lyncza nie lubię (szczególnie za mulholle drive czy jakoś tak), bo nie uważam, że pseudoartyzm ma jakąś rolę do odegrania, poza pokazaniem nieudolności twórcy i religijnej konsumpcji dzieła przez dobiorców.
"pseudoartyzm" u Lyncha...hmm,
To chyba trochę za mało, żeby tak łatwo zmieść jego filmy i tyle. Lynch było nie było postać na tyle dla kina szczególna, że o dużej ilosci filmów powstałej w latach 90-tych mówi się przez pryzmat Lyncha. Trochę tak jakby facet ten stworzył nowy sposób mówienia, czy też "straszenia"
ludzi których zesztywniały w swoich ramach prosty horror niie mógł poruszyć. Mówi się o kinie Lynchowskim bądź "zlinczowanym" - to chyba świadczy o tym, że gość stworzył jakiś swój własny styl.
A co się tyczy nieudolności twórcy to naprawdę trudno ją mu zarzucać.
bo - może to trochę śmieszny argument, ale "za coś się te Palmy dostaje" -he he.
Nie wiem jak u Frąsia się to przedstawia bo komiks dopiero kartkowałem i grafę ma fajną, czytać jeszcze nijak nie mogłem ale sobie dzisiaj siądę i o Glinnie coś później skrobnę.
A tak - Do Timofa, coś ty tego Lyncha więcej od MD widział?