Człowiek zagląda, pięć nowych stron. Myśli sobie - coś musiało się stać...
A tu spory o wyższość Świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą...
"Weapon X" odświeżyłem sobie kilka tygodni temu (po dość długim czasie), przy czym z lekką obawą czekam na dzień jutrzejszy, żeby się przekonać, co też takiego narobili w kolorach.
I tak się teraz zastanawiam: Czy to jest najlepszy komiks w Kolekcji? Nie wiem.
Czy najbardziej dojrzały? To jest już trochę bardziej prawdopodobne, choć nie przesądzam.
Ale:
Mam z tym komiksem problem. Odnoszę takie wrażenie, że wokół niego nabudowano otoczkę "elitarności" na zasadzie, że albo komiks podziwiasz albo go nie rozumiesz. Pytanie tylko, czy słusznie.
Sama historia wydaje się być lekko schematyczna a przynajmniej składająca się ze schematycznych elementów składowych: mamy zamkniętą przestrzeń (standard jeśli chodzi o horror/kryminał), amoralnych naukowców (dzisiaj to banał) oraz "bestię" biegającą korytarzami (tyle, że ta bestia to "bohater"). Generalnie trochę taki klimat pod "Obcy. Ósmy pasażer Nostromo".
Psychologia postaci? Tak bardzo pobieżnie:
Zły doktor, roztrzęsiona, ale posłuszna autorytetowi asystentka, działający mechanicznie ochroniarze/żołnierze i balansująca na granicy człowieczeństwa i zezwierzęcenia Ofiara Eksperymentu. Jasne. To może robić wrażenie, jak się czyta po raz pierwszy w wieku "nastu" lat (na zasadzie: "Wow! Ale mrok!"). To mogło być coś dużego 30-ści lat temu. Ale na dzień dzisiejszy uważam, że charaktery postaci lepiej zostały nakreślone w takich "Ultimates".
Jak dla mnie niezaprzeczalnym pięknem "Weapon X" jest surowość tej historii; pod pewnymi względami odbieram ją mniej więcej w taki sposób jak "Conana Barbarzyńcę", którego kocham za niemal zupełny brak komputerowych wodotrysków. Ten właśnie element tak bardzo podoba mi się w "Weapon...".
Ale czy można nazwać to horrorem? No nie wiem. Dla mnie horrorem (a nie np. dark s-f) jest taki "Obcy. Ósmy pasażer...", ale w "Weapon X" aż takiego klimatu nie czuję (choć faktem jest, że zawsze marzyła mi się ekranizacja "Broni..." w konwencji "Obcego..." albo chociaż "Blade Runner").
Czyli tak po prawdzie to nie bardzo wiem, jak ten komiks zakwalifikować: nie jest to typowa historia, bo ma pretensje do bycia czymś więcej. Pytanie tylko brzmi: czym? Jeśli chodziło o psychologię to odnoszę wrażenie, że nie do końca wyszło i w efekcie mamy zawieszoną między gatunkami hybrydę, biorącą po kawałku z tego i z owego, nie wyczerpującą żadnego z nich do końca. A chyba nie o to w tym wszystkim chodziło...
Jeśli ktoś chce, może napisać, że nie zrozumiałem tej historii