Tyle tylko, że wtedy eS miał cztery miesięczniki i twórcy mogli sobie pozwolić na wprowadzenie mnóstwa drugoplanowych postaci oraz robienia historii z typowym dziennikarskim śledztwem, gdzie Superman pojawia się gdzieś na końcu żeby "save the day". No i przede wszystkim nie było ciśnienia na to, żeby pisać wszystko pod trejdy. To było świetne uczucie poczytać jedno czy dwuczęściowe opowieści, które nie miały obowiązku zmieniać wszystko na zawsze.
Chociaż i wtedy pojawiało się sporo zgrzytów. Dla mnie przykładowo druga połowa "Reign of Supermen" oraz całość wątku Człowieka z Energii była do niczego. Następnie znowu zrobiło się fajnie, aż do momentu w którym Marvel i DC zapragnęło upodobnić się do gniotów z wczesnego Image.
Swoją drogą wtedy (czytaj: początek lat 90-tych) też i Batman miał świetny okres. Ówczesne serie "Legends of the Dark Knight" oraz "Shadow of the Bat" do dziś stawiam kilka pięter wyżej niż wychodzące równolegle "Batman" oraz "Detective Comics".