Ciekawa sprawa z tym Deadpoolem. Z Waszym rozczarowaniem, znaczy...
Nie zamierzam udowadniać, że to się da czytać, ale myślę o trudności czy oporze, jaki stawia i powodach takowego.
Może dlatego, że wyrasta z klimatu późniejszych nieco przygód X-Menów w latach dziewięćdziesiątych? I na specyficznym gruncie mainstreamu ówczesnego, a już poza zasięgiem stylistyk szybko oswajalnych przez nas (pokoleniowo) za sprawą sentymentu?
Może ci, którzy chwalą poznali Deadpoola takim, w tej pierwszej jego dużej historii? A on jest jeszcze w tym wszystkim nieopierzony taki, niekonwencjonalny na tamtym etapie superbohaterszczyzny (niedo)rozwoju i trudno to dziś ugryźć, gdy to świeże już nie jest, a szlachetną patyna pokryć się nie daje?
Też się w opowieść Kelly'ego wgryzałem z pewnym wysiłkiem, ale gdzieś w połowie coś zaiskrzyło. I lubię tę historię. Choć nikomu (Murazorze) nie zagwarantuję, że finał mu satysfakcjonująco zwieńczy dzieło. To raczej konsekwentna stylistycznie i koncepcyjnie opowieść.