komiks jest takim szczególnym medium, że czasem pewne proste czy nawet nieco karykaturalne, oszczedne i szorskie srodki wyrazu (Dillon) czy nonszalanckie, nieco surrealistyczne i poetyckie (Keith, Dringenberg) pozwalaja świetnie eksponowac załozenia scenariusza, dodaja czytelności i głębi przekazom autora
nie zawsze świetny pełen wybornego koloru i maestrii rysunek odpowiada historii i pozwala opowiedzieć ją najlepiej, o dziwo
czasem trudno wyważyć i zadowolic gusta wielu czytelników - jednych przytłacza historia, innych rysunki, inni wolą przestrzeń, czytelność, dynamikę i prostotę, jeszcze inni lubia duszne plany, pełne dupereli i szaleństwa, sa tez tacy którzy nic nie lubią (nawet siebie) - tak czy siak doszukiwanie się w komiksie uproszczeń typu: rysunek nie może byc zbyt prosty, kolory zbyt wyblakłe albo nienaturalne, itp. zwykle do niczego dobrego nie prowadzi - najlepiej łykać rysunki i historię jako całość i oceniac je łącznie, odpowiadając sobie na pytanie czy wszystko współgra, opowiada i komunikuje się z nami, i czy nas to kręci czy nie - różnie różni postrzegaja, czują i myślą, i w tej różnorodności powstało choćby rude futerko, hmm
a zamiast pieprzyć koszały opały, to lepiej sobie poczytac coś dobrego, czego życze sobie i komu tam
BTW E. napisał sporo bardzo dobrych rzeczy (tak czytałem. nie, nie wszystkie), pewnie kiedys i u nas sie pojawią (nie, nie wiem co i kiedy), a za Preachera należy się Egmontowi pochwała (pochwalam)