PROPOZYCJA NR 1: Skoro ten temat regularnie wraca to może by tak założyć osobny wątek w dziale ogólnym na dyskusję wyłącznie o felerach drukarskich itp., bo w tej chwili chyba nie ma takiego? Jakby komuś coś nie pasowało to łatwiej byłoby poszukać czy ktoś już zgłaszał taką czy inna usterkę w tym czy innym komiksie tego czy innego wydawcy. Myślę, że JanT się ze mną zgodzi (i może sam go założy), że takie coś by się przydało, bo często zwraca uwagę na takie rzeczy.
PROPOZYCJA NR 2: Chciałem jeszcze trochę pociągnąć dyskusję o odbiorze staroci i nowości, ale zaraz dobijemy do 101 strony i dyskusja pewnie zostanie przerwana w połowie. Czy dałoby się wydzielić kolejną część tego wątku (WKKM cz. 8 - aleśmy już nastukali stron
) od początku poprzedniej strony?
Itachi, to jak to w końcu jest? Najpierw piszesz, że masz dość wszelkich staroci w WKKM, a później piszesz, że nie podobają ci się starzy mutanci, ale pierwsze Pająki były dla ciebie ok? Sam widzisz, że klasyki są różne! Moim zdaniem "Zmierz mutantów" miał fragmenty lepsze (Neal Adams i od bidy Jim Steranko) i gorsze (Barry Windsor-Smith, Don Heck, Werner Roth). Na szczęście inne w klasyki w WKKM to w większości albumy z przewagą tych lepszych momentów.
Jak już się ukażą to daj szansę obu tomom "Nick Fury, Agent of Shield" Jima Steranko (szczególnie tomowi drugiemu), bo miażdżą cyce i to jest retro doskonałe fabularnie i artystycznie. Na pewno spojrzysz łaskawszym wzrokiem na ramotki:
Stare komiksy nie czyta się tylko po to, żeby czytać dobre komiksy. Inne powody to chęć poznania wcześniejszych losów postaci, które je ukształtowały, jak również chęć przekonania się jak komiks zmieniał się na przestrzeni lat, gdzie i kto wprowadził pewne rozwiązania graficzne i fabularne po raz pierwszy i dzieła których artystów wciąż inspirują dzisiejszych twórców.
Aktualnie (jeśli mam na to czas, a z tym niestety ciężko) czytam komiksy Marvela ze Złotej Ery. Nie miałem złudzeń, że 90% tego to totalna słabizna i nawet najsłabsze komiksy z lat 60. wydają się przy nich arcydziełami. Ponadto większość z tych starych zeszytów to białe kruki nie wznawiane od ich pierwotnego wydania w latach czterdziestych więc muszę dodakowo katować się bardzo marnej jakości skanami, na których kolory wyblakły, a tekst jest tak nieostry, że ciężko go przeczytać. Mimo to lektura tych kijowych staroci sprawia mi przyjemność.
To chyba kwestia elastyczności wyćwiczonej ilością przeczytanych komiksów. (Swoją drogą zastanawiam się czego oczekiwali ludzie zainteresowani magazynem "Coś na Progu: Złota Era Komiksów"). Musisz podchodzić do tych komiksów z innym nastawieniem tak jak inaczej podchodzisz do "Kaczora Donalda" i "Sandmana". No chyba, że te dwa przykładowe komiksy też byś oceniał jedną miarą.
W Extremis też treści było niewiele, ale za to kadrowanie i warstwa graficzna znakomicie uzupełniała braki czy luki.
Dla mnie Extremis jest słaby graficznie i tylko niewiele lepszy fabularnie. Jedyne co było w tym komiksie godne uwagi to upgrade Tony'ego. Fabuła osnuta według najbardziej oklepanegio i przewidywalnego schamatu - protagonista dostaje bęcki - protagonista trenuje/doskonali się - protagonista wygrywa w drugiej rundzie. Plus obligatoryjne przypomnienie genezy. Gdyby to jeszcze czymś obudować to może byłaby to wciągająca lektura, ale to niestety był niestety sam szkielet i nic poza tym. Mało. Rysunki wyglądały jak z jakiejś gry komputerowej - sztuczne, pozowane i nieciekawe. Sceny walk były mało dynamiczne. W ogóle kadrowanie było do bani, bo w wielu kadrach było mnóstwo zmarnowanej przestrzeni pokazującej zbyt dużo pozbawionego detali tła. Były bardzo sztuczne, pozowane. Oglądanie ich było dla mnie równie ekscytujące jak oglądanie stopklatek z filmu zamiast samego filmu. Przeczytałem ten komiks, głównie dlatego, że to ważna historia z Iron Manem. Nie krytykuję ogółu nowych komiksów tylko dlatego, ze ten jeden mi się nie spodobał.
X-men u sposób konstrukcji plansz nie różni się NICZYM od analogicznych innych serii z tamtych lat, szczególnie że scenarzyści i rysownicy pracowali nad wieloma seriami.
No sorry, ale takiej konstrukcji planszy jak u Adamsa to nigdzie indziej nie bylo w tedy w superhero. Gene Colan w Daredevilu był blisko, ale nie wystarczająco. A takich pop-artowych cudów jak wymyślał Steranko nikt inny wtedy ani w Marvelu, ani w DC, nie robił. Dlatego w creditsach na stronie tytułowej X-Men #51 było "Artysta: Sami wiecie kto." Wystarczyło spojrzeć na stylizowany tytuł historii, aby domysleć się kto jest rysownikiem.