Nie wiem skąd obawa, bym mógł za Kol. się obrazić. Fakt, ze ewentualność taką rozpoznajesz jednak, daje do myślenia. Narusza to bowiem zwyczajową sytuację na forum, gdzie wszyscy zwracamy się do siebie per "Ty" i wyróżnień nie stosujemy, chyba że chcemy być dla siebie nad wyraz mili lub niemili.
Fora internetowe nie są moim typowym środowiskiem, toteż jeżeli bywam gdzieś z doskoku, a na dodatek idzie się z kimś pospierać, wolę być zbyt grzeczny, niż gdybym miał ryzykować sytuację odwrotną (choćby tylko w swoim mniemaniu).
Homofob nie ma sam w sobie, jako termin, nacechowania pejoratywnego,
Owszem, ma. Nigdy nie spotkałem się z użyciem tego określenia w neutralnej formie przekazu.
Jeśli uważasz, że zamiast homofbów można użyć sympatyczniejszego w Twych oczach terminu, który określa osoby odczuwający nieuzasadniony lęk przed mniejszościami seksualnymi,
A skąd pomysł, że tu chodzi o jakikolwiek lęk? Na tym właśnie polega różnica. Arachnofobia to lęk przed pająkami. A brak akceptacji dla określonych postaw życiowych to brak akceptacji.
będę wdzięczny za podpowiedź. Ja z kolei chciałbym się skupić na użytym przez Ciebie terminie ideologia, którego użycie jakoby zakłada, że sposoby opowiadania swojej wizji świata (ideologii właśnie) są zawsze nieetyczne, oparte na przekłamaniach i manipulowaniu faktami – są elementem propagandy.
Wg badań Gallupa 3,4% populacji w Stanach deklaruje odmienną orientację. Czym w takim razie jak nie manipulacją jest nadreprezentacja w siedmioosobowej grupie YA?
Nawet jeśli uznać, jak zrobiliśmy to z absolutnie, że Heinberg myślał o efekcie dydaktycznym, jaki może wywrzeć jego opowieść
Ale jaki element dydaktyczny w tym komiksie jest obecny?
Ponieważ jeśli o mnie chodzi to przebrnąłem przez niego z trudem. Niektóre plansze budziły u mnie zwykłe zażenowanie. Co w tym jest z dydaktyki? Bo jako człowiek, który nie wyobraża sobie historii kultury europejskiej bez (chociaż najgłośniejsze nazwiska podam) Leonardo da Vinci, czy Michała Anioła (biografie obu trzymam na półce), który na dodatek jest zaprzysięgłym i dożywotnim fanem Queen twierdzącym z absolutnym, niewzruszonym przekonaniem, że nie było, nie ma i nie będzie lepszego wokalisty od Freda Mercury`ego, tak konieczność czytania niektórych wyznań i oglądanie niektórych plansz budziło u mnie najzwyklejszy odruch wymiotny. Sorry. Taka prawda.
Heinberg nie robi przypisów, ani nie wkłada w usta bohaterów cytatów z ulotek trwających w Ameryce kampanii przeciw homofobii,
Bo to jest akurat inna taktyka - sprowadzająca się do systematycznego obniżania progu wrażliwości. Na takiej zasadzie na jakiej żabę wsadza się do garnka z zimną wodą, a dopiero później powoli zaczyna podgrzewać. Taktyka salami, stopniowanie bodźców i te sprawy.
jest zjawiskiem obecnym w społeczeństwie od zawsze
Ale od bardzo dawna (a być może nigdy, biorąc pod uwagę, że wcześniej nie było kultury masowej) nie był tak promowany pod dyktando określonych środowisk. A jak ludzie nie mają nic do zjawiska jako takiego (bo ono przecież występuje od zawsze), tak epatowania nim sobie nie życzą. To jest ta różnica. O tym, że Freddy był homo dowiedziałem się po jego zgonie. I swoją drogą jestem o te jego upodobania strasznie cięty na gałgana, bo gdyby nie puszczał się na lewo i prawo ile jeszcze muzyki by stworzył. Ale poza sceną nie paradował po mieście w różowych ciuszkach i z piórkiem w tyłku. I za to go szanuję.
Wiem, że powrót tej pierwszej po blisko półwieczu nieobecności pozwalał na wymyślenie postaci od nowa,
Tylko po pierwsze: ciekawe, że akurat teraz ujęto tę postać akurat pod takim kątem.
Po drugie: jeszcze ciekawsze, że mamy do czynienia z wysypem tego typu sytuacji. W sumie przeglądając zalinkowaną nieco wcześniej listę, dochodzę do wniosku, że mamy do czynienia ze strasznie zagubionym nowym pokoleniem "superhero".
Tak – te „comming outy” odzwierciedlają obyczajową zmianę, jaka dokonuje się w głowach nawet (hurra!!!) wyjściowo konserwatywnej wspólnoty czytelników komiksów,
Raczej jest to efekt łykania przez dzieciaki konkretnych treści owiniętych w atrakcyjne opakowanie. To tak jakby nakręcić kreskówki z homo wątkami, puścić w telewizji i twierdzić, że grupa docelowa to akceptuje, bo dzieci będą oglądać kreskówki z tego powodu, że są one kreskówkami.
zwłaszcza tych, którzy mówią, że kręci ich Spider-Woman, ale pieniądze wydają jednak konsekwentnie na tytuł ze Spider-Manem.
Bo Spidey ma przy boku Mary Jane, a to jest atut, któremu nie idzie się oprzeć.
Zresztą. Ja akurat "od zawsze" (czyli od 1992 r.) wolałem X-Men. Jean Grey, Ororo, Psylocke i te sprawy.
Ba. Z czasem nawet Kitty się wyrobiła.
Ale fakt. Pajęczak zawsze miał dobre teksty i za to gościa lubię.
homoerotyczne fascynacje są zdrowym wątkiem rozwoju każdej osobowości
Czuję się takim dziwolągiem...
Ale swoją drogą czy mam rozumieć, że ci, którym takie fascynacje nie przechodzą tak naprawdę zatrzymują się de facto w rozwoju na tym etapie?
(„Nie wykopałbym Micka Jaggera z łóżka, ale nie, nie jestem gejem…”)
Matko i córko... Kolego winckler... Dobra:
winckler... Ja wiem, że są gusta i guściki, ale takimi turpizmami publicznie naprawdę nie musisz rzucać.
Dobra. Wszystkich znudzonych i zirytowanych przepraszam.
Jak coś to dalsza polemika na PW.
Ja ukrywać nie będę. "Dziecięcą krucjatę" ledwo przetrawiłem, bo raz, że pewne wstawki były dla mnie niesmaczne (takie moje zboczenie i proszę to uszanować), a dwa, że
znowu to samo: martwi ożyli, pozbawieni pamięci przejrzeli na oczy, cały chaos wraca do normy, na koniec znowu ktoś ginie (pewnie żeby znowu zmartwychwstać za rok), czyli generalnie w kółko to samo (przynajmniej od jakiegoś czasu).
Do licha. Tęsknię za latami 80-tymi w komiksie...
P.S. A propos tego co dopisał Szczoch. Obawiam się, że będzie rozczarowany. Patrz element wypowiedzi w funkcji "spoiler"...