A moglbys bardziej sprecyzowac swoja wypowiedz ? bo samo slowo zenujacy i opinia o tym co chciales , a czego nie chciales ogladac nie za bardzo zmienia moj poglad na ten temat . oczekuje jakichs argumentow ...
Po pierwsze - postacie. Tak płaskie i papierowe, że szkoda gadać. Dialogi na poziomie telenoweli. Dziury w fabule tak wielkie, że możnaby przez nie przeprowadzić słonia:
Valek poszukuje Czarnego Krzyża. Jak dowiadujemy się na początku, nikt nie ma pojęcia, gdzie może się on znajdować, także kardynał - zwierzchnik brygady zabójców wampirów, który również tego krzyża poszukuje. Następnie okazuje się, że ksiądz Adam znakomicie wiedział, że jedyną osobą znającą miejsce ukrycia krzyża był zamordowany przez Valeka ksiądz. Dlaczego nikt nie spróbował wcześniej wyciągnąć od niego tej informacji, tylko wszyscy cierpliwie czekali, aż Valek rzeczonego księdza ukatrupi? No comprende.
Ach, ale krzyż pojawia się chyba w najlepszej scenie w filmie - Valek przypiekany promieniami wschodzącego słońca bynajmniej nie zabiera krzyża wbitego w ziemię, tylko gapi się na niego jak sroka w gnat stojąc bez ruchu przez dobre dziesięć sekund, po czym ucieka. Ktoś może mi łaskawie wyjaśnić sens takiego postępowania?
Kolejny kawałek, który powalił mnie na łopatki - kiedy ksiądz Adam zabija zdrajcę kardynała, Valek radośnie stwierdza - Ty odprawisz ten rytuał! No tak, przecież znajomość wyklętych rytuałów odprawianych ostatnio w czternastym wieku jest wręcz powszechna wśród moli książkowych.
O bełcie z kuszy, który był w stanie utrzymać ciężar na oko dwuipółmetrowego krzyża i powieszonego na nim człowieka nawet nie wspomnę.
Ale jak każdy film, także i ten ma jeden plus - muzyka była fajna.
Pozdrawiam,
Adam