"Zagładę Gotham" w swoim czasie odpuściłem. Teraz nadrobiłem i przypomniałem sobie, dlaczego przed laty z niej zrezygnowałem: Mignolę uwielbiam, ale tylko we w pełni autorskim wydaniu. Nawet najlepsi rysownicy (jak Corben), albo imitatorzy (kilku rysowników z "B.B.P.O.") nie mają moim zdaniem "tego czegoś", co pozwala nasączyć jego historie odpowiednim nastrojem oraz nadać jego narracji autentyzm. W efekcie nieźle przecież rysowana przez Nixey'a "Zagłada Gotham" jest, jak dla mnie, nudnawa, przewidywalna, fabularnie wątła i średnio zabawna.
Na plus zaliczam sam początek i kapitalne wykorzystanie postaci Pingwina do parafrazy antarktycznego motywu z "W Górach Szaleństwa" Lovecrafta. No i brawa za dobrze dopasowaną, monochromatyczną kolorystykę (ale w komiksie sygnowanym przez Mignolę nie mogło być inaczej).
Ten tom WKKDC jest jednak wart uwagi z zupełnie innego powodu - mianowicie dodatkowych historii. Nowelka "Gazownia" prezentuje jeszcze lepszy styl graficzny. W tym oldschoolowym drobiazgu zapomniałem całkowicie o Mignoli i Nixey wypadł naprawdę porządnie.
Prawdziwą rewelacją okazał się natomiast 1. numer "Demona" Jacka Kirby'ego. Seria to słynna, ale wcześniej nie miałem okazji do niej zajrzeć. Tymczasem naprawdę warto poświęcić jej uwagę. Rysunki to Kirby w najbardziej odjazdowej wersji. Zapierające dech w piersiach kadry z quasi-średniowiecza, rewelacyjne kompozycje bitewne, charakterystyczne zbliżenia na "monumentalne" twarze.
Etrigana miałem zawsze za postać raczej groteskową i - za sprawą designu i rymowanek - naiwną. Teraz jednak w ogóle się nie dziwię, dlaczego - po takim debiucie - tak chętnie sięgali po niego Moore, Gaiman, czy choćby Kevin Smith.
Zeszyt ten czyta się świetnie także w kontekście tomu debiutów Marvela z lat 70. z WKKM.
Za jego sprawą na pewno zachowam sobie cały tom.