Jak tak wszyscy ładnie pisza, to ja tez cos sobie napisze, a co mi tam:
1. Sin City - uwazam to za kwintesencje tego, czym jest komiks, i sumie jak bede kiedys wyrzucal na smietnik wszystkie komiksy, to Sin City chyba sobie zostawie (tak zupelnie przy okazji i na marginesie, to wydaje mi sie, ze filmowa adaptacja Sin City, pomimo ze na pierwszy rzut oka sprawia wrazenie filmu, tak naprawde tez jest komiksem - dziwnie brzmi, ale tak jakos to odczuwam);
2. komiksy Lemire'a - kocham tworczosc tego faceta na tyle, ze od kilku juz lat hoduje sobie na glowie rogi malego jelonka;
3. komiksy Daniela Clowesa - dla mnie to sa normalnie arcydziela, pod wzgledem fabularnym sa to nielicznie komiksy, ktore tak naprawde mnie intryguja, uwielbiam ten rodzaj odjazdu.
Same amerykany mi jakos sie napisaly i pewnie jakbym pomyslal, to bym mogl jeszcze cos tam dopisac, ale mysle ze w tego typu rankingach na najulubiensze, to chyba najprawdziwsze listy to takie nieprzemyslane, spontaniczne, jak ta moja.