Jako zagorzały fan kryminałów Conan Doyle'a uznałem, że warto byłoby zapoznać się z "Sherlockiem Holmesem i Wampirami Londynu", mimo że tylko połowa tego tytułu budziła we mnie zainteresowanie. Po lekturze pierwszego tomu mogę powiedzieć, że mam takie same odczucia wobec całego albumu - pewne elementy mi się podobają, inne natomiast w ogóle do mnie nie przemawiają.
Ogólnie rzecz biorąc, cały pomysł na mariaż nadprzyrodzonych wampirów z chłodną logiką świata Holmesa nie budzi mojego entuzjazmu. Rozumiem, że takie zderzenie może być ciekawym zabiegiem fabularnym, ale nic nie poradzę, że trochę cierpi na tym klimat rzeczowości i niejakiej "przyziemności", który polubiłem w historiach z Sherlockiem. Dokłada się to tego fakt, że tematyki wampirycznej - i szerzej ujmując, klimatów horroru - jakoś w ogóle nie lubię.
Moje uznanie zyskał natomiast pewien szacunek do materiału źródłowego i fakt, że przygoda została dopasowana do "kanonu" Holmesowskiego i w sprawach praktycznych (typu czas akcji, pojawiające się postaci) nie jest z nim sprzeczna. O wiele bardziej cenię takie podejście (scenarzysta, jak widzę z podziękowań, konsultował się ze specjalistami w dziedzinie) niż tworzenie jakiejś nieokreślonej w czasie historii typu "generic Holmes", gdzie detektyw jest wykorzystywany wyłącznie jako narzędzie fabularne do przyciągnięcia uwagi potencjalnych czytelników. Tu na pierwszy rzut oka nie zauważyłem żadnej sprzeczności z opowiadaniami (oprócz jednej rzeczy - ale o tym za chwilę), a nawet dostrzegłem parę ciekawych nawiązań do "mitologii Sherlocka". Szczególnie spodobała mi się wizualna aluzja na przedostatnim kadrze strony 20, czytelna tylko dla kogoś, kto zna opowiadanie "Scandal in Bohemia" z Ireną Adler. Nawiasem mówiąc, tym bardziej dziwi spory zgrzyt historyczny na stronie 39 - mimo, że czas akcji został wyraźnie określony na 1891 r., Selymes ma w swoim zbiorze "Krzyk" Muncha, który powstał dwa lata później.
Podoba mi się również spokojny, stonowany i rzeczowy ton narracji, jaki stosuje Holmes. Bardzo pasuje on w moim odczuciu do charakteru postaci. Nie powiem też, że rysunki mnie olśniły, ale prezentują przyzwoity poziom i są dopasowane do tematu i charakteru opowiadania. Wygląd Holmesa zdecydowanie na plus. Choć rysownik podaje w podziękowaniach, że wzór stanowił jego ojciec, dostrzegam też pewną inspirację Jeremym Brettem - odtwórcą roli detektywa w mojej ulubionej adaptacji dzieł Doyle'a.
Ogólnie rzecz biorąc, album nie przypadł mi za bardzo do gustu, ale doceniam solidny warsztat i przygotowanie scenarzysty i rysownika. Pewnie gdybym był nie tylko miłośnikiem Sherlocka, ale i fanem wampirów, byłbym tym komiksem zachwycony. Jednak w obecnej sytuacji moge tylko być wdzięczny za szacunek dla Doyle'a i to, że scenarzysta nie starał się go "zakasować" fabularnie. W dalszym ciągu jedynym znośnym połączeniem Sherlocka z wampirami pozostaje dla mnie opowiadanie "The Adventure of the Sussex Vampire" (w którym zresztą podejście Holmesa do kwestii wampirów otwarcie przeczy wydarzeniom z komiksu). Dlatego też zwrócę "Wampiry Londynu" do biblioteki bez żadnej chęci zakupu tej pozycji na własność.