Znam co najmniej kilka niezłych. Chociażby przywołany klasyk z okresu międzywojnia.
Może, jak wyjaśnię to na przykładzie, to będzie łatwiej: Są utwory komiksowe, które w mądry sposób mówią o historii i oddają hołd lub choćby sprawiedliwość bohaterom swoich opowieści. Za ich przykłady uważam takie rzeczy jak "Strefa wojenna Gorazde", "Dzienniki ukraińskie" czy "Berlin". Z naszych rodzimych wymieniłbym tutaj "Westerplatte" czy "Monte Cassino".
Konwencję komiksu superbohaterskiego uważam natomiast za niewłaściwą do oddawania hołdu i sprawiedliwości komukolwiek czy czemukolwiek i nacechowaną brakiem powagi. I dlatego za niepoważną uważam argumentację, że skoro komuniści kiedyś nas gnębili, to mamy teraz moralne prawo robić sobie z nich jaja w komiksach. Nier znaczy to rzecz jasna, że nie ma niezłych komiksów tego typu. Są, są. Ale to, że są niezłe, nie wyklucza faktu, że są głupkowate. Na przykład film "Bękarty wojny" był niezły i zarazem głupkowaty.
Moim zdaniem: mamy prawo robić sobie jaja w komiksach, ale nie powinniśmy tego faktu tłumaczyć, tym, że jest to odwet za dawne krzywdy, ani tym bardziej tym, że jest to nasze moralne prawo, bo czyniąc tak okazujemy lekceważenie naprawdę skrzywdzonym i niezrozumienie tego, czym była owa krzywda.
Krótko mówiąc: nie nalezy wytaczać armat ani przeciw wróblom, ani w ich obronie.