Myślę, że tak nie było - od zawsze statkami trzeba było manewrować. Ale ekspertem w tej sprawie nie jestem.
Oczywiście, że nie, statki, dokładniej okręty (bo to poprawna nazwa jednostki wojennej) zawsze manewrowały. Tylko pytanie było, czy chodzi o walke 2-3 jednostek, czy całych flot. Pojedyncze jednostki to zupełnie inna walka, niz całej floty.
Floty generalnie starały się pływać w szyki liniowym tak burty większych jednostek były skierowane na przeciwnika, mniejsze jednostki eskortowały większe tak by mniejsze okręty przeciwnika nie podpłynęły za blisko, a pozostałe jednostki chowały się za dużymi okrętami. Oczywiście dochodzi jeszcze odpowiednia taktyka, konkretnych armii/marynarek.
Jak walka była między pojedynczymi jednostkami, wchodziła już czysta taktyka i konkretna doktryna dzięki czemu było to bardziej widoczne. Np, brytole woleli podpływać w zasięg bezpośredni waląc z moździerzy, karonad, dział i co było na pokładzie niszcząc załogę a następnie robić abordaż. A Hiszpanie bardziej przykładali wagę do niszczenia takielunku i masztów tak by unieruchomic wrogi okręt i wtedy powoli go dobijać.
Oczywiście to w epoki kiedy królowały żaglowce.
Przeczytałem pierwszą książkę z tej serii i własnie nie - tam było manewrowanie, ale go nie ogarniałem, bo koleś zrobił miks SF z łajbami z czasów 1 WŚ. Wg mnie słabo wyszło.
Tu znowu podkolorowałem, bo miało się czasami wrażenie, że te floty stoją i wala do siebie chmurami rakiet. W pierwszej książce akurat nie było zbytnio opisanej bitwy na sporą liczbę jednostek. Ale zgadam się facet zrobił mix, a nawet pokusiłbym sie o stwierdzenie, że upakował typowe morskie doktryny wojenne z okresu 18-19 wieku w przestrzeń kosmiczną.
Jako, że prowadzenie walk na morzu sprowadzało się w sumie do ustawienia linii najcięższych okrętów i ostrzeliwaniu się nawzajem. Oczywiście manewry i tam występowały, chociażby osławione "postawienie kreski nad T". Dobitnie też świadczy występowanie tzw. uzbrojenia pościgowego na okrętach u Webera, a powszechnie używanego na żaglowcach i kompletnie wypartych w okrętach na których używano wież dziobowych i rufowych (czyli 1WŚ).
Nie wiem czy ze średniowiecznym hełmem na głowie da się dowodzieć - mało widać. :P Tam chyba dopiero trzeba było mieć dobry plan i karnych wojów żeby go wykonali.
A tu mógłbym się rozpisać na kilka stron, jako, że sam od praktycznej strony mogłem posmakować tego, będąc w bractwie rycerskim.
Otóż, nie do końca. Zależy jeszcze od hełmu, ale zazwyczaj widać całkiem znośnie, natomiast słuch jest dość przytłumiony. Dlatego na dziesiętników i setników, często wybierano gości co mieli mocny i donośny głos. Po za tym jak dochodzi do walki to jest jeden wielki chaos. I wtedy dowodzenie z pierwszej linii sprowadza się raczej do posyłania kolejnych zastępów, ewentualnie do natarcia jazdą od flanki.
Ba sama jazda to też nie tylko ciężkozbrojni z kopiami jak w filmach, na każdego "kopijnika" przypadało 5-7 osób-giermków konnych osłaniających go.
Inaczej jest przed bitwą, albo jak dowódca siedzi gdzieś obok, jak np. Jagiełło pod Grunwaldem. No ale to za dużo do opisywania.