Przeczytałem wreszcie trzy pierwsze tomy "Sagi", a zatem - jak rozumiem z końcówki tomu 3. - pierwszą część historii, po której dalsze wydarzenia toczyć się będą nieco później.
I jestem oczarowany.
Nie dziwię się sukcesom tej serii.
To produkt idealny. I wspaniały kicz.
I piszę to z autentycznym podziwem, bo komiks bardzo mi się podobał - jakże mógłby się nie podobać?
Jako produkt skrojony jest tak, by sięgnąć najszerszej grupy czytelników: obu płci, wszelkich orientacji, całkiem sporego przekroju wiekowego (niby dla dorosłych, ale podejrzewam, że sporą część czytelników stanowi też młodzież).
Postacie zarysowane tak, aby każda - dosłownie każda - budziła sympatię, wobec czego każdy czytelnik łatwo odnajdzie swoich faworytów.
Akcja - dynamiczna; wykreowany świat - pełen ciekawych pomysłów i smaczków; humor - bez zbędnych sucharów, wynikający z dziwności świata przedstawionego i zaistniałych sytuacji.
Do tego luz i dystans (nie tylko w narracji, ale także w samych postaciach).
Kiczowata jest sama konwencja space-opery, czy tam może space-fantasy, z nagromadzeniem pomysłów ze wszystkich stron współczesnej (pop)kultury. Rysunki Staples oraz kolorystykę też do tego zaliczam: są tak przyjemnie "łatwe" w odbiorze, upiększone, lekko skręcające ku konwencji mangi...
Czytanie "Sagi" dostarczyło mi więc naprawdę wiele radości.
P.S. Dla porównania w gatunku space-opery mamy też obecnie na rynku "rówieśnika" "Sagi", tj. "Strażników Galaktyki" Bendisa. Wystarczy zestawić oba komiksy, by stwierdzić (niestety!) miałkość serii Marvela. A potencjał przecież był - napędzany filmem i rozległością kosmosu Marvela...