Niezbyt często coś (sprzedane komiksy) wysyłam Pocztą Polską, ale zwykle mnie krew zalewa, jak ta firma działa. Wypisuje człowiek blankiet na paczkę, a potem jeszcze baba coś tam wklepuje do systemu parę minut - XXI wiek, nie ma co. Przy okazji proponuje jakieś breloczki, mydło i powidło. A w kolejce inne baby smęcą, że kolejka i za mało okienek, ale potem płacą jakieś rachunki (Internet przecież nie istnieje) i kupują gazetki i kalendarzyki... Że tak użyję okołokomiksowego epiteciku - polskie gówno...