No właśnie ... Kirby.
Jestem świeżo po lekturze Bomby obłędu w ramach WKKM i bez jakiejkolwiek żenady stwierdzam, że jest to jeden z najgorszych klasyków w ramach tej kolekcji. Bardzo trafne podsumowanie tego komiksu dał ostatnio @Lucas Corso Infantylność i naiwność fabuły przekracza praktycznie wszystko co do tej pory czytałem z lat 60' i 70'.
Natomiast rysunki to ewidentny regres w stosunku do tego, co prezentował Kirby w poprzedniej dekadzie. Tak się złożyło, że niedawno odświeżyłem sobie debiut Czarnej Pantery na łamach FF i tam jego rysunkom nie mam praktycznie nic do zarzucenia, a przy założeniu konwencji lat 60 były wręcz świetne. W Kapitanie na prace Kirby'ego wręcz ciężko patrzeć, twarze szwarcharakterów są jakoś dziwnie powykrzywiane, a pozostałe postacie (w szczególności kobiece) wyglądają jak klony.
Jak dla mnie Kirby zatrzymał się w pewnym momencie i jechał jedynie na swoim nazwisku i popularności, a jak wiadomo każdy dobry twórca powinien w jakiś sposób ewoluować. Wystarczy spojrzeć na innych rysowników, którzy na początku swej kariery kopiowali Kirby'ego, ale później wypracowali swój własny styl, eksperymentowali z konwencją i najzwyczajniej w świecie doskonalili warsztat: wspomniany przez Ciebie BWS, Neal Adams, czy Jim Steranko.
A ja sprawę "Bomby obłędu" oraz prac Kirby'ego w latach 70. widzę inaczej.
Zgadzam się, że "Bomba obłędu" jest infantylna i wyjątkowo uproszczona pod względem fabularnym. Porównanie z wcześniejszym "Tajnym imperium" jest wprost uderzające. A jednak bawiłem się świetnie - trochę na zasadzie smakowania tej nieprzystającej już do rzeczywistości, dziwnej, "chorobliwej" i campowej koncepcji wielkiego twórcy.
Dla mnie "Bomba..." jest swoistym powrotem do korzeni postaci, którą Kirby współtworzył. Kapitan jest idealnym, prostym, szlachetnym żołnierzem o niezłomnej woli. Działa jednak w innym świecie o bardziej skomplikowanej, mniej jednoznacznej strukturze.
Z tej prostej i naiwnej szlachetności oraz żelaznej konsekwencji arcypoprawnego scenariusza sączy się moim zdaniem jakiś smutek. Jakbym czytał zapis naiwnego snu starzejącego się dziecka.
Do tego dochodzą absolutnie powalające rysunki. To co uważasz za regres, ja widzę jako swoiste "przejście na drugą stronę". Kirby stworzył język wizualny klasycznego komiksu superbohaterskiego, a potem - w latach 70. - szedł jeszcze dalej i dalej, kumulując go w jakiś barok. Straszliwe gęby złoczyńców, potężne klaty herosów, dłonie i ramiona jak tłoki lokomotyw. W tle Kirby-mechanizmy na bezczelnych w swojej ekspresji splash-page'ach.
"Bomba obłędu" to nie jest komiks porywający. Ale mnie fascynuje. Szczerze.