Et tu, Brute?
Myślalem, że w Tobie będę miał też sprzymierzeńca.
Ale sprobuję pobronić Kinga przed Twoimi zarzutami akurat własną Twą bronią - hiperbolą. Tam nie ma tysiąca żołnierzy. W zeszycie dziesiątym Batman zreszta przeważającej tłuszczy ulega. W zeszycie dwunastym natomiast na słynnej "rozkładówce" z tłumem jest ich gora sześćdziesięciu. A biorąc pod uwagę, że Batmanów jest sześciu na tym obrazku, to wypada dziesięciu żołnierzy na głowę. Na tyle zawieszaliśmy już niewiarę nie raz... Może i tym razem warto sprobować?
Chociaż tak naprawdę nie trzeba.
Bo to własnie tu, na panelu niemozliwego starcia z przeważającym przeciwnikiem (w wymiarze jak najbardziej serio, nie w obrębie postmodernistycznej, metatekstowej zgrywy) głos Bruce'a w liście komentuje
samobójcze odruchy bohatera, począwszy od tego pierwszego, gdy miał dziesięc lat.
Czytany na tle tej wizualizacji Batmana przedzierajacego sie przez tłumy żołnierzy list pozwala zrozumieć panel metaforycznie: walka z kryminalistami, o ktorej mówi Bruce, ma być walką bez końca, specyficznie "rozszerzonym samobojstwem", wchodzeniem w sytuacje niemożliwe, takie jak opowiadana w tym tytule wyprawa... samobojstwem rozciągniętym w czasie, samobojstwem przemieniajacym człowieka. (Jeśli chcecie, można zaprosić Dostojewskiego do stolika, wtedy zabawa jeszcze nabierze rumieńców).
Hiperbole wizualne Janina są opowieścią o przygodzie, ktora tak naprawdę rozgrywa się wewnątrz Batmana. King przenosi akcję w obrębie stworzonej przez Snydera wersji świata Gacka do wewnątrz. Nie trzeba zatem zawieszac niewiary, jeśli powiemy sobie, że to nie rejestracja rzeczywistości, ale subiektywna perspektywa Nietoperza (czy Seliny mometami...). Spróbujcie tak, może wtedy cos z tego dla Was wyjdzie.
Jeśli, jak chmiel, upieracie się by jedynie w jednej konwencji odbierać Batmana, to poradzić można niewiele. Z niektorymi zarzutami:
I naprawdę nie widzisz w tych rozwiązaniach fabularnych nic dziwnego? Osławiony Batman, genialny strateg, mając u siebie w domu, na swoim terenie, na wyciągnięcie ręki bandę psychopatów częstuje ich kolacją, po czym wypuszcza by mogli mordować dalej?
można dyskutować na poziomie rozwiazan fabularnych: Takie sa reguły rozmów pokojowych. Stratedzy (nawet ci genialni) szanują te zasady. Są też zakładnicy. Czy Batman poświeca zakładników?
W przypadku innych
Czy jestem zafiksowany na punkcie swojej wersji Batmana? Pewnie tak. Tyle, że mi nie płacą za pisanie jego przygód. Bo gdyby tak było to byłyby to historie, w których jest on World Greatest Detective, w których na pierwszym miejscu byłaby logika, a nie epatowanie jakąś hucpą.
trzeba łączyć to, co się dzieje w fabule z regułami kompozycji danego komiksu. To, co nazywasz "epatowaniem hucpą" (jeśli dobrze to rozumiem), bylo dla mnie od zawsze fundamentem sukcesu Batmana. W obrębie świata przedstwionego jako pogromcy złoczyńców i w estetycznym świecie bohaterów komiksowych. Batman pod maską to Bruce Wayne, człowiek zasad i strategii. Upostaciowieniem tychże jest obiad z zeszytu #29, strategiczne posuniecie pozwalające Batmanowi ustalić, kogo ma poprzeć w toczacej sie wojnie tak, by ją zakończyć. Wielki rytuał porozumienia, jaki zwykle dla Batmana aranżują przeciwnicy. Ta kolacja to pułapka Bruce'a Wayne'a.
Świetny trik. I również na tym polu walki - hołd dla rodziców. To ewidentny koncept artystyczny (wyrastający z rozwiązań historii "Jestem Bane").I przyjmując na chwilę dla dobra rozmowy że "Wojna" miałaby miejsce - naprawdę dostrzegasz miejsce na humor Kinga w tej opowieści, kiedy co chwilę zostaje pokazane aktualne żniwo ofiar? Nie kłóci Ci się to? Nie ma w tym hipokryzji scenarzysty? Nie odsłania go jako zwykłego tandeciarza?
To jest "Wojna
żartów i zagadek". Tak, miejsce humoru (zwłaszcza nieco skrzywionego) jest tu jak najbardziej uprawnione. Humor towarzyszy ludzkości w jej najczarniejszych chwilach. A dla Gotham czarne godziny to chleb konsumowany codziennie. Tylko ludzie z poczuciem humoru, zdaje się, potrafiliby tam przetrwać.
Resztę wyjasnia finał historii, o którym pewnie jeszcze przyjdzie pogadać, gdy na poczatku przyszłego roku wyjdzie on w Polsce.
A formuły "hipokryzja scenarzysty" nie rozumiem.