Pierwszy tom za mną (a właściwie jedna kompletna, zamknięta historia, bo tom drugi nie był w planach, jest kontynuacją po latach). Spodziewałem się obyczajówki, tego że kot Vincent maluje zamiast van Gogha, wszyscy się do siebie uśmiechają, jest miło i przyjemnie. Coś jak Ratatuj, ale zamiast szczura kucharza i kuchennego nieudacznika, mamy malarza łamagę i artystę kota. Ale to zupełnie nie jest tak (poza tym, że van Gogh jest tym nieudacznikiem, a kot artystą). Dostałem totalną jazdę bez trzymanki, narkotyczne wizje i surrealizm (wiecie co to jest cyprys? W tej opowieści mówi i porusza się jak Entowie we Władcy Pierścieni). I do tego kotek nie jest miły, oj nie, ani trochę. Ma wszystkie najgorsze cechy jakich można spodziewać się, myśląc o najgorszych cechach dalekiego kuzyna Kota w Butach, który na jednej z pierwszych stron na pytanie "Kim jesteś?" odpowiedział "Geniuszem w kociej skórze". Zadufany w sobie pijak, imprezowicz, złodziej, uwodziciel nieletnich kotek i tak dalej. Czad!
Mimo tych wszystkich przywar Vincent to kompan Bogu ducha winnego van Gogha. Dwaj przyjaciele z boiska, to znaczy ze sztalugi. Razem z nimi przeżywamy różne, nieraz chore przygody. Przez komiks przewala się sporo różnych artystów z tamtego (i nie tylko) okresu, odwiedzamy Wystawę Światową, na której odsłonięto nowiusieńką Wieżę Eiffla, podróżujemy pociągiem przez pola słoneczników i dowiadujemy się kto tak naprawdę namalował obraz "Wolność wiodąca lud na barykady". Strona graficzna tego komiksu zwala na podłogę, robi ippon, a potem skacze po brzuchu czytelnika z rękami w górze i okrzykiem zwycięstwa. Jest fenomenalna.
Pierwsza kompletna opowieść, wydana w 2002 roku za mną. Teraz pora na kontynuację, której premiera przypadła na rok 2010. Wróbelki ćwierkają (no dobra nikt nie ćwierka, przeczytałem kilka pierwszych stron), że w kontynuacji Vincent i van Gogh są zjawami. No i na pierwszej stronie pojawia się sam Hitchcock. Będzie ciekawie.