Kontrowersje na temat "klasyków" tym razem skomentuję może tak:
"Kree/Skrull War" to historia, której daleko do tzw. "szacownego klasyka". Wciąż czuć w niej życie, nerw oraz radość twórców z realizacji własnych pomysłów i nurkowania w głębiny młodego, ale już dość rozległego uniwersum. Trudno przy tym oprzeć się - bardziej lub mniej przypadkowym - podobieństwom z "The Korvac Saga". Późniejszy o 6 lat "Korvac" jest oczywiście dojrzalszy, ambitniejszy w swojej problematyce moralnej, za to w "Kree/Skrull War" jest więcej szaleństwa. A jeśli historię tę porównać z naiwną superbohaterską balangą, jaką były starsze o 3 lata "Narodziny Ultrona", widać oczywisty postęp, który na przełomie lat 60. i 70. się dokonywał.
Trochę obawiałem się o rolę, jaką w komiksie tym ma odegrać Rick Jones. Została ona jednak objaśniona w sposób oryginalny i na swój sposób intrygujący. Sama postać Ricka (która kiedyś mnie głównie irytowała) po raz kolejny okazała się dobrym "miernikiem skali": przedstawiając historię częściowo z jego perspektywy, lepiej wchodzimy w świat superherosów, gwiezdnych konfliktów i innych cudów.
Rysunki Sala Buscemy są jak zawsze świetne - ekspresyjne i klarowne. Dzięki WKKM przekonałem się, że jeden z moich ulubionych twórców jest bodaj najbardziej konsekwentnym grafikiem w branży.
Neal Adams ma momenty wielkie (endoskopia Visiona, sceny w przestrzeni kosmicznej), choć moim zdaniem jego rysunki nie są aż tak wystrzałowe, jak w "X-men". Zapewne co innego realizować z Thomasem jedną z wiodących serii, a co innego eksperymentować w niszowym tytule, który i tak idzie do kasacji...
Dla mnie "Kree/Skrull War" to komiks, który autentycznie wciąga i przynosi sporą satysfakcję. Ścisła czołówka klasyków WKKM.