A może problem leży w tym, że wszelkie opinie buduje się na: „to MNIE podnieca”, lub „MNIE nie podnieca”. Nie widziałem jeszcze definicji, która określałaby precyzyjnie czym jest pornografia i erotyka. Przykładem dla nas może tu być definicja Wilka- „Raczej powszechnie przyjmuje sie ze pornografia to takie przedstawienie zachowan seksualnych ktore maja na celu wywolanie podniecenia seksualnego u odbiorcy”. Jeżeli taki cel ma pornografia, to jaki cel służy erotyce? To samo dotyczy wpływu „treści” na odbiorcę. Stąd odwieczny problem mediów- kiedy mamy do czynienia z pornografią, a kiedy z erotyzmem. W USA był przypadek młodocianego gwałciciela, który twierdził, że oglądanie teledysków podniecało go do tego stopnia, że musiał posuwać się do takich czynów. W Niemczech rząd stwierdził, że winnym przemocy seksualnej w narodzie są komiksy. Choć nie sposób było to udowodnić, System odniósł druzgocące zwycięstwo.
Moim zdaniem spowodowane jest to tym, że badania, jakie wciąż się prowadzi powodują rozszerzanie i rozwarstwianie materii tematu. Niestety, badania te nie są w stanie zwalczać mitów i legend, takich jak np. to, że masturbacja, jak twierdzi większość Polaków, to choroba, którą należy zwalczać (sam akt, lub sygnalizowanie masturbacji jest aktem ciężkiej pornografii m.in. w Karolinie Północnej, a tenże akt w „Szmince” jest), jak i homoseksualizm, czy seks dla przyjemności. Jedno jest pewne, cała ta nieokreślona sytuacja najbardziej odpowiada „reprezentantom narodu” , którzy dzięki niej mogą wciąż wykazywać jakimż to koniecznym i niezbędnym są strażnikiem „zdrowego społeczeństwa”.