Przepraszam, że tak z butami, ale aż mnie klawiatura świerzbi.
Powiem szczerze, że kiedy pierwszy raz sięgnąłem po Sandmana, a był to właśnie pierwszy tom, to to co mnie natychmiast przyciągnęło to były właśnie kolory. Bardzo mnie zaskoczyły, ale i zachwyciły te nieco staroświeckie kolorki.
Nie widziałem wcześniej wersji absolute pierwszych opowieści i te kilka porównań kadrów widocznych w linku powyżej wygląda na moje oko tragicznie. Choćby gabinet Bugessa - w oryginale sprawiający wrażenie ciemnego i zatęchłego, zamienia się w przyjemny pokoik gdzie niemal da się wyczuć dyskretną woń francuskich perfum (pewnie uwalnianych przez to świecące jajo na ścianie - zawsze myślałem że to jakiś malunek). Trochę to zmienia odczucia co do tego wszystkiego co się na kartce dzieje mam wrażenie.