Dwie rzeczy mnie zaintrygowały w tym dość dziwnym tomie. Pierwsze: jak bardzo (i to jedyny taki przypadek w "Odrodzeniu" z tych mi znanych) zeszyt "JL: Rebirth" #1 streszcza całą następującą w regularnych zeszytach serii, rozpisaną juz na pięć odcinków, historię. Jasne, to nieco inne zagrożenie, szybsza nieco też reakcja, ale obie historie w podobny dość sposób sprowadzają się do kwestii "zaproszenia" i "wybadania" Supermana i przy okazji (spoiler?) żazegnania zagrożenia.
Drugie: historia Hitcha stanowi otwarcie nie tyle dla tego rozdziału losów drużyny, ale też dla poszczególnych postaci (w oczywisty sposób dla Supermana, ale też dla Wonder Woman, co pokazują dyskusje z "głosów" z nią, trochę dla Jessiki chyba też). W ogóle sposób ułożenia tego starcia, gdzie poszczególni członkowie dzialają w istocie solo, bedąc jedynie koordynowani przez Batmana, dawal szczególne pole do popisu, ale nie czuję, by udało się to w tym przypadku wykorzystać. Gdyby poszczególne wątki nie były takie nędzne ("śmiali się z moich kryształów..." - - No jasne, ze się śmiali!! I ci przy zdrowych zmysłach, ciągle się śmieją!!), a cliffahngery nieco mocniejsze ("musisz wyruszyć do wnętrza ziemi" - "kurczę, tam jest dość ciepło, nie?"), może udałoby sie posiać jakąs emocję. A tak jest, niestety, mizernie.