BĘDĄ SPOILERY
Po przeczytaniu DD pomyślałem sobie "ktoś mnie robi w pręta". Już wskrzeszenie Green Arrowa wydawało mi się mocno naciągane, ale tym razem Smith pojechał takim banałem, że mocno przecierałem oczy ze zdumienia. Mając jednak na względzie pozytywne opinie wygłaszane nt Guardian Devil przez KoLCa, uznałem, że coś w tym musi być. A jest?
Cóż, można by ten komiks uznać za pean pod adresem drugoplanowców, side-kicków, którzy pojawiają się na chwilę, by ogrzać się w ciepełku sławy jakiegoś herosa i natychmiast znikają. Taki też był los DD - bohatera drugoplanowego, lokalnego, który nijak nie mógł się równać z chociażby Spider-manem i Mysteria - super-łotra drugiego (czy nawet trzeciego) rzędu, wypadającego blado w porównaniu z Goblinem, Octopusem, czy Venomem. I przez krótką chwilę, ten nieszczęsny Mysterio chce poczuć się jak arcyłotr, konstruuje intrygę złożoną o biblijnym wręcz znaczeniu, wieszczy nadejście antychrysta i koniec świata. I umiera w świetle reflektorów.
Jeśli nie, to jest to tylko marna historyjka o facetach w trykotach, na dodatek nieciekawie napisana.