Temat Matrixa jest niezwykle intrygujący i bardzo na czasie. Ostatnimi czasy pojawiło się wiele niekosmologicznych przesłanek przemawiających za tezą Matrixa, albowiem w przeciwnym razie naukowcy (o zgrozo) muszą przystąpić do poszukiwania śladów Stwórcy.
Przede wszystkim można spokojnie pozbyć się złudzeń o możliwości stworzenia Ogólnej Teorii Wszystkiego. Udowodnił to niedawno Gregory Chaitin, który dokładniej przyjrzał się Twierdzeniu Goedla o Niepełności. Gdy pojawił się ten problem w latach trzydziestych, społeczność matematyków puściła go mimo uszu - bazował przecież na paradoksie "To twierdzenie nie ma dowodu". Nie pomogło nawet zastosowanie sprytnej numeracji twierdzeń w danej teorii. Dopiero współczesna informatyka i nowo rozwinięta teoria złożoności algorytmicznej pozwoliły Chaitinowi postawić i udowodnić tezę o istnieniu prawdziwych faktów (twierdzeń), których nie można dowieść ze skończonej liczby aksjomatów (nieredukowalnych). Ponieważ matematycy wszystko starają się dowodzić i uznają za prawdziwe tylko to co ma dowód, powstał niezły bajzel. No bo jak przyjąć za prawdę coś, co nie wynika z czegoś znanego (jest prawdziwe bez żadnej przyczyny), albo w którym momencie przerwać bezskuteczne poszukiwania dowodu, jeśli rzeczywiście go nie ma (problem stopu). Oczywiście dotyczy to również logiki dwuwartościowej, będącej częścią formalnej matematyki (powiedzmy algebry i załóżmy, że wiemy o co chodzi). Stąd też każda teoria zawierająca matematykę MUSI być niepełna (nie potrafi dowieść wszystkich swoich twierdzeń). Chaitin wzbogacił nas jeszcze o obserwację, że dobra teoria jest podobna do kompresji danych, które opisuje.
Jeśli miałbym to ująć jednym zdaniem, to mamy problem z pozoru podobny do tego, z jakim poradzili sobie przed laty twórcy algebry (pierwiastki wielomianów) poprzez wprowadzenie liczb zespolonych, albo analizy poprzez wprowadzenie dystrybucji i operacji formalnego różniczkowania. Jednak nasz obecny problem dotyczy już jednej z gałązek, lecz samego KORZENIA. Na razie nie będę tu rozwijał tego wątku i polecam wnikliwą lekturę.
Ponieważ taki nieopisywalny świat graniczy z szaleństwem, w poszukiwaniu twardego gruntu, warto przyjrzeć się współczesnej fizyce, która przyjęła już do wiadomości fundamentalną prawdę. Prawa mechaniki kwantowej to nie są nieścisłości w rachunkach, brak wiedzy o ukrytych parametrach, czy chwilowa próbna ontologia - to podstawowa zasada Wszechświata. Prawdziwa logika, to logika kwantowa. Prawdziwa materia leży daleko (w skali mikro) poza zasięgiem naszego wzroku. Jedynym narzędziem jej opisu stała się struktura matematyczna, która cierpi na wspomnianą wyżej chorobę. W tym miejscu warto wspomnieć też o zjawisku teleportacji kwantowej i problemie liczby dodatkowych wymiarów czasoprzestrzeni (w których następuje unifikacja oddziaływań i znikają osobliwości). To, że ich nie dostrzegamy jest spowodowane naszym przyzwyczajeniem do rzeczywistości niskich energii i dużych (względem skali Plancka) rozmiarów, z czego rodzi się nasze codzienne doświadczenie. Ale to złudzenie. Tak....
nie da się sprawdzić, że matrix nie istnieje, tak samo jak np. tego, że ludzie to tak naprawdę przebrane
pluszowe zajączki. A takie wizje życia wielkim teatrze, ułudzie są obecne od zarania ludzkości.
Jeżeli zatem Człowiek nie ma możliwości dokładnego opisania świata w którym żyje, jeżeli każdy taki opis wykracza poza granice jego intelektu, a nade wszystko jeśli stoi wobec fatum wyboru spomiędzy nieskończonej liczby "najlepszych" teorii dla niego nierozróżnialnych w eksperymentach, więc jaka jest w tym świecie jego rola. Jest uwięziony, ponieważ zrozumienie całości Wszechświata przekracza jego zdolności pojmowania. W ten sposób można rozumieć Matrix.
Bez paniki. Z racji życia w czasoprzestrzeni o minimum 4 wymiarach nasz wrzechświat można teoretycznie sprowadzić do co najmniej trójwymiarowej powierzchni. Nawet, gdyby teorię
Nie. Związek, który zachodzi pomiędzy 4 i 5-cioma wymiarami nie ma miejsca w przypadku wymiarów 3 i 4 (topologia niskowymiarowa). Mimo, że matematyka spotkała swoje własne ograniczenia, nie oznacza to końca jej stosowania, a tylko degradację do rangi narzędzia.
Myślę więc jestem , a gdzie jestem to już nie myślę , tak lepiej
Problem w tym, że to stwierdzenie bazuje na nieokreślonych pojęciach. Co dla podmiotu znaczy "myślę", co znaczy "jestem", oraz w jakim uniwersum, z podaną regułę dedukcji, możliwa jest logiczna koegzystencja podmiotu, miejsca i pewnych dwóch relacji. Chodzi o teorię i model. W takiej teorii można przecież stworzyć także zdanie (nie mówię o tym czy jest prawdziwe) "nie myślę, więc mnie nie ma (nie jestem)" i zaczynają się schody. Wiadomo też, że był to dowód na istnienie Boga, a stąd i z ograniczeń takich modeli, Bóg dałby się zredukować do naszej iluzji. To niebezpieczne, zostawmy więc tę dykteryjkę literatom.
Chyba tylko, że Lem opisał nawet dwa Matrixy:
-spotkanie Tichego z profesorem Corcoranem, twórcą czegoś na styl Matrix'a, z tą różnicą, że nie "zamykał" tam ludzi, ale zrobione przez siebie programy, które odczywały ten sztuczny świat jako prawdziwy.
Gdzieś znalazłem w internecie informację o teorii z pogranicza paranauki: endogenezy rozciągniętej na świat atomów, które tworzą kształty, bo realizują pewien program. Osobiście (na razie) uważam to za dobry kawałek Science Fiction i z przyjemnością poczytam, gdy nastąpią długie zimowe wieczory. Mam nadzieję, że ten tekst napisałem ja, a nie realizujący mnie program.
Ostatnio czytałem też, że twórcy sztucznej inteligencji przyznali się do porażki. Sztucznie stworzona maszyna dedukcji nie potrafiła zrozumieć dlaczego sznurek można ciągnąć a nie można pchać.