Chyba oglądałem jakiś inny film, bo wg mnie to gniot pokroju Deadpoola. To jest nostalgia-bait,a reżyser poszedł po linii najmniejszego oporu starając się zainteresować jak największą liczbę osób i trafić w gusta wszystkich. Powrzucano tu najlepsze postacie ze Star Warsów by zadowolić fanów Star Wars, dano murzynowi jedną z ról pierwszoplanowych by zadowolić murzynów, wrzucono kobietę w roli głównej i kobietę w roli jednego z głównych złych, by zadowolić feministki... Brakowało tylko pedałów i upośledzonego (czyt. Jar Jar Binksa).
Cały film to nędzna powtórka z rozrywki, powielono pomysły z poprzednich części (droid przechowujący cenne dane, ratowanie damy z opresji, główny zły z maską zmieniającą głos tym razem bez żadnego powodu (lol), niszczenie gwiazdy śmierci po raz kolejny, itd. itd.) i wrzucono tyle idiotyzmów, że inteligentnego człowieka może rozboleć głowa. Kolo, który nigdy nie obsługiwał działka staje się lepszym strzelcem niż wyszkoleni piloci, główny zły daje torturować pilota, by skłonić go do współpracy zamiast od razu zastosować swoją magię umysłu (no tak, lepiej było zaczekać z tym, aż droid ucieknie wystarczająco daleko), wszyscy są pożerani przez potwora zaraz po złapaniu, ale nie czarny (czyżby scenarzyści sugerowali, że był mniej apetyczny niż biali?), Najwyższy Porządek powstał niby ze szczątków (ashes) Imeprium, ale chwilę później okazuje się, że to nie mogły być szczątki, a ten First Order jest znacznie potężniejszy niż Imperium było kiedykolwiek (świadczy o tym chociażby nowa wersja gwiazdy śmierci, która jest znacznie bardziej niszczycielska, SUPER WYBUCHY, tym razem z kolorowymi promieniami, gimby się cieszą).
Murzyn potrafił też nawiązać przez jakiś czas równorzędną walkę z gościem, który mógłby zgnieść mu gardło force choke'iem, baba z kolei ni stąd, ni zowąd nauczyła się kontrolowania umysłami na poziomie Obi-Wana i szermierki na poziomie wyższym niż koleś, który miała lata treningu (chociażby rozwalając konsole w gniewie, lol, ta scena to była żenada lvl 9000). To jednak nie koniec jej geniuszu, gościówa, która musi zbierąc złom by przeżyć okazuje się genialnym mechanikiem, który potrafi zdiagnozować pojazd kosmiczny lepiej niż Han Solo, lol x 10^10.
Nie zapominajmy też o
Hana Solo tylko dlatego, że aktor jest zbyt stary, by wystąpić w kolejnej części. No i ten cały plot twist z Hanem jako ojcem młodego gniewnego Jedi modlącego się do Darth Vadera, bo tak... To chyba miało zadowolić rodziców-lewaków, którzy wychowali dzieci na kompletnych degeneratów.
Dodać do tego jeszcze drewniane dialogi, np.
Leia: You know, as much as we fought, I always hated it when you left.
Han Solo: That’s why I did it, so that you’d miss me.
Leia: I do miss you. (w tym momencie poziom żenady przekroczył skalę)
albo
Finn: [asking about Phasma] What should we do with her?
Han Solo: Is there a garbage chute... or trash compactor? (miało to być puszczenie oka do fanów, a wyszło fatalnie)
Finn: What about that ship?
Rey: That one's garbage
[ship blows up]
Finn: The garbage will do
[shows Millennium Falcon] (klisza jakich mało)
Mógłbym jeszcze tak długo, ale widzę, że to #niepopularnaopinia więc się zamykam. W każdym razie jeden post o zupełnie innym wydźwięku niż wszystkie pozostałe na pewno nie zaszkodzi dla równowagi.