Autor Wątek: Polskie potwory...  (Przeczytany 18495 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline jasisz

Polskie potwory...
« Odpowiedź #30 dnia: Sierpień 11, 2004, 02:37:17 pm »
Tu gdzie mieszkam (Augustów, taka wypoczynkowa miejscowośc na Suwalszczyźnie) krąży sporo historii o potworach, które ktoś widizał. Przedstawię wam kilka z nich:
1. W pobliżu jest pewne spore jezioro o nazwie Sajno (co ponoć po jaćwiesku oznacza rzeka). Wszędzie podaje się, że jego głębokość maksymalna to nie więcej niż 25 m. Natomiast znam osobiście ludzi, którzy mówią, że na własne oczy widzieli to co wam opowiem. Otóż kiedyś w czasie mroźnej zimy, tak jak to się tam dzieje często, ludzie zrobili sobie przez zamarznięte jezioro skrót. Sam widziałem jak zeszłej zimy po jeziorze jechał spory, terenowy samochód i nic się nie działo. A kiedyś zimy były ostrzejsze... Tym skrótem ludzie jeździli masowo, do lasu po drzewo, później z ładunkiem do domu. I stało się coś takiego, że lód w środku zimy pękł z niewiadomego powodu. Pękł, to złe słowo. Po prostu coś w nim wywaliło sporą dziurę. To było po prostu niemożliwe. Okoliczni chłopi zaraz zabrali się do poszukiwania ciała. W tej chwili nie pamiętam czy je wyłowiono, czy nie, ale pamiętam, że dno było na głębokości... ponad 50 metrów. Wśród ludzi zaczeły krążyć różne pogłoski. Że to coś utopiło tego człowieka, bo przecież niemożliwe, żeby lód się pod nim załamał...
2. Sporo jest historii o topielcach. Ale tutaj akurat nie ma nic specyficznego. Sporo tu u nas bagien. Zobaczyć błędne ognie to sztuka. Czasem się ktoś topi. Spotkałem się też z historiami o topielcach mieszkających w... studniach. Z tym, że ludzie nazywali je marami, albo potopcami.
3. Równie wiele jest historii o olbrzymich rybach-potworach. No ale te akurat da się wyjaśnić. Kto widział, tak jak ja, ponad 50 kilogramowego suma, albo 10 kiloramowego szczupaka, wie o czym mówię  ;)
4. Coś w rodzaju wilkołaków też się często spotyka. Coś w tym musi być...
5. Krąży też historia o czymś czego nazwy niestety nie pamiętam... W każdym razie jest to coś w rodzaju zwodnika. Spotyka się go w lesie. Jest podobny do drzewa, ale nie jest czymś w rodzaju enta. Nie jest zły, ale jeżeli próbuje się go sledzić, to gubi się drogę, ale ludzie mówią, że "tak szczęśliwie, że przed nocą do domu się trafi". Znam ludzi, którzy twierdzą, że się przez niego pogubili.
teraz pora na rzeczy, które widziałem na własne oczy.
Tego dnia spotkałem się z dwoma dziwadłami. Pierwszym było dziwne stworzenie, które wydawało odgłos podobny do szczekania, ale wyglądało jak jakiś baaardzo dziwny kot... Może to jakieś normalne zwierzę, ale bardzo mnie to zdziwiło.
Później natrafiłem na szczątki bobra. Początkowo myślałem, że to może właśnie to zwierzę go zabiło, ale gdy podszedlem bliżej to zobaczyłem coś czego się nie spodziewałem. Wkoło leżały jakieś dziwne pióra. Na ogonie bobra były ślady szponów, albo pazórów. Co najdziwniejsze zwierze było "spreparowane". Skóra była przecięta w prostej linii zaczynając od szyi, idąc przez brzuch i kończąc przy ogonie. Trzymała się szkieletu tylko przy kręgosłupie. Na czaszce nie było jej wcale, zresztą oprócz tej skóry z tułowia żadnej innej skóry tam nie było. Kończyny były ogołocone ze ścięgien i skóry. Czaszka również. Nie było oczu, mózgu, po prostu nic. Szkielet i kawał skóry z ogonem. W dodatku prawie nie było tam krwi. Odrobina na skórze i czaszce, ale naprawdę były to tylko śladowe ilości. Zwierzę było zabite bardzo niedawno, nie gniło, futerko było nawet jeszcze mokre... Co zabiło tego bobra, nie mam pojęcia. Nie wiem czy są ptaki dość silne, żeby zabić bobra, może koromoran, albo orzeł. Tyle tylko, że ptaki przecież nie preparują ofiar...
mój blog - a co!

Offline Achilles

Polskie potwory...
« Odpowiedź #31 dnia: Sierpień 14, 2004, 02:28:36 pm »
Cytat: "jasisz"

4. Coś w rodzaju wilkołaków też się często spotyka. Coś w tym musi być...
No tak wilkołaki były też w myślenicach za czasów kazimierza wielkiego. Podobno widziano jednego... :lol: Sam bym z dużą chcęcią dołączył do klanu wilkołaków :) :P
Cytat: "jasisz"

5. Krąży też historia o czymś czego nazwy niestety nie pamiętam... W każdym razie jest to coś w rodzaju zwodnika. Spotyka się go w lesie. Jest podobny do drzewa, ale nie jest czymś w rodzaju enta. Nie jest zły, ale jeżeli próbuje się go sledzić, to gubi się drogę, ale ludzie mówią, że "tak szczęśliwie, że przed nocą do domu się trafi". Znam ludzi, którzy twierdzą, że się przez niego pogubili.
teraz pora na rzeczy, które widziałem na własne oczy.
Tego dnia spotkałem się z dwoma dziwadłami. Pierwszym było dziwne stworzenie, które wydawało odgłos podobny do szczekania, ale wyglądało jak jakiś baaardzo dziwny kot... Może to jakieś normalne zwierzę, ale bardzo mnie to zdziwiło.
Później natrafiłem na szczątki bobra. Początkowo myślałem, że to może właśnie to zwierzę go zabiło, ale gdy podszedlem bliżej to zobaczyłem coś czego się nie spodziewałem. Wkoło leżały jakieś dziwne pióra. Na ogonie bobra były ślady szponów, albo pazórów. Co najdziwniejsze zwierze było "spreparowane". Skóra była przecięta w prostej linii zaczynając od szyi, idąc przez brzuch i kończąc przy ogonie. Trzymała się szkieletu tylko przy kręgosłupie. Na czaszce nie było jej wcale, zresztą oprócz tej skóry z tułowia żadnej innej skóry tam nie było. Kończyny były ogołocone ze ścięgien i skóry. Czaszka również. Nie było oczu, mózgu, po prostu nic. Szkielet i kawał skóry z ogonem. W dodatku prawie nie było tam krwi. Odrobina na skórze i czaszce, ale naprawdę były to tylko śladowe ilości. Zwierzę było zabite bardzo niedawno, nie gniło, futerko było nawet jeszcze mokre... Co zabiło tego bobra, nie mam pojęcia. Nie wiem czy są ptaki dość silne, żeby zabić bobra, może koromoran, albo orzeł. Tyle tylko, że ptaki przecież nie preparują ofiar...

To jest bardzo ciekawe nie masz zdjęć pióra albo coś? Może to był jakiś mutant albo jakieś jeszcze nie zbadane zwierze. Wiemy jedno miało pióra :D
img]http://img70.imageshack.us/img70/4055/28uh2.jpg[/img]

Offline Deytonus

Polskie potwory...
« Odpowiedź #32 dnia: Sierpień 14, 2004, 09:59:29 pm »
Ostatnio słyszałem o tzw. kałamarnicach olbrzymich, których oko jest wielkości opony autobusowej, a osiągają wielkość ponad 25 m ! I to tylko te na głębokości 1500-200 metrów ! naukowcy oceniają ( i obserwują), że na dnie morza mogą kryć się 50 i więcej metrowe POTWORY !
 Fakt: przy każdym podniesieniu temperatury morza o 1 stopień celsjusza mieszkające tam kałamrnice podwajają swoją wagę . W ciągu dwóch lat kałmarnica osiąga 25 metrów długości .

Słyszałem też coś o "czerwonych diabłach", ale nei wiem, co to jest ...

http://www.cryptozoology.comLukajcie !

Offline Gollum

Polskie potwory...
« Odpowiedź #33 dnia: Sierpień 15, 2004, 04:10:03 pm »
Cytat: "Deytonus"
Ostatnio słyszałem o tzw. kałamarnicach olbrzymich, których oko jest wielkości opony autobusowej, a osiągają wielkość ponad 25 m ! I to tylko te na głębokości 1500-200 metrów ! naukowcy oceniają ( i obserwują), że na dnie morza mogą kryć się 50 i więcej metrowe POTWORY !
Słyszałem też coś o "czerwonych diabłach", ale nei wiem, co to jest ...

http://www.cryptozoology.comLukajcie !

Kałamarnice olbrzymie to nie potwory. To normalne gatunki, tyle że dopiero teraz odkrywane z racji skrytego trybu życia (zyją na głębokości ok. kilometra, gdzie sieci zwykle się nie zapuszcza).
A ów czerwony diabeł to też głowonóg jak kałamarnica czy ośmiornica. Przypomina toto ośmiornicę, która ma ramiona połączone błoną - przypomina parasol. Na głowie ma dwie płetwy w kształcie uszu, ale komuś skojarzyły się z rogami i stąd nazwa diabeł. A czerwony, bo jest toto barwy czerwonej. I podobnie jak kałamarnica olbrzymia, żyje w głębinach.

Offline alice_umbra

Polskie potwory...
« Odpowiedź #34 dnia: Sierpień 15, 2004, 06:59:39 pm »
dey, czerwone diably to gatunek niesamowicie zarlocznych i wrednych kalamarnic. nie osiagaja coprawda 25 metrow dlugosci (chyba kolo 1,5 metra, z tego, co pamietam), ale sa bardzo zarloczne. zzeraja siebie nawzajem przy kazdej okazji.
ave no fear of perfection - you'll never reach it.
-- Salvadore Dali

Offline Gollum

Polskie potwory...
« Odpowiedź #35 dnia: Sierpień 18, 2004, 07:44:28 am »
Cytat: "alice_umbra"
dey, czerwone diably to gatunek niesamowicie zarlocznych i wrednych kalamarnic. nie osiagaja coprawda 25 metrow dlugosci (chyba kolo 1,5 metra, z tego, co pamietam), ale sa bardzo zarloczne. zzeraja siebie nawzajem przy kazdej okazji.

Rzeczywiście, są też takowe. Meksykanie uwielbiają je na talerzu. Ich główne miejsce połowów to Zatoka Kalifornijska.
Ale niczym szczególnym się nie wyrózniają, no, może poza barwą. Wszystkie głowonogi to kanibale i wszystkie są żarłoczne.

Offline Rozbójnik

Polskie potwory...
« Odpowiedź #36 dnia: Sierpień 18, 2004, 03:30:05 pm »
Proponuje aby jakiś Mod zmienił temat na "Potwory" bo z Polską to coraz mniej to ma wspólnego... I piszcie tu o wszystkich potworach o jakich słyszeliście tzn. jak ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia np. jak wygląda Yeti i jak wygląda najwierygodniejszy opis spotkania z nim jaki słyszeliście.
 Morowe powietrz - mruknął. - Jak to pięknie brzmi...A my umieramy od własnego gówna.

Offline Gollum

Polskie potwory...
« Odpowiedź #37 dnia: Sierpień 18, 2004, 04:30:46 pm »
Cytat: "Rozbójnik"
I piszcie tu o wszystkich potworach o jakich słyszeliście tzn. jak ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia np. jak wygląda Yeti i jak wygląda najwierygodniejszy opis spotkania z nim jaki słyszeliście.

Nie tu. Na temat yeti, sasquatcha, chupacabry i innych niewidów są na tej gildii stosowne tematy. Wystarczy zajrzeć niżej, albo na poprzednie strony.

Offline pafnucy

Polskie potwory...
« Odpowiedź #38 dnia: Sierpień 24, 2004, 12:00:14 pm »
Witam serdecznie...

Cytat: "Rozbójnik"
Proponuje aby jakiś Mod zmienił temat na "Potwory" bo z Polską to coraz mniej to ma wspólnego... I piszcie tu o wszystkich potworach o jakich słyszeliście tzn. jak ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia np. jak wygląda Yeti i jak wygląda najwierygodniejszy opis spotkania z nim jaki słyszeliście.


Myślę, że mądrość ludowa jest genialna. ”Cudze chwalicie, a swego nie znacie”. W polsce jest cała masa legend i potworów. Trzeba tylko poszukać. Ale nie w necie, czy w książkach. Trzeba posłuchać ludzi, gdy się jest na wakacjach! Będe jakoś we wrześniu wyjeżdżał w Bieszczady, to postaram się popytać o tamtejsze legendy.

Pozdrawiam
uid rides? Mutato nomine de te fabula narratur - Horacy

Offline Achilles

Polskie potwory...
« Odpowiedź #39 dnia: Sierpień 24, 2004, 10:25:27 pm »
Cytat: "Deytonus"
Ostatnio słyszałem o tzw. kałamarnicach olbrzymich, których oko jest wielkości opony autobusowej, a osiągają wielkość ponad 25 m ! I to tylko te na głębokości 1500-200 metrów ! naukowcy oceniają ( i obserwują), że na dnie morza mogą kryć się 50 i więcej metrowe POTWORY !
 Fakt: przy każdym podniesieniu temperatury morza o 1 stopień celsjusza mieszkające tam kałamrnice podwajają swoją wagę . W ciągu dwóch lat kałmarnica osiąga 25 metrów długości .

Słyszałem też coś o "czerwonych diabłach", ale nei wiem, co to jest ...

http://www.cryptozoology.comLukajcie !


Czyżbyś oglądał kiedyś na animal planet ten program poświęcony właśnie kałamarnica olbrzymim? Jeśli o mnie chodzi to racja istnieją. Kaszaloty na nie polują w stadach. Kiedyś przyczepili kamere do kaszalota. Gdy w pewnym momencie kaszaloty zaczeły już coś nasłuchiwać jeden z nich walną w kamere i kamera odczepiła się. Kurcze a było to takie ekscytujące! :D :)

Luknijcie na to:
http://news.nationalgeographic.com/news/2004/08/0804_040804_atlantic_fish.html

Jednak w arktyckich morzach istnieje życie
img]http://img70.imageshack.us/img70/4055/28uh2.jpg[/img]

Offline Nordri

Polskie potwory...
« Odpowiedź #40 dnia: Sierpień 27, 2004, 08:58:23 am »
Mój kumpel kiedyś przyszedł do mnie na chate i poprosił o książkę o ssakach Europy, przeglądał ją chwilę, potem wskazał na zdjęcie rosomaka i powiedział, że mało co nie wpadł na to w lesie! Jechał rowerem i zwierzaczek przeszedł drogę ok 15 metrów przed nim. Całe zdarzenie miało miejsce dobrych kilka lat temu, a ja dalej się zastanawiam nad wytłumaczeniem tego wydarzenia.
Follow it's call
Follow the freezing moon

Offline Deathwing

Polskie potwory...
« Odpowiedź #41 dnia: Sierpień 29, 2004, 03:59:33 pm »
Dobre kilka lat temu znalazłem w necie pewien tekst, traktujący o spotkaniach ze słowiańskimi demonami. Poniekąd historie prawdziwe, ale, nad czym niezmiernie ubolewam, źródło nieznane, więc nie da sie tego w żaden sposób udowodnić. Poniżej przytaczam cały tekst w orginale, taki, jak go żem ściągnał.


Jegomość pewien jechał wózkiem w noc ciemną nad brzegiem jeziora, mającego, równie jak i inne, swego topicha. Woźnicy jego dokuczało pragnienie, chciał się więc zatrzymać i ugasić je wodą z jeziora zaczerpniętą. Pan jego, znający właściwości jeziora, usłyszał, gdy nadjechali, z głębi tegoż jęczący i skarżący się głos topicha, domagającego się corocznej swej ofiary. Wszelkie prośby i nakazy pana, by fornala od picia wody powstrzymać, były daremne: chciał on koniecznie zsiąść z kozła i biec do jeziora.Gwałtownym jedynie środkiem można było temu zapobiec. Więc pochwyciwszy nagle z rąk fornala lejce, zaciął pan sam konie ostro i w największym pędzie do najbliższej pospieszył wioski. Tu zatrzymawszy się przed szynkownią, kazał fornalowi wynieść szklankę piwa. Ten też zaraz wypił duszkiem; lecz zaledwie szklankę spełnił, przechylił się i upadł martwy na ziemię. Nie minęło go więc przeznaczenie, bo topich musiał mieć swoją ofiarę - choćby za pośrednictwem piwa

Topniki so to takie duchi. To one siedzo we wodzie w każdym jeziorze. To one w tim Łubiańskim jeziorze też so. To jest ze starich legendów opowiadane, jak u jednego Krziżyka chcieli nasi do niewoli wziuńść. Gonili go aż do tego jeziora i on sie utopsiuł, i jak sie utopsiuł, to miał wołać, że to co trzi lata tu kogoś utopsić. I co trzi lata się zawdi ktoś topi w tim jeziorze, to w tim rok też biło trzi lata i jeden ribak utopsiuł się... To te topniki to mieszkajo w jeziorze na dnie, w tim mule, w tim zielisku... To one takie okropne so, takie zielgie łbi majo... To tu to to naziencej te Krziżaki, co tak ludzi męcziły, to teraz topnikami so za kare... za kare

Na oleckowskim jeziorze o godzinie jedenastej w południe w ten sam dzień co roku coś wrzescało: cas i godzina zadnej dusy nima. W tym samym casie jakiś chłopiec sedł się kąpać. Mieszkający nad jeziorem chłop zatrzymał chłopca. "Bo cię topiec chyci i utopi. Pocekaj, aż minie ta godzina". Chłopiec wrócił do domu, wsedł na dach, spadł i zabił się. To zawdi kto topielcowsi przeznaczony, to śmierć go nie minie

Raz w niedzielę kilku chłopców siedziało nad rzeką koło mostu. Nagle z wody wylazło malutkie dziecko, rozjerzało się naokoło, klasnęło w rączki, pobiegło pod most, wróciło z powrotem i zawołało: "Idzie czas i godzina, a mego przyjaciela nie ma". Po czym schowało się z powrotem do wody. Chłopcy popatrzyli na siebie zdziwieni i czekali, co będzie dalej. Po chwili dziecko znów wychyliło się z wody i tak samo zawołało. Zbliżało się południe. Z kościoła zaczęto dzwonić na sumę. Na pięć przed dwunastą dziecko pojawiło się po raz trzeci. Tak samo zawołało i znowu schowało się do wody.Wtedy od strony gościńca nadjechał rządca ze szczeckiego dworu na spienionym koniu. Zsiadł z konia, zszedł nad rzekę i zaczął się rozbierać, aby się wykąpać. Chłopcy pobiegli do niego i opowiedzieli mu o tajemniczym dziecku, prosząc, aby się nie kąpał, bo to na pewno był topielec, który chce go utopić. Poradzili też rządcy, aby poszedł do kościoła. Ten posłuchał, osiodłał konia i pojechał na sumę. Pod koniec mszy w ławce zmarł. Ludzie opowiadali, że widocznie śmierć mu była przeznaczona i nawet święte miejsce go od niej nie uchroniło.

Moja matka służyła przez jakiś czas w Chłopkowie pod Radecznicą. Pewnego razu prała w strudze parcianice. Nagle z wody wylazło malutke dziecko w białej koszulce i zaczęło biegać po wodzie, coraz bardziej zbliżając się do niej. Przerażona kobieta zaczęła się głośno modlić. Wtedy dziecko zaśmiało się przeraźliwie i chlupnęło do wody. Ludzie mówili, że był to diabeł-topiec. Miało to miejsce ok. 1890 r.

***

Młynarze i owczarze byli przeważnie czarownikami. Jakieś sto lat temu miało miejsce w Łanczowie takie zdarzenie, że koło młyna przejechało bez zatrzymania się wesele do kościoła. Było zaś w zwyczaju zatrzymać się i poczęstować młynarza. Ten pomyślał, że może, wracając z kościoła, zatrzymają się i przeproszą go za to. Jednak i w drodze powrotnej wesele nie zatrzymało się przed młynem. Wówczas młynarz zamienił całe wesele w wilki. Wesele to było zaczarowane cały rok. Wilkołaków odróżnić można było po tym, że posiadali odmienną sierść od wilków. Natomiast wilki ich nie dopuszczały do siebie i gryzły. Pan młody opowiadał później, że jeden wilkołak przyszedł pod dom swego sąsiada, a ten uderzył go kijem. Od tego czasu miał znak na czole.

Czarownica, rozkochawszy się w młodym wieśniaku, daremnie usiłowała wszelkimi sposobami pozyskać sobie jego wzajemność. Rozgniewana nareszcie tą wzgardą namiętna niewiasta przysięgła srogą zemstę. Spotkawszy raz dorodnego parobka, zapowiedziała mu, iż jak tylko do lasu po drzewo pojedzie, za pierwszym uderzeniem siekierą przemieni go w wilkołaka. Mniej na to baczny wieśniak, zaprzągłszy wołu do wozu, pojechał do lasu, ale zaledwie wymierzył cios silny, siekiera wypadła mu z ręki. Przerażony tym zdarzeniem, spojrzy i widzi przeklęty, że ręce jego zmieniły się w wilcze łapy. Bezprzytomny zaczął biegać po lesie, a natrafiwszy zdrojowisko, przejrzał się i spostrzegł, że cały zamienił się w wilka, widać było jeszcze gdzieniegdzie ostatki sukmany, bo przeobrażenie nie tak rychło wszystkie ślady zatarło. Pośpiesza do swoich wołów, ale te przestraszone uciekają od pana. Chciał je zatrzymać znajomym im głosem, ale zamiast wydania głosu ludzkiego zawył przeraźliwie. Widząc tedy z żalem, że się sprawdziły pogróżki pogardzonej czarownicy, nie mogąc mimo przemiany w wilka oderwać się od strzechy rodzinnej błąkał się po okolicy. Nadaremnie usiłował przyzwyczaić się do pokarmu z surowego mięsa, nie mógł tego przemóc w sobie, a tym bardziej nie mógł się żywić ludzkim ciałem. Dlatego zaczął straszyć pasterzy i żniwiarzy, którym wyjadał chleb, mleko i inne potrawy. Lat kilka tak przepędziwszy, uczuł do snu pociąg nadzwyczajny, położył się więc na murawie i zasnął. Ale jakież było jego zdziwienie, kiedy po obudzeniu ujrzał, że na powrót człowiekiem został. Uniesiony szczęściem, niepomny na stan swój, gdyż po takim odczarowaniu i przemianie z wilków na ludzi osoby mają pozostać bez ubrania, na skrzydłach niemal leciał do rodzinnej chaty.

***

Do starego Celnika to przychodziła co noc mora. Ale on to był taki człowiek, co sie żodnego i niczego nie boł. Nawet na cmentorz poszoł roz koło dwunastej w nocy, bo sie z kamratami założył. Som roz diobła udawoł i tego to sie wszyscy boli. Ale mora to go jednak gniotła. Cóż z tego, że sie jej nie boi, jak ją złapać nie umioł. Zanim się obudził, to już jej nie było. Ino czerwony ślad miał na piersiach. Roz jeden wypił se, siedzioł przy kieliszku i położył sie spać dopiero, jak dwunasto wybiła. Tyla co sie wyprostowoł, naroz mysz mu wlazła za koszula. Ale on chyc z tego łóżka. Łapa ją i bez mrógnięcia oka ukręcił ji łebek. Położył sie po tym spać i tak społ jak nigdy. Rano jak sie obudził, nie mógł sie nadziwić, co to sie stało. Kole jego łóżka leżała fajna, młoda dziewczyna z oderwaną głową.

***

O tyj szatance to tu tyle było godki, że się chnet łudziska pobili, bo to jedni jom naprowda widzieli, a drudzy ani za grosz niy chcieli wierzyć. Mo to być tako dioblica. No i roz szła baba z chłopym na pole. Jechali wozym naraz jym tak ciężko szło. Łobejrzeli się, a tu tako fest zarośnięto kobiyta na wozie siedziała. Jak ino na nią spojrzeli, uciekła. To była szatanka.

Rozpowiadali tyż, że ona siedzi w południe w zbożu, ale wtedy to niy jest tako cicho, ino napado na ludzi, a to zawsze jak na Anioł Pański dzwonią. No i roz tyż ludzie szli na pole i łostawili w chuście dziecko. Naroz jim to dziecko zapłakało. Przylecieli, patrzą, dziecka niy ma. - Nic ino szatanka wziena - pado baca - i co teroz? Polecieli wartko do dom i do księdza. Ksiądz z ludźmi na pole poszedł, z wodą święconą, kredą i różańcem. Jak przyszli i jak baba pokazało to miejsce, skąd szatanka dziecko wziena, to patrzy: - Jezusku, a dyć jest tu moje dziecko! No i naprowda, dziecko było nazod. Ale łod tego czasu ludzie wiedzieli, że to była szatanka.

***

Spał parobek na wysokim brogu siana, a przy nim stała drabina. Noc miesięczna, widna, cicha: nagle - jakby niesiona wiatrem - z daleka powstaje wrzawa, w której wyraźnie odróżnić można warcznie psów zajadłe i skowyczenie. Powstał parobek na nogi i widzi z przestrachem, jak pędzi prosto wysoka niewieścia postać, cała w bieli z rozczochranym włosem, a psy za nią. Ale na jej drodze stał długi płot i wysoki: niewiasta jednym go susem przesadza, na drabinę wskakuje, bezpieczna tym schronieniem ciągle psom nadstawia nogę, a drażniąc zajadłą gromadę, ustawnie woła: "Na goga, noga! Na goga, noga!" Parobek poznał od razu straszliwą dżumę; podchodzi z cicha i trąca z całej siły drabinę. Wysoka niewiasta spada, psy ją porywają; pogroziła mu zemstą i znikła. Młody wieśniak nie umarł, ale przez całe życie nadstawiał nogę i nic innego przemówić nie mógł, jeno one wyrazy niewiasty: "Na goga, noga! Na goga, noga!".

***

Słyszałem jeszcze od ojca, że ok 1880 r. w Radzięcinie był podobno człowiek, o którym mówiono, że umie przepędzać gradową chmurę. Mówiono o nim - płanetnik. Człowiek ten chodził zawsze w parcianej koszuli i czarnym, obszarpanym kapeluszu. Nikt nie wiedział jak się nazywa i skąd przyszedł. We wsi przebywał rok. Przez ten czas grad ani razu nie zniszczył pól. Płanetnik widząc chmurę, wybiegał naprzeciw i robił tak, że chmura rozdwajała się i szła na boki.

Moc niespotykaną otrzymywali niektórzy ludzie, którzy byli czarownikami od urodzenia. To przychodziło razem z urodzeniem. W praktykach, które uprawiali. stosowali swoje tajemniczee sposoby, nikogo w to nie wtajemniczając. Pamiętam, jak np. mówiono, że był we wsi owczarz, który miał dobrze owocującą gruszę. Jeżeli ktoś chociażby zbliżył się do tej gruszy, to stawał w miejscu i nie mógł się ruszyć. Umiał on odpędzać chmury, a nawet zadawał ludziom płacz.

Byli tacy, co mieli taką moc nad chmurami, że mogli ich nie puszczać. Bywało - opowiadali - że jeden ekonom miał taką moc. Raz czeladź pracowała na polu i zbliżała się wielka chmura gradowa. Wszyscy przelękli się, że takie straszne wyrządzi szkody. W pewnym momencie ekonom mówi: "nic nie zbije, ja go nie puszczę". Wtem przyjeżdża z chmur jeździec na koniu i woła: "Puść, puść". Ekonom na to: "Nie puszczę cię, puszczę lasem i wodą a nie polem". I pomogło. Potem ludzie opowiadali, że takie straszne szkody wyrządziła ta chmura, tyle było drzew połamanych. Pola ominęła jednak.

 Siedzieli w domu, zatykali wszystkie okna, żeby było ciemno. Wszyscy ludzie, którzy byli wtedy w domu, musieli wierzyć, że przyjdzie duch. Mieli papierowy zegar ze wskazówkami, a na nich były wypisane litery. Jak wypowiedzieli trzy zaklęcia, to wskazówka przelatywała na każdą literę. W tym czasie nie wolno było rozmawiać. Gdy po jakimś czasie wychodzono, to już było po burzy.

***

Raz mój mąż pojechał jesienią do lasu po drzewo. Narąbał drzewa i nałożył już lepiej jak pół wozu i chciał jeszce dorąbać trochę. Odszedł dalej i w górze na drzewie zobaczył małą dziewczynkę w letniej sukience, jak rąbała gałązki siekierą. Spytał ją, czy jest jej ciepło. Ona mu odpowiedziała "tak" i zniknęła.

Brat mój widział diabła. Było to około 1915 r. Jako młody chłopak poszedł z ojcem i stryjem po drzewo do lasu. Starsi zajęli się rąbaniem drzewa, a chłopca zostawili przy saniach. Zrobiło się ciemno. Nagle z jałowca wyszedł na wprost sani człowiek z wielką głową i ognistymi ślepiami i zaczął tańczyć wokół sań. Konie się zestraszyły i zaczęły stawać dęba. Brat też się przeląkł i krzyknął "Jezusie, Mario, ratujcie". Wtedy tańczący zatrząsł się i uciekł. Gdy ojciec i stryj wrócili z drzewem z lasu, to chłopiec im to opowiedział"

Mąż curki opowiadał, jak w 1936 roku o północy jechał przez las. Nagle konie i wóz znalazły się w wodzie. Konie zaczęły się chlapać i ani rusz nie chciały jechać dalej. Zebrali się wszyscy, ale nie mogli wozu wyciągnąć. Nagle coś przeleciało obok z rykiem "Ha, ha, ha", zapiał kur i na drodze pojawił się na momoent człowiek. Potem wóz dało się już wyciągnąć i konie ruszyły.

Offline Nordri

Polskie potwory...
« Odpowiedź #42 dnia: Sierpień 30, 2004, 09:03:29 am »
Jak to przeczytałem to przypomniało mi się opowiadanie Sapkowskiego "Koniec świata", w który wieśniacy chcieli zlecić wiedźminowi zabicie "nietopyrzy"  :lol:
Follow it's call
Follow the freezing moon

Offline Adam Waśkiewicz

Polskie potwory...
« Odpowiedź #43 dnia: Sierpień 30, 2004, 09:31:14 am »
Cytat: "Deathwing"
Dobre kilka lat temu znalazłem w necie pewien tekst, traktujący o spotkaniach ze słowiańskimi demonami. Poniekąd historie prawdziwe, ale, nad czym niezmiernie ubolewam, źródło nieznane, więc nie da sie tego w żaden sposób udowodnić. Poniżej przytaczam cały tekst w orginale, taki, jak go żem ściągnał.


 Jeżeli kogoś interesują takie kawałki, polecam lekturę książki Polska demonologia ludowa autorstwa Leonarda J. Pełki. Niewykluczone, że powyższe historie zostały zaczeronięte właśnie z niej.

 Pozdrawiam,
 Adam

Offline Gollum

Polskie potwory...
« Odpowiedź #44 dnia: Wrzesień 07, 2004, 08:16:49 am »
Cytat: "Nordri"
Mój kumpel kiedyś przyszedł do mnie na chate i poprosił o książkę o ssakach Europy, przeglądał ją chwilę, potem wskazał na zdjęcie rosomaka i powiedział, że mało co nie wpadł na to w lesie!

Raczej nierealne. Rosomaki żyją w Skandynawii i północnej Rosji (i USA i Kanadzie też). Gdyby trafił u nas na rosomaka, to byłaby sensacja na skalę europejską. Mógł spotkać wyrośniętą kunę, albo borsuka.
Ale gdyby pomysleć, to wyszłoby, że mógły to być ten zwierz. Rosomaki poptrzebują ogromnych terytoriów. W naszych warunkach w takiej Puszczy Kampinoskiej mógłby żyć jeden (są samotnikami) i byłoby mu ciasno. Mozliwe, że u siebie wszystko było zajęte, to wędrował na południe. A że jest gatunkiem lubiącym duże kompleksy, to i uchować się przed człowiekiem też mógł. Teraz poczekajmy, az kogoś schrupie :)

 

anything