Przepraszam za opóźnienie, ale okazało się, że pracy miałem więcej, niż zakładałem. Oto obiecana garść uwag co do poszczególnych nazw postaci i ich tłumaczeń:
1/ Odnośnie do punktu 1 postu Aniona, argumentem przeciwko stosowaniu takiego podejścia w każdym przypadku mogłaby być kategoria pseudonimów, które są nazwami znanymi z literatury bądź innych dziedzin kultury. Sztandarowym przykładem jest Mad Hatter z komiksów z Batmanem, u nas znany jako Szalony Kapelusznik. Z tego, co mi wiadomo, w przypadku takich nazw istnieje tendencja do używania przyjętych polskich odpowiedników z przekładu danego dzieła, co wg mnie jest słusznym zabiegiem, bo pozwala zachować czytelność aluzji (poza tym sytuacja jest analogiczna do nazw postaci mitycznych, które w myśl punktu 10 tłumaczymy).
Nie jest to jednak zasada absolutna, jak świadczy przykład innej postaci z „Alicji”: choć w „Batmanie – Mrocznym Rycerzu” mamy White Rabbit przełożoną na Białego Królika, to w „Superior Spider-Manie” t. 2 bohater zwraca się do przestępczyni o takim samym pseudonimie „Rabbit”. Być może tłumacz chciał uniknąć problemów ze zmianą rodzaju w przekładzie, choć moim zdaniem „Króliczku” nie brzmiałoby źle
2/ Krótka uwaga do propozycji z punktu 3: „Living Pharaoh” można przełożyć zarówno jako „Żyjący Faraon”, jak i „Żywy Faraon”. Dwie dostępne wersje mogą się przydać przy przekładzie innych nazw ze słowem „living”.
3/ Jeśli chodzi o Black Widow, która przyjęła się już u nas jako Czarna Wdowa, to ciekawą sprawą jest tłumaczenie jej cywilnego imienia i nazwiska. Uważam, że skoro niemal zawsze jaj imię w przekładzie to „Natasza”, to działając konsekwentnie, powinniśmy transliterować jej nazwisko jako „Romanowa”, a nie „Romanov” czy „Romanoff”. Oczywiście, można twierdzić, że po emigracji do USA przyjęła zamerykanizowane nazwisko, ale wtedy raczej trzeba by zostawić też „Natashę”. Na marginesie, transliteracja została też użyta (moim zdaniem słusznie) np. w WKKM 10 w przypadku Sergeia Kravinoffa, który po polsku to Siergiej Krawinow.
4/ W sprawie Silver Surfera byłbym raczej za pozostawieniem tej nazwy w oryginalnym brzmieniu. Po pierwsze, spolszczenie rodzi pewien dysonans między polskim przymiotnikiem a nie do końca wchłoniętym do polszczyzny rzeczownikiem (jeszcze nie piszemy „serfer”). Po drugie, argument, że jest to nazwa stosowana w całym wszechświecie, jest tu moim zdaniem trochę osłabiony. Owszem, widzieliśmy, jak różni kosmici nazywali herolda Galactusa „Silver Surfer”, ale pytanie brzmi, czy
naprawdę używali tej nazwy, czy tylko została ona wstawiona dla wygody przez amerykańskiego narratora*. Jeśli bowiem założymy, że wszędzie nazywa się on „Surfer”, prowadzi to do dość ryzykownego wniosku, że ziemska rozrywka surfingu jest znana na wszystkich planetach w uniwersum. Dlatego sądzę, że można pozostawić oryginalną nazwę jako powstałe w USA określenie postaci (które jest w dodatku już dość w polskich przekładach ugruntowane).
5/ Zgadzam się w kwestii pozostawiania pseudonimów obcojęzycznych (punkt 4), z zastrzeżeniem, że w niektórych sytuacjach można wziąć poprawkę na sporą popularność języka hiszpańskiego w USA (zna go chyba zauważalnie większy odsetek populacji niż u nas) i dodać jakiś dodatkowy przypis.
6/ Problem wymienionych w punkcie 7 Zielonych Latarni/Green Lanternów jest dość złożony. O ile się orientuję, obecnie w polskich wydaniach zarówno ziemscy, jak i pozaziemscy członkowie korpusu to Green Lanternowie, ale z kolei nazwę organizacji, „Green Lantern Corps” spolszcza się jako Korpus Zielonych Latarni. Wydaje mi się, że to trochę niekonsekwentne. Proponowałbym pozostawić angielski pseudonim dla wszystkich członków korpusu – po pierwsze dlatego, że Hal Jordan, jako heros DC pierwszego rzędu może być nieco oporny na spolszczanie, po drugie z uwagi na pewne problemy z rodzajem, jakie może rodzić „Zielona (-y?) Latarnia”**, a po trzecie z uwagi na jego rozpowszechnienie. Jeśli chodzi o nazwę organizacji, na bardzo fajne rozwiązanie trafiłem w „Sprawiedliwości”***, gdzie pojawia się termin „Korpus
Zielonej Latarni”. Załatwia to problem ze spójnością, bo w takim ujęciu nazwa nie odnosi się do członków, tylko do symbolu całej grupy – zielonej latarni, którą posiada każdy Green Lantern i która pojawia się na mundurze tych sił. Ma to sens, a w dodatku jest poprawne językowo, bo w angielskim rzeczowniki używane w roli przymiotników przed innymi rzeczownikami mogą odnosić się zarówno do liczby pojedynczej, jak i mnogiej. Co więcej, zmiana jest w zasadzie kosmetyczna i w znikomym stopniu zaburzałaby spójność między przekładami. Może czyta ten post jakiś tłumacz komiksów DC?
7/ W pełni popieram założone w punkcie 8 tłumaczenie nazw bytów kosmicznych, które uosabiają daną ideę, uczucie, czy zjawisko (np. Śmierć, Miłość, Entropia, Wieczność). Byłbym jednak trochę bardziej elastyczny w kwestii mniej „fundamentalnych” istot kosmicznych typu przytoczonych w tym punkcie Watchera czy Recordera.
8/ Co do punktu 9: zdecydowanie „Kapitan UK” (albo nawet „Captain UK”) raczej niż „Kapitan Zjednoczone Królestwo” – co pokazuje, że żelazna konsekwencja czasem prowadzi w ślepą uliczkę
9/ Kwestia Herculesa/Herkulesa/Heraklesa jest raczej skomplikowana. Popieram oczywiście zamianę na polski odpowiednik, pytanie jednak na który. Uważam, że w tym wypadku poprawianie nielogiczności w oryginale i robienie z herosa Heraklesa mogłoby być ryzykowne. Z tego, co wiem, komiksy z tym bohaterem często mają charakter humorystyczny, więc nietrudno mi sobie wyobrazić scenę (może nawet już taka była), w której jakaś inna postać pyta protagonistę, dlaczego właściwie nazywa się on „Hercules”, skoro jest z Grecji. W takiej sytuacji tłumacz, który 12 zeszytów wcześniej zrobił z niego Heraklesa, miałby twardy orzech do zgryzienia… Ponadto pseudonimu oryginalny bywa skracany, także w aluzji do Hulka (np. tytuł serii: „The Incredible Herc”). „Herkules” pozwala w takim wypadku na zgrabne „Herk” (końcowe „K” jeszcze wzmacnia podobieństwo), natomiast z „Heraklesa” zrobiłby się chyba „Herak” (cherlak?).
10/ „Balder the Brave” z punktu 10 przełożyłbym nie jako „dzielny Balder” a „Balder Dzielny” (albo coś w ten deseń). Konstrukcja [imię] the [przymiotnik/rzeczownik] jest powszechnie stosowana w angielskim do określania przydomków, np. królów („Richard the Lionheart” – „Ryszard Lwie Serce”). Mała furtka w razie problemu: gdyby z jakiegoś powodu koniecznie trzeba było zostawić Heimdall, a nie Hajmdal, można się bronić, że to oryginalne brzmienie staroislandzkie, a nie tylko zamerykanizowana wersja.
11/ Popieram całkowicie tłumaczenie przezwisk i rozciągnąłbym to na przekład zwyczajowych przymiotników określających bohaterów (np. „the amazing Spider-Man”, „the invincible Iron Man”) – w tych wypadkach spójność wg mnie jest tak samo ważna jak w pisanych wielką literą nazwach własnych. Poza tym, Doc Ock mówiący o sobie „Wasz bohater, dr Otto Octavius, Superior Spider-Man” jakoś mi nie leży.
12/ W nawiązaniu do poprzedniego punktu: wydaje mi się, że tak samo jak pseudonimom, wiele uwagi należy poświęcić także różnym innym często występującym terminom z uniwersum, typu np. sieciowody, pajęczy zmysł itd. Tak jak napisałem powyżej, spójność ma kluczowe znaczenie także tutaj. Dwie grupy zwrotów, które przychodzą mi na myśl, to fikcyjne pierwiastki i nazwy krajów. W pierwszym wypadku zdecydowanie popieram spolszczanie, bo taka jest nasza praktyka – cały układ okresowy ma polskie nazwy. Dlatego wolałbym korektę „vibranium” do postaci „wibranium” (bo nie mówimy o „vanadzie” ani „livermorze”), tym bardziej, że mamy wyraźne pokrewieństwo z „wibracją”. Ponadto „Starkium” z „Wojny bez końca” poprawiłbym na „starkium”, bo wszystkie pierwiastki nazwane od nazwisk piszemy małą literą (np. nobel, mendelew, einstein). W drugim też widzę pewne problemy: dla mnie lepiej wyglądałaby w „Demonie w butelce” Karnelia, a nie Carnelia (bo chyba nie wymawia się tego przez „C”), ale z drugiej strony taka Latveria jest już na tyle ugruntowana, że tego nie ruszymy (zresztą skończyłoby się tak, że zacząłbym przerabiać Vanuatu na Wanułatę).
13/ Parę końcowych uwag: nie tłumaczyłbym „Sub-Marinera” jako „Podwodnika”. Z tego, co czytałem, podstawą dla Everetta przy tworzeniu tej nazwy było nie słowo „submarine” („podwodny”, „łódź podwodna”), a wiersz Samuela T. Coleridge’a „The Rime of the Ancient Mariner” („Rymy o sędziwym marynarzu”)****. Jest to więc raczej „mariner” („człowiek morza”) z doczepionym przedrostkiem „sub-”, co potwierdza łącznik. Dlatego przekład na „podwodniaka” mógłby zmienić pierwotny sens przydomka, który już się chyba i tak zadomowił u nas w wersji angielskiej. Jeśli zaś chodzi o „doc” i „cap” – skłaniałbym się ku „doktorowi” i „kapitanowi”. Jak już zauważono, „dr” i „kpt.” nie funkcjonują w postaci mówionej, co moim zdaniem je wyklucza. W „Ultimates” Egmontu widziałem skróconą postać „Kap”, ale jakoś mi to nie brzmi. „Doc” zostawiałbym głównie w utartym skrócie „Doc Ock”, poza tym jednak chyba rozszerzał.
Uff… kolejny olbrzymi post. Na swoją obronę powiem, że chciałem wykorzystać jedną z nielicznych ostatnio wolnych chwil i napisać o wszystkim, o czym się dało za jednym zamachem
Ogólnie rzecz biorąc, sądzę, że tłumacząc, nie trzeba się bać podejmować subiektywnych wyborów, które nie muszą być zgodne z generalnymi przyjętymi zasadami. Tłumacz też jest twórcą. Oczywiście, takie decyzje powinny mieć pewne uzasadnienie wykraczające poza czyste widzimisię (np. inne opcje brzmią źle lub nienaturalnie; zabraknie miejsca w dymku itp.)
------------------------------------------
* Surfer byłby pod tym względem podobny do swojego pana, którego
każda rasa postrzega w inny sposób.
** Chyba się zgodzimy, że zasłyszany gdzieś przeze mnie „Zielony Lampion” nie jest dobrym rozwiązaniem tego problemu. „Zielony Latarnik” brzmi już lepiej, ale jest znacznie mniej rozpoznawalny niż „Green Lantern”. Poza tym, dopuszczałbym "Latarnio" jako skróconą formę używaną przez przyjaciół Hala (tak jest np. w "Kryzysie tożsamości" Egmontu), na tej samej zasadzie co "Kotko", stosowane przez Spider-Mana w odniesieniu do Black Cat (np. WKKM 5).
*** Być może pojawiło się tam przypadkiem, bo występuje obok standardowego „Korpusu Zielonych Latarni”.
**** Czytelnicy komiksów Disneya znają go z historii Carla Barksa „
Poeci oceanów” z KD 4/1999 – a kolejny wiersz Coleridge’a, „Kubla Khan”, z „Siedmiu dni w Tybecie” Dona Rosy (wyd. specjalne 2/2005 „Zaginione skarby”). I niech ktoś jeszcze mi powie, że z „Kaczora Donalda” nie da się niczego nauczyć!