Chronologiczna kolejność czytania przygód oryginalnego Flash-a, Barry'ego Allena to (uwzględniając pozycje wydane w Polsce): Kryzys na Nieskończonych Ziemiach, Flashpoint, Flash New 52. Przed Flashpoint jeszcze Final Crisis i Flash:Rebirth. Jednak, jeśli zaczniemy od 1 tomu z New 52 wcale nie ma poczucia zagubienia, a start jest gładki. Jak to mówią, w sprincie dobry start to połowa sukcesu i można zyskać cenne części sekundy.
Do tej pory czytałem niewiele solowych albumów z tą postacią, dlatego chętnie sięgnąłem po wydany przez Egmont album z Flash-em. Po "Blood will run" i "Flash:Rebirth", trzeci w mojej kolekcji. I chociaż Flash to nie Green Lantern, o którego uniwersum mógłbym powiedzieć znacznie więcej, echa pomysłów Geoffa Johnsa są obecne w pracy Francisa Manapula i Briana Buccelato.
Mamy tu dalsze rozwijanie koncepcji Speed Force, która daje Flash-owi nowe zdolności, a jednocześnie, dla osób nie znających wcześniej Flash-a, nie natrętne opowiedzenie "co i jak". Geoff Johns (który wymyślił, że to Flash stworzył Speed Force podczas wypadku z błyskawicą i dzięki temu czerpią z niej inni speedsterzy) wspominał również w filmie "Necessary Evil: Supervillains of DC Comics", że dla niego największym wrogiem Flash-a jest Captain Cold, a nie Reverse Flash (Professor Zoom) ponieważ zimno zmniejsza ruch cząsteczek.
Wyróżnikiem Flash-a jest też to, że większość z jego wrogów, Rogues (Łotrzy) tacy jak Captain Boomerang, Captain Cold, Mirror Master, chce jedynie ukraść to i tamto, być bogatymi, a potem napić się w barze piwa. Mordowanie superbohatera i przejmowanie władzy nad światem ich nie interesują, co jest pokazane w uwagach Barry'ego o Kapitanie Chłodzie. Są też i znacznie groźniejsi, jak Zoom czy Grodd, ale to inna bajka i kolejne tomy zapowiadają się smakowicie.
Flash tom 1 Cała naprzód to taka mieszanka. I coś z Deadpool'a
koncept odcinania kończyn u postaci z regeneracją z których wyrastają klony
, coś z Batmana
kostiumy Mob Rule zbliżone do Szponów, Manuel określony jako połączenie Batmana z Bondem
i Supermana
Iris West też reporterka, jak Lois Lane
. Z tych wszystkich składników wychodzi jednak dobre danie. Akcja nie przestaje biec, nomen omen, zwalniając jedynie na fragmenty z retrospekcjami. Fabuła całkiem zgrabna, nie odkrywcza ale czyta się bez bólu głowy. Co do Supermana, to w Flash:Rebirth jest scena gdy Flash mówi mu, że w ich wyścigach wokoło Ziemi dawał mu fory i że były tylko dla celów charytatywnych. W każdej innej sytuacji Flash jest zdecydowanie szybszy, a łamanie bariery czasu zdarzało się i mu i Zoom-owi.
Do używanych określeń nie mam zastrzeżeń poza słowami Iris: "jestem obywatelką Central City". Nie wiem jak jest w oryginale ale jedyne obywatelstwo miasta o jakim słyszałem to honorowe, a lepiej by brzmiało "mieszkanką". Dziwnie wygląda również, gdy zeszyty zaczynają się "DC z dumą przedstawia" tam gdzie się dało i "DC proudly presents" gdy jest to część rysunku (np. wypiętrzeń lodowych).
Ogólnie jednak, nazewnictwo i tłumaczenie dobre, o ile jestem w stanie ocenić. Rysunki bardzo fajne, przebija wrażenie właśnie oglądania rysunku ołówkiem, a czasami pędzelkiem, inaczej niż w przypadku wielu komiksów mocno podkręcanych na komputerach. Czytało się całkiem przyjemnie, wejście w świat Barry'ego Allena płynne jak herbata z prądem. To nie jest origin, czuć, że to New 52 ale i szacunek dla postaci, czego trzeba czytelnik dowiaduje się w trakcie lektury i może cieszyć się akcją. W szkolnej skali, 4-/6.
PS. dla 8azyliszka - nie kupuj, dowiesz się, że bazyliszki to zło! I to wcale nie specjalnie Egmont tak to w komiksie umieścił:
http://comicvine.gamespot.com/basilisk/4060-58836/