Szósty tom tuż, a piątym cisza... Piętrzy się na stercie zaległości??
Przyganiał kocioł, bo i ja dopiero w tym miesiącu wydobyłem album spod narosłej na nim w międzyczasie sterty (gdy przyszedł chciałem czytać już, zaraz, zostawiłem przy biurku i do listopada, biedny, kłuł w oczy), ale kilka słów chciałbym napisać, bo po świetnej czwórce piąty tom budzi we mnie mniej jednorodne odczucia.
Największe wrażenie zrobiło "Na granicach", które najchętniej widziałbym dołączone do wcześniejszego tomu jako znakomite post scriptum dla przedstawionych tam francuskich i brytyjskich przygód. Wykorzystanie kilku znaczeń granicy przemawia do mnie bardzo, a poczucie zagubienia z jednej i melancholijny nastrój będący jego konsekwencją z drugiej przedstawiona fabuła ewokuje znakomicie.
Dzieje Jala to niezwykły kontrapunkt dla sytuacji Valeriana i Laureliny, elegancko poprowadzone (doceniam długie wprowadzenie) i zgrabnie związane
. Smaczki takie jak otwierająca ziemski rozdział fabuły misja Valeriana czy Shingunzowie, jako krętacze, którzy odnajdą
nawet wymazane załomy historii
to elementy z dużą wrażliwością oddające europejskie nastroje w kontekście ówczesnych wydarzeń (
) i w przededniu wielkich przemian (też przecież związanych z miejscem politycznych granic w porządku rzeczy).
W świetle tego albumu dużo mniejsze wrażenie zrobiły kolejne albumy. "Kręgi władzy" były zabawne, jednak album środkowy jakoś (w moim przypadku) chybił celu. Ciekawy jest pomysł na wplątanie grupy cyrkowców w planetarny konflikt, ale ostateczny wydźwięk pozostawia dziwny absmak w odniesieniu do roli Valeriana i Laureliny w tej eskapadzie. Całość robi wrażenie dość spontanicznie pisanego scenariusza, który potyka się gdzieś po drodze i właściwie już do finału nie odnajduje równowagi. Podobało mi się końcowe lądowanie
i chyba rozumiem znaczenie ostatniej planszy zbierającej wątki, ale ten dowcip jakoś do mnie nie trafia. Wyrzynające się dzikusy to ten element wyobraźni europejskiej, który niezmiennie mnie krępuje. Chyba że jakichś sygnałów ironii (
zniekształcenie rzeczywistości na skutek awarii czasolotu z pierwszych plansz?
) w tym nie odczytuję (czy nie czuję) i wina po mojej, a nie historii, stronie leży.
Niemniej całość to kolejny blok przeważnie ujmującej kosmicznej awantury z lekko medytacyjnym zacięciem. Wciąż w tym wiele wdzięku. A "Na granicach" to jeden z moich absolutnych faworytów spośród kolejnych odcinków serii.