Ta ustawa to ewidentny przykład tego dlaczego dużym firmom albo korporacjom o zasięgu krajowym (lub międzynarodowym) tak bardzo zależy na tym, by w danym kraju (bądź konkretnym regionie świata=ue) wprowadzać system gospodarczy oparty na socjaliźmie - te przedsiębiorstwa posiadają kapitał i zasięg jakim mniejsi gracze nie dysponują (albo długo jeszcze dysponować nie będą). Najzwyczajniej w świecie stać ich na płacenie wysokich podatków i łapówek dla tzw. "elit" rządzących. Mogą więc bez ograniczeń lobbować na rzecz pisania praw i ustaw pod siebie, gdy tymczasem kurcząca się konkurencja kombinuje jak tu spłacić zusy, srusy i inne fiskusy. W ostatecznym rozrachunku najwięksi w danej branży podzielą rynek między siebie, utworzą klany korporacyjne, które będą, w porozumieniu ze sobą, narzucać ceny towarów. Ludzie będą musieli je kupować, bo alternatywy nie będzie. Ot komunizm XXI wieku. W przypadku tego bubla zwanego ustawą spłodzonego, a raczej wydalonego z głębin odbytu nie jakiej państwowej izby książki (celowo z małej) chodzi tylko oto aby rynek ksiegarski podzielić między trzech największych i najbardziej pazernych graczy w polszy, czyli empika, matrasa i merlin.pl (celowo z małej). Więc ludzie pokroju niejakiego tomba niech się lepiej przestaną łudzić, że ta "ustawa" w jakikolwiek sposob ma za zadanie pomóc jemu i mu podobnych małych ciułaczy, bo skutek będzie wręcz odwrotny. Ten akt prawny ma za zadanie tylko i wyłącznie umocnić jeszcze bardziej pozycje już najsilniejszych na rynku.