Ja też mam nieco podobne, mieszane uczucia jak w przywołanej recce i to po przeczytaniu 3 albumów wydanych dotychczas. Niewątpliwie pięknie to narysowane, bezdyskusyjnie interesujące i często zabawne postaci, bezapelacyjnie intrygujący, surrealistyczny świat przedstawiony, w którym rozgrywają się często atrakcyjne scenki przywołujące czesto na myśl abstrakcyjną logikę zdarzeń powstałych w umyśle L. Carrolla.
Niemniej jednak, być może nieco paradoksalnie, gdy patrzę całościowo na fabułę ("całościowo" w rozumieniu tych 3 albumów), to widzę jedynie takiego przeciętnego frankofona fantasy - wspomniane fajne scenki są ze sobą tak jakoś posklejane, że ta ich "lokalna" fajność nie manifestuje się w "globalnej" integralności jaką jest ciąg fabularny składający się na opowiadaną historię. Innymi słowy, za sprawą tej lokalnej "abstrakcyjno-surrealistycznej" logiki scenek komiks moze sprawiać wrażenie, że jest czyms wiecej niż tylko zwykla opowiescią zbudowana w ramach schematu "wedrówka w świecie fantasy", ale - jak dla mnie - jest to tylko takie udawanie "czegos wiecej". Jesli mialbym postawić "Azymut" obok, na przykład, "Ptaka czasu", który tez nalezy do kategorii "wedrówkowych fantasy", to prawdopodobnie ten drugi komiks oceniłbym wyżej, pomimo że też nie wzbudza on u mnie jakichs wielkich zachwytów. Moje ambiwalentne odczucia w odniesieniu do "Azymutu" biorą się prawdopodobnie z tego, że po przeczytaniu tych wszystkich opisów sugerujących odjazd a la Carroll (którego sobie niezwykle cenię), podczas lektury napotkałem nie do konca to, czego oczekiwałem, a o czym napisałem powyżej.
Wniosek mój jest taki, że choć Lupano pewnie bardzo chciałby być Carrollem i być może nawet wykazuje ku temu pewien potencjał, to jednak brakuje mu całego arsenału schematów myslowych i mechanizmów abstrahowania, które mają szanse wyewoluować w umyśle za sprawą wieloletniego uprawiania matematyki, jak to miało miejsce w przypadku Carrolla. No i z pewnością jest też gorszym pisarzem.