Liga Sprawiedliwości kontra Suicide Squad, LS tom 3Event muszę powiedzieć całkiem udany, po trzech okropnych tomach LS Hitcha miło było przeczytać coś z Ligą hmmm może i dość przeciętnego, wtórnego, ale chociaż dobrze napisanego(na tle Hitcha to scenariusz jest wręcz wybitny
). No po prostu dobrze i szybko się czytało, a i rysunki przez cały event trzymają równy, dobry poziom.
Natomiast 3 tom LS to ech.. ile razy można w ciągu 3 tomów robić inwazję potężnych obcych co oczywiście chcą zniszczyć, zniewolić Ziemię. W tym tomie dostajemy nawet 2x najazdy obcych. Najpierw w pierwszym zeszycie atakują Ziemię jacyś potężni galaktyczni hmm górnicy, co prawda ich atak jest tylko wymówką by członkowie LS sobie trochę pogadali(wypada to sztywno, bez przekonania), ale serio trzeba było tworzyć tak potężnego przeciwnika z kosmosu jako wymówkę do rozmowy między członkami Ligi? Nie można było to jakoś wpleść w walkę z jakimś ziemskim przeciwnikiem Ligi, który ich chwilowo gdzieś uwięził i mają chwilę na rozmowę, zanim nie wymyślą jak uciec...
Daniem głównym tomu jest walka a jakże z...kosmitami. Jak dla mnie jeden wielki chaos
(kosmici, podróże w czasie, bomby temporalne, jacyś dziwni podróżnicy w czasie gadający z jakimiś kryształami, w skład których wchodzi przyszła/przeszła córka Luthora(?)...)
. Jeden wielki misz masz, akcja niby szybka, niby nie ma miejsca na nudę, ale...czyta się to kiepsko...
Ech...