Było już o Coseyu, to ja jeszcze słowo o "Lovecraftcie". Przede wszystkim niesamowite rysunki. Argentyne w tym czuc na milę*, nawet w twarzach postaci. No i ta świetna dychotomia stylu graficznego dla interferencji świata wizji ze światem realnym (hehe, tylko który jest tym prawdziwym - tu Lovecraft miałby zgoła odmienne zdanie od większości). Nie mówiąc już nawet o również świetnej fabule, będącej biografią w iście lovecraftowskim stylu.
Pod względem strukury fabularnej "Lovecraft" przypomina nieco - wspominane tutaj całkiem niedawno - "Ostatnie kuszenie" Gaimana. Choc jestem fanem Alice'a Coopera (drugi główny bohater "Kuszenia"), zarówno jego twórczości (postac Stevena przewija się również w kilku jego dośc wczesnych kawałkach - album "Welcome to My Nightmare"), jak i człowieka (bardzo interesujący życiorys - szczegolnie w okresie gdy był jednym z freakow orszaku Salvadora Dali - tak, tego Daliego), to z pełną stanowczością stwierdzam, że "Kuszenie" na tle "Lovecrafta" wypada bardzo, bardzo blado, i to nie dlatego, że pierwszy komiks jest B&W, a drugi kolorowy.
* rysownik jest Argentyńczykiem.