Jako całą płytę najbardziej lubię "King For A Day... Fool For A Lifetime" - tam nie ma ani jednego słabego kawałka, bardzo urozmaicona muzyka. No i nie ma Jima Martina
"Angel Dust" jest niemal równie dobra, gdyby tylko nie ten Martin. No ale "Midlife Crisis", "Be Aggressive" i przede wszystkim "A Small Victory" to klasyki. Podobnie jak "Falling to pieces" czy "From out of nowhere" z poprzedniej.
"Album of the year" już był za bardzo komputerowy dla mnie, i słychać było, że nieciekawie w zespole się dzieje. Chociaż "Ashes to ashes" to pierwsza piątka moich ulubioncyh piosenek FNM.
Fantomasa nie lubię zbytnio, do Tomahawka też jakoś do końca nie mogę się przekonać. Najfajniejsze jest Mr Bungle. No i Patton drący ryja w Naked City albo nagrywający z Merzbow.