Im lepiej znam Sfara, tym bardziej fascynuje mnie jego wyobraźnia, humor, wirtuozeria ekspresyjnej kreski. Kiedyś niespecjalnie przekonał mnie "Profesor Bell", pewne zastrzeżenia miałem nawet do pierwszego tomu "Wampira". Tegoroczne premiery Sfara wprawiły mnie jednak w euforię i wypełniły radością z obcowania z dziełami sztuki (komiksowej).
"Nie musisz się mnie bać"
To bodaj najbardziej wymagający i ambitny pod względem narracyjnym komiks, jaki w tym roku przeczytałem.
Są to sceny z życia artysty skupione wokół jego romansu z dziewczyną nazywaną "Mirelledarc" (czy to jakaś fuzja Mirelle Mathieu i Joanny d'Arc?). Bohatera można pewnie traktować jako alter ego autora, ale przede wszystkim przypomina on rosyjskiego malarza z "Kota rabina".
W narrację wplecione zostają wątki z przeszłości, a także sceny, które zdają się elementami autobiograficznego dzieła, powstającego wraz z postępami historii głównej. Większość epizodów zamyka się w ramach jednej strony, a ich kolejność wydaje się skojarzeniowa. W ten sposób uzyskany został efekt przypominający strumień świadomości.
Wszystko zaś rozpływa się w winno-serowej atmosferze współczesnego paryskiego mieszczaństwa. Wiele tu beztroskiej erotyki, ironii oraz mylenia tropów.
"Mały Wampir"
Coś zupełnie innego. Niech odetchną ci, którym nie spodobał się "Merlin". Jak zauważył gobender - to zupełnie nie jest dla dzieci. Ba, uważam, że jest to komiks dla dorosłego, wyrobionego czytelnika, utrzymany w konwencji komiksu dla dzieci. Czyli forma artystyczna dość rzadka i oryginalna.
Już samo objaśnienie postaci Małego Wampira powala swoją dziwnością (nie ma co się silić, by szukać logicznego połączenia z główną serią; ono jest ale z logiką nie ma nic wspólnego). A potem jest tylko lepiej i każda historia olśniewa zupełnie innym pomysłem, tematem, konwencją. Mnie najbardziej powaliły "Mały Wampir ćwiczy kung-fu" oraz jakby stworzona dla mnie "Mały Wampir i sen o Tokio". Ale nic o nich nie napiszę, by nie psuć zabawy. Wszystkie zresztą rozdziały, w tym wzmiankowane przez gobendera ponure sci-fi oraz najbardziej "dziecięce" "Mały Wampir i micha kupy", są fantastyczne i rozkoszne.
Porywająca, uskrzydlająca lektura. Naprawdę warto!
[Niestety, jest też znany błąd druku, czy składu - kilka (chyba ze 4) nieparzystych stron jest rozjechanych - w tym jedna (145) naprawdę brzydko. Nie wiem, czy dotyczy to wszystkich egzemplarzy.]
Czekam na obiecanych "Klezmerów"...