W czasie wojny koreańskiej McArthur chiał bombami atomowi stworzyć 50 km pas "ziemi niczyjej" - wypaloną, radioaktywną granicę Korańsko - Chińską, której ci drudzy nie mogli by przekroczyć. Cóż ... biorąc pod uwagę, że człowiek ten umyslnie osłabił gotowość Korei Pd. przed atakiem, by poprzez drugie Pearl Habour przekonać Amerykanów (dominujących w ONZ) do interwencji, to słuszne okazuje się jego odwołanie przez Trumana (który dźwigał brzemię Hiroszimy i Nagasaki). Oczywiście wojna totalna była niemożliwa, lecz Korea mogła zamienić się w poligon atomowy i taktyka "meat grinder" nie byłaby już tylko domeną Amerykanów. Osobiscie skłaniam się do Kryzysu Kubańskiego, gdyż wówczas broń posiadali Kubańczycy, a nie rozważni (!!!) Rosjanie. Pewne jest, ze użyliby taktycznej broni atomowej przeciw desantowi USMC (szacowana liczba ofiar - 100.000 !!!), lecz ciekawym epizodem kryzysu jest także wojna nerwów na jednym radzieckim okręcie podwodnym. Można powiedzieć, że w rękach jego dowódcy spoczywały losy świata, gdy miał zadecydować czy użyć torped nuklearnych przeciw flocie USA próbującej przeszukać statki CCCP. Te jednak w ostatniej chwili zawróciły. Całe to zdarzenie ukazuje także jak wiele musiało istnieć zapalnych momentów, o których dowiemy się byc moze za kilka, kilkanaście lat - zaginione łodzie podwodne, czy zbaczające z kursu rakiety stawiające w stan gotowości cały radziecki system obrony ... Omar Bradley powiedział kiedyś, ze "żyjemy w świecie atomowych gigantów i moralnych dzieci" - słowa te wypowiedziane tuż po WWII ukazują, ze kolejny, atomowy holocaust był możliwy i wizja totalnej samozagłady niekoniecznie mogła ograniczać obie strony ...