Z jednej strony kupiłbym sobie Studio Edition Xaime i Burnsa, ale po zdjęciach Twoich i innych możliwych do znalezienia w sieci widzę, że obaj rysują po prostu zbyt idealnie. To musi być jakiś masakryczny poziom kontroli pędzla/piórka. Z jednej strony świetne się to prezentuje (zwłaszcza w takim formacie) i jest wybornym artbookiem, ale z drugiej pierwotne plansze niewiele się różnią od tego co widać w druku.
Dużo bardziej podoba mi się Curator's Edition Sin City Franka Millera, gdzie pełno jest poprawek, brudu, ołówka, korektora używanego jako narzędzie rysownicze. Widać lepiej proces twórczy, a potem w druku wszystkie biele i czernie zostały zrównane. Ogólnie bardziej podobają mi się takie AE, które pełne są właśnie poprawek, doklejek, pożółkniętych rastrów itd.
Oczywiście najchętniej kupiłbym je wszystkie, ale $150 (lub $275! za Millera) = zdecydowanie za dużo komiksów, których jeszcze nie czytałem.
Prince Valiant też mnie kusi, ale jeszcze przez Nemo i Flasha Gordona Raymonda nie przebrnąłem, żeby się w kolejną prehistorię pakować.