących miał jakiś punkt zaczepienia. Na minus to, że strona tytułowa wygląda jakby miała ochotę odfrunąć. W podsumowaniu, teraz jestem przekonany co do tego, że Lemire to gość zdecydowanie wymagający mojej większej uwagi, skoro z w gruncie rzeczy prostej nawalanki potrafi wyciągnąć tak fajną historię to jak sobie daje radę w pełni autorskich scenariuszach? Jak się ktoś zastanawia czy kupić, to mówię zdecydowanie brać, naprawdę dobry wciągający scenariusz, który ma ręce i nogi (słyszysz Bendis? To do Ciebie i twojego przypałowego Avengers Assemble), umieszczony w oryginalnym świeżym dla nas uniwersum, z nieoczywistym jak na superhero zakończeniem i okraszony niezłymi rysunkami. Jeżeli tak wygląda reszta komiksów Valiant to "kupuję to za dolara". Ocena 7+/10.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: radef w Listopad 10, 2018, 11:00:09 am
Na ich tle Colan z pewnością nie ma się czego wstydzić, co ciekawe w posłowiu są umieszczone słowa Gerbera w których twierdzi on, że Kaczor Howard był tworzony tak, aby nie być podobnym do Kaczora Donalda a to co widzę na karkach zdaje się przeczyć temu co on mówi. Obydwie postacie są strasznie podobne do siebie i nie wątpię, że był to efekt zamierzony (zresztą żartów nawiązujących do postaci innych wydawnictw/wytwórni jest ukrytych więcej).
Sam Garber na 1. stronie "Giant-Size Man-Thing #4" dziękuję Carlowi Barksowi (który jest podpisany jako duchowy przewodnik), więc jego gadka wiele lat później jest chyba wynikiem tylko tego, że nie chciał toczyć żadnych prawnych sporów z Disneyem.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: SkandalistaLarryFlynt w Listopad 10, 2018, 11:13:22 am
  No nie chyba tylko napewno. Co z tego, że mówi że nie mieli być do siebie podobni skoro są? Nie da się tego ukryć Howard w założeniu miał być nowym Donaldem dla nowej Ameryki, takim który wrócił z wietnamskiej dżungli.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Grudzień 18, 2018, 06:29:38 pm
Listopad... w ubiegłym miesiącu kupiłem trzechsetną w tym roku pozycję, licząc komiksy oraz książki.
Muszę to jakoś powstrzymywać....chyba...

Kupionych komiksów 14, przeczytane 22 pozycje, siedem po angielsku- zauważyłem, że kupka oryginałów rażąco przewyższa tę z komiksami wydanymi w kraju.

1-Najlepszy komiks zakupiony
Ciężka sprawa. Zwycięzcą jest pierwszy tom zbiorczego wydania Hellboya, bo go przegapiłem w księgarniach, a nagle zapragnąłem jednak mieć na półce ładny komplet.
Z komiksów, których nie czytałem -dziesiąt /set  razy: She-Hulk Byrne'a. Też długo czekałem na ten tytuł. Ładnie się  komponuje z omnibusem Slotta [którym jak widać nie mogę przestać się chwalić :) ]

2-najlepszy komiks przeczytany:
Oj, to był doooobry miesiąc, bardzo mi się podobała "Secret Invasion" z jej atmosferą podejrzliwości, był też "The Tourist", był Sherlock Frankenstein, pierwszy tom Uncanny X-Force,  Ant Man/FF  Allreda, zaskakująco dobry "The Saints-Book of Blaise"...
Ale najlepszą lekturą był jednak "The Vision". OHC Kinga i Walty to jest komiks przez duże K. Każdemu polecam...zwłaszcza mężczyznom żonatym i dzieciatym, którzy chcą, żeby w życiu choć przez chwilę było normalnie i starają się robić wszystko, by to osiągnąć  :) Jeśli zostało wam trochę grosza po zakupach prezentów świątecznych dla siebie i bliźnich, to pora je wydać na ten tom.

3-najgorszy komiks zakupiony:
Gratisowy co prawda, ale słaby strasznie nr1 Teenage Mutant Ninja Turtles [FCBD 2015]. Nic mi się w nim nie podobało. Zresztą nie załapałem się na wejście żółwi i już nigdy potem ich nie polubiłem...

4-najgorszy komiks przeczytany
Oprócz turtlesów ;) - zirytowała mnie pełna uwielbienia dla sowietów i wytworów RWPG [przypomnę młodszym wiekiem kolegom rozwinięcie skrótu- ,,Ruskim Wsio, Paliakom Gawno" ] manga ''Boso na front". Gdyby nie rysunki, które miejscami są naprawdę świetne,  to już bym ją podarował jakiejś ubożuchnej bibliotece.

5-najwieksze zaskoczenie
 Na minus:   Spider Woman i jej reklama banków spermy jako rozwiązania najlepsiejszego dla każdej kobiety. A tak polubiłem scenarzystę za "AvArena"- tymczasem teraz głupie zakończenie popsuło wrażenia z całkiem przyjemnej lektury.  Rozczarowaniem był też trzeci tom MoonKnighta, ale serii nie porzucam.
Pozytywnym zaskoczeniem była pierwsza część  cyklu "Y-Ostatni z mężczyzn", wciągnąłem się, kiedy przeczytałem początek  w egmontowym samplerze Vertigo.  Drugim pozytywem - kupienie za grosze i przez przypadek pierwszego tomu Green Horneta.

To tyle- wracam rozgryzać o co w zasadzie chodzi w drugiej części "Towarzyszy Zmierzchu", jednocześnie ze smutkiem będę zmierzał do końca kompletu "The Skrull Kill Crew". Pozdrawiam, machając  energicznie  macką.
I udanego buszowania pod choinkę- mnie jak na razie Mikołainho szóstego zawiódł, liczę , że będzie lepiej w Wigilię.
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Grudzień 31, 2018, 01:34:58 pm
Przepraszam, że chwilę mnie tu nie było, ale jakoś nie mogłem się zebrać do podsumowania. Bądź co bądź już jestem z powrotem i podsumowuję listopad, który był naprawdę wyjątkowy, nie tylko ze względu na moją chorobę, ale bardziej, że dzięki niej udało mi się w końcu przeczytać Strażników!!!

Lektury: Towarzysze Zmierzchu (Egmont), Wolverine: Origin (WKKM, trzecie czytanie), Origin II (Mucha, drugie czytanie), Broń X (WKKM, trzecie czytanie), Fatale t. 1-5 (Mucha), Strażnicy (Egmont), - łącznie 10.

Najlepszy - Strażnicy. Pomimo tego, że w listopadzie przeczytałem parę uznanych albumów, to jednak wiekopomne dzieło Moore’a nie miało sobie równych. Wszystko, co słyszeliście o tym komiksie, to prawda, łącznie z tym, że jest „powieść graficzna wszech czasów”. Mamy tu wszystko z czego słynie ten album: dekonstrukcja mitu superbohaterów, nader ciekawa zagadka kryminalna, która dość szybko przeradza się w jeszcze ciekawsze political fiction, a do tego realistyczne rysunki Gibbonsa, które wprawdzie nie wyróżniają niczym szczególnym jeśli chodzi o manierę mainstreamu z lat 80’, ale jednak w zaskakujący sposób przykuwają oko. Ten album można chwalić na różne sposoby, ale już chyba wszystko było o nim opowiedziane, więc nie ma co strzępić klawiatury i po prostu go polecić (zresztą tak jak pozostałe dzieła mistrza Moore’a).

Najgorszy – Origin II. Jak za pierwszym razem przeczytałem tą historię to nie wzbudziła we mnie aż tak negatywnych uczuć. Ale teraz, a w szczególności w zestawieniu ze świetnym pierwowzorem, patrzę na ten album bardziej krytycznym okiem i jednoznacznie stwierdzam, że jest najzwyczajniej w świecie słaby. Żaden bohater, z Loganem na czele, nie przykuł mojego oka, przez w ogóle nie interesowałem się ich losami. Nawet zgoła ciekawy motyw ujawnienia się kolejnych mutantów przechodzi zupełnie bez echa, a próbujący ich odnaleźć naukowiec, czyli główny vilian, jest nijaki i na wskroś głupi (w końcu kto zostaje sam na sam w pokoju z wkurzonym Loganem?). Dobrze, że Gillen nie stara się odcinać kuponów od „jedynki”, ale niestety nie pomaga to w stworzeniu interesującej opowieści. Natomiast samo wydanie Muchy jest godne polecenia, z dodatkowym wycinkiem z procesu twórczego i okładkami alternatywnymi. Tylko tyle i aż tyle.

Zaskoczenie na plus - Fatale t. 4-5. Przyznam się, że długo oswajałem się z tą serią (a było to moje pierwsze zetknięcie z duetem Bru-Phi) i pierwsze tomy mnie nie zachwyciły. Historia i tajemnica okrywająca Jo były jak dla mnie zbyt długo odkrywane, co wpływało na moje ograniczone zainteresowanie poszczególnymi opowieściami. Ale kiedy zakumałem o co chodzi, zacząłem bawić się tym komiksem przednio. Jo coraz bardziej zaczęła mnie oczarowywać (w czym pomagały wspaniałe kadry wykreowane przez Philipsa) i chłonąłem jej historię jak urzeczony. Na pewno wrócę do tej serii, tym bardziej, że będę miał ułatwione zadanie, bo znam jej rozwiązanie  :wink: .Jeszcze mała podpowiedź dla osób, czytających historię Jo: polecam czytać przy lampce czegoś mocniejszego (alkohol pozwala na otwarcie pewnych klapek, które niestety na trzeźwo są zamknięte), a w tle słuchać muzykę z repertuaru Reamonn, w szczególności piosenkę „Josephine”.

Zaskoczenie na minus – Towarzysze zmierzchu. (@Death, jeśli to czytasz, to musisz mi wybaczyć, bo wiem jaką estymą darzysz twórczość Bourgeona.) No nie podszedł mi ten komiks, chociaż może po prostu go nie zrozumiałem. Jeszcze pierwsza część była naprawdę ciekawa, bo choć historia dzieje się w czasach wojny stuletniej, to nie brakuje motywów na pograniczu fantastyki i magii, a takie połączenie faktycznie mi odpowiada. Z kolei druga część to zwrot w stronę fantastycznej opowieści, w której losy trójki bohaterów przeplatają się z przygodami chochlików i niezrozumiałymi dla mnie mitami. Mam świadomość, że przy lekturze tej części należałoby się maksymalnie skoncentrować i przeczytać ja nie raz, ale nic mi to nie pomogło i po prostu nie zrozumiałem tej historii (@LD, mała podpowiedź dla Ciebie  :wink: , może Ty będziesz miał więcej szczęścia). Trzecia część to już typowy komiks historyczny (z niewielką domieszką fantastyki), ale niestety również tutaj poległem i zupełnie rozbity po drugiej części nie potrafiłem wczuć się w klimat historii, przez co czytałem ją bez większego zainteresowania. Pierwsze moje spotkanie z Bourgeonem nie wypadło więc owocnie, ale się nie poddaję i z pewnością w przyszłym roku zakupię Pasażerów wiatru.

Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: Death w Styczeń 02, 2019, 03:41:00 pm
Zaskoczenie na minus – Towarzysze zmierzchu. (@Death, jeśli to czytasz, to musisz mi wybaczyć, bo wiem jaką estymą darzysz twórczość Bourgeona.) No nie podszedł mi ten komiks, chociaż może po prostu go nie zrozumiałem. Jeszcze pierwsza część była naprawdę ciekawa, bo choć historia dzieje się w czasach wojny stuletniej, to nie brakuje motywów na pograniczu fantastyki i magii, a takie połączenie faktycznie mi odpowiada. Z kolei druga część to zwrot w stronę fantastycznej opowieści, w której losy trójki bohaterów przeplatają się z przygodami chochlików i niezrozumiałymi dla mnie mitami. Mam świadomość, że przy lekturze tej części należałoby się maksymalnie skoncentrować i przeczytać ja nie raz, ale nic mi to nie pomogło i po prostu nie zrozumiałem tej historii (@LD, mała podpowiedź dla Ciebie  :wink: , może Ty będziesz miał więcej szczęścia). Trzecia część to już typowy komiks historyczny (z niewielką domieszką fantastyki), ale niestety również tutaj poległem i zupełnie rozbity po drugiej części nie potrafiłem wczuć się w klimat historii, przez co czytałem ją bez większego zainteresowania. Pierwsze moje spotkanie z Bourgeonem nie wypadło więc owocnie, ale się nie poddaję i z pewnością w przyszłym roku zakupię Pasażerów wiatru.
Hehe :biggrin: Nie martw się, istnieje całkiem spore grono osób, które nie lubi Towarzyszy zmierzchu, a Pasażerów wiatru uważa za arcydzieło. Jedną z nich jest scenarzysta innych średniowiecznych komiksów Sławomir Zajączkowski czyli autor np. uwielbianej przeze mnie Wilczej gontyny.
U mnie Towarzysze, Wilcza i Bois-Maury stoją razem na półce i darzą się sporą sympatią. :wink:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Styczeń 03, 2019, 10:37:45 am
Nie martw się, istnieje całkiem spore grono osób, które nie lubi Towarzyszy zmierzchu, a Pasażerów wiatru uważa za arcydzieło.
Mam nadzieję, że tak będzie również w moim przypadku  :biggrin:
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: tucoRamirez w Styczeń 05, 2019, 09:38:49 pm
Hehe :biggrin: Nie martw się, istnieje całkiem spore grono osób, które nie lubi Towarzyszy zmierzchu, a Pasażerów wiatru uważa za arcydzieło. Jedną z nich jest scenarzysta innych średniowiecznych komiksów Sławomir Zajączkowski czyli autor np. uwielbianej przeze mnie Wilczej gontyny.
U mnie Towarzysze, Wilcza i Bois-Maury stoją razem na półce i darzą się sporą sympatią. :wink:
Zaskoczenie na minus – Towarzysze zmierzchu. (@Death, jeśli to czytasz, to musisz mi wybaczyć, bo wiem jaką estymą darzysz twórczość Bourgeona.) No nie podszedł mi ten komiks, chociaż może po prostu go nie zrozumiałem. Jeszcze pierwsza część była naprawdę ciekawa, bo choć historia dzieje się w czasach wojny stuletniej, to nie brakuje motywów na pograniczu fantastyki i magii, a takie połączenie faktycznie mi odpowiada. Z kolei druga część to zwrot w stronę fantastycznej opowieści, w której losy trójki bohaterów przeplatają się z przygodami chochlików i niezrozumiałymi dla mnie mitami. Mam świadomość, że przy lekturze tej części należałoby się maksymalnie skoncentrować i przeczytać ja nie raz, ale nic mi to nie pomogło i po prostu nie zrozumiałem tej historii (@LD, mała podpowiedź dla Ciebie  :wink:  , może Ty będziesz miał więcej szczęścia). Trzecia część to już typowy komiks historyczny (z niewielką domieszką fantastyki), ale niestety również tutaj poległem i zupełnie rozbity po drugiej części nie potrafiłem wczuć się w klimat historii, przez co czytałem ją bez większego zainteresowania. Pierwsze moje spotkanie z Bourgeonem nie wypadło więc owocnie, ale się nie poddaję i z pewnością w przyszłym roku zakupię Pasażerów wiatru.
coś w tym jest. Towarzysze zaczynają się łatwo i dosyć gładko, ale kolejne tomy przynoszą powolną ale prawie zupełną zmianę gatunku opowieści. czytelnik, pochłaniający kolejne albumy w krótkim czasie, może dostać lekkiej "schizy". z tego też powodu ten komiks może wydać się trudny w odbiorze. zdecydowanie lepiej przypadkowemu czytelnikowi zaczynać Bourgeona od początkowych albumów Pasażerów (opcja dla lubiących przygodę), bądź pierwszych albumów Cyann (opcja dla fanów sci-fi fantasy).
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Styczeń 09, 2019, 02:38:57 pm
No i rok 2018 za nami, oceniam go dobrze, przynajmniej jeśli chodzi o lektury ;) ,  bo i dobrych komiksów przeczytałem więcej, niż złych.

W grudniu dostałem i kupiłem  12 komiksów, przeczytałem- 14.

Może zanim przejdę do podsumowań- dwa słowa o pierwszej lekturze zakończonej w tym roku, "Towarzyszach zmierzchu" :D :D :D

Podczas czytania drugiej części  zastanawiałem się,  czy nie jestem  jakimś ułomnym głąbem , całkowicie odpornym na uroki scenariusza Bourgeona. Nawet rysunki  w dwójce mi przeszkadzały [,, Co!? To mają być te straszne potwory?  Żartujecie chyba?!  A te stworki? Słaaaabizna, panie" :D ].  No a cały czas towarzyszyła mi świadomość, że komiks uznawany jest za arcydzieło... Ech, ta presja ;) tego fragmentu nie rozumiem, zresztą nie do końca rozumiem też pozostałe tomy, choćby całość intrygi w tomie 3. Traktuję go jednak z dużym uznaniem ze względu na rysunki, naprawdę znakomite. Lubię taki średniowieczny anturaż , doceniam  świetną kreskę...tak więc- tom 3 mi się podoba, tom 1 także, choć mniej, w tomie drugim plusów znajduję mniej. Cholera, krytykuję i czuję się z tym nieswojo , bo może jednak czegoś nie zrozumiałem. Z inwestycją w inne komiksy  autora zaczekam, poszczególne kadry z pozostałych komiksów na razie  mogę pooglądać w sieci ;) . Aha- raczej nie będę polecał tego komiksu innym czytelnikom, bo szansa, że się rozczarują arcydziełem, jest jednak duża...

Po tej niechętnej spowiedzi przejdźmy do ostatniego miesiąca zeszłego roku.

1-Najlepszy komiks zakupiony spośród ledwie kartkowanych:

"Bug! The Adventures of Forager"- czyli  ciąg dalszy mojej fascynacji bazgrołami Allreda ...się nie oparłem ofercie AzyluKomiksu :)
Spośród przeczytanych- wybór mały, ale chyba "Amazing Spider-Man: Odnowić śluby" . Dobra lektura na godzinę, ale bez objawień. Ot, przyzwoicie, co musi jednakniepokoić, bo Slotta znam z lepszych dokonań, a i wymagam od tego scenarzysty więcej :)

2-najlepszy komiks przeczytany:

"Azyl Arkham".
Przeczytałem  drugiego dnia świąt wszystkie trzy posiadane przeze mnie wydania, bo się nie mogłem uwolnić  :D . Już w podsumowaniu roku na forum pisałem, jak niesamowite jest to, że "Asylum" robi na mnie wciąż ogromne wrażenie, a czytam ten komiks co pewien czas od przeszło 20 lat.
To arcydzieło, naprawdę. Gdybym miał wybrać pięć komiksów, których nigdy bym się nie pozbył, ten tom na pewno z miejsca wskoczyłby na listę. Jeden z komiksów życia, bez dwóch zdań.

3-najgorszy komiks zakupiony

Było kilka rozczarowujących, jak "Flashpoint" czy "RockCandyMountain - vol1", ale na razie wydaje mi się, że żaden zakup tu nie pasuje.

4-najgorszy komiks przeczytany
Patrz wyżej.

5-najwieksze zaskoczenie - tak na plus, jak na minus.

Największe rozczarowanie to drugi tom Łasucha, który to cykl jakoś mnie nie porywa, przy całej sympatii do Lemire/Lemire'a . Może dam mu jeszcze szansę, ale to dla mnie taki "letni" komiks i nie będę oczekiwał na ukazanie się następnych tomów  obgryzając paznokcie.

Zdecydowanie więcej spodziewałem się  po "The Complete Skrull Kill Crew- Skrulls Must Die !" Zerknijcie tylko na listę płac...Morrison!Slott!Millar! Same kurde gwiazdy...a otrzymujemy przeciętniaka, którego można przeczytać, ale niekoniecznie trzeba.  Jest tu parę kadrów cieszących oko czytelnika, jest kilka dobrych pomysłów scenariuszu, ale to zbyt mało na tak gruby tom.

Rozczarował mnie także pierwszy tom "Rock Candy Mountain", miałem zbyt wielkie oczekiwania. Sympatyczne zabiegi językowe, kreskówkowe rysunki, parę pomysłów i więcej zagadek, niż można znieść, czyli wada" rozbiegówki"... No i "Flashpoint"- oj, nie jest Flash moim ulubionym bohaterem, jeszcze nie przeczytałem jakiegoś porywającego scenariusza z tym bohaterem.  A dodam, że pasjami lubię temat podróży w czasie, więc komiks - zdawało się- stworzony dla mnie. Ale jednak nie.

Na plus?
Przeczytałem trzy tomy "Odrodzenia" Seeleya. Po zakupie trzeciego stwierdziłem  bowiem, że nie bardzo pamietam co się działo. Na ile moge winić słabą starczą pamięć, a na ile duże odstępy wydawnicze między tomami - nie wiem. Ale lektura była dużą frajdą i czekam na dalszy ciąg serii. Może w końcu pojawią się jakieś rozwiązania i odpowiedzi?  :)

No i tyle.
Aha- książek i komiksów kupionych w 2018: 330, przeczytanych komiksów- 222, książek - 35. To ponad  140 mniej komiksów przeczytanych niż w 2017. Źle się dzieje, zapasy rosną,  czytelnictwo zamiera.

Czas chyba bić na alarm  :D
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: laf w Styczeń 16, 2019, 01:32:24 pm
W końcu nadszedł czas na podsumowanie grudnia, który upłynął mi przede wszystkim pod znakiem odkrywania originów kolejnych postaci z DC z jednym świetnym wyjątkiem.

Lektury: Superman: Człowiek ze stali (WKKDC, drugie czytanie), Superman: Dziedzictwo t. 1 i 2 (WKKDC), Superman: Tajna Geneza (WKKDC), Luthor (Egmont, drugie czytanie), Superman: Dla jutra t. 1 i 2 (WKKDC), Flash: Urodzony Sprinter (WKKDC), Zaćmienie (Mucha) - łącznie 9.

 Najlepszy - Zaćmienie. Tak jak w poprzednim podsumowaniu Strażnicy zostawili konkurencję daleko w tyle, tak w grudniu Zaćmienie zgarnęło całą pulę. Kapitalna opowieść kryminalna utrzymana w klimatycznym stylu noir przypomniała mi jak za dzieciaka zaczytywałem się książkami Chandlera czy Hammetta (który zresztą pojawia się w tym komiksie). W trakcie rozwoju wypadków typowa zagadka „Kto zabił?”, przeradza się w pytanie „Dlaczego?”, a sam komiks ewoluuje w stronę ukazania mechanizmów wpływów i nierozerwalnie związanych z nimi metod zastraszania. A wszystko ukazane na tle hollywoodzkiej socjety pod koniec lat 40-tych w dobie rozwiniętego mccarthyzmu. Drugi komiks od duetu Bru/Phi jest zdecydowanie lepszy niż Fatale, tak pod kątem fabuły i zawiązanej intrygi, jak graficznie. A już niedługo wezmę się Zabij albo zgiń  :biggrin: .
P.S. Kolejny komiks, który poleciłem żonie i była nawet (umiarkowanie) zaciekawiona. Może z tej  mąki będzie chleb  :smile: .


Najgorszy – Superman: Dla jutra t. 2. O ile tom pierwszy intrygował wykreowaną tajemnicą i porwał przemyśleniami dwóch głównych postaci (czyli Supermana i dyskutującego z nim księdza), o tyle druga część stanowiła dla mnie niezrozumiałą papkę. Nie do końca zakumałem całe rozwiązanie zarówno zagadki (po jaką cholerę Wonder Woman naparzała się z Supkiem?), jak i rozterek moralnych i tak naprawdę ten tytuł szybko wyparował z mojej pamięci. Na plus oczywiście rysunki, wiadomo – Jim Lee!


Zaskoczenie na plus - Superman: Tajna Geneza. Po przerobieniu dwóch przeciętnych originów Supka (tak, geneza przedstawiona przez Byrne’a nie należy do komiksów, nad którymi się zachwycam) nadszedł czas na komiks Johnsa. I muszę przyznać, że bawiłem się przy nim przednio, choć trzeba przyznać, że jest to typowy akcyjniak wprowadzający tę postać w nowe realia i nie należy spodziewać się po nim jakichkolwiek odkrywczych rzeczy. Niemniej jednak całość bardzo przyjemnie się to czytało i nawet standardowe sekwencje kiedy Clark był jeszcze dzieciakiem i dopiero odrywał swoje moce, nie wzbudzały we mnie politowania. Polecam przeczytać dla rozluźnienia.


Zaskoczenie na minus – brak.




@LD, widzę, że mamy podobne odczucia co do Towarzyszy zmierzchu. Poza tym gratuluję wyniku.


U mnie podsumowanie zeszłego roku nie wygląda aż tak obiecująco jak u Ciebie, ale w porównaniu z zeszłym rokiem wszystkie liczby wzrosły (czasami nawet znacznie).
Wyszło mi, że w 2018 r. przeczytałem 96 komiksów (w 2017 – 84, wzrost o 12), z czego 82 to premiery, czyli przeczytane po raz pierwszy. Zakupiłem (łącznie z kolekcjami) 157 pozycji (w 2017 – 122, wzrost o 35), a wydałem bagatela 6 065,11 zł (w 2017 – 4 232,55 zł, wzrost o 1 832,56 zł).
 
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Styczeń 16, 2019, 02:03:28 pm
O rany, nie przyszło mi do głowy sumować wydatków :O Lepiej, bym tego nie robił  ;-)

I ja gratuluję wyniku!
Co do komiksów: także byłem przyjemnie "Tajną genezą" zaskoczony, Johns w formie, a i rysunki pasowały do tego, jak widzę Supermana- bom dziecięciem będąc widział w kinie Sup#3 i jednak ten nieszczęsny Reeve zapadł w pamięć.
Jestem w trakcie lektury "Zaćmienia" i jak na razie irytuje mnie negatywne przedstawianie komisji McCarthy'ego, która była tworem sensownym i koniecznym, choć zarazem niekoniecznie skutecznym. Dla mnie "Fatale" było dobrym komiksem, KoBKilled czytam natomiast z mieszanymi uczuciami.

I ważna sprawa na koniec: powodzenia w nawracaniu żony, moja rzadko czyta polecane przeze mnie tytuły - no, chyba że to Wolverine i rysownik uchwyci Logana tak, by jej się podobał :D Stąd Weapon X nie ruszyła, ale Aarona już tak. Niezbadane są ścieżki kobiet :) Ale do kina z córką śmigaja na wszelkie filmy z MCU... zamiast wydać tę kasę na mało popularne zeszytówki Vertigo z zeszłego stulecia  8)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Styczeń 16, 2019, 02:07:38 pm
Jeszcze NOWOROCZNY APEL do nowych czytelników wątku- wstawiajcie swoje listy, to już końcówka forum- śmiało, nikt wam nie będzie wypominał, że nie znosicie Snydera, kochacie tylko Balenta, nie czytacie nic z kolekcji, a po kucyki sięgacie z dziką przyjemnością  8)
Tytuł: Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów
Wiadomość wysłana przez: LordDisneyland w Luty 09, 2019, 07:08:40 pm
SkandalistaLarry Flynt oszczędził mi roboty i otworzył temat na forum komikspec- zapraszam tych, którzy będą się chcieli podzielić wrażeniami z lektur :

https://forum.komikspec.pl/dzial-ogolny/bo-chodzi-o-to-zeby-plusy-nie-przeslanialy-nam-minusow-sezon-drugi/?topicseen

(https://s3-media3.fl.yelpcdn.com/bphoto/6riXRNUQ8lMYVsDTTR9U8Q/o.jpg)