Do tej pory mam wszystkie klasyki z WKKM (nie licząc Iron Man: Upadek i wzlot) i sądzę, że najnowszy tom - Hulk: Potwór na wolności, to bezsprzecznie najgorszy klasyk. Inne klasyki w mniejszym lub większym stopniu, ale były miłymi ramotkami, może wam przeszkadzał nadmiar tekstu, ale mi się fajnie je czytało. Choć było w nich kilka słabych zeszytów jak np. ze 3 zeszyty w "Zmierzchu mutantów", ale tomy mi się mniej lub bardziej podobały.
A tutaj? Uch, ech, och. Najgorszym zeszytami tomu są 105. i 106. numer Hulka, niby scenariusz Goodwina i Thomasa, ale ten zeszyt miał po prostu głupi scenariusz i totalny nadmiar nie potrzebnych tekstów. Po nich myślałem, że nie uda mi się skończyć tomu (tak nawiasem, jeszcze nie skończyłem, został mi annual), ale na szczęście dwa kolejne zeszyty uratowały tragiczną sytuację, co by powiedzieć, ale zeszyt ze scenariuszem Lee (108) wyróżnił się na plus na tle reszty. I nie wiem od czego to zależy, ale 107. zeszyt jest wg mnie fatalnie narysowany, a 108. w miarę dobrze, oba rysował Trimple.
Więc jak dla mnie na 8 zeszytów zamieszczone w tym tomie 6 jest średnio-dobrych (ale to nie poziom X-Men czy innych serii publikowanych do tej pory) i 2 jest słabo-fatalnych.