Wszyscy zadawali sobie pytanie, czy sezon drugi będzie trzymał poziom pierwszego? Utrzymanie go, byłoby niewątpliwym sukcesem, ale czy się udało? No właśnie.
Cholernie trudna odpowiedź.
Matt Murdock/ Daredevil w tej odsłonie nie potrafi odnaleźć swojego miejsca, jest zwodzony za nos przez Punishera/Elektrę/Fiska i Sticka. Jego wahania były naprawdę dobrze poprowadzone przez scenarzystów, bo wysiłek jaki Matt wykonuje w tym sezonie jest delikatnie pisząc przejaskrawiony. I tutaj widzę delikatną słabość, poprzednia seria była lepiej zbalansowana pod względem akcji w HK jak i późniejszym "odpokutowaniu" za udział w bijatykach czy strzelaninach. W nowych odcinkach, Daredevil ma jakiegoś ukrytego skila, jest postrzelony - jeden dzień i szaleje dalej, został dźgnięty - identyczna sytuacja, okłada do ryju cały gang w pamiętnej scenie na klatce schodowej - to samo. No przesadzili twórcy. To nie Wolverine czy Hulk, aby jego rany goiły się na naszych oczach.
Kolejną ważną kwestią były role Punishera i Elekty.
Elodie Yung zaskarbiła sobie moja sympatię już w finale odcinka 4, kiedy uwodzącym głosem zwróciła się do Matta. Była w tej scenie magia, oj była. Ponętny głos, dawał do myślenia, że życie Diabła zostanie wywrócone do góry nogami. I zostało. Trudno jednak dzięki obfitym relacjom, opisywać rolę Elekty nie zaznaczając wkładu Punishera w pierwsze objawy zawahania Matta w jego poczuciu sprawiedliwości. Te dwa segmenty bardzo mocno wpłynęły na głównego bohatera, poszukującego swojej tożsamości. Jon Bernthal nie przekonywał mnie aktorsko w serialu TWD. W Daredevilu natomiast z czasem kupował mnie coraz bardziej. Oba originy w serialu się bronią, chociaż pola do dyskusji nie brakuje. Nie traktuję jednak serialu jako oblicza 1:1 odnośnie komiksu. Frank na początku szaleje, co może budzić kontrowersje, ale dla mnie wypadło to przekonująco. Droga do Punishera jakiego znamy, w tym momencie była daleka.
Kolejną minimalną wadą było zbyt duże nagromadzenie akcji od połowy sezonu do finału. Nie podobała mi się relacja pomiędzy
Frankiem a Kingpinem. Jeden chciał wykończył drugiego, więc ucieczka zainspirowana przez Fiska, który bodaj odcinek temu nie miał w więzieniu ani grama respektu, wydaje się słabym rozwiązaniem. Nagle wszyscy więźniowie zaczynają go szanować, a klawisze są na każde jego skinienie.
Za łatwo to poszło. Zdecydowanie.
Moim zdaniem atak na szpital powinien być finałem, ninja atakujący budynek wypadli fenomenalnie.
Emocje w tym pojedynku wylewały się z ekranu, a tak dalej byliśmy karmieni kolejnymi pojedynkami, na siłę.
Przecież sama Karen cudem ocaliła życie trzykrotnie pod koniec sezonu.
Karen Page nakręcała ten sezon w podobnym tonie jak wspomniana trójka. Niewątpliwie twórcy szykują się do zrobienia z niej ćpunki, skoro
Fisk wyznaczył sobie Murdocka za cel
. I to już zapewne w sezonie 3, bo Wilson raczej już długo sobie nie posiedzi.
Oceniając całość to sezon drugi oceniam o jeden stopień niżej. Jednak nadal jest to bezapelacyjnie najlepszy serial o superbohaterze.