Dobra, przeczytałem. Może nie jest to jakiś powalający komiks, ale popierdółką bym tego nie nazwał. Tekst z tyłu okładki, "jeden z najbardziej znanych amerykańskich komiksów alternatywnych" to już w ogóle grubo przesadzony. Prosta historia cyrkowego speca od ucieczek, trochę o jego miłości, trochę o spotkaniu ze śmiercią, ale najwięcej tutaj Escapo w akcji, uwalniającego się z więzów z różnych efekciarskich pułapek. Na pewno komiks zyskałby, gdyby trochę rozbudować fabułę, przybliżyć postać Escapo spoza cyrkowej areny - w pierwszej części, po występie z spadającym samochodem, tak właśnie było i to dla mnie najciekawszy moment komiksu. Podobał mi się też początek, z "pierwszą ucieczką" Escapo, prawie jak w "Sadze"!
No i właśnie o to chodzi. Świetny początek - "pierwsza ucieczka", zapowiada naprawdę interesującą, by nie powiedzieć - głęboką rzecz (nomen omen
). Niemniej nie porównywałbym go ze sceną początkową "Sagi", ponieważ jego wymowa jest tutaj o wiele bardziej poetycka*, być może nawet freudowska, i, co więcej, stanowi pewnego rodzaju "metaforyczny generator", którego obrazy powstałe poprzez zastosowane w komiksie transformacje znaczeniowe, konstytuują kolejne człony głównej osi fabularnej. Niestety, jak dla mnie, przynajmniej w odniesieniu do fabuły, atrakcyjność tego komiksu na tym "świetnym początku" się właściwie kończy - pomimo że bywają momenty o dużym potencjale (mam tutaj na myśli przede wszystkim wątek miłosny), to jednak ich finał jest - łagodnie mówiąc - byle jaki, a właściwie - nijaki. A przeciez cyrk tworcy opowiesci oferuje tak wiele. W cyrku może zdarzyć się niemalże wszystko i jeśli twórca w odpowiedni sposób to wykorzysta, nikt nie będzie mu zarzucał niekonsekwencji czy braku logiki. Bo cyrk to miejsce niezwykłe, położone gdzieś na styku snu i jawy; tam gdzie to, co rzeczywiste, niepostrzeżenie przechodzi w iluzję - innymi słowy, cyrk to ucieleśnienie realizmu magicznego. Gatunkowo, tworca ma do wyboru: obyczaj, dramat, czy nawet kryminał, lecz niemalże zawsze w oparach groteski, jeśli nie horroru. Dobrze wiedział o tym choćby Tod Robbins, gdy pisał "Spurs", a potem scenariusz do legendarnego "Freaks" z 1932 r.
* Ten jeden naturalistyczny kadr może w tym przypadku zwieść jedynie osoby nie mające doświadczania w położnictwie, ale założę się, że na forku nie ma takich ignorantów, co w życiu żadnej pępowiny nożycami przeciąć nie raczyli
Z "Wielkim Escapo" z początków kariery autora, jest trochę jak z "Żegnaj Chunky Rice" z początków kariery Thompsona - warto się zapoznać, zanim sięgnie się po te najważniejsze ich dzieła. Tylko teraz jeszcze, żebyśmy te największe dzieła Paula Pope dostali...
W odniesieniu do kolejności zapoznawania się, to jestem odmiennego zdania, bowiem wydaje mi się, iż było by bardziej wskazane, aby polski czytelnik najpierw zapoznał się z lepszymi rzeczami Pope, zaś po Escapo siegnął raczej jako po ciekawostkę aniżeli po coś, co jak w tej chwili może domniemywać na podstawie opisów zamieszczonych na końcu komiksu, jest reprezentatywne dla twórczości tego autora. Tym bardziej, że Escapo jest utworem niedokończonym, co zreszta nietrudno zauważyć po przeczytaniu komiksu i o czym wspomina sam Pope w zamieszczonym komentarzu.