Przeczytałem Dartha Vadera i zaginiony oddział i muszę powiedzieć, że choć to nie był tragiczny komiks, to od Dartha Vadera i Widmowego Więzienia dzieli go przepaść. Zaginiony oddział to raczej takie czytadełko. Jak zauważa posłowie, komiks dobrze pokazuje, że przejście Vadera na Ciemną Stronę było raczej ewolucją niż pstryknięciem palcami. Wizje "alternatywnej rzeczywistości", w których Anakin zastanawia się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby pozostał Jedi, to jeden z najmocniejszych punktów komiksu. Dodatkowo historia całkiem fajnie komponuje się w tym zakresie z Resurrection/Wskrzeszonym, także rysowaną przez Leonardiego opowieścią, która wyszła u nas w "Star Wars Komiks" przed restartem.
Problemem jest jednak to, że akcja, w którą wplecione są te rozważania, po prostu nie porywa i nie zachwyca. Taka standardowa misja imperialna, której jakoś nie udało mi się wzbudzić mojego zainteresowania. Gdy zobaczyłem, że rysuje to Leonardi, w pierwszej chwili bałem się, że grafiki będą wyglądać jak w Generale Grieviousie (który to styl raczej by mi tu nie pasował), ale na szczęście kreska była zbliżona bardziej do wspomnianego wyżej Wskrzeszonego. Trafiło się jednak parę dziwnych momentów (dlaczego Palpatine w tylu ujęciach zaciska zęby?), a szczególnie zdziwiło mnie, jak często Vader występuje bez hełmu i respiratora. Na początku myślałem, że jakoś to jeszcze ujdzie, bo pewnie jest w komorze hiperbarycznej, ale potem latał z gołą głową w tylu środowiskach, że to już traciło na prawdopodobieństwie.