Z tym Gullumem, to myślę, że chodzi o onomatopeję. Woda w polskim języku wydaje dźwięk gul, a w angielskim chyba gol. Jednak też jestem przeciw tłumaczeniom nazw własnych, chyba że tak trzeba. A że prawie nigdy nie trzeba, to wszystko wiadomo.
Ja czytałem Władcę pierścieni Łozińskiego. Za jego zgodą oraz oporem, mogłem przeczytać ją z nazwami własnymi.
Czytałem też jeden z odcińków Diuny - dokładnie Mesjasza - w tłumaczeniu Łozińskiego. Wolanie, Piaskale, czy chociażby Cesarz zamiast Imperatora. Od kiedy pamiętam, w powieściach fantastycznych używa się określenia Imperator. Wydaje mi się, że głównym problemem Łozińskiego jest nieuleczalny konserwatyzm.