Winckler, moim zdaniem tworzysz byty ponad potrzebę. To znaczy, to, co piszesz, jest dla mnie oczywistą wiedzą, ale nie rozumiem, dlaczego nazywasz to akurat polityką? Ten termin całkiem nieźle funkcjonuje między ludźmi i nie widzę potrzeby dodawania mu nowego znaczenia. Polityka to, jak sam napisałeś, społeczna interakcja. A zatem istnieje już pojemny termin: "społeczna interakcja", a z niej wynika m.in. to, co również zauważyłeś, czyli "negocjonowanie znaczeń i sensów". Po co więc te wszystkie terminy poprzedzać jeszcze jednym, na dodatek kłopotliwym (bo popularnym i mającym w codziennym użytku znacznie węższy zakres), wyrazem? Co to zmienia? Wprowadza to tylko chaos, bo rozmówcy inną ideę polityki mają w głowie.
Każda publiczna wypowiedź (także poprzez sztukę) jest walką (mniej lub bardziej ostrą; i mniej lub bardziej uświadomioną) o wpływy. Chcemy pozyskać drugiego człowieka w taki czy inny sposób. Albo wprost go do czegoś przekonać, albo przynajmniej zainteresować go sobą, swoimi emocjami, albo... itd. To jak rozsiewanie swoich genów w sposób niefizyczny. Im więcej ludzi o nas (albo o naszym dziele) usłyszy i nas zaakceptuje (zaaprobowanie naszego dzieła rozumiemy jako akceptację nas samych przez nasz dzieło), w tym więcej umysłów wlejemy cząstkę siebie. Znany przykład z Horacym i jego "exegi monumentum". I wszystkimi tymi, którzy rodzą się wciąż na nowo w poznających ich dzieła umysłach.
Nasze myśli, emocje, każdy gest i działanie oddziaływają na innych. Dobrze, w porządku. Ale po co tutaj dodawać "politykę"? Brzmi to sztucznie. Przykładowo: wychowując potomstwo, wpływasz na jego światopogląd, kształtujesz jego postawy. Proste, czytelne. Gdy dodasz do tego, że wychowanie ma charakter polityczny, jedyne, co osiągniesz, to przymus wytłumaczenia terminu, który każdy zrozumie niezgodnie z twoją intencją.
A już mieszanie w to takich utartych zwrotów jak "uprawianie polityki" uważam za horrendalne nieporozumienie.
Jasne, że odejście od pojęcia polityki jako działalności instytucjonalnej (rządowej, partyjnej, programu takiej czy innej organizacji...) rozmywa granice pojęcia. Jednocześnie jednak przywraca mu jego istotny sens (zatracony we wspólczesnej "debacie" publicznej). Przypomina o znaczeniu publicznego zajmowania stanowiska w jakiejś sprawie z jednej i mówienia o sobie i swoim świecie z drugiej.
Przywraca mu jego sens? Więc już kiedyś w dziejach tak szeroko interpretowano politykę?
Co do ostatniego zdania - to tylko pozorna obrona tego szerokiego pojęcia polityki. No bo czy istnieje ktoś, kto nie zauważa, że publiczne zajmowanie stanowiska w jakiejś sprawie ma znaczenie? Czy istnieje ktoś, kto lekceważy swój świat?
I nie zgodzę się zatem na proponowana podmianę pojęcia polityczności "na cokolwiek". Nie wszystko, co robimy, ma, na przykald, wymiar erotyczny.
Hola, hola, daj drugiej stronie zdefiniować "erotykę"! Może rozumie ją równie szeroko jak ty "politykę"! Uczepiłeś się funkcjonującego na co dzień znaczenia erotyki, tak jak wcześniej inni funkcjonującego na co dzień znaczenia polityki. Taki np. Robin Hanson w eseju "Czy Cypher miał rację. Dlaczego żyjemy w swoim Matriksie?" twierdzi, że wszystko, co robimy, robimy ze względu na płeć przeciwną
(autor nie podjął wątku homoseksualizmu), tak nam każą nasze geny. I tylko nam się wydaje, że czytamy komiksy dla nas samych, dla przyjemności płynącej z czytania komiksów. W rzeczywistości poszerzamy swoją wiedzę i stajemy się coraz lepsi w jednej z dziedzin ludzkiej aktywności. To później może zaowocować podczas poznania słodkiej pani (bo komiksy to interesujące hobby; a przynajmniej tak sądzimy). Potrafię sobie nawet wyobrazić, jak na pierwszej randce ona mówi, że lubi dojrzałych mężczyzn, a ty ją informujesz, że czytasz Smerfy. Jak po takiej bombie mogłaby się tobie oprzeć? Forumowy temat "Zdjęcia waszych komiksów" to tak naprawdę prezentacja wspaniałości swoich genów: im większa kolekcja, im bardziej przemyślana, tym lepiej poukładany i cierpliwy (same zalety!) jej właściciel. Sygnał dla płci pięknej jest? Jest! Więc wszystko sprowadza się do erotyki i rozmnażania. Ci w wieloletnich związkach niech się nie burzą: to tylko kultura trzyma was w ryzach, wasze geny wolą, żebyście się dalej rozmnażali na cały świat. I któż może orzec, czy nieświadomie, nie wysyłacie wciąż i wciąż sygnałów płci przeciwnej? Każdy przedmiot, który człowiek zbierze, od żywności po odzież, samochody i nieruchomości (po drodze niektóre z tych rzeczy nazywa się kolekcjami), i każda dobra czynność, którą wykona, to punkty w rankingu, dzięki którym nasza wartość w oczach drugiej płci wzrasta (a przynajmniej tak nam się wydaje). Tak też można sobie tłumaczyć świat.