Chyba piszą tu o mnie.
Jakoś mi komiks [Wieczna Wojna] nie podszedł. Książka może by bardziej mnie wciągnęła?
Obawiam sie, ze nie, bo, co w ogolnosci stosunkowo rzadko ma miejsce w przypadku adaptacji, komiks jest lepszy od ksiązki. Czytajac najpierw komiks, ktory przeciez w komiksowie uznawany jest za hard SF, mozna by oczekiwac, ze w ksiazce z tym "hard" to dopiero bedzie jazda na maksa, bo przeciez w powiesci, ze wzgledu na "hard"-friendly tworzywo jakim jest verbum, mozna "zahardzic" bardziej niz w komiksie.
Niestety nic z tych rzeczy. W tym kontekscie ksiazka jest na tym samym hard-poziomie co komiks i to jeszcze na dodatek toczona jest przez robactwo niekiedy mocno nie-hard fragmentów, ktorych znamiennym przykladem jest wyjasnienie pochodzenia i generowania pola stasowego, sprowadzajace sie do jakiejs glodnej, nic nie znaczacej frazy, ktorej juz nawet nie pamietam (a la "energia z innego wymiaru", czy jakos tak), po ktorej nastepuje stwierdzenie Mandelli, ze sam nie wie jak to dziala, bo przeciez juz bardzo dawno studiowal fizyke. To, co jest najlepsze w ksiazce, zostalo wyekstrahowane na rzecz komiksu, a pod wzgledem jakosci fabuly nawet ulepszone, poprzez lepsze rozlozenie akcentow celem podniesienia dramaturgii niektorych watkow.
Wieczna wojna jako powiesc slabo trzyma sie w dzialce hard SF tak jak jest ona rozumiana dzisiaj, a i literacko jest bardzo, bardzo przecietna. Oczywiscie, to wszystko i wylacznie moim zdaniem.