Space opera, dla wielu gorszy podgatunek s-f, dla innych prawdziwa s-f pełną gębą. Niegdyś występująca u nas ledwie w śladowych ilościach: w czystej postaci w "Misji międzyplanetarnej" Van Vogta, "Zapomnij o Ziemi" Macc Appa, "Broni Chaosu", "Formach Chaosu" Colina Kappa, "Dalekich szlakach" Sniegowa oraz w postaci mniej czystej w "Fundacji" Asimova, "Billu, bohaterze galaktyki" Harrisona czy "Gateway" Pohla. Z czasem dobrej i średniej space opery było coraz więcej, przykładem "Wieczna wojna" Haldemana, "Kawaleria kosmosu" Heinleina, "Stacja Podspodzie" Cherryh. Cyklami ukazywały się również słabe i beznadziejne okazy jak np. "Świat Null-A" Van Vogta (i inne) czy serie Zahna.
Ostatnio space opery mamy naprawdę sporo - cykle Donaldsona ("Skok w ..."), Reynoldsa (zapoczątkowany "Przestrzenią objawienia"), Hamiltona ("Dysfunkcja rzeczywistości"), - logie Łukanienki, "Hyperion" Simmonsa, "Barrayar" Bujold, "Honor Harrington" Webera, książki Banksa. Poznaliśmy też w całości zwiastowane przed laty pojedynczymi tomami cykle Cherryh ("Wojny Kompanii"), Pohla ("Gateway"), White'a ("Szpital kosmiczny").
Macie swoich faworytów w tym gatunku?