a wiesz, przez ciebie wzięłam ją do ręki rano (tak, leży mi w pracy i kusi ładną okładką). w sumie... jakoś rzeczywiście mniej mnie odrzuca.
Faktycznie, trzy pierwsze ( i poniekąd tehanu też) można zinterpretować jako wykładnię koncepcji Freuda. Mrok wypływa z naszych podświadomych pragnień (które potrafią wyssać magię z życia
). świadomość to coś, co steruje naszym życiem, a superego to ideał, do którego dążymy... i gdyby Ursula zatrzymała się na Freudzie, to by było całkiem dobrze, składnie i pięknie, ale w Tehanu zaczyna wyraźnie grawitować do Junga i jego koncepcji animy i animusa (magia kobieca i męska, orzech włoski i laskowy i takie tam). osobiście za Jungiem nie przepadam, bo choć cenię go za próbę rewizji koncepcji Freuda, to moim skromnym zdaniem nieco przesadził i "umistycznił" swą koncepcję.
Co mi przeszkadza u L:e Guin? to, że o ile przez pierwsze tomy wykladała swe poglądy (koncepcje) poprzez czyny bohaterów, to potem procentowo czynów jest mniej w stosunku do "opisów wyjaśniających". Ten fragment w Tehanu, kiedy pozbawiani świadomości bohaterowie wędrują i wędrują i wedrują mnie przytloczył. może teraz będzie lepiej, może przeczytam...
i tak najbardziej kocham Grobowce Atuanu. Może dlatego, że młodą kozą będąc wymyśliłam coś podobnego
(ech, te błędy młodości.... :P)