Temat-analogia do "czego w tej chwili słuchacie" z Gildii Muzyki. Tutaj zasady są następujące:
1) W poscie ma być zawarty:
-Tytuł ksiązki/książek (jeśli czytacie kilka na raz) oraz nazwisko/pseudonim autora
-Twoje aktualne odczucia, emocje, wrażenia, spostrzeżenia etc.
2) Najlepiej by było, gdybyście byli W TRAKCIE czytania danego dzieła. Oczywiście może to być dzieło czytane po raz drugi, trzeci itd.
Zacznę ja:
Władca Pierścieni (potraktujmy trylogię jako całość - właśnie kończę drugi tom) J.R.R Toliena
Kolejny raz ta sama książka, ale z inej perspektywy. Dawno temu, gdy czytałem ją po raz pierwszy (zajęło mi to kilka miesięcy
) niewiele zrozumiałem, prócz tego, że mi się podoba (młody byłem). Tłumaczem była Skibniewska. Później przeczytałem ze zrozumieniem, acz nie tak dokładnie jak ostatnio. Tłumaczem byli Maria i Cezary Frąc. Teraz czytam w ramach przygotowywania się do konkursu Tolkienowskiego - a dokładniej konkurs już był, tylko ja nie zdążyłem przeczytać do końca i teraz dokańczam. Tłumaczenie Łozińskiego. Zwracałem dotychczas szczególną uwagę na nazwy, wiersze, wszelkie nazwy własne, geografię itd. Konkurs to konkurs. Ale teraz staram się odrzucić wszelkie takie i pozostawić je na poziomie "mniej więcej". Bardziej skupiam się na używaniu wyobraźni, przedstawianu sobie za jej pomocą każdego szczegółu. Broda Gandalfa, hełm Gimliego, płaszcze elfów, liście, trawa, zwierzęta...
Oprócz tego, ostatnio poruszają mnie tak mało uznane formy jak opisy. Zazwyczaj się słyszy - "im mniej opisu tym lepiej", "nie lubię opisów", "opisy mnie nudzą". Są to rzeczy niełatwe dla czytelnika, który nie jest przyzwyczajony. Bo dialogi - są one codziennością, w życiu na codzień rozmawiamy, komunikujemy się. Dlatego jest je łatwiej przełknąć. Jednakże ja właśnie odkrywam piękno opisu, który wymaga dużego wysiłku wyobraźni. Niektóre z nich u Tolkiena mogą rzeczywiście monco nużyć, bo są to zbędne geograficzne, architektoniczne czy genealogiczne detale. Ale inne przenoszą mnie daleko stąd, w tej chwili do ogrodów Itilien, smutnych, dzikich i opuszczonych, a ja wędruję tam wraz z Samem, Frodem i biednym Gollumem i podziwiam.
A tłumaczenie Łozińskiego nie jest wcale złe. Jeśli pominąć nazwy własne, to same opisy, dialogi - to wszystko jest żywsze, więcej w nich emocji niż np u Frąców. Do Łazika, Bagoszów, Tuczyzny - do tego też się przyzwyczaiłem, co więcej - w niektórych momentach polubiłem. Wprowadzenie krzatów jest rozsądnie argumentowanie, a Łazik zmienił w ogóle mój punkt widzenia, mój sposób patrzenia na hobbitów - bo to przecież oni wymyślili tę nazwę nie? I tak, Wierzę Gwiazd nazwaliby zapewne Gwiazdowo. Dodaje to komizmu, mimo, że wierza ma być dumna i potężna. Ale zamiast patrzeć na wierzę, trzeba zwrócić uwagę na hobbitów - to są wesołki dla których nie ma rzeczy dumnych i potężnych (chyba, że należą do Drużyny Pierścienia). Dlatego takie nazewnictwo jest wg mnie jak najbardziej na miejscu (Sakowo, Tuczyzna, Jelenisko). Łoziński rocks!
P.S. Oczywiście wasze wrażenia nie muszą być tak długie jak moje - można je opisać w jednym zdaniu.