Jeśli chodzi o komiks superbohaterski, to naprawdę nie ma powodów do narzekań. Zwłaszcza inicjatywa "Odrodzenia" powinna wszystkich spragnionych nowości cieszyć, bo polskie wydania wychodzić powinny z poślizgiem od sześciu do dziewięciu miesięcy względem zbiorczych wydań amerykańskich ("I am Gotham" jest ze stycznia, "Damian knows best" chyba z czerwca!!).
Mnie, dodam, cieszy czytanie czegoś, co powstaje, co też często nie ma jeszcze wyrobionej marki, czego jeszcze nikt nie polecił. Chciałbym miec dość zasobow i finansowych, i czasowych by śledzić tak wszystko, co rzuca mi się w oczy podczas przeglądania zapowiedzi. I czytać na bieżąco. Z wszystkimi cliffahngerami i niepewnosciami, czy seria dotrwa do finalu. Ale to tylko marzenie... Przynajmniej w wiekszosci przypadków. Ciesze się jednak w chwilach docierania do ostatnich takich zeszytów jak ostatnio "Shade the Changing Girl" #12 czy "Action Comics" #987, gdzie tozsamość Pana Oza wreszcie zostaje wyjawiona (unikajcie WSZYSTKIEGO, co mogłoby Wam COKOLWIEK zasugerowac w tej mierze!!!), bo w tym momecnie zawieszenia czai się całe spektrum najlepszych wrażen zwiazanych z próbami poskładania tych scenariuszy do kupy z ich wciąz potencjalnymi ciągami dalszymi... Zbiorcze tego nie robią. Są ekonomiczniejsze, czasem bardziej eleganckie, zwykle też poręczniejsze (z wyjątkiem omnibusów, ktore też uwielbiam po swojemu). Ale dla mnie zeszyty to ta najpełniejsza wersja przygody. Tak mam.
PS. A "Czarny młot" już jutro!